– W domu się nie przelewało. Charakter ukształtowało wychowanie na ulicy. Od zawsze moją motywacją było to, żeby rodzina nie musiała się martwić o swoje życie. Wysyłam do domu około 80% moich zarobków. Zostawiam sobie tylko na mieszkanie i jakąś sumę, żeby komfortowo żyć. Większą przyjemność niż noszenie Gucci sprawia mi pomoc najbliższym – mówi o swojej niecodziennej postawie Srdjan Spiridonović z Pogoni Szczecin.
Wiele w życiu przeżył. Dorastał w biedzie, według ulicznych zasad. W Austrii Wiedeń pozostawił po sobie łatkę bad boya, przez którą do dziś wielu nie chce mu zaufać. Czy słusznie? Przekonajcie się sami.
Skąd wzięła się ta łatka? Jak zareagował Nenad Bjelica, gdy Spiridonović pobił kolegę? Dlaczego w Austrii uważano go za cyrkowca? Skąd miłość do MMA i znajomość z Majrbiekiem Tajsumowem z UFC? Czy łatwiej o motywację, gdy wywodzisz się z biedy? Czemu nie można dać sobie wejść na głowę? Jak wytrzymać żyjąc na stadionie, bez ogrzewania i ciepłej wody? Dlaczego polscy piłkarze tak rzadko dryblują? Poznajcie jednego z ciekawszych piłkarzy, jacy trafili w tym sezonie do PKO Bank Polski Ekstraklasy. Zapraszamy.
***
Jeśli mielibyśmy się sugerować tym, jaką opinię pozostawiłeś po sobie w Austrii, moglibyśmy wyczekiwać na kolejne afery z tobą w roli głównej.
Opinia powstała w czasach, gdy przebijałem się w Austrii Wiedeń. Byłem młody, niesforny, szalony i sprawiałem duże problemy. Przykleiła się do mnie wtedy łatka i towarzyszy mi do dziś. Ale to nie oznacza, że nadal taki jestem. Od tamtego czasu minęło sześć lat i nie doszło do żadnego skandalu z moim udziałem. Nie rozumiem więc, dlaczego ciągle w moim kontekście przewija się ten temat. Nie uważam, że to słuszne. Od tamtego czasu jestem skupiony tylko na piłce. Staram się mieć pozytywny wizerunek, trenuję, chcę odnosić sukcesy, a mimo to mam kulę u nogi w postaci opinii.
Musiałem w końcu odejść z austriackiej ligi, bo nie pasowała mi austriacka mentalność. Austriacy uwielbiają mówić o kimś źle. Spiridonović? Zły. Łatka przypisana, a nikt nie patrzył na piłkę. Od ludzi słyszałem nieustannie, że jestem bad boyem. Gdy przychodzi do okna transferowego, czuję, że nawet niektóre kluby obawiają się opinii, mimo że doceniają moje statystyki i grę. Robię wszystko, by osiągnąć to, co chcę i już nie mam wpływu na to, co było sześć lat temu. Teraz postępuje dobrze.
W którym momencie zmieniłeś się i skupiłeś tylko na piłce?
Od kiedy po raz pierwszy wyjechałem z Austrii. Miałem 20 lat, pierwszy raz sam zagranicą, to był dla mnie ciężki czas. We Włoszech mierzyłem się z innym językiem, inną kulturą, brakiem rodziny, przyjaciół. Byłem kompletnie sam. Dało mi to dużo do myślenia. Żałowałem wtedy wielu rzeczy z przeszłości, po których wpadałem w problemy. Drzwi w austriackiej lidze były dla mnie zamknięte. Stwierdziłem w końcu, że muszę patrzeć do przodu i robić wszystko najlepiej jak można, bo przecież nadal jestem profesjonalnym piłkarzem i mam przed sobą jeszcze wiele szans.
Co masz na myśli, gdy mówisz, że byłeś niesforny, szalony?
