Reklama

Dlaczego Legii zaczęło żreć?

redakcja

Autor:redakcja

13 listopada 2019, 19:04 • 6 min czytania 0 komentarzy

Legia to zdecydowanie największy wygrany w Ekstraklasie od ostatniej przerwy reprezentacyjnej. Zdobyła komplet punktów w czterech meczach, strzeliła 15 goli przy zaledwie dwóch straconych, a do tego wyeliminowała Widzew z Pucharu Polski. Na półmetku fazy zasadniczej warszawski zespół otwiera tabelę, choć – o zgrozo – nawet on nie ma średniej dwóch punktów na mecz. Na grę piłkarzy Aleksandara Vukovicia wreszcie dało się patrzeć bez wspomagaczy umilających odbiór rzeczywistości, a chwilami wręcz robiło się to z przyjemnością. Co się na to złożyło? Dlaczego właśnie teraz Legii zaczyna żreć? Spróbujmy temat podsumować i usystematyzować. 

Dlaczego Legii zaczęło żreć?

Na pewno nie zaszła żadna rewolucja w ustawieniu. Vuković dalej przeważnie stosuje 4-2-3-1 i rzadko się z tego schematu wyłamuje. Zmieniły się za to personalia na kilku pozycjach oraz zadania niektórych zawodników i to już ma znaczenie.

Trzeba byłoby mieć bardzo dużo złej woli, żeby nie wiązać ostatniej passy „Wojskowych” z osobą Pawła Wszołka. Po debiucie w Gliwicach, gdy wszedł na 20 minut, od meczu z Lechem wskoczył do wyjściowego składu i z miejsca zaczął dawać jakość, obalając wszelkie teorie o potrzebie aklimatyzacji i zgrania z nowymi kolegami. Przy okazji trochę zawstydził kolegów i generalnie całą ligę, bo przecież wcześniej przez trzy miesiące był bez klubu. W każdym razie, ma już trzy gole, trzy asysty i jedno kluczowe podanie ugrane na świetnych występach z Wisłą Kraków i Górnikiem Zabrze. No i nie trzeba mu tłumaczyć, że musi czasem wrócić i pomóc w obronie. Ma do tego siły i odpowiednie nawyki, w końcu z jakiegoś powodu tak długo utrzymywał się na powierzchni w Championship, a wcześniej sporo pograł w Serie A. Jak na razie – transfer bez wad.

Pilka nozna. PKO Ekstraklasa. Legia Warszawa - Gornik Zabrze. 09.11.2019

Idealny tym bardziej, że dzięki wejściu Wszołka na skrzydło, na pozycję ofensywnego pomocnika mógł zostać przesunięty Luquinhas (również od meczu z Lechem). Zakładamy, że właśnie taka była tu kolejność działań i bez przyjścia byłego reprezentanta Polski do tej zmiany by teraz nie doszło. I nagle okazało się, że ten Brazylijczyk naprawdę kuma czaczę. Wniósł do środka pola element bezczelności i nieprzewidywalności, którego brakowało Walerianowi Gwilii. Gruzin początkowo jeszcze bronił się liczbami, ale ponad przeciętność nigdy się przy Łazienkowskiej nie wzniósł. Ostatnio zaczął już wyraźnie obniżać loty, a jego wejście w pucharowym meczu z Widzewem ocierało się wręcz o sabotaż. Wygląda na to, że ławka rezerwowych na dłużej stanie się jego towarzyszem.

Reklama

Wracając do Luquinhasa. Nadal lepiej, żeby strzelanie zostawił innym, mimo że bramki się w końcu doczekał, ale jeśli chodzi o błyskotliwość i stwarzanie sytuacji kolegom, lepszego w Legii nie ma. Trzy asysty w ostatnich dwóch kolejkach nie do końca to nawet oddają, bo jego partnerzy zmarnowali jeszcze kilka wyśmienitych podań. Tak czy siak, postęp jest kolosalny. Jako skrzydłowy Luquinhas głupiał w okolicach pola karnego, podejmował złe decyzje i mimo regularnej gry bardzo długo miał tylko wywalczony rzut karny z Rakowem i asystę dupą na Cracovii. Na nowej pozycji może więcej uczestniczyć w małej grze i ma większy wachlarz możliwości, przez co trudniej go rozczytać. Tego brakowało mu na boku boiska, gdzie musiał częściej ścigać się z rywalami i był bardziej zdany na siebie.

Wszołek i Luquinhas to dwa najczęściej wymieniane powody nagłego wzrostu formy Legii, ale sprowadzenie wszystkiego wyłącznie do nich byłoby zbytnim uproszczeniem. Skoro jesteśmy przy środkowej strefie, nie sposób nie wspomnieć, jak dobrze współpracują ze sobą Andre Martins i Domagoj Antolić, mający swój najlepszy okres od momentu przyjścia do Polski. Były pomocnik Dinama Zagrzeb przebłyski w grze do przodu miewał od początku, znacznie częściej jednak irytował jednostajnością w poruszaniu się po boisku. Ostatnio jednak Antolić i Martins idealnie się uzupełniają, zupełnie zatarły się granice między „szóstką” i „ósemką”, a w niektórych fragmentach nawet między „dziesiątką”. Chorwat potrafi bardzo dobrze zabezpieczyć moment, gdy Portugalczyk przejmuje inicjatywę na połowie przeciwnika. A jednocześnie Martins często schodzi po piłkę do stoperów i wtedy Antolić ma więcej swobody z przodu, z czego ochoczo korzysta, zmieniając strefy. Odnosi się wrażenie, że nagle puściły mu wszystkie zakwasy i wreszcie jest w stanie swobodnie biegać. Ale to oczywiście efekt tego, że dostał więcej swobody. Dzięki Antoliciowi błyskawicznie zapomniano o kontuzjowanym Cafu, a nawet więcej – jego braku w ogóle się nie odczuwa.

