Jedyny angielski zespół, który do tej pory nie przegrał wiosennego meczu w pucharach? Manchester United. „Czerwone Diabły” ten tytuł najpewniej stracą jeszcze dziś, ale faktem jest, że po meczach Ligi Europy z godziny 19:00, to one są najlepszym reprezentantem Wysp Brytyjskich na Starym Kontynencie w tym roku. Starcie w Belgii nie porwało, jednak przed rewanżem ekipa Solskjaera jest w dobrej sytuacji.
W pierwszej części spotkania obydwie drużyny pograły sobie fifty-fifty. Miały w zasadzie po dwie stuprocentowe sytuacje, solidarnie wykorzystały po jednej. Najpierw, po nieco usypiającym początku, efektowne otwarcie zaserwowali nam gospodarze. Emmanuel Denis wykorzystał błąd rywala, urwał się sprintem z piłką i przelobował Sergio Romero sprzed pola karnego. „Czerwone Diabły” prowadziły chyba jakiś specyficzny eksperyment społeczny, bo podobne akcje w pierwszych 45 minutach widzieliśmy dość często. Gospodarze w moment potrafili znaleźć się na połowie rywala, praktycznie bez obstawy obrońców, ale tylko raz udało im się to wykorzystać. Nie wiemy, czy Brugge chciało się zrewanżować Anglikom za taką rozwiązłość w tyłach, ale przy wyrównującym golu… zrobiło to samo. Anthony Martial urwał się obrońcy, stanął oko w oko z bramkarzem i płaskim strzałem skierował piłkę do siatki.
Co jeszcze zapamiętamy z pierwszych 45 minut? Świetną interwencję Simona Mignoleta, który po trudnym strzale z dystansu sparował piłkę na słupek. Belgijski bramkarz zaliczył zresztą… asystę przy wspomnianej wcześniej bramce Dennisa, więc tym występem pozytywnie przypomniał się kibicom z Wysp. Jego vis a vis być może sporo ryzykował swoimi wyjściami, ale też błysnął, broniąc uderzenie z ostrego kąta. Ale Romero pokazał się też z gorszej strony. Już w pierwszych minutach gry mieliśmy mocno kontrowersyjną sytuację, kiedy ostro potraktował przeciwnika, co uszło uwadze sędziego. Podobnie zaczęła się druga część spotkania, bo po ciosie łokciem w twarz z boiska musiał zejść Eder Balanta. Nic dziwnego, że gospodarze zaczęli się trochę buntować przeciwko arbitrowi, który ich zdaniem faworyzował rywala, ale sami też nie byli święci, więc wkrótce obserwowaliśmy już typowy mecz walki.
Zdarzały się jednak przebłyski, bo już na starcie Mignolet musiał poradzić sobie z trudnym strzałem, końcówka meczu też zresztą należała do Manchesteru, który odważnie ruszył do ataków. Kapitalnego gola mógł zdobyć Juan Mata, który idealnie zgasił piłkę zagraną ponad głowami obrońców, ale Hiszpan miał dwie przeszkody. Pierwszą była kolejna skuteczna parada Mignoleta, drugą chorągiewka sędziego asystenta w górze. Potem było jeszcze kilka prób, ale ani strzały po stałych fragmentach gry, ani te oddane w wyniku oblężenia szesnastki rywala, nie przyniosły skutku.
United nie porwali, ale też nie rozczarowali. Nie są w sytuacji idealnej, ale też nie są w złej, bo nawet 0:0 na Old Trafford da im awans. Jakie jeszcze pozytywy można wyciągnąć z tego meczu „Czerwonych Diabłów”? Możecie nam nie wierzyć, ale United to pierwszy angielski zespół, który wiosną… nie przegrał w pucharach. Kto by pomyślał, że ekipa Solsjkaera będzie broniła honoru brytyjskiego futbolu?
Club Brugge – Manchester United 1:1
Dennis 15′ – Martial 36′
***
A co działo się na innych boiskach? Po zimowych transferach przybyło nam trochę polskich akcentów w Lidze Europy, ale w meczach z godziny 19:00 wystąpił ledwie jeden. Jakub Świerczok wraz z Łudogorcem świata jednak nie zawojował – jego drużyna być może nie poniosła sromotnej klęski, ale w całym meczu oddała tylko jeden strzał, w dodatku niecelny. Niezależnie od klasy rywala trochę wstyd. Lepiej strzelał natomiast Christian Eriksen, dla którego europejskie puchary mają być szansą do podłapania i zrozumienia stylu gry swojej nowej drużyny. Jak widać nauki idą nieźle, bo Duńczyk zapisał na koncie premierowego gola. Chwilę po nim mógł skompletować dublet, ale tym razem piłka odbiła się od poprzeczki. Za to na koniec Inter podwyższył wynik z rzutu karnego i patrząc na dyspozycję rywali, raczej zapewnił sobie awans.