W Austrii wielu nie pasował mój sposób bycia. Moje fryzury, mój charakter, styl. Często dawano mi odczuć, że niekoniecznie jestem mile widziany. Jestem dumnym człowiekiem i nie dam sobie wchodzić na głowę. Jeśli ktoś mnie nie szanuje, także nie będę go szanował. W młodzieńczych latach byłem w takich sytuacjach bardzo bezczelny. Nie dawałem się zmienić. Do dziś uważam, że jeśli komuś nie pasuje mój sposób bycia – to jego problem.
Znacznie więcej w tobie Serba niż Austriaka.
Na pewno.
Jeśli kiedyś miałbyś możliwość wyboru pomiędzy reprezentacjami, którą byś wybrał?
Oczywiście, że serbską.
Twoje zachowanie nie spodobało się między innymi Nenadowi Bjelicy, który w Austrii Wiedeń odstawił cię do drugiego zespołu. Jak patrzysz na to dziś – miał rację?
Co tu dużo mówić, był duży problem. Pokłóciłem się z jednym z piłkarzy. Nie wiem, czy jest sens to rozwijać…
Wspomnijmy tylko, że pobiłeś kolegę z drużyny.
No tak. Nenad Bjelica wysłał mnie do drugiego zespołu. Byłem trochę zły, ale nie mogłem winić za to trenera. Wiem, że miał duże naciski ze strony władz klubu, żeby to zrobić. Z drugiej strony wiem doskonale, że gdy opuszczał Austrię Wiedeń, żałował, że pozwolił sobie na tyle rzeczy ze strony rządzących, że od początku nie robił po swojemu, a dopasowywał się do tego, co chce klub. Byłem zły, oczywiście, głównie z tego powodu, że w konflikcie wzięło udział dwóch piłkarzy, a tylko ja zostałem wyrzucony. Spotkaliśmy się z Bjelicą we Włoszech, gdy trenował Spezię Calcio, ale od tamtego czasu nie mamy żadnego kontaktu.
To prawda, że w tamtym czasie spaliłeś sobie mosty w Austrii tak bardzo, że zaczynałeś myśleć o podjęciu normalnej pracy?
Aż tak to nie, w końcu pięć miesięcy wcześniej jako 20-latek grałem w Lidze Mistrzów przeciwko Atletico Madryt, z Zenitem siedziałem na ławce. Miałem też występy w austriackiej Bundeslidze i nawet mając świadomość, że nie zatrudni mnie żaden austriacki klub, nie myślałem o normalnej pracy. OK, idzie źle, ale dalej muszę walczyć. Czekałem i w końcu przyszła oferta z Włoch.
Jak świętowałeś, gdy jako piłkarz Admiry Wacker Mödling strzeliłeś gola Austrii Wiedeń?
Zdjąłem koszulkę i mocno się cieszyłem, zwłaszcza, że gol padł w doliczonym czasie gry. Wszyscy w Austrii Wiedeń mnie znali i może było w tym trochę prowokacji, ale miałem prawo.
Uważasz, że gdy piłkarz nie cieszy się z bramki dla swojego byłego klubu, jest hipokrytą?
Zależy od okoliczności, w jakich rozstawałeś się z klubem. Jeśli rozstałbym się z Austrią w super okolicznościach i wszystko byłoby dobrze, naturalnie nie cieszyłbym się tak z tej bramki i zareagował spokojnie. Jeśli jednak wiedziałem, co się wydarzyło, zareagowałem jak zareagowałem.
Co wykuło twój charakter? Trudne dzieciństwo? Dorastanie w biedzie?
