Sobotnia prasa rzecz jasna niemal w całości skupia się na meczu z Izraelem. Mamy wywiady z Arkadiuszem Recą, Andrzejem Juskowiakiem czy byłym reprezentantem naszych rywali Ronnym Rosenthalem. Z rzeczy ligowych: dalekie podróże z reprezentacją Gambii na pewno nie pomagają Mannehowi w Górniku Zabrze, a trener Podbeskidzia narzeka na sędziów.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Dziś w Jerozolimie pewna występu w EURO 2020 reprezentacja rozegra przedostatni mecz eliminacji. To początek przygotowań do przyszłorocznej imprezy.
Choć reprezentacja Polski zakwalifikowała się już do EURO 2020, Jerzy Brzęczek zapowiada, że to nie czas na eksperymenty. Wręcz przeciwnie. Mecz z Izraelem rozpoczyna nowy etap kadry. Jest pierwszym krokiem do umacniania tego, co dobre i wyciągania wniosków z popełnionych błędów. Biało-Czerwoni mają siedem miesięcy na korekty. Ale Robert Lewandowski ostrzega, że tylko na kartkach kalendarza czerwiec to odległy czas. Po listopadowych meczach kadra będzie miała długą przerwę. Spotka się dopiero w marcu, kiedy rozegra dwa mecze towarzyskie (prawdopodobnie jeden ze Szwecją), a potem zjedzie się już na bezpośrednie przygotowanie przed mistrzostwami Europy – czerwcowy obóz do Opalenicy. Dlatego nie ma sensu robić rewolucji, tylko zastosować metodę małych kroków.
Dla selekcjonera każdy mecz jest teraz na wagę złota. Podkreśla wartość spotkań wyjazdowych, które mają dodatkowo przygotować na grę w grupach z dwoma gospodarzami, co w wyjątkowym formacie przyszłorocznego turnieju jest bardzo prawdopodobne (losowanie 30 listopada w Bukareszcie). Skład i ustawienie w sobotnim meczu nie powinny zaskakiwać. Korekty w porównaniu do ostatniego meczu eliminacyjnego z Macedonią Północną (2:0) będą niewielkie. To a propos maksymalnego wykorzystywania cennego czasu – nadmierne mieszanie w składzie, skakanie po nazwiskach, to marnotrawstwo.
Andrzej Juskowiak uważa, że w defensywie nasza siła, a największy mankament to mała liczba bramkowych okazji.
ROBERT BŁOŃSKI: Czy drużyna Jerzego Brzęczka jest silniejsza od kadry Adama Nawałki w momencie kwalifikacji do mistrzostw Europy?
ANDRZEJ JUSKOWIAK (BYŁY REPREZENTANT POLSKI): Drużyna Jurka jest na innym etapie, rozegrała mniej meczów towarzyskich, było mniej możliwości na eksperymenty. W pierwszej reprezentacji zawsze i wszystko zależy od wyników. Pierwszy cel, awans, został osiągnięty, kadra nabiera stylu. Drużyna gwarantuje solidną grę defensywną, trudno nam strzelić gola – w ośmiu meczach eliminacyjnych udało się to tylko Słowenii. Wielu obcokrajowców ocenia siłę naszej kadry przez pryzmat Lewandowskiego, Piątka i Milika, a my awansowaliśmy do EURO dzięki defensywie. To mocny fundament, na którym można zbudować więcej. 10 z 13 goli strzeliliśmy w drugiej połowie – to świadczy o tym, że zaczynamy mecze skoncentrowani na grze obronnej, co nie wszystkim się podoba. Pamiętajmy, że nie będziemy grali jak Hiszpanie. Jurek znalazł pomysł na kadrę po nieudanym mundialu. Trochę to trwało, ale teraz się sprawdza. Nie bał się niepopularnych decyzji. Jak np. wystawienie Bartosza Bereszyńskiego na lewej obronie. W Rydze grał tam Maciek Rybus i słabi Łotysze atakowali jego stroną. Dla mnie Bereszyński najlepiej broni ze wszystkich bocznych defensorów. Jurek dobrze poukładał zespół, choć miał trudniej od Adama. Poprzednik nie był tak atakowany i krytykowany jak on. Brzęczek przeczekał nawałnicę i obronił wynikami. Pracował w niełatwych warunkach, zaufanie do niego było mniejsze.
