Reklama

13 polskich śladów w łotewskiej kadrze. Większość do zapomnienia

redakcja

Autor:redakcja

10 października 2019, 12:51 • 8 min czytania 0 komentarzy

W kadrze Łotyszy na mecz z biało-czerwonymi znalazło się dwóch zawodników aktualnie grających w naszym kraju i aż jedenastu, którzy kiedyś w Polsce kopali. A przecież mogłoby być ich jeszcze więcej, bo powołania nie dostali na przykład znany z Korony Kielce Vladislavs Gabovs czy niemogący przełamać strzeleckiej niemocy w Miedzi Legnica Valerijs Sabala (już prawie 500 minut bez gola). Jeżeli jakiś Łotysz nie ma żadnego polskiego śladu w CV, to znaczy, że pewnie niedługo będzie je miał lub po prostu był za słaby.

13 polskich śladów w łotewskiej kadrze. Większość do zapomnienia

Inna sprawa, że poprzeczka względem umiejętności i tak nie została zawieszona wysoko. Modelowym przykładem jest wspomniany Gabovs, który w Koronie był typowym ligowym dżemikiem – częściej zawodził niż zbierał dobre recenzje – a mimo to w reprezentacji uchodził za jednego z pewniaków i rozegrał ponad 40 meczów. Sam fakt bycia w łotewskiej kadrze jeszcze nie oznacza, że ktoś umie grać w piłkę. Nie musimy tu zbytnio ironizować, tak to po prostu wygląda. Potwierdzenie stanowi także dorobek na polskiej ziemi obecnie powołanych.

WYGRANA ŁOTWY BYŁABY GIGANTYCZNĄ SENSACJĄ. ETOTO WYCENIA TAKI SCENARIUSZ PO KURSIE 16,00! REMIS – 9,25

Z tego grona do ligowej elity możemy zaliczyć jedynie Pavelsa SteinborsaDenissa Rakelsa. I to też tylko za pewien okres. Steinbors najpierw bronił w Górniku Zabrze (2013-2015) i wtedy co najwyżej mógł być uznawany za średniaka. W Arce, do której trafił po rocznym pobycie na Cyprze, w pierwszym sezonie bardzo długo siedział na ławce, a jak już grał, to „wyróżnił” się głównie katastrofalnym błędem w półfinale Pucharu Polski z Wigrami Suwałki, wykorzystanym przez… Damiana Kądziora, z którym może wieczorem zbić piątkę.

Reklama

Biła wtedy od niego niepewność, ale mimo to z nim w składzie gdynianie wywalczyli PP po pamiętnym 2:1 z Lechem na Narodowym, a w końcówce ligi zaczął bronić regularnie. W dwóch ostatnich sezonach Steinbors znacznie poprawił swoje notowania, stając się jednym z najlepszych bramkarzy Ekstraklasy. W tym roku wreszcie został także numerem jeden w reprezentacji. Na otwarcie eliminacji do Euro 2020, w meczu z Macedonią, skorzystał na kontuzji już blisko 40-letniego Andrisa Vaninsa i później placu nie oddał. W Arce spisywał się świetnie, a Vanins grzał ławę w FC Zurich, więc nikt się zbytnio nie dziwił. Niedawno jednak Steinbors puścił kuriozalnego gola z Austrią, Łotwa dostała 0:6 i na rewanż z Macedonią do gry wrócił Vanins. Sami jesteśmy ciekawi, który z nich będzie dziś kapitulował po strzałach Polaków.

Rakels stał się ligową gwiazdą dopiero w barwach Cracovii. Potrzebował dużo czasu, Zagłębie Lubin ściągało go przecież cztery lata wcześniej. W końcu odpalił, w 2015 roku strzelił 21 goli w Ekstraklasie, z czego 15 w znakomitej dla siebie rundzie jesiennej sezonu 2015/16. Zaowocowało to transferem do rywalizującego w Championship Reading, gdzie nawet dobrze zaczął (trzy bramki), ale potem doznał poważnej kontuzji i w zasadzie na rok wypadł z obiegu, bo wyleczeniu pierwszego urazu niemal od razu złamał kostkę, co wyłączyło go na kolejnych pięć miesięcy. Bez powodzenia próbował się odbudować na wypożyczeniach w Lechu Poznań i Cracovii. To już nie był ten sam piłkarz. Nenad Bjelica narzekał, że nie jest ani typowym napastnikiem, ani typowym skrzydłowym. W pewnym momencie nie grał w „Kolejorzu” przez dwa miesiące. Przez chwilę wydawało się, że karta się odwróciła, dał dobrą zmianę w Gdańsku i nieźle wypadł w kolejnych dwóch meczach, ale później nastąpił powrót do kiepskiej normy. Lech skrócił wypożyczenie, Rakels wiosną wrócił do Krakowa, lecz i tam tym razem mu nie poszło. Nawet w spotkaniu, w którym zdobył bramkę, raził nieskutecznością, a piłka do siatki wpadła mu bardzo szczęśliwie, po kiksie. Polski etap jego kariery więc się zakończył, teraz gra w Riga FC z Kamilem Bilińskim i na pewno odczuwał satysfakcję, gdy udało się wyeliminować Piasta Gliwice.

