Kolejki lecą, liderzy się zmieniają, niektóre ekipy zaczynają wychodzić z dołka, ale pewne rzeczy w tym sezonie się nie zmieniają – Arka Gdynia nadal jest krzywdzona przez sędziów. Nie ma w lidze zespołu, który częściej jesienią traciłby na błędach arbitrów. Tym razem przez błąd Szymona Marciniaka straciła zwycięstwo w starciu z Pogonią Szczecin.
Mamy na myśli oczywiście nieuznanego gola Marcusa da Silvy z piątej minuty doliczonego czasu gry. Sędzia dopatrzył się tu przewinienia zawodnika Arki, ale powtórki wykazały jasno, że o faulu nie może być mowy.
Marcus po prostu wygrywa walkę o piłkę ze Stecem. Jest szybszy, jest pierwszy przy piłce i zagrywa ją czubkiem buta. Nie ma tu mowy o nakładce, o grze niebezpiecznej – obaj zawodnicy atakują piłkę wierzchem stopy, a nie korkami. Obrońca Pogoni na pewno ucierpiał, bo z całej siły przyfanzolił w podeszwę buta rywala, ale… No nie można karać napastnika za to, że był pierwszy przy piłce. My gola uznajemy i dopisujemy Arce dwa punkty więcej, z kolei Pogoni ten jeden zabieramy.
Efekty są takie, że Arka zostaje skrzywdzona po raz piąty, a na błędach sędziów straciła już siedem punktów. Czyli połowę obecnego dorobku. Zerkamy w naszą tabelę, a tam nie ma gdynian w strefie spadkowej – tracą ledwie dwa oczka do Wisły Płock i trzy do Lechii Gdańsk. Oczywiście nie jesteśmy oszołomami z foliowymi czapkami na łbach i nie węszymy tu spisku przeciwko Arce – ekipa trenera Rogicia ma po prostu pecha do arbitrów.
Generalnie w tej kolejce za dużo błędów nie było, bo doszukaliśmy się ledwie dwóch. Ten z meczu Arki z Pogonią, a także ten ze starcia Rakowa z Jagiellonią. Tam naszym zdaniem rzut karny należał się gospodarzom za faul Kwietnia.
Kolew jest pierwszy przy piłce, ale w momencie zagrania zawodnik Jagi montuje się w niego z siłą parowozu. Kwiecień nie ma szans na zagranie piłki, skupia się tylko na wbiciu się w napastnika Rakowa. Dla nas – wapno. Ale beniaminek i tak ten mecz wygrał, zatem uzupełniamy tylko rubryki “sędzia pomógł/zaszkodził”.
Podrzucamy jeszcze pozostałe kontrowersje, przy których jednak utrzymujemy werdykt z boiska. Najpierw pozostańmy przy tym Bełchatowie, gdzie niektórzy domagali się rzutu karnego dla Jagi po ręce Sapały. Ale sytuacja tu jest klarowna – piłka po rykoszecie od obrońcy ma duży pęd, jest zagrana z bliska, Sapała nie wykonuje żadnego ruchu, ręce ma ułożone naturalnie. Bez wapna.
Przenosimy się do Łodzi, gdzie też wrzało po werdyktach sędziego, ale w naszej opinii – karny dla ŁKS-u słuszny, brak karnego dla Cracovii też. Ale po kolei. Helik faktycznie depcze nogę Wolskiego już po tym, jak zawodnik gospodarzy zagrał piłkę i nie wpłynął na jakość strzału. Natomiast istotne jest, że atak wykonuje w sposób nierozważny, co z miejsca jest karane żółtą kartką. Stempel jest wyraźny.
Z drugiej strony też nie podyktowalibyśmy rzutu karnego dla Cracovii po starciu Wdowiaka z Sobocińskim. Wygląda to tak, że skrzydłowy gości faktycznie pada po kontakcie z reprezentantem młodzieżówki, ale to on sam inicjuje ten kontakt. Sobociński stoi w miejscu – nie wykonuje ruchu, nie wyciąga ramion na boki, nie podstawia nogi. Wdowiak puścił sobie piłkę w bok i już nie wykręcił do mijanki. Trudno karać wychowanka ŁKS-u za to, że stoi w miejscu.
I to na tyle z weryfikacji. Sprawami typu “piłka na linii w meczu Śląska z Piastem” nawet się nie zajmowaliśmy, bo tam sprawa była klarowna. Zerkamy jeszcze raz w tabelę i naprawdę żal nam Arki, która może i nie gra porywająco, ale w idealnym świecie powinna mieć kilka punktów więcej.