Reklama

Raków skrzywdzony i to wyraźnie, Kante zasłużył na czerwoną kartkę

redakcja

Autor:redakcja

01 października 2019, 15:43 • 4 min czytania 0 komentarzy

Suma szczęścia wychodzi zawsze równa się zero? Chyba brutalnie przekonali się o tym zawodnicy Rakowa Częstochowa. W starciu z Lechem Poznań Mariusz Złotek wyciągał ich za uszy, podyktował absurdalnego karnego, nie podyktował klarownej jedenastki dla poznaniaków, ale beniaminek i tak tego meczu nie zdołał wygrać. Szczęścia do sędziów zabrakło im kilka tygodni później – w spotkaniu z Wisłą Płock już przez przerwą powinni dostać dwa rzuty karne. Nie dostali żadnego, ale za to dostali bramkę w doliczonym czasie gry. Nie od sędziego, od Wisły. 

Raków skrzywdzony i to wyraźnie, Kante zasłużył na czerwoną kartkę

Chodzi nam o sytuacje z pierwszej połowy, gdy zawodnicy gości robili dużo, by Raków dostał wreszcie rzut karny, ale sędzia Kwiatkowski był uparty w tym, by nie wskazywać na wapno. Uryga i Rzeźniczak starali się, faulowali, zaczepiali nogami i nic. Żeby było zabawniej – Kuba Rzeźniczak przyznał się nawet w przerwie, że faulował Brown-Forbesa. Mowa o tym starciu:

67224307_868507556851134_2763882416425664512_n (2)

Napastnik Rakowa idzie łeb w łeb z obrońcą w walce o piłkę, wygrywa ten bieg, nawija na zwód rywala i Rzeźniczak jest lekko spóźniony. W konsekwencji “zabiera ze sobą” lewą nogę byłego zawodnika Korony, co powoduje upadek. No naprawdę nie wiemy, czy są w tej lidze klarowniejsze rzuty karne.

Tak samo, jak dość jasna jest sytuacja z tym wślizgiem Urygi w nogi – ponownie – Brown-Forbesa.

Reklama

Bez tytułu

Owszem, obrońca gości zagrywa gdzieś tam piłkę w trakcie tego ataku. Problem w tym, że jednocześnie wjeżdża kolanem w prawą nogę napastnika i korkami przejeżdża przez lewą stopę Kostarykanina. Znów – klasyczna jedenastka. O ile jeszcze Kwiatkowski mógł tego pierwszego faulu nie widzieć, bo akcja potoczyła się dość szybko i mógł nie nadążyć (to znaczy – nie powinien, ale jakoś byśmy zrozumieli), to tutaj powinien już sam wyhaczyć faul. A tak w ogóle, to przecież mamy taki rewolucyjny system powtórek wideo z którego – tak, tak! – MOŻNA i TRZEBA korzystać. Według rozpiski obsady na wozie siedział sędzia Frankowski. Zatem, panie Bartoszu, czy spało się smacznie?

Co do VAR-u – sędziowie w innych meczach pokazywali, że to cenna technologia, która niejednokrotnie może uratować tyłek panom z gwizdkiem i chorągiewkami. Ot, chociażby starcie Jagiellonii z Pogonią mogłoby się ułożyć zgoła inaczej, gdyby wóz nie zweryfikował decyzji arbitra o tym, że tutaj karnego nie było:

70878538_509062589883497_6071048775269351424_n

I że tutaj Kwiecień dotknął piłkę i podał na spalonego do Imaza, który strzelił gola kontaktowego:

screencapture-207-154-235-120-przedmeczowka-183-2019-07-29-10_42_02

Reklama

Sporo kontrowersji wywołała też sytuacja z odwołaniem gola dla Piasta Gliwice w Gdyni. Sami też początkowo byliśmy skonsternowani – “po co ten Musiał biegnie do telewizora, przecież nie ma szans, że Sokołowski był na spalonym…”. Ale okazało się, że sędzia sprawdzał tę stop-klatkę:

ekstraklasa-2019-09-27-09-09-38

Wyjaśnialiśmy już problematykę tego zajścia w niedzielę w relacji, ale trzeba spełnić obowiązek “Niewydrukowanej” i wyłożyć przepisy też tutaj. Interpretacja takich spalonych wygląda następująco:

– jeśli mamy do czynienia z rozmyślnym zagraniem piłki przez rywala, to akcja się kasuje i spalonego nie ma (np. gdyby Skhirtladze celowo zagrał gdzieś do boku)

– jeśli jest rykoszet, przypadkowe odbicie, to traktujemy go jako kontynuację akcji i sprawdzamy spalonego

– jeśli jest tzw. parada obronna przeciwnika, to też akcja się nie kasuje i sprawdzamy spalonego

Sędzia Musiał uznał, że Skhirtladze broniący uderzenie sprzed pola karnego wykonał właśnie paradę obronną i nie miał wpływu na to, gdzie piłka później pofrunęła. Innymi słowy – nie zagrał piłki w sposób rozmyślny, