Reklama

Ostatnia szansa dla naszych piłkarzy, by trafić do MLS

redakcja

Autor:redakcja

14 stycznia 2020, 08:38 • 11 min czytania 0 komentarzy

– Ta liga ma bardzo dużo pieniędzy. Dopóki ogranicza ją limit DPR, będzie sięgała po takich piłkarzy jak ci najlepsi z polskiej ligi. Niebawem jednak limit zostanie zniesiony i wówczas Amerykanie zainteresują się lepszymi graczami – mówi na łamach „Gazety Wyborczej” Tomasz Magdziarz, agent między innymi Krzysztofa Piątka czy Jana Bednarka, współwłaściciel „Fabryki Futbolu”.

Ostatnia szansa dla naszych piłkarzy, by trafić do MLS

GAZETA WYBORCZA

Barcelona już nie ufa Ernesto Valverde. Po zamknięciu numeru „GW” szkoleniowiec został zwolniony.

55-letni Valverde to dżentelmen w każdym calu, z filozoficznym dystansem do zawodu. Grzeczny, spokojny, fachowy. Z Barceloną zdobył w ciągu dwóch lat dwa tytuły mistrza Hiszpanii i Puchar Króla. Naraził się jednak wynikami w Lidze Mistrzów. W 2018 roku w ćwierćfinale jego Barca wygrała z Romą 4:1 na Camp Nou i pewna siebie pojechała na rewanż do Rzymu. Skończyło się na 0:3. Katastrofa powtórzyła się rok później w półfinale z Liverpoolem. U siebie Katalończycy zwyciężyli 3:0, by w rewanżu na Anfield stracić cztery gole.

Po powrocie z Arabii Saudyjskiej Valverde poprowadził poniedziałkowy trening. Potem rozmawiał z prezesem Bartomeu w cztery oczy. Do wydania „Wyborczej” żadna decyzja nie zapadła.

Reklama

Zrzut ekranu 2020-01-14 o 07.42.54

MLS bierze naszych. Jest tam już Buksa, Niezgoda, zaraz może być też i Jóźwiak. Wiele wskazuje na to, że to ostatni moment, by piłkarz z ekstraklasy mógł trafić do Stanów.

Tomasz Magdziarz uważa, że dla młodych polskich piłkarzy na dorobku to ostatnia szansa, by przejść do któregoś z klubów MLS. – Ta liga ma bardzo dużo pieniędzy. Dopóki ogranicza ją limit DPR, będzie sięgała po takich piłkarzy jak ci najlepsi z polskiej ligi. Niebawem jednak limit zostanie zniesiony i wówczas Amerykanie zainteresują się lepszymi graczami – uważa.

Słabnąca pozycja polskiej ligi – teraz 32. w rankingu UEFA – powoduje, że klubom coraz trudniej jest sprzedać piłkarza do czołowej ligi europejskiej. W 2017 roku Lech sprzedał Jana Bednarka do angielskiego FC Southampton za 6 mln euro plus dodatki, co stanowiło rekord polskiej ligi. Od tamtej pory nie został on poprawiony, a zainteresowanie angielskich klubów polskimi piłkarzami spadło.

Zimą klubowe kasy świecą pustkami – stąd tyle transferów wychodzących z ekstraklasy.

Zimą polskie kluby szukają oszczędności i nie mają skrupułów, aby sprzedać swoich piłkarzy, o ile ktoś zapłaci za klubową gwiazdę jakieś 3 mln euro. Budżety klubów są niestabilne. Po okresie prosperity manko w kasie ma Lech Poznań, który od ponad dwóch lat nie sprzedał żadnego zawodnika za duże pieniądze. Nadzorem finansowym objęta została Legia Warszawa, która nie zarobiła przewidzianych w budżecie pieniędzy za awans do fazy grupowej Ligi Europy. Departament Rozgrywek Krajowych PZPN poprosił ją o zestawienie prognoz finansowych wraz z ich wykonaniem. Według serwisu Legia.net deficyt budżetowy warszawskiego klubu wynosi 38 mln zł, więc Legia potrzebuje pieniędzy i tnie koszty. Lechia Gdańsk dała wolną rękę najlepiej zarabiającym piłkarzom, aby nie musieć im płacić i podreperować budżet.