Przez kilka sekund wydawało się, że szansę na coś więcej ma Vladislavs Gutkovskis. Miał dość trudne początki w Termalice, ale w sezon 2016/17 wszedł zaskakująco dobrze. Po dziewięciu kolejkach mógł się już pochwalić pięcioma golami. Zaczęto go łączyć z klubami angielskimi, na czele z Middlesbrough. Widać było, że ze względu na swoje warunki fizyczne Łotysz ma sporo ograniczeń. Zdawał się nic sobie z tego nie robić. Do końca sezonu strzelił jednak już tylko trzy gole, czyli tyle, ile… przez cały następny. Termalica spadła do I ligi, a tam Gutkovskis też nie olśniewa. Nie to, że się kompromituje, bo w poprzednim sezonie zdobył dziewięć bramek, a w obecnym zgromadził już cztery, ale pod żadnym względem tego towarzystwa nie przerasta, więc trudno, żeby zasypywały go oferty ze znacznie lepszych klubów.

Reklama

Przez rok w Niecieczy z Gutkovskisem grał lewy obrońca Vitalijs Maksimenko, ostatnio w reprezentacji ustawiany na środku defensywy. Nie był zupełnym ogórkiem, przychodził po dwóch latach w austriackiej elicie (St. Poelten), ale też niczym specjalnym się nie wyróżniał. Nie zawsze miał miejsce w składzie, skończyło się na siedemnastu meczach w Ekstraklasie i jednym golu. Aktualnie Maksimenko zakłada koszulkę słoweńskiej Olimpiji Ljubljana.

Nikomu z ekstraklasowych obserwatorów nie trzeba przedstawiać Igorsa Tarasovsa, bo dopiero co odszedł ze Śląska Wrocław. I to odszedł w niesławie, bo po 1:2 z Górnikiem Zabrze w 32. kolejce kibole zmusili go do oddania koszulki, a później w komunikacie Ultras Silesia „zabroniła” wystawiania go dalej w składzie. Tarasovs istotnie więcej już w Śląsku nie zagrał, a drużyna od tego momentu zaczęła seryjnie wygrywać. Fakty są takie, że zawodnik ten regularnie był zapalnikiem w swoim zespole, zbyt często zdarzały mu się drzemki i chwile dekoncentracji, co rywale wykorzystywali. Tak naprawdę dobry był jedynie jego początek w Jagiellonii. Debiutował na Legii, „Jaga” wygrała 3:1, on zaś trafił do paru jedenastek kolejki. Czar dość szybko prysł i już nigdy nie powrócił.

ETOTO POTROI TWOJE ŚRODKI NA GRĘ. BONUS 200% OD PIERWSZEGO DEPOZYTU, AŻ DO 200 ZŁ!

Boleśnie od Ekstraklasy odbili się napastnik Arturs Karasausks (dwa mecze w Piaście Gliwice) oraz skrzydłowi Roberts Savalnieks (trzy występy w Jagiellonii) i Vladimirs Kamess (sześć występów w Pogoni Szczecin). Po każdym z nich było widać, że nie są gotowi na ten poziom i jeśli kiedykolwiek będą, to minie jeszcze sporo czasu. Ich dalsze losy pokazują, że raczej nie ma czego żałować. Kamess dziś jest w Riga FC, wcześniej pograł więcej w drugiej lidze rosyjskiej. Savalnieks po niepowodzeniu w Białymstoku poza Łotwę już się nie ruszył. Karasausks, podobnie jak Kamess, dzieli szatnię z Bilińskim w Rydze, a wcześniej nie zrobił szału w drugiej lidze szwajcarskiej i ekstraklasie kazachskiej.

Dwukrotnie szczęścia w Polsce szukał kolejny przedstawiciel Riga FC – Olegs Laizans. Wiosnę 2010 spędził w Lechii Gdańsk na wypożyczeniu ze Skonto Ryga. Osiem meczów i jeden gol nie przekonały klubu z Trójmiasta, że warto go zatrzymać. Minęły dwa lata i Laizans zaczepił się w próbującym za wszelką cenę uniknąć spadku ŁKS-ie. Ponownie niczym specjalnym się nie wyróżnił. Rozegrał dziewięć spotkań, a klub z Łodzi zleciał i rozpoczęła się jego degrengolada, po której dopiero niedawno udało się wyjść na prostą. 32-letni obecnie zawodnik w reprezentacji ma jednak bardzo mocną pozycję, uzbierał już ponad 50 występów. Kolejny dowód na to, jak nisko Łotysze zawieszają aktualnie poprzeczkę, skoro tacy goście znajdują się w ich podstawie.

