Gdy dwa lata temu Liverpool zaczynał współpracę z trenerem od wrzutów z autu, to wiele osób śmiało się pod nosem z tego pomysłu. No bo co będzie kolejne – szkoleniowiec specjalizujący się w wbieganiu na boisko? Trener od rzutów sędziowskich? Tymczasem za pracą Thomasa Gronnemarka stoją fakty – “The Reds” z jednego z najgorszych klubów w lidze we wprowadzaniu piłki do gry ręką stali się fenomenem na skalę Europy.
W sezonie 2017/18 tylko dwie drużyny w Premier League rzadziej potrafiły utrzymać piłkę po wrzucie z autu. Liverpool tracił aż 55,5% piłek po wrzucie piłki w boisko. To była właściwie loteria – rzut, czasami udało się utrzymać, czasami nie. A częściej jednak nie.
Dziś Liverpool utrzymuje się przy piłce przy aż 68,4% wrzutach zza linii bocznej. To drugi najlepszy wynik w Europie. Ponadto niektórzy piłkarze znacząco poprawili umiejętność dalekiego wprowadzenia piłki do gry – dziś Andrew Robertson rzuca piłkę aż o jedenaście metrów dalej niż jeszcze dwa lata temu.
Za tą zmianę nie stoi jeden prosty trik. Za nią stoi jeden człowiek. I nie jest to legendarny Rory Delap, który w Stoke dorobił się takiej renomy, że rywale czasami woleli wybić piłkę na rzut rożny niż na aut, a klub chłopcom od podawania piłek przydzielał szmatki do wycierania ich przed przekazaniem Delapowi. Ta istotna zmiana w statystykach wicemistrzów Anglii wiążę się z osobą Thomasa Gronnemarka, prawdopodobnie jedynego, a na pewno najbardziej znanego trenera od wrzutów piłki z autu.
– Ludzie grają w piłkę 140 lat. Ja mam 44 lata i odkąd pamiętam nikt nie zajmował się rzutami z autu. Oglądasz mecz w telewizji, drużyna ma aut, zawodnik rzuca, strata. I co? I tyle. Nikt o tym nie mówi. Kibice, komentatorzy, po prostu nikt. Chwilę później ten sam piłkarz, który źle wprowadził piłkę z autu źle podaje, tym razem stopą, a komentator się ożywia i mówi “oj, to było bardzo złe podanie”. Zepsuje drugie podanie, to powiedzą, że gra słabo. Trzeci raz? Cóż, nie nadaje się ich zdaniem do gry w tym zespole. Z mojego punktu widzenia to dziwne… – mówi Gronnemark w świetnym wywiadzie udzielonym “Sky Sports”.
Duńczyk nigdy nie zrobił poważnej kariery piłkarskiej, lepiej szło mu w bobslejach, był nawet członkiem kadry narodowej. Jego dotychczasowym największym osiągnięciem w futbolu był… rekord Guinessa w najdalszym wyrzucie piłki z autu. Piłka przez niego ciśnięta pofrunęła na odległość 51,5 metra. Ale sekret jego sukcesów w roli trenera nie tkwi w tym, że buduje piłkarzom silne plecy i ramiona, a później nakazuje rzucać w kierunku najwyższego piłkarza w zespole.
– Od zawsze mówi się piłkarzom, żeby rzucali piłkę wzdłuż linii. Obojętnie gdzie pójdziesz na trening – i tak usłyszysz to samo czy to w klubie amatorskim, czy w profesjonalnym, czy na zajęciach z dzieciakami. A to najgorszy pomysł na rozwiązanie tego elementu gry. Zwykle mówi się, że to są sytuacje pięćdziesiąt na pięćdziesiąt, chodzi tylko o wygranie pojedynku. Ale na ogół w 20-30% takich wrzutów zespół atakujący traci piłkę. Ktoś powie “no dobra, ale jeśli daleko się rzuci wzdłuż linii, to straci piłkę 30 metrów dalej niż w miejscu wyrzutu, więc w sumie lepiej rozegrać to tak”. W porządku. Ale w momencie wrzutu to ty masz piłkę. Ty ją posiadasz. Dlaczego chcesz ryzykować coś na 20% szans powodzenia zamiast zrobić z tego coś konstruktywnego? – pyta.