Reklama

Zrzut ekranu 2020-01-14 o 07.43.02

RZECZPOSPOLITA

Hansi Flick chce transferów, piłkarze widzą potrzebę wzmocnień. Ale Bayern nie pali się do tego, by ruszyć po obrońcę i skrzydłowego, czego chciałby trener Bawarczyków.

– Podczas posiłków na zgrupowaniu w Dausze stół dla młodych graczy był pełen. Na treningach mieliśmy 11–12 zawodników pierwszego zespołu, reszta to juniorzy. Gdy przychodziłem do Bayernu, taka sytuacja była nie do pomyślenia – wspomina Kimmich.

Wygląda jednak na to, że zimą żadne nowe twarze na Allianz Arenie się nie pojawią. Salihamidzić pozostaje w tej kwestii nieugięty. – Hansi ma nasze pełne wsparcie. Ale transfery są zawsze związane z dwoma czynnikami: możliwościami finansowymi i jakością piłkarzy. Zimą ciekawych nazwisk na rynku jest mało, ciężko o rozsądne wzmocnienia – odpowiada dyplomatycznie dyrektor mistrzów Niemiec.

Zrzut ekranu 2020-01-14 o 07.54.34

SUPER EXPRESS

Linetty opętany przez diabła – tak oceniają jego występ z Brescią Włosi. Co da świetna forma polskiego pomocnika w kontekście kadry?

W meczu z Brescią był niezastąpiony (występował jako prawy pomocnik). Strzelał, dogrywał, ale wiele jego podań marnował Fabio Quagliarella. Włoskie media zachwycają się polskim pomocnikiem. „Napędzał grę drużyny od początku do końca. Był opętany przez diabła i nie do zatrzymania” – czytamy na stronie Tuttomercatoweb.com. „Dzięki Bogu za Polaka. Prawdziwy motor napędowy Sampdorii. Wspaniały mecz Linettego, który staje się jednym z liderów zespołu” – dodaje z kolei Calciomercato.com. A serwis klubowy SampNews24 opisuje go jednym słowem – „monumentalny”.

Szymon Żurkowski może trafić na wypożyczenie do Serie B. Chce go Empoli, gdzie na dobre rozbłysła swego czasu gwiazda Piotra Zielińskiego.

Zainteresowanie wykazały kluby z Holandii i Anglii (Championship), a także Empoli, występujące w Serie B. I właśnie o możliwym wypożyczeniu do tego klubu piszą włoskie media. Empoli zajmuje 15. miejsce i będzie się bronić przed spadkiem do Serie C. Waleczny Polak mógłby tam pomóc, a i Żurkowskiemu przydałoby się więcej gry.

Zrzut ekranu 2020-01-14 o 07.57.47

PRZEGLĄD SPORTOWY

Zrzut ekranu 2020-01-14 o 08.00.49

Do tej pory w najbardziej wymagającym z sezonów ekstraklasy do górnej ósemki potrzebne były 43 punkty. W tym sezonie może być jeszcze trudniej.

Są podstawy, by sądzić, że w tym sezonie wynik po raz kolejny zostanie jeszcze wyśrubowany. Zimująca na ósmej pozycji Wisła Płock zgromadziła jesienią trzydzieści punktów. Jeszcze nigdy w krótkiej historii obecnego formatu rozgrywek nie zdarzyło się, by do ósmego miejsca na tym etapie potrzebny był tak okazały dorobek. Przed pięcioma laty Jagiellonia Białystok na analogicznym etapie sezonu zajmowała ósmą lokatę, mając ledwie 24 punkty. Dziś dałoby jej to tylko 12. pozycję. Jako że w poprzednich latach między dwudziestą a trzydziestą kolejką dorobek drużyny zajmującej 8. miejsce zwiększał się średnio o trochę ponad 13 punktów, można wyliczyć, że także w tym roku trzeba będzie zgromadzić 43 pkt lub nawet więcej, by znaleźć się w górnej ósemce.