Moje dzieciństwo nie było łatwe. W rodzinie się nie przelewało. Charakter ukształtowało wychowanie na ulicy. W domu nie było nic, więc ciągle się wychodziło. Grałem w piłkę, spędzałem czas z przyjaciółmi. Dla naszej grupy ważne były takie rzeczy jak respekt, duma. Jeśli ktoś miał z kimś problem, miałem go też ja. Nie było tak, że ktoś powiedział o czymś i nagle stawałeś z boku. Kiedy dorosłem i wyszedłem z tego środowiska, charakter i zasady we mnie zostały. W pewnym wieku problemy nie lepią się już do ciebie tak samo, jak wcześniej. Jesteś mądrzejszy, bardziej doświadczony. Gdy byłem mały, kłopoty przychodziły jak na pstryknięcie palcami.
Ale w szkole szło ci bardzo dobrze.
Musiałem się dobrze uczyć, bo takie były naciski mojego taty. Zawsze miałem dobre oceny.
Kiedyś powiedziałeś o sobie: “w szkole najlepszy, po szkole najgorszy”.
Po przekroczeniu murów szkoły byłem grzeczny. Nauczyciele wiedzieli, że jestem ten dobry, który nie sprawia problemów i się dobrze uczy. Jak tylko kończyłem szkołę i spotykałem się z kumplami, w głowie zaczynały się głupoty. Wielokrotnie wpadaliśmy na ulicy w tarapaty, ale… chyba nie musimy tego opowiadać ze szczegółami!
Łatwiej znaleźć motywację do piłki, gdy pochodzisz z biednej rodziny?
Z pewnością. Od zawsze moją motywacją było to, żeby rodzina nie musiała się martwić o swoje życie. Do dziś kieruje mną myślenie, że osiągam wszystko po to, by zatroszczyć się o nią. To cel numer jeden, główna motywacja do piłki. Rewanżuję się swojej rodzinie za wszystko od pierwszego momentu, w którym zarobiłem pierwsze pieniądze na praktykach w banku. Wysyłam do domu około 80% moich zarobków. Zostawiam sobie tylko na mieszkanie i jakąś sumę, żeby komfortowo żyć. Całej pensji nigdy w życiu nie wziąłem dla siebie.
To rzadkie w świecie, w którym wielu piłkarzy lubi tracić pieniądze na głupoty.
Dla mnie najważniejsza jest rodzina. Większą przyjemność niż noszenie Gucci sprawia mi pomoc najbliższym. W domu oszczędzamy te pieniądze, kupujemy mieszkania, chcemy zapewnić przyszłość dla nas wszystkich. Obecnie mogę mieć obie rzeczy – i wysyłać pieniądze do domu, i chodzić w fajnych ubraniach, jeździć dobrym samochodem.
Co robiłbyś, gdybyś nie grał w piłkę?
Dobre pytanie. Myślę, że uprawiałbym sporty walki.
Wyczytałem, że jesteś fanem MMA.
Tak.
Trenowałeś?
Tak, dosyć długo, teraz trochę mniej. To dobry sposób na poprawę też umiejętności piłkarskich, kondycji. Mam wśród znajomych wielu fighterów – bokserów, zawodników MMA.
Będę jako laik kogoś kojarzył?
Na przykład Majrbieka Tajsumowa z UFC. Pochodzi z Wiednia, mój dobry przyjaciel. Inni moi kumple nie są aż tak znani, do poziomu UFC nie doszli, ale trenują i walczą regularnie.
Co cię w tym pociąga najbardziej? Adrenalina?
To poczucie, że – ubierając to w ładne słowa – zawsze możesz się obronić, gdy przyjdą kłopoty. Wiesz, jak uderzyć i nie musisz się o siebie martwić, gdy pójdziesz na przykład na miasto z przyjaciółmi. Masz poczucie władzy.
Na której pozycji czujesz się tak właściwie najlepiej? Mam wrażenie, że wyglądasz optymalnie, gdy jesteś wolnym elektronem, mogącym często zmieniać miejsce na boisku.
