Arkadiusz Reca na własnej skórze przekonał się, jak koronawirus paraliżuje włoską piłkę. Wczoraj wyjazdowy mecz SPAL z Parmą kilkukrotnie wisiał na włosku, aż wreszcie rozegrano go z ponad godzinnym opóźnieniem – oczywiście bez udziału publiczności. W rozmowie w magazynie “Stranieri” na antenie Weszło FM reprezentant Polski opowiedział o próbach walki z epidemią we Włoszech, czasami dość kuriozalnych, nie mających większego sensu. Piłkarz przyznał, że mimo wszystko wolał ściągnąć rodzinę z Polski do siebie, bo uważa, że tam będzie bezpieczniejsza. Zapytano go też o zdrowie, bo w spotkaniu z Parmą musiał zejść z boiska jeszcze przed przerwą. Poniżej tekstowy zapis rozmowy.
Jak twoje zdrowie? Nie chodzi jednak o koronawirusa, o tym jeszcze pogadamy.
Dziś rano mieliśmy trening pomeczowy, spotkałem się z doktorem i fizjoterapeutami. Powiedzieli, że to prawdopodobnie tylko mocne stłuczenie nogi. Miałem też robione USG, żebyśmy mieli pewność, że to nic poważnego. Teraz wróciłem, dostałem płytkę ze zdjęciem, przekazałem doktorowi i za jakiś czas dowiem się, czy to coś oznaczającego dłuższą przerwę. Wierzę jednak, że skończy się na stłuczeniu.
Wasz trening wyglądał dziś inaczej niż jeszcze jakiś czas temu, gdy sytuacja we Włoszech była spokojniejsza?
W sposobie trenowania nic się nie zmieniło, ale poza treningami władze klubu chcą, żebyśmy uważali przy wyjściach z domu, niepotrzebnie nie wychodzili, a jeżeli jest możliwość, zakupy zamawiali online. Nie możemy też opuszczać miasta. Wśród zawodników są obawy o tego wirusa. Mamy swoje rodziny i boimy się o nie. Nie jest to normalna sytuacja.
Jak z twojej perspektywy wyglądało zamieszanie przed meczem z Parmą? Mieliście wychodzić, potem was cofnięto, kilka razy przekładano rozpoczęcie spotkania. Różne myśli musiały pojawiać się w waszych głowach.
Oczywiście, że tak. Była to naprawdę dziwna sytuacja, pierwszy raz spotkałem się z czymś takim. Staliśmy już w tunelu, sędziowie sprawdzali nam obuwie. Mieliśmy wychodzić na boisko i nagle jakiś człowiek – nawet nie wiem, kim on był – zawołał sędziów i powiedział, że musimy chwilę poczekać. Po chwili sędzia przyszedł i zakomunikował o wstrzymaniu meczu, że trzeba odczekać pół godziny i że to decyzje ludzi, którzy są nad nimi. Nie wnikałem, o kogo chodziło. Czekaliśmy 30 minut i dowiedzieliśmy się, że mecz może zostać odwołany, ale jeszcze chwilę trzeba poczekać. Nastawialiśmy się już, że nic z tego, w końcu jednak sędzia przekazał informację, że gramy. Ponownie wyszliśmy się rozgrzewać i zagraliśmy. To trudne pod wieloma względami. Byliśmy już po rozgrzewce, skupieni na meczu, na dobrej grze. Mamy trudną sytuację w tabeli, a dzieją się takie rzeczy. Cieszymy się, że mimo takich okoliczności udało się wygrać.
Dostaliście wytyczne, żeby unikać podawania rąk i tak dalej, ale wczoraj widzieliśmy, że jednak było serdeczne przywitanie obu ekip, zapomnieliście o tym wszystkim i przeważyła ta ludzka strona.
Faktycznie jest powiedziane, że nie możemy się witać i rąk sobie nie podawaliśmy, ale uważam, że to wszystko jest bez sensu. Piłka to sport kontaktowy, przez 90 minut i tak były te sytuacje stykowe, zawodnicy w bliskim kontakcie. Decyzje, by nie witać się na środku boiska są bezsensowne, bo później tak czy siak do kontaktu na boisku dochodzi.
Jak patrzycie w szatni na przyszłość? Więcej jest głosów, żeby mimo wszystko grać czy zaczynają przeważać ci, którzy uważają, że lepiej wszystko anulować i być może ta niedziela była ostatnią kolejką Serie A w tym sezonie?