Wszystko dlatego, że w tym roku brakuje takich skrajności, jakie obserwowaliśmy w poprzednich latach. W zeszłym sezonie zarówno lider, jak i wicelider zdobyli w dwudziestu kolejkach więcej punktów niż prowadząca obecnie Legia. Z kolei ostatnie Zagłębie Sosnowiec było słabsze niż zamykający dziś ligę ŁKS. To sprawia, że urosły zespoły ze środka stawki, które punktują lepiej niż w poprzednich latach. Nawet ci, którzy są dziś z przodu tabeli, muszą się mieć mocno na baczności. Drugie miejsce od dziewiątego dzieli tylko siedem punktów.

Arka chce wzmocnić się zawodnikiem z ligi estońskiej – Marcelinem Gando z Levadii Tallin. Ale nie będzie to łatwe, suma odstępnego wynosi między 200 a 250 tysięcy euro.

Kameruńczyk, wciąż występujący w tej drużynie, ma w niej świetny bilans – w 154 spotkaniach strzelił 45 goli i zanotował 35 asyst. Rogić wierzy, że Gando w polskiej ekstraklasie też mógłby pokazać swoje atuty. – W ostatnich dwóch sezonach był jednym z liderów Levadii. W pierwszej części ubiegłych rozgrywek można było go nawet uznać za najlepszego zawodnika ligi. Pod koniec czerwca był na testach w Urale Jekaterynburg i na początku wydawało się, że jest szansa na transfer, ale ostatecznie Rosjanie uznali, że będzie za słaby na ich ligę. Później prezentował się gorzej. Gando może grać na obu skrzydłach, w ataku, a także jako podwieszony napastnik. Nie jest wysoki, ale w Estonii zdobył trochę bramek głową. Świetnie wie, kiedy wyskoczyć do piłki – analizuje Ott Järvela z serwisu soccernet.ee. Dziennikarz wątpi jednak, czy to byłby dobry transfer Arki. – Kiedy Gando jest w formie i cieszy go futbol, gra bardzo dobrze, ale parę razy pokazywał w Estonii, że ma problem z utrzymaniem równej dyspozycji – dodaje Järvela.

Zrzut ekranu 2020-01-14 o 08.01.12

Tomasz Salski, prezes ŁKS-u, w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” stwierdza, że zawodnicy jego klubu po awansie do ekstraklasy w kilku przypadkach osiedli na laurach.

Za bardzo zaufał pan piłkarzom będącym w klubie od kilku lat?
— Trudno było im nie zaufać. W I lidze graliśmy naprawdę dobrze, wywalczyliśmy awans w świetnym stylu i to nas trochę zmyliło. Do tego mieliśmy przecież całkiem młodą kadrę, liczyliśmy, że nasi piłkarze będą głodni dalszych sukcesów. Że dla nich ekstraklasa to nie jest spełnienie marzeń. Wyszło chyba trochę inaczej. Wydaje mi się, że bez chęci dalszego rozwoju nie da się w sporcie osiągnąć czegoś ekstra. Dlatego mam ogromny szacunek do wybitnych sportowców. Przez lata miałem przyjemność obserwować z bliska karierę Artura Partyki czy Roberta Korzeniowskiego i szczerze mówiąc, to było coś niesamowitego. Osiągnęli w swoich dyscyplinach szczyt, a mimo tego dalej chcieli się rozwijać. Ciągle mieli parcie na więcej i podporządkowali temu całe swoje życie. Tak dla mnie powinien pracować sportowiec.

Wam zabrakło głodu?
— Tak mi się wydaje.

Kiedy się zorientowaliście, że kilku zawodników już się nasyciło?
— Za późno (śmiech).