Łudogorec Razgrad – Inter Mediolan 0:2
Eriksen 71′, Lukaku 90′
Pozostali? Grzegorz Sandomierski z ławki oglądał jak jego koledzy ogrywają Sevillę. Byłoby to teoretycznie całkiem przyjemne doświadczenie, ale w końcówce spotkania Hiszpanie stwierdzili, że tak łatwo się nie poddadzą. Wyrównująca bramka padła w dość komiczny sposób – po rogu piłkę udało się wybić przed własne pole karne, ale tam zgarnęli ją rywale. Obrońcy Cluj jednomyślnie ruszyli w jedną stronę, więc Sevilla miała korytarz do bramki, z którego chętnie skorzystała. Jak to mówią: lepszy niż remis niż… no wiadomo.
CFR Cluj – Sevilla 1:1
Deac 59′ – En-Nesyri 82′
Więcej emocji, tyle że przed telewizorem, miał Patryk Klimala. Jego Celtic szybko objął prowadzenie w Kopenhadze, jednak mógł wracać do domu na tarczy. Gospodarze po przerwie przeważali, doprowadzili do wyrównania i mogli objąć prowadzenie po rzucie karnym, jednak w bramce dobrze spisał się Fraser Forster. Interwencja naprawdę wysokich lotów – piłka uderzona w dolny róg, tuż przy słupku, a jednak golkiper Celtiku sparował ją na słupek.
FC Kopenhaga – Celtic Glasgow 1:1
N’Doye 52′ – Edouard 14′
Najwięcej bramek padło natomiast we Frankfurcie. Niemal równo rok temu Niemcy wygrali 4:1 z Szachtarem Donieck, a teraz taką samą porażkę musiał przyjąć na klatę Red Bull z Salzburga. Eintracht w tym roku nie ma litości dla ekip z tej stajni. W styczniu pyknął Lipsk w lidze, w lutym w krajowym pucharze, a teraz austriaccy bracia odebrali solidną lekcję od Daichiego Kamady, który załadował im hat-tricka. Na uwagę zasługuje zwłaszcza drugi gol, który padł po ciekawej akcji. Cztery podania wystarczyły, żeby rozmontować defensywę rywali.
Eintracht Frankfurt – Red Bull Salzburg 4:1
Kamada 12′, 43′, 53′, Kostić 56′ – Hwang 85′
Wspomniany Szachtar, który przed rokiem na tym etapie żegnał się z rozgrywkami, dziś jest bliższy awansu w starciu z Benfiką Lizbona. Ukraińcy pokonali rywali 2:1 przed własną publicznością, a ciekawostką jest fakt, że w tym spotkaniu padło pięć bramek, ale VAR anulował po jednym golu gospodarzy i gości.
Szachtar Donieck – Benfica Lizbona 2:1
Patrick 56′, Kovalenko 72′ – Pizzi 67′
Dość nieoczekiwanie z pucharami szybko może pożegnać się ubiegłoroczna rewelacja Ligi Mistrzów, czyli Ajax Amsterdam. Holendrzy przegrali z Getafe 0:2 po widowisku wątpliwej jakości. Ajax tak jak Łudogorec, nie oddał nawet celnego strzału. Symboliczne, że najciekawsze w tym meczu były symulki. Deyverson naoglądał się Drągowskiego i przyaktorzył po rzucie zapalniczką, a Babel… parodiował uraz rywala.
Getafe – Ajax Amsterdam 2:0
Deyverson 37′, Kenedy 90′
Na koniec Sporting, który łatwo, szybko i przyjemnie ograł turecki Basaksehir. Gospodarze mimo straty Bruno Fernandesa wciąż potrafią pograć ofensywnie. Po godzinie gry było 3:0 dla Portugalczyków i kwestia awansu nie jest rozstrzygnięta jeszcze tylko dlatego, że w końcówce Turkom udało się strzelił honorowego gola. Weterani z Dembą Ba i Martinem Skrtelem na czele będą więc mogli postarać się o 2:0 w rewanżu i sprawienie małej niespodzianki.
Sporting Lizbona – Basaksehir 3:1
Coates 3′, Sporar 44′, Vietto 51′ – Visca 77′
Fot. Newspix