Czuję się najlepiej jako napastnik albo gdy jestem podwieszony pod dziewiątkę. Gdy zaczynałem grać w piłkę, zawsze byłem wystawiany na ataku. Z pewnością czuję się tam najlepiej. Później przestawiono mnie na skrzydło i także mam za sobą już sporo doświadczenia na tej pozycji. Teraz wreszcie mam możliwość ponownie występować bliżej formacji ataku i… (duży oddech ulgi). No, bardzo mi się to podoba. Ale oczywiście mogę grać wszędzie, na każdej pozycji w ofensywie, a nawet jeśli trener wystawi mnie na prawej obronie, to tam także zagram. Obojętnie od pozycji, dam z siebie co najlepsze.
O ofensywie Pogoni stanowią w dużej mierze indywidualności. Kosta Runjaić daje wam pełną dowolność z przodu? Możesz dryblować i uderzać z dystansu do woli?
W ofensywie mamy konsekwentnie budować nasze ataki, ale na ostatnich trzydziestu metrach daje nam totalną swobodę, dzięki której mamy korzystać z naszych indywidualnych umiejętności. Jak wykorzystamy je skutecznie, światła idą na nas.
Którą swoją cechę uważasz za najlepszą?
Pojedynki jeden na jeden, ale też przyspieszenie na kilku metrach, grę z klepki. Uwielbiam oglądać Barcelonę i tiki-takę. Wymieniłbym wszystkie umiejętności, które sprowadzają się do gry piłką.
Zdążyłeś już zauważyć, że w naszej lidze nie ma zbyt wielu dryblerów?
Zauważyłem. Powiedziałem to już zresztą w którymś z wywiadów, że jak tutaj jesteś dobry indywidualnie, wiele możesz ugrać. Gdy potrafisz dryblować, często stwarzasz sytuację z niczego i możesz się wyróżnić.
Dlaczego polscy piłkarze tak rzadko dryblują?
Nie wiem. Może skoro liga ma opinię fizycznej, to niektórzy piłkarze mający jakość zamiast wykorzystywać ją, robią to, co jest wymagane? Jestem piłkarzem, któremu obojętnie jest, w jakiej lidze gra, na jakim stadionie. Znam swoją indywidualną klasę, swoje mocne strony i nigdy nie dam tego nikomu kwestionować. Kiedy ktoś mówi “graj na dwa kontakty, nie powinieneś dryblować”, to w ogóle nie wchodzi u mnie w grę. Piłkarze, którzy mają swoją indywidualną klasę, muszą ją pokazywać. Nie możesz powiedzieć do Ronaldo “nie kiwaj, graj na dwa kontakty”. Podobny problem był w Austrii, gdzie wielu osobom nie podobało się, że drybluję. Uważali, że tego nadużywam. Mówili: “hej, graj normalnie, nie jesteś w cyrku”. Taką mieli mentalność. Ale ja nie chciałem się zmieniać, bo miałem świadomość tego, co potrafię i jeśli nie poszło tam, wiedziałem, że będzie to docenione gdzieś indziej. Trzeba wykorzystywać standardowe atrybuty dla ligi, na przykład w Polsce dużo biegać, ale nie można zapominać o tym, co potrafi się robić najlepiej. Robię co muszę, a przy okazji staram się dać coś ekstra z przodu.
Notujesz gola albo asystę co 110 minut. Zapowiada się, że pod względem liczb wykręcisz najlepszy sezon w karierze.
Może być najlepszy, bo zaczął się całkiem dobrze. Ale za wcześnie, by mówić, wszystko się może zdarzyć. Szczerze mówiąc, nie narzucam sobie żadnej presji, nie postawiłem sobie przychodząc tutaj konkretnego celu, ile bramek by mnie satysfakcjonowało. Dla mnie ważne jest, żeby pomóc drużynie moją jakością i to sukces zespołu stoi zawsze na pierwszym miejscu. Świetnie, że idzie, ale nie myślę o tym, czy w następnym meczu strzelę, czy nie.
Większość pewnie chwali cię za gola z Lechem, a mi się bardziej podobała się asysta z Zagłębiem, gdy przedryblowałeś kilku piłkarzy i wyłożyłeś piłkę do Buksy. Z której akcji ty jesteś najbardziej zadowolony?