Idziemy dalej. Pewniakiem na lewej obronie stał się Michał Karbownik. Jeśli nie spuści z tonu, nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby wracał na swoją nominalną pozycję środkowego pomocnika. Chłopak jest bardzo odważny w ofensywie, a w tyłach nie wygląda jak ktoś, kto dopiero zaczyna przygodę z Ekstraklasą. A warto wspomnieć, że z Lechem Poznań dał radę także na prawej stronie, mimo że w pierwszej akcji otrzymał żółtą kartkę i musiał się mocno pilnować. Z „Kolejorzem” za kartki pauzował Artur Jędrzejczyk, ale normalnie to on teraz obstawia prawą obronę. W zasadzie nie było wyjścia, problemy zdrowotne dopadły i Marko Vesovicia, i Pawła Stolarskiego. Z perspektywy czasu – drużynie wyszło to na dobre. Jędrzejczyk radzi sobie więcej niż solidnie, natomiast wskakujący na środek obrony Mateusz Wieteska w duecie z Igorem Lewczukiem jeśli gra słabiej niż „Jędza”, to tylko odrobinę. Dla całej defensywy bilans wciąż wychodzi na plus.

Pilka nozna. PKO Ekstraklasa. Legia Warszawa - Gornik Zabrze. 09.11.2019

Tak jak w ubiegłym sezonie Waldemar Fornalik wiele wygrał w Piaście wymyśleniem Joela Valencii jako dychy czy przesunięciem Martina Konczkowskiego do pomocy, tak teraz kilka rzeczy zbiegło się ze sobą w Legii: wejście Wszołka i nowa pozycja Luquinhasa, nowy układ między dwójką środkowych pomocników, lepsze niż wcześniej boki obrony. Dziś każdy ofensywny piłkarz Legii jest w formie, nawet Arvydas Novikovas zaczął się ogarniać. Jeden udany występ napędza kolejny, rośnie pewność siebie, każdy chce mieć piłkę i pokazuje się do gry.

Oczywiście nie można uznać za pewnik, że Legia będzie teraz rozjeżdżać kolejnych rywali, że już do końca sezonu będzie dobrze. Spokojnie. Za długo oglądamy Ekstraklasę, by w to uwierzyć. De facto mówimy na razie o tygodniach, a nie miesiącach fajnej gry. Vuković jako pierwszy trener Legii cztery ligowe mecze z rzędu wygrał też zaraz po zastąpieniu Ricardo Sa Pinto i koniec końców nic to nie dało. Ba, Romeo Jozak niedługo po przejęciu sterów odniósł pięć kolejnych zwycięstw (z Pucharem Polski nawet sześć) i także pamiętamy, że nic trwałego się nie narodziło.

Reklama

A przecież gdyby mecz z Lechem  zakończył się porażką, co prawdopodobnie miałoby miejsce bez błędów Karlo Muhara i Van der Harta, Vukovicia na Łazienkowskiej już mogłoby nie być. Dość głośno mówiło się wtedy, że z „Kolejorzem” walczy o posadę. W Gdyni z kolei sędziowie mylili się na korzyść Legii, nie podyktowali Arce dwóch rzutów karnych. Z drugiej strony, tylko dzięki znakomitej dyspozycji Pavelsa Steinborsa, goście z Warszawy już do przerwy nie załatwili sprawy. Słusznie także Paweł Mogielnicki z 90minut.pl zauważył, że na ten moment Legia z drużynami z dolnej ósemki wygrała osiem meczów na osiem, a z pierwszej ledwie jeden przy dwóch remisach i czterech porażkach.

To wszystko prawda, o tym wszystkim należy pamiętać. Dobrze jednak wiedzieć, że 7:0 z Wisłą Kraków czy 5:1 z Górnikiem Zabrze nie wzięły się głównie dlatego, że rywale byli beznadziejni, akurat wiatr lepiej zawiał, a maszyna losująca sprzyjała. W Ekstraklasie tak mało jest nieprzypadkowej jakości, że jeśli już się pojawi, nie można przejść obok niej obojętnie.

A to, że nawet wypracowana jakość lubi w Ekstraklasie dość szybko ulatywać, stanowi temat na zupełnie inną opowieść.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Manchester United sprzeciwia się zmianom w regulacjach finansowych Premier League

Bartek Wylęgała
0
Manchester United sprzeciwia się zmianom w regulacjach finansowych Premier League

Komentarze

0 komentarzy

Loading...