Arkadiusz Reca opowiada o ostatnich dobrych tygodniach, ale też o wcześniejszych złych miesiącach, gdy więcej grał w reprezentacji niż w klubie.
IZA KOPROWIAK: Zahartował pana ostatni sezon?
ARKADIUSZ RECA (OBROŃCA ATALANTY, WYPOŻYCZONY DO SPAL): To był dla mnie najtrudniejszy rok, odkąd gram w piłkę. Sporo się nauczyłem i doświadczyłem, bo wylała się na mnie ogromna fala hejtu. Było ciężko, ale widocznie tak miało być. Nie żałuję tego, co przeżyłem w Bergamo. Ten okres zrobił ze mnie mocniejszego człowieka, jestem dziś lepszym zawodnikiem niż przed wyjazdem do Włoch.
Nie spodziewał się pan aż tak brutalnego zderzenia z Serie A?
Mój menedżer Marcin Kubacki uprzedzał, że początki we Włoszech będą trudne, tym bardziej że jechałem bez znajomości języka. Dałem sobie pół roku na aklimatyzację: naukę włoskiego i wskoczenie do składu Atalanty. Po tym czasie zacząłem się niecierpliwić, miałem poczucie, że straciłem sześć miesięcy. Uważałem i uważam, że zrobiłem wtedy duży postęp i zasługiwałem na więcej szans niż dostałem. Nie grałem w pierwszym zespole, ale w tygodniu rozgrywaliśmy sparingi, w których dobrze wyglądałem. Słyszałem to od wielu osób.
Czuć żal w pana słowach.
Oczywiście, że jest żal. Rozumiem, że nie grałem na początku, kiedy odstawałem fizycznie i taktycznie też nie wyglądałem najlepiej. Wiedziałem, że muszę bardzo ciężko pracować. Po pół roku trener Gian Piero Gasperini sam do mnie podszedł, powiedział, że moja gra wygląda już dobrze, abym nie odchodził na wypożyczenie, bo będę dostawał od niego okazje. W marcu zagrałem 30 minut z Parmą. I moim zdaniem wykorzystałem szansę, inni zawodnicy i asystenci trenera mówili mi, że wypadłem naprawdę dobrze. Sądziłem wiec, że podążam we właściwym kierunku, że zacznę grać częściej, ale tak się nie stało. Próbowałem pokazywać się z jak najlepszej strony na treningach, lecz to i tak nie przynosiło efektów. Wracałem do domu i miałem ochotę zamknąć się w pokoju, posiedzieć w odosobnieniu. Nie mogłem sobie jednak na to pozwolić, bo na szczęście była przy mnie rodzina. Kiedy tylko córka zobaczyła mnie w drzwiach, podbiegała, chciała się bawić. To pomagało, smutek, żal na ten czas znikały. Ona i żona były dla mnie ogromnym wsparciem. Przy nich starałem się normalnie funkcjonować.
Sebastian Szymański rozkręca się w Dynamie Moskwa – strzelił pierwszego gola i został graczem października.
Dwa udane mecze z Łotwą (3:0) i Macedonią Północną (2:0) rozpoczęte w wyjściowym składzie sprawiły, że Sebastian Szymański stał się największym wygranym październikowego zgrupowania. Wydaje się, że w rywalizacji o miejsce na prawym skrzydle kadry startuje z pole position, bo przez miesiąc w Dynamie Moskwa też nie próżnował. W listopadzie 20-latek musi potwierdzić, że potrafi utrzymać równą formę w reprezentacji. A to bywa największym przekleństwem młodych zawodników. Przez moskiewskich kibiców został wybrany nawet na piłkarza października w Dynamie – aż 32 procent fanów głosowało na Polaka, mimo braku goli i asyst w poprzednim miesiącu. Docenili jego wkład w grę w trzech meczach, tym samym zawodnik zadaje kłam częstym wymówkom o potrzebie aklimatyzacji. Nie tylko wskoczył do podstawowej jedenastki od pierwszego spotkania, ale nie opuścił żadnego meczu 11. drużyny ligi rosyjskiej, która niedawno uciekła ze strefy spadkowej.