Mówimy o tych z Ekstraklasy? Najwięcej radości dał mi gol z Lechem. Jedna z najładniejszych bramek w mojej karierze. Ale asystę z Lubinem stawiam na drugim miejscu spośród rzeczy, które zrobiłem na polskich boiskach.
W wywiadzie dla “Kronen Zeitung” powiedziałeś, że w Grecji wiele drużyn chciało grać efektownie i ofensywnie. Jesteś rozczarowany tym, z jakim stylem gry spotkałeś się w Polsce?
Jest różnica pomiędzy tym, czy chcesz grać ofensywnie, a czy potrafisz do robić. W Grecji większość drużyn chciała to robić i kwestią sporną jest, czy komuś spoza pierwszej czwórki się to udawało. Zresztą poza największą czwórką – Olympiakosem, Panathinaikosem, PAOK-iem i AEK-iem – reszta nie miałaby raczej szans, by utrzymać się w Ekstraklasie. Polskie kluby rozmontowały je samą fizycznością, tempem, które stoi tu na wyższym poziomie.
Czyli uważasz, że ogólnie poziom polskiej ligi jest wyższy niż greckiej?
Tak, jeśli bierzemy pod uwagę całą ligę.
A więc uważasz, że pierwsze cztery drużyny są może poza naszym zasięgiem, ale liga jest rozwarstwiona, reszta klubów prezentuje się znacznie gorzej.
Nie chcę, by to ludzie źle odebrali, bo Olympiakos gra na przykład w Lidze Mistrzów. A kto z polskich drużyn gra w Lidze Mistrzów?
(śmiech)
Nie chcę mówić źle o polskiej lidze, ale to byłoby niezbyt fair, gdybym porównywał cztery greckie kluby z wielkimi budżetami do polskiej ligi. W Polsce nikt nie dysponuje takimi środkami, więc byłoby to nie do końca uczciwe. Stadiony, profesjonalizm, warunki – to wszystko jest w Polsce o wiele lepsze.
Jakie miałeś wyobrażenie o polskiej lidze przed przyjściem do Pogoni?
Wiedziałem o niej trochę. Kumpluję się z Emirem Dilaverem, z którym grałem w Austrii i z Darko Jevticiem. Gdy tu przyjechałem, zaskoczyły mnie stadiony, warunki do trenowania, to jak się dba o zawodników. Wszystko jest na naprawdę bardzo wysokim poziomie. To pozytywne zaskoczenie.
Skąd znasz się z Darko Jevticiem?
Gdy jeszcze w wieku 11-12 lat grałem w Rapidzie, a Darko w Basel, poznaliśmy się na turnieju juniorskim w Aarau. Od tego momentu się kumplujemy, śledzimy swoje kariery, kiedyś graliśmy też przeciwko sobie. A więc znamy się dość długo. Daleko do Poznania nie ma, pojechaliśmy kiedyś do Berlina spędzić razem czas i jeśli będzie taka możliwość, na pewno się jeszcze wybierzemy.
Znalazłem też twoją wypowiedź, że w Grecji wszyscy żyją piłką, z kolei w Austrii nikogo nie obchodzi, czy gra Rapid, czy Austria. Polskę umiejscowisz bliżej Grecji czy Austrii?
Oczywiście, że bliżej Grecji. Szczerze mówiąc piłka nożna i Austria nie pasują do siebie. Ludzie interesują się sportem głównie wtedy, gdy jadą narciarze. Nawet gdy grasz w Austrii albo Rapidzie – jednym z dwóch największych klubów z Wiednia – nikt cię specjalnie nie zna. Gdy grałem w Austrii, nikt mnie nie poznawał na ulicy. Zero zainteresowania piłką. W Polsce i Grecji jest inaczej, o wiele lepiej. Piłka jest pasją, kibice są wspaniali, gra się świetnie.