Rozmawiamy na te tematy. W internecie pełno spekulacji, że sezon nie będzie dokończony, ale nie mamy na to wpływu. Dostajemy dużo informacji o tej sytuacji, więc nie muszę dodatkowo słuchać o niej w szatni. Jak chłopaki poruszają ten temat, idę na siłownię, żeby się odciąć od niego, bo wybieganie do przodu jest niepotrzebne. Jeżeli za dużo będziemy o tym myśleć, to jak już przyjdzie nam grać, mentalnie nie będziemy gotowi, żeby skupić się na samym meczu. A jak mówiłem, jesteśmy w bardzo trudnym położeniu. Jeżeli sezon będzie trwał do końca, musimy regularnie punktować, żeby się utrzymać.
Bardziej wierzysz w utrzymanie w Serie A czy w dokończenie sezonu?
Niedokończenie sezonu byłoby dla nas dobrym rozwiązaniem. Prawdopodobnie nikt by nie spadł, wszystkie wyniki zostałyby anulowane. Wierzę jednak, że uda się utrzymać. Przyszedł nowy trener, trenujemy bardzo dobrze, a nasz styl gry nie wygląda jakoś dramatycznie. Mecz z Parmą dał nam pozytywnego kopa i jeśli przyjdzie nam rozegrać kolejne mecze, uważam, że będziemy punktować.
Pojawiają się już głosy, że możemy mieć Euro 2021. Ale zakładając, że tu zmian nie będzie, jak wyobrażasz sobie ten klikumiesięczny czas przed turniejem, skoro Serie A by nie grała, a ty byłbyś powołany?
Też już myślałem na ten temat i… nic nie wymyśliłem. Sam nie wiem, jak by to wyglądało. Gdyby ligę zawieszono, wątpię, żeby kazali nam zostać i trenować, to byłoby narażanie naszego zdrowia.
Może gościnne treningi w Płocku?
Nie wiem, czy PZPN organizowałby dla takich zawodników jakieś treningi z trenerami kadry, nie mam pojęcia. Gdyby była taka możliwość, na pewno chciałbym z niej skorzystać, byłoby to dla mnie bardzo ważne. Inaczej miałbym spory problem, żeby utrzymać formę fizyczną na Euro 2020, zakładając, dostałbym powołanie.
Była jakaś rozmowa z selekcjonerem na ten temat?
Na razie żadnego telefonu nie otrzymałem.
LOT do czwartku zawiesił jakiekolwiek połączenia lotnicze z Włochami, nie wiadomo, co będzie dalej. Pytanie, jak i czy w ogóle byłaby taka opcja, żebyś przyjechał do Polski na najbliższe zgrupowanie reprezentacji?
Zastanawiałem się też, jak można by to rozwiązać, ale jak dotąd nie rozmawiałem z nikim z PZPN-u. Staram się nie zamartwiać, jeszcze jest trochę czasu. Faktycznie anulowano loty do Polski, ale nie wszędzie, na razie RyannAir chyba jeszcze się nie wycofał. Nie mam pojęcia, jak ta sytuacja będzie wyglądała za dwa tygodnie.
Jak przebiega teraz twoje codzienne życie poza ograniczaniem wychodzenia z domu?
Dziś do sali fizjoterapeutów przyszła pani doktor i powiedziała, że maksymalnie może się w niej znajdować czterech piłkarzy i czterech fizjoterapeutów. Ci, którzy w danym momencie nie potrzebują żadnych zabiegów, nie mogą się tam znajdować. To też dla mnie trochę śmieszne, bo zaraz potem mieliśmy odprawę i w jednym pomieszczeniu znalazło się dwudziestu piłkarzy. Co do mojego życia prywatnego, postanowiliśmy z żoną, że ona i córka przylatują do mnie. Wiem, że koronawirus dotarł już do Polski, dlatego wolę, żeby były tutaj. Sądzę, że u nas szybciej mogłyby się zarazić niż będąc na miejscu ze mną. Mamy fajny dom i ogródek, żeby córka mogła się pobawić na podwórku. Ja wychodzę na trening i po nim od razu wracam. Dziś dowiedziałem się, że mamy możliwość zamawiania zakupów do domu, więc na pewno będziemy z niej korzystać. Martwię się o rodzinę, dlatego będziemy minimalizować ryzyko.
***
Cała audycja “Stranieri” z 9 marca:
Fot. Newspix