Ronny Rosenthal, była gwiazda izraelskiej piłki mówi o związkach z Polską i krytykuje system szkolenia w swoim kraju.
(…) Jak więc pan ocenia selekcjonera Andreasa Herzoga?
Pracuje tu od niedawna, ale moim zdaniem w kadrze powinni być inni piłkarze. Tacy, którzy są lepszymi atletami.
Na największą gwiazdą waszego zespołu wyrósł Eran Zahavi. To najlepszy strzelec eliminacji, ale występuje w Chinach.
Grał we Włoszech, tam dostawał za mało szans. Inna sprawa, że do wielkiej piłki jest za wolny. Gdyby był młodszy, nie występowałby w Chinach. Tyle że nie można go było kupić za mniej niż dziesięć milionów euro, a kto by tyle dał za kogoś w jego wieku z ligi izraelskiej? Ale to nie on stanowi problem tej kadry, a inni piłkarze.
Brakuje wam zawodników grających w silnych klubach. Takimi w przeszłości byli pan, Eyal Berkovic czy Yossi Benayoun. Uważa pan, że poziom waszej drużyny narodowej spadł?
Tak. Piłka się zmieniła, 20, 30 lat temu wystarczało, że miałeś talent. Ja akurat byłem jednym z najszybszych piłkarzy w Europie, ale dało się grać bez tej cechy. Dziś bez tego nic nie osiągniesz. Oczywiście w drużynie nie musisz mieć jedenastu bardzo szybkich zawodników, ale im ich więcej, tym lepiej. Jesteśmy małym krajem, trudno konkurować nam z większymi.
W Izraelu mieszka dziewięć milionów ludzi. Ponad dwukrotnie więcej niż w Chorwacji, która jest wicemistrzem świata. Uczestnik ostatniego mundialu i ćwierćfinalista EURO 2016 Islandia ma niewiele ponad 300 tysięcy obywateli.
Islandia ma atletów, a my nie. Powinno się zmienić system szkolenia zawodników. Mamy coraz lepsze stadiony, są prawie jak w Polsce, ale brakuje dobrych akademii. Inna sprawa, że każdy dzieciak w Izraelu ma iPada, iPhone’a, komputer i tym się zajmują, a nie futbolem.
Młodzież w Hiszpanii czy we Francji ma dostęp do tych samych dóbr, ale lepiej gra w piłkę.
U nas za mało pieniędzy przeznacza się na infrastrukturę. W klubach na jednym boisku trenuje dziesięć grup. Poza tym w Izraelu futbol zależy od polityki. Władze decydują, kto będzie szefem federacji, a to nie jest dobre.
Do tej pory Polacy po zapewnieniu sobie awansu do mistrzowskiego turnieju wygrali tylko raz.
Był białoruski kac, taplanie się w belgradzkim błocie, niezobowiązująca wizyta w Teatrze Marzeń i beztroskie fetowanie awansu z golem nastoletniego debiutanta. Jedynie drużyna, która później w mistrzowskim turnieju wyszła z grupy i nawet zdobyła medal, po już przypieczętowanym awansie, potrafiła wygrać kolejny mecz, na dodatek uczyniła to w efektownym stylu.
