Maurizio Sarri przychodził do Juventusu z założeniem naoliwienia i usprawnienia ofensywnej maszyny swojego nowego pracodawcy. Stara Dama wciąż miała grać konsekwentnie w defensywie, ale przy tym dużo błyskotliwej z przodu, bo potencjał ku temu miała wielki, acz zwyczajnie trochę niewykorzystywany. Pierwsze pół roku zupełnie jednak tego nie pokazało. Znów było poprawnie, znów było twardo, znów było solidnie, ale brakowało w tym oczekiwanego rozmachu. Pojawiały się tylko efektowne przebłyski, pojedyncze spotkania. A mimo to Sarri cały czas powtarzał, że prawdziwe Juve zobaczymy dopiero w okolicach świąt. I w sumie coś w tym może być, bo mistrz Włoch właśnie porządnie przejechał się po Udinese i wydaje się, że poszczególne elementy w końcu zaczynają być ze sobą kompatybilne.
Umówmy się: Udinese to żaden papierek lakmusowy. Choć kolejkę temu włożyli kij w szprychy Napoli, to wcześniej kompromitowali się z Lazio (0:3), Romą (0:4) czy Atalantą (1:7). Ot, ligowy przeciętniak, który w tym roku będzie bronić się przed spadkiem i nie stanowi większego zagrożenia dla żadnego sensowniej poukładanego przeciwnika. A Juventus taki właśnie w tym meczu był. Poukładany.
Pierwsza połowa to absolutny popis ofensywnych talentów tercetu Higuain-Dybala-Ronaldo. Pierwszy, choć wyglądający nieco ociężale, prezentuje ostatnio naprawdę dużą klasę. To snajper w starym stylu. Nieco nobliwy, nieco wycofany, przeważający doświadczeniem, gracją, klasą, a nie maszynową wręcz fizycznością. Nie jest już może tak skuteczny, jak jeszcze dwa-trzy lata temu, nieco rozregulował mu się celownik, ale daje potrafi być groźny i żaden stoper nie może go zlekceważyć.
Dybala to już inna para kaloszy. Zdaje się, że właśnie wchodzi w swój prime. Tym razem był bliski dwóch bramek.
I to obu pierwszorzędnej jakości. Za pierwszym razem chciał się zabawić w Diego Maradonę i w ekwilibrystyczny sposób przyjął futbolówkę ręką, żeby przecudownym strzałem przelobować Mussę. Sędzia początkowo wskazał na środek boiska, ale tylko początkowo, bo potem jego drobnej oszustwo wyszło na jaw i nic nie wyszło z nowej wersji ręki Boga. W drugiej połowie – powtórka. Z tą różnicą, że już całkowicie przepisowa. Tym razem jednak strzał był mniej efektowny i piłka tylko delikatnie musnęła poprzeczkę. Tak czy inaczej, młodszy z dwójki Argentyńczyków wygląda coraz lepiej. Aktywny, świetny technicznie, dynamiczny, potrafiący dryblować i coraz fajniej współpracujący z Cristiano Ronaldo. Portugalczyk to natomiast klasa sama w sobie. Wiadomo. Może już nie być tak spektakularny, dynamiczny, pazerny, mieć swoje problemy, być krytykowanym, denerwować się schodząc z boiska, kiwać głową z dezaprobatą po kolejnych niepowodzeniach i robić te wszystkie swoje klasyczne kapryśne miny, ale kurczę, kiedy przyjdzie, co do czego, to pokaże, dlaczego pięciokrotnie wybierano go na najlepszego zawodnika świata.
Z Udinese walnął ósmą i dziewiątą bramkę w tym sezonie Serie A. Przy pierwszej piekielnie mocnym strzałem wykorzystał zgranie Dybali, a przy drugim zmieścił piłkę tuż przy prawym słupku, wyprowadzając Juventus na dwubramkowe prowadzenie. Zaraz trzeciego gola dołożył Bonucci i było po meczu.
I ten zespół oglądało się bardzo dobrze. Były w tym wszystkim i ręce, i nogi, i głowa, i tułów, i serce. Powroty do obrony, podwojenia, spokojnie konstruowane ataki, dynamiczne przyspieszenia. Nie no, naprawdę mistrz Włoch z pierwszej połowy był godny swojego tytułu. W drugiej było już trochę gorzej. Faworyci sprawiali wrażenie, jakby uśpionych. Udinese nie miało już nic do stracenia, więc Buffon kilka razy porządnie napracował się przy strzałach Lasagny, Larsena czy Ter Avesta. I pod nieobecność Wojciecha Szczęsnego, legendarny golkiper dał radę, kapitulując tylko raz, co nie miało większego znaczenia w końcowym rozrachunku. Jakoś specjalnie nas to nie dziwi.
Czy to był Juventus, który może niedługo na dobre wyprzedzić Inter w tabeli Serie A? Momentami wyglądał tak dojrzale i konsekwentnie, że jak najbardziej jest to możliwe. Czy to był Juventus, który może powalczyć o coś więcej w Lidze Mistrzów? Mamy wątpliwości, bo na pewno nie możemy tego stwierdzić, bo wygranej z marniutkim Udinese.
Juventus Turyn 3:1 Udinese
9′, 37′ Ronaldo, 45′ Bonucci – Pussetto 90+4′
Fot. Newspix