Są też przypadki zawodników, którzy byli w Polsce przez chwilę, a chyba mogliby zostać dłużej bez straty dla naszych oczu. Stoper Kaspars Dubra wiosną 2012 po raz pierwszy ruszył za granicę i rozegrał kilka meczów w I lidze dla Polonii Bytom, która nie zdołała się utrzymać. Na tym więc jego przygoda ze śląskim klubem się zakończyła, ale poradził sobie. W sezonie 2015/16 posmakował nawet fazy grupowej Ligi Mistrzów z BATE Borysów, konfrontując swoje umiejętności z gwiazdami Romy i Bayeru Leverkusen. W tym sezonie gra w ukraińskim FK Ołeksandrija, w barwach którego w grupie Ligi Europy zmierzył się już z Wolfsburgiem i KAA Gent. W reprezentacji coraz częściej zakłada opaskę kapitańską.

Kaspars Dubra

Z kolei na drugą część sezonu 2015/16 Górnik Zabrze ściągnął Marcisa Ossa, ocenianego wtedy jako najlepszy stoper ligi łotewskiej. Chwalił go jego klubowy kolega z FK Jelgava Dariusz Łatka. Oss jednak nie zdążył się zbytnio pokazać, poprzestał na dziewięciu meczach, a Górnik spadł. Łatka w niedawnej rozmowie z nami tak to tłumaczył: – Opierałem się głównie na tym, co pokazywał w meczach pucharowych, z lepszymi niż zazwyczaj rywalami. Przyszedł do Zabrza w bardzo trudnym okresie. Najpierw był trener Leszek Ojrzyński, później sezon kończył Jan Żurek i skończyło się spadkiem do I ligi. Różne przeboje tam były. Oss nic wielkiego nie zdążył pokazać, pamiętam, że komentatorzy mówili, że jest wolny i mało zwrotny. Fakty są jednak takie, że chciano jego pozostania, Marcin Brosz widział dla niego miejsce. To Marcis zdecydował, że odchodzi. Czas pokazał, że nie jest taki słaby, skoro później zaczął grać w reprezentacji, a od ponad roku regularnie występuje w szwajcarskiej ekstraklasie. Coś tam jednak chłop umie.

Tym klubem ze Szwajcarii jest Neuchatel Xamax, gdzie faktycznie Oss gra tydzień w tydzień.

Osobliwe przypadki to stoper Antonijs Cernomordijs i skrzydłowy Vladislavs Fjodorovs. Obaj zimą 2015 trafili do akademii Lecha Poznań poleceni przez Artjomsa Rudnevsa, ale nigdy nie przebili się do pierwszego zespołu. Nie wyszli poza trzecioligowe rezerwy. Fjodorovsa pożegnano już po jednej rundzie, Cernomordijs spędził w Polsce dwa lata. W pewnym momencie, szczególnie po sparingu z Pogonią Szczecin, wydawało się, że ma szansę na debiut. Ostatecznie też jednak wrócił na Łotwę i razem z Fjodorovsem gra w Riga FC. Cernomordijs w dwóch ostatnich meczach eliminacyjnych występował od początku, zaliczając tym samym pierwsze występy w reprezentacji. Fjodorovs dotychczas pograł tylko towarzysko na początku 2018 roku, teraz otrzymał premierowe powołanie na starcie o punkty, ale mało prawdopodobne, byśmy zobaczyli go na boisku.

Analizując powyższe nazwiska jeszcze lepiej widać, jakim cholernym obowiązkiem jest dziś pokonanie Łotwy i to w dobrym stylu. Na Roberta Lewandowskiego i spółkę wyjdzie kilku gości, którzy nawet na naszą ligę okazali się za słabi, a w tych eliminacjach dostawali już 0:6 od Austrii czy 0:5 od Słowenii i nadal mają zerowy dorobek punktowy. Naprawdę, nie będzie żadnych usprawiedliwień dla ewentualnych turbulencji czy męczenia buły.

***

PAMIĘTAJCIE O PROMOCJACH W ETOTO!

etoto

Zdjęcia: Michał Chwieduk/400mm.pl

Najnowsze

Inne kraje

Świetnie wieści z Turcji: Lis wraca do Super Lig, zespół Nalepy pewny baraży

Piotr Rzepecki
0
Świetnie wieści z Turcji: Lis wraca do Super Lig, zespół Nalepy pewny baraży
Polecane

Jastrzębski potwierdził, że jest najlepszy. Drugie mistrzostwo Polski z rzędu!

Sebastian Warzecha
0
Jastrzębski potwierdził, że jest najlepszy. Drugie mistrzostwo Polski z rzędu!
Anglia

Walec Arsenalu jeździł tylko w pierwszej połowie, ale na Tottenham wystarczyło

Paweł Wojciechowski
1
Walec Arsenalu jeździł tylko w pierwszej połowie, ale na Tottenham wystarczyło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...