Za czasów Kazimierza Górskiego i Jacka Gmocha o turniejową przepustkę walczyliśmy do samego końca, awans dały nam zwycięskie remisy 1:1. Dopiero dla ekipy Antoniego Piechniczka ostatnie spotkanie było już tylko okazją do świętowania, ale też w trzyzespołowej grupie wszystko rozstrzygało się między Polską a NRD. Skoro już wcześniej Biało-Czerwoni pokonali dwa razy wschodnich Niemców, nic dziwnego, że starcie ze słabiutką Maltą było jak niespecjalnie ważny mecz towarzyski. Na wrocławski Stadion Olimpijski przyszło niemal 30 tysięcy ludzi. Piechniczek nie robił ogromnych eksperymentów, zależało mu, by dobrze skończyć kwalifi kacje. Na boisku pojawili się więc Władysław Żmuda, Zbigniew Boniek i Włodzimierz Smolarek, ale także Piotr Mowlik, Tadeusz Dolny czy przebijający się do składu młody Mirosław Okoński. Prawdziwym złotym dzieckiem był jednak ledwie 19-letni Dariusz Dziekanowski. W 68. minucie zastąpił Smolarka i w debiucie zdążył strzelić gola. Na mundial jednak nie pojechał, Piechniczek zabrał go dopiero pięć lat później do Meksyku. Polacy wygrali 6:0. Wszystko odbyło się zgodnie z planem. To był zastrzyk pozytywnej energii. Nasi byli mocni i w starciu z wyraźnie niżej notowanym rywalem bez trudu umieli to udowodnić.
SPORT
Mecz z Polską może być przedostatnim Andreasa Herzoga w roli selekcjonera reprezentacji Izraela
(…) Tymczasem selekcjoner izraelskiego zespołu podjął dość zaskakującą decyzję – postanowił nie wysyłać powołań dla Tomera Hemeda, który ma na swoim koncie 17 goli w reprezentacji, a także Bena Sahara, który w 44 występach w narodowych barwach strzelił 8 bramek. Czy to znak, że drużynę Izraela czekają poważniejsze zmiany? Wszystko na to wskazuje, a mecze z nami i Macedończykami mogą być ostatnimi występami zespołu pod wodzą Herzoga. Przypomnijmy, że już w październiku władze federacji zastanawiały się, czy nie zwolnić Austriaka. Ostatecznie jednak podjęto decyzję, aby dać mu popracować do końca eliminacji.
Selekcjoner, pytany przed meczem z Polską o swoją przyszłość, niczego nie przesądzał. – To bardzo przyjemna praca. Niedawno mieliśmy spotkanie w związku. Bardzo owocne. Rozmawialiśmy o dobrych i złych stronach tych eliminacji. Z jednej strony chciałbym tutaj zostać. Ale muszę porozmawiać z rodziną. Kiedy jednak opuszczam dom na kilka tygodni, to moja rodzina, moje dzieci, nie są zadowolone. Jeżeli odmówię pozostania na stanowisku, to nie dlatego, że nie chcę z tym zespołem pracować – wyjaśnił Andreas Herzog, który jednak musi zdawać sobie sprawę, że brak dobrych rezultatów w dwóch najbliższych spotkaniach na pewno nie skłoni federacji do tego, aby zaproponować austriackiemu szkoleniowcowi nową umowę.
Pomocnik Górnika, Alasana Manneh, po raz kolejny poleciał na mecze reprezentacji Gambii. I pokonał wiele tysięcy kilometrów.
Kiedy w październiku wyjechał na dwumecz swojej reprezentacji z Dżibuti, łącznie pokonał… 23 tysiące kilometrów! Teraz będzie trochę mniej, bo ze stolicy Bandżul do Angoli, gdzie w środę grała reprezentacja Gambii, jest „tylko” niewiele ponad 4 tys. km w linii prostej. Łącznie w powietrzu zaliczy kolejne 18-19 tys. kilometrów. A trzeba dodać, że podróżowanie w Afryce nie jest tak komfortowe, jak na Starym Kontynencie.
Jeśli chodzi o Manneha, to dzięki przebiciu się do składu Górnika wrócił i do reprezentacji swojego kraju, w której barwach, jako nastolatek i piłkarz rezerw samej Barcelony, debiutował w 2016 roku. Miesiąc temu zagrał w rewanżowym meczu z Dżibuti, który jego zespół wygrał po serii karnych. W środowym z Angolą, na jej terenie, niespodziewanie wygranym przez Gambijczyków 3:1, siedział na ławce rezerwowych. Być może dostanie szansę w poniedziałkowej potyczce z DR Konga. Wszystko będzie zależało od belgijskiego selekcjonera „Skorpionów” Toma Saintfieta.