Odnajdywałeś się w tym greckim fanatyzmie, przy kibicach potrafiących przerwać mecz albo właścicielach klubów zamykanych do więzienia?
Albo przy takich, którzy wbiegają z bronią na boisko! Szczerze mówiąc – tak, pokochałem ten klimat. Nie czułem strachu przed niczym, lubiłem tę atmosferę. Doping był naprawdę gorący, dla mnie osobiście była to dodatkowa motywacja. Może niektórzy tego nie lubią, ale ja uważam, że to dobra atmosfera.
Przeżyłeś takie szalone sytuacje jak prezydent klubu z bronią na boisku?
Widziałem oczywiście ten mecz w telewizji, ale takie rzeczy wydarzały się tylko wtedy, gdy grały ze sobą duże kluby. Jeśli grały inne, było spokojnie.
Panionios do dużych klubów nie należał – borykał się z problemami finansowymi.
Wiadomo, że dla piłkarza lepiej, gdy otrzymuje swoją pensję punktualnie, może coś zaplanować, nie musi się martwić o wiele spraw. Na koniec otrzymałem pieniądze, więc skończyło się profesjonalnie. OK, niektóre kluby mają tego typu problemy, ale nie wpływało to na moją postawę na boisku Dawałem z siebie gaz każdego dnia, bo wiedziałem, że prędzej czy później dostanę te pieniądze.
Wypożyczenie do Messiny w Serie C uważasz za najcięższy czas w twojej karierze. Dlaczego?
Byłem pół roku w Vicenzie, zmienił się trener i u nowego nie odgrywałem żadnej roli. Zimą pojawiło się myślenie: co dalej? Zadzwonił do mnie wtedy trener Admiry, ale nie chciałem wracać, żeby ludzie nie mówili “pół roku we Włoszech i już wraca, nie poradził sobie”. Zaproponowano mi wypożyczenie do Messiny do lata. Myślałem: okej, zostanę we Włoszech, będę walczył. Gdy zobaczyłem na miejscu, jak to wygląda… w najgorszych snach nie sądziłem, że tak może wyglądać klub piłkarski. Jakiś skandal. Po pierwsze – nie dostawałem żadnych pieniędzy. Po drugie – warunki do treningu były dramatyczne. Ciężko to opisać komuś, kto tego nie widział. Boisko, na którym trenowaliśmy, to jedno wielkie bagno.
To prawda, że mieszkałeś na stadionie?
Tak. Byle jaki pokój na stadionie, bez ciepłej wody, telewizji, internetu. Zamiast ogrzewania – trzy położone na łóżku kołdry. Nie miałem żadnego auta, a żeby coś zjeść, trzeba było iść trzydzieści minut piechotą do miasta. Sam na całym stadionie. Można oszaleć. Po dwóch i pół miesiąca nie wytrzymałem. Byłem psychicznie kompletnie rozbity. W końcu stamtąd odszedłem.
Szczęście w nieszczęściu, że akurat wtedy dostałeś kolejną szansę w austriackiej lidze. Przygarnęła cię Admira Wacker Mödling.
Jestem wierzący i dziękuję Bogu za tę szansę. Gdy otrzymałem ponownie telefon od Admiry, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na tej planecie. Pierwsza Bundesliga, trener z luźną mentalnością, zupełnie inny niż austriaccy trenerzy i do tego blisko domu. W końcu zagrałem dobry sezon i zdobyłem kilka bramek.
Zarówno Admirze jak i Panioniosie w pierwszym sezonie strzelałeś dużo, drugi był słabszy. Przypadek?