Liverpool odpowiada na to pytanie twardymi liczbami. Tu już nie tylko podniesienie skuteczności samego utrzymania się przy piłce po wrzucie z autu. To dwanaście goli w tym sezonie, które padły po tym stałym fragmencie gry. Ten ostatni z Wolverhampton zaczął się od tego zagrania:
Wcześniej było chociażby trafienie Roberto Firmino z Tottenhamem:
– Kiedy tylko usłyszałem o Thomasie i jego pracy, to z miejsca chciałem go poznać. Dowiedzieć się jak pracuje, co robi, jaki ma wpływ na drużynę. Gdy się poznaliśmy, to byłem już na sto procent pewien – tak, musimy go zatrudnić – mówił Jurgen Klopp niedługo po tym, gdy Liverpool obwieścił światu, że będzie miał trenera od wprowadzania piłki do gry. W tym samym czasie Andy Gray, były ekspert Sky Sports, zaśmiewał się: – Haha, przepraszam bardzo, co? Jaki “trener od autów”? Co on mówi? “Oto piłka, chwyć, ją, unieś za głowę, nogi na ziemi i rzuć”. Tak to pewnie wygląda.
Dziś z Gronnemarkiem pracują kluby, które słyną z bardzo innowacyjnego podejścia do futbolu. Nie jest bowiem tak, że Duńczyk przesiaduje całe dnie w ośrodku treningowym Liverpoolu – najczęściej siedzi w swoim biurze, analizuje rozegrania, wysyła wytyczne i okresowo wpada na treningi drużyn, by wspomóc menadżerów w pracy nad stałymi fragmentami gry. Z jego usług korzysta RB Lipsk, niedawno rozpoczął współpracę z Ajaxem Amsterdam, przed Liverpoolem pracował już w FC Midtjylland. To właśnie duński zespół jako jedyny wyprzedza The Reds w statystyce przytoczonej na początku tego tekstu. Nadmieńmy – Liverpool jest w tym momencie liderem Premier League, Lipsk Bundesligi, Ajax Eredivisie, Midtjylland Superligi. – Bardzo dużo uwagi poświęciliśmy w Midtjylland przy pracy nad dalekimi wrzutami w autu. Efekty? W ciągu czterech sezonów ten zespół zdobył w ten sposób 35 goli – opisuje. Przyznaje, że łącznie z jego rad korzysta osiem klubów na świecie. Ale najwięcej czasu poświęca ekipom z Amsterdamu i Liverpoolu. Telefon od Kloppa był dla niego przełomowy. – Byłem trochę sfrustrowany tym, jak ludzie podchodzą do mojej pracy. Wyśmiewają się z niej, marginalizują – mówi.
Jego praca nie polega jednak na opracowaniu złotego schematu, według którego piłkarze mają się poruszać po boisku w momencie, gdy kolega trzyma piłkę w rękach. Trent Alexander-Arnold przyznawał, że dzięki współpracy z Duńczykiem wreszcie zrozumiał co się dzieje na boisku przy autach, jak można zwiększyć swoje szansę na uzyskanie z tego korzyści i sam wprowadził pewne schematy. – Nie jest tak, że przyjeżdżam do Liverpoolu i mówię “panowie, macie grać tak i tak, rzucacie piłkę w to miejsce, kolega biegnie tutaj, powtórzcie to dziesięć razy, to strzelicie gola”. Staram się tłumaczyć zależności, wyciągać wnioski z analiz, objaśniać możliwe rozwiązania – mówi Gronnemark: – Oczywiście mam też pewną pulę schematów. To około 20 różnych wprowadzeń z zadaniami dla graczy. Ale nie nauczysz się tego w tydzień, to długofalowy proces. Staram się je wytłumaczyć menadżerom, by mogli wprowadzić je w życie również wtedy, gdy mnie akurat w tym klubie nie ma. Budujące jest to, że piłkarze są przy tym kreatywni. Jeśli już zrozumieją co daje korzyści, a czego unikać, to sami kombinują nad rozegraniem akcji z autu.
Wydaje się, że specjalizacja Duńczyka śmieszy dziś tylko skrajnych futbolowych konserwatystów. Albo po prostu głupców, którzy nie pojmują, że na wysokim poziomie dbałość o detale wchodzi na kosmiczny poziom. Robert Lewandowski pracuje z trenerem od snu, psycholog czy trener mentalny to norma nawet na poziomie Ekstraklasy, nad rzutami rożnymi czy wolnymi pracują czasami całe sztaby ludzi, drona na treningach nikt nie chce już strącać piłką. Dlaczego zatem wykpiwać pracę Gronnemarka? Zwłaszcza w obliczu tego, że Duńczyk na swoją obronę ma liczby i fakty. Z tym nie można już polemizować.
fot. NewsPix