Piłkarze Podbeskidzia Bielsko-Biała nie należą w tym sezonie do ulubieńców sędziów. Może dlatego, że trener Krzysztof Brede nie boi się wytykać im błędów…
Po zremisowanym 1:1 meczu z Chrobrym Głogów trener Krzysztof Brede miał kilka uwag pod adresem sędziów; zresztą już nie po raz pierwszy w tym sezonie. Poprzednio opiekun „górali” wytknął arbitrowi wyraźny błąd, jaki przytrafił się podczas domowej konfrontacji z GKS-em 1962 Jastrzębie (0:2). Jeden z graczy gości zagrał piłkę ręką w polu karnym, ale rozjemca tamtego spotkania – Jacek Małyszek z Lublina – nie zdecydował się na podyktowanie rzutu karnego. – Widzieliśmy tę sytuację na wideo. Była ręka, arbiter popełnił błąd – powiedział szkoleniowiec bielszczan i przypomniał to, o czym mówił już wcześniej – skoro trenerzy i zawodnicy są rozliczani z błędów, to sędziów również powinno się rozliczać.
SUPER EXPRESS
Gdyby Robert Lewandowski ustrzelił dziś hat-tricka, przegoniłby Zlatana Ibrahimovicia.
Robert Lewandowski (31 l.) jest w rewelacyjnej formie i w meczu z Izraelem chce dopisać kolejne trafienia w biało-czerwonych barwach. Kapitan kadry strzelił już dla Polski 60 goli, co daje mu 8. miejsce w klasyfikacji wszech czasów europejskich reprezentacji. Jeśli „Lewy” błyśnie w Jerozolimie tak, jak na Łotwie (3 gole), to przeskoczy Zlatana Ibrahimovicia (38 l.).
W środę Cristiano Ronaldo ustrzelił hat tricka w starciu z Litwą i ma już 98 goli w reprezentacji Portugalii. Daje mu to pierwsze miejsce w Europie, ale ma też szansę na pierwszą pozycję na świecie, którą od lat zajmuje Irańczyk Ali Daei (109 goli). Polscy kibice mają nadzieję, że podobną skutecznością jak CR7 wykaże się w sobotę RL9, który przyznał, że obecnie ma najlepsze wyniki badań w karierze. To się przekłada na najlepsze statystyki strzeleckie. Polak już jest w Top 10, jeśli chodzi o najlepszych strzelców europejskich reprezentacji, ale przed nim jeszcze kilka lat gry, więc jest szansa w tej klasyfikacji mocno awansować.
GAZETA WYBORCZA
Mimo pewnego awansu na Euro 2020 Jerzy Brzęczek traktuje mecz z Izraelem bardzo poważnie. Żaden z liderów nie może liczyć na odpoczynek.
Brzęczek raczej nie zaskoczy składem. Szkielet reprezentacji pozostał taki sam od czasów Nawałki: Wojciech Szczęsny lub Łukasz Fabiański w bramce, Kamil Glik, Grzegorz Krychowiak, Lewandowski. Od nich wciąż zależy najwięcej, wieczny kandydat na lidera pomocy Piotr Zieliński nie może wskoczyć na wyższy poziom. Walka na pozostałych pozycjach trwa. Ciekawy jest los napastników: Krzysztofa Piątka, który był objawieniem poprzedniego sezonu, a w tym ma olbrzymie kłopoty jak cały Milan, oraz Arkadiusza Milika, który odrodził się w Napoli, ale u Brzęczka wciąż jest postacią drugoplanową. W Izraelu tego nie zmieni, bo wyjechał ze zgrupowania z urazem. Kiedy Piątek był w formie, selekcjoner zmieniał ustawienie drużyny na 4-4-2, by ustawić go obok Lewandowskiego. Teraz może wrócić do gry systemem 4-5-1 tak jak w ostatnich spotkaniach z Łotwą i Macedonią Północną.
Fot. FotoPyK