To nie zależało tylko ode mnie. Gdy przyszedłem do Admiry, wyglądaliśmy super – skończyliśmy na czwartym miejscu, strzeliłem sześć bramek, miałem cztery asysty. Strzeliłem wszystkim największym – Red Bullowi Salzburg, Austrii Wiedeń i Rapidowi. Zakwalifikowaliśmy się do eliminacji do Ligi Europy, ale wyeliminował nas Slovan Liberec. Ja znalazłem się w jedenastce sezonu z Nabym Keitą, który gra dziś w Liverpoolu, Valonem Berishą grającym dziś w Lazio czy Jonathanem Soriano. Byłem w jednej drużynie z piłkarzami, którzy dziś grają na światowym poziomie.
Przyszło letnie okno transferowe i nic się nie wydarzyło. Nie rozumiałem tego. Byłem trochę wykończony – wszyscy odeszli, został tylko Spiridonović. I w drugim sezonie cała drużyna, nie tylko ja, nie grała dobrze. Wszyscy wskazywali palcem głównie na mnie, że mi idzie gorzej. Ale ja nie grałem sam. Trzeba patrzeć obiektywnie i pokazać szerszy kontekst, bo to nie tak, że Spiridonović nagle obniżył loty w drugim sezonie. Grał w drużynie, która była kompletnie inna. Czego można było oczekiwać?
Podobnie było w Grecji. Gdy przyszedłem, mieliśmy świetną paczkę z dwoma irańskimi reprezentantami. W pierwszym sezonie byliśmy silni, strzelałem gole w lidze Olympiakosowi i PAOK-owi. Znowu pierwszy sezon super i znowu latem nie ma ofert dla Spiridonovicia. Dlaczego? Nie wiem. Nie rozumiałem tego. Serce mnie bolało, bo widziałem piłkarzy, którzy nie są tak dobrzy, a odchodzą do innych drużyn. Po sezonie odeszła dwójka z Iranu, kolejni piłkarze, a Spiridonović został. Znów kompletnie inna drużyna, młodsza i znów dlatego graliśmy o wiele gorzej. Ponownie pojawiały się głosy, że Spiridonović gra gorzej, ale wszyscy graliśmy słabiej. Co mogłem zrobić?
Z jakich powodów piłkarz z ligi greckiej wybiera siódmą drużynę Ekstraklasy? Co chcesz tu osiągnąć?
Przyszedłem tu, bo jak powiedziałem, biorąc pod uwagę wszystkie względy, polska liga jest lepsza niż grecka. Przede wszystkim ma swoją renomę, jest popularna. Duży wpływ miało też to, że kontaktował się ze mną trener Runjaić. Czułem, że bardzo mnie chce w swojej drużynie i czułem, że się o to stara. Dostałem tutaj świetne warunki, wszystko jest bardzo dobre i mogę skupić się tylko na piłce. Myślę, że jeśli będę dobrze grał, zrobię kolejny krok do przodu, od którym od dawna marzę. To jest mój cel, dla którego tutaj przyszedłem. Chcę pomóc jak najlepiej drużynie, rozwijać się jako piłkarz i zobaczymy, co się wydarzy. Mam nadzieję i życzę sobie, że tak szybko jak to możliwe trafię do jednej z czterech najlepszych lig – angielskiej, niemieckiej, hiszpańskiej albo włoskiej. To mój cel od zawsze. Mam już 26, więc czas leci. Trochę go straciłem. Nigdy nie otrzymałem takiej szansy, nawet mimo dobrych sezonów. O wiele gorsi piłkarze trafiali do lepszych klubów, ale co mogę zrobić? Ciągle mam nadzieję i pracuję na to, by marzenia się spełniły. Daję z siebie sto procent.
Miało dla ciebie znaczenie to, że Pogoń uchodzi za klub, który nie robi piłkarzowi problemów z odejściem?
W ogóle się o to nie boję, bo ludzie w Pogoni są bardzo szczerzy i uczciwi. Nie mam w głowie żadnych myśli, że mogą przyjść z czymkolwiek problemy. Jestem zadowolony, że wszystko jest dobrze. I jestem wdzięczny za tę szansę.
Rozmawiał JAKUB BIAŁEK
Fot. FotoPyK / newspix.pl / 400mm.pl