Był taki konkretny moment?
— Kilka meczów. Emocjonalny zjazd był po spotkaniu z Arką. Potem wygraliśmy z Koroną i zrobiło się lepiej. Nikt nie miał wątpliwości, że zmiany muszą być, ale wyniki nagle troszkę się poprawiły. Czara goryczy przelała się w Gdańsku.

Zrzut ekranu 2020-01-14 o 08.01.23

Ariel Mosór, 17-latek z zadatkami na gwiazdę. Piłka była mu pisana, w końcu ojciec Piotr też grał w Legii.

Pytanie, czy po ojcu odziedziczył też niepokorny charakter. – Na pewno nie chcę, by popełniał te same błędy co ja – mówi Piotr Mosór. – Ale też jest twardy, grał już rozciętą głową, nie odstawia nogi ani głowy – chwali go ojciec. – To świadomy chłopak, pokorny i skromny – mówi Kobierecki. Te dwa ostatnie przymiotniki niezbyt pasowały do ojca, przynajmniej na boisku.

– Ariel inaczej zachowuje się jednak na boisku, a inaczej poza nim. To bardzo dobrze wychowany chłopak, ale podczas gry jest cwaniakiem. Wie, jak sprytnie sfaulować – mówi Kobierecki.

Ma przy tym spore zdolności przywódcze. – To urodzony kapitan, chłopaki bardzo go szanują. Ma silny charakter. Dba o kontakt ze sztabem – opowiada kierownik reprezentacji do lat 17 Maciej Chorążyk, w której Ariel występuje.

Mariusz Lewandowski chce od razu po objęciu Bruk-Bet Termaliki Nieciecza walczyć o awans do ekstraklasy. Mimo że w klubie nie taki cel przed nim postawiono.

— Na pewno będzie o niego trudno już w tym sezonie, bo jesienią zespół stracił bardzo dużo punktów. Jesteśmy dopiero na dziewiątym miejscu, z pięciopunktową stratą do strefy barażowej, która przecież jeszcze niczego nie gwarantuje. A jednak ciągle uważam, że awans jest realny. Jeśli Warta Poznań – nic jej nie ujmując – potrafiła uzbierać 40 punktów, to nas wiosną stać na podobną skuteczność. Jeszcze 14 meczów, czyli do zdobycia 42 punkty. Zawodnikom wpoję nastawienie, by walczyli o awans już w tym sezonie. Nikt tego ode mnie nie oczekuje, ale sprawę stawiam jasno: nie odsuwajmy z góry strategicznych planów na przyszły rok, bo wiadomo, jak to bywa z planami. Chcę walczyć o awans już teraz, a czy się uda, to już inna sprawa. Musimy wzmocnić drużynę.

Zrzut ekranu 2020-01-14 o 08.01.28

SPORT

Zrzut ekranu 2020-01-14 o 08.16.45

Dani Aquino nie chce już próbować się przebić w Piaście Gliwice. Poprosił o zgodę na odejście z klubu.

– Przez siedem miesięcy Dani nie otrzymał szansy, poza tym jego rodzina chce zostać Hiszpanii. Jestem w kontakcie z klubem i próbujemy znaleźć rozwiązanie tej sytuacji – powiedział „Przeglądowi Sportowemu” Diego Leon, menedżer piłkarza. Aquino – wbrew wcześniejszym wypowiedziom – czuje się nieszczęśliwy w Gliwicach. Doszło więc do spotkania z władzami klubu. Piłkarz otrzymał zgodę na zmianę barw. Zainteresowanie wyraża kilka klubów, z których na czoło wysuwa się Atletico Baleares, w którym swego czasu grał inny były napastnik Piasta – Ruben Jurado. Oprócz tego w grę wchodzić mają Badajoz i Cartagena. W Gliwicach czekają na oficjalne oferty, bo na pewno piłkarz nie odejdzie za darmo. Piast chce odzyskać zainwestowane latem pieniądze oraz sumę, która została przeznaczona na leczenie kontuzjowanego piłkarza w Hiszpanii. W poniedziałek Dani Aquino, a także Marcin Pietrowski, Aleksander Jagiełło, Denis Gojko oraz Łukasz Krakowczyk nie wyruszyli na obóz do Rybnika-Kamienia. Wszyscy tej zimy mają zmienić barwy klubowe.

Igor Angulo czeka na obiecaną ofertę dwuletniego kontraktu, dementuje też pogłoski łączące go z Legią.

Co z pana kontraktem? Działacze mówią, że otrzyma pan – tak jak chce – dwuletnią umowę.
— Mam nadzieję, że tak będzie (śmiech). Czekam na nią. Na razie nic nie dostałem, ale kiedy już to nastąpi, zapoznam się ze wszystkimi szczegółami i podejmę decyzję. Jak już nieraz powtarzałem, moją wolą jest pozostanie w Górniku na dłużej. Czy to będzie możliwe, czy nie, zdecyduje ta oferta.

Są też spekulacje odnośnie pańskiego transferu do Legii – po tym, jak straciła Jarosława Niezgodę. Rzeczywiście jest temat?
— Nikt z Legii do mnie nie telefonował. Powtarzam raz jeszcze: jedyna konkretna propozycja nadeszła z Adany, choć i inne kluby kontaktują się ze mną.

Bauza, Baidoo, Arnarson. Mieli dać Górnikowi jakość, wylądowali w rezerwach.

Baidoo trafił do Zabrza zimą zeszłego roku z bułgarskiego Septemwri Sofia. Górnik, który wtedy sprzedawał Szymona Żurkowskiego za 3,7 mln euro do Fiorentiny, zdecydował się transfer gotówkowy. Było to zaskoczenie, bo przecież wcześniej klub ten, ze względu na sytuację finansową, nie decydował się na tego typu ruchy. Miała to być inwestycja w przyszłość. Tymczasem w całym roku 2019 skrzydłowy z Ghany wystąpił raptem w 11 ligowych grach – pięciu wiosną i sześciu jesienią. Nie przekonał do siebie trenerów. Być może trafi na zaplecze ekstraklasy. Mówi się o Puszczy Niepołomice.

Do Górnika trafił latem ub. roku inny z graczy reprezentowanych przez bułgarskiego menedżera, notabene byłego reprezentanta tego kraju – Laczezara Tanewa, a chodzi o Alasane Manneha. Reprezentant Gambii zostaje w kadrze pierwszego zespołu. W sobotę z niezłej strony pokazał się w meczu z Banikiem.

Zrzut ekranu 2020-01-14 o 08.17.01

Piękne ideały trzeba było odłożyć na bok i uznać, że sposób budowania drużyny był błędny. Na zagraniczne zgrupowanie wyruszył zupełnie nowy ŁKS.

Krzysztof Przytuła otrzymał zamówienie na bocznych obrońców, stopera oraz dwóch napastników. Przywiózł więc do Łodzi 32-letniego Macieja Dąbrowskiego (dwukrotnego mistrza Polski z Legią, ostatnio na ławce Zagłębia Lubin), Hiszpana Carlosa Morosa z zespołu Sundsvall ze szwedzkiej ekstraklasy i Słoweńca Tadeja Vidmajera (od dziesięciu lat podporę NK Celje) oraz napastników – kolejnego Hiszpana Samu Corrala (III-ligowa Talavera) i Jakuba Wróbla, który przez ostatnie 1,5 roku strzelił 17 goli w I lidze dla Garbarni i GKS-u 1962 Jastrzębie. Poza Dąbrowskim wszyscy to zawodnicy w „sile wieku” (26-29 lat), a więc doświadczeni, ale i nadal z potencjałem. Liczba obcokrajowców z zespole wzrosła już więc do siedmiu (i tak nadal mniej niż w innych klubach), z wychowanków pozostał tylko jeden (Sobociński, ale nie wiadomo, na jak długo), a piłkarzem z najdłuższym stażem w drużynie jest teraz Rozwandowicz, który ma na koncie 102 mecze w pierwszym zespole (od sezonu 2016/17).

Zrzut ekranu 2020-01-14 o 08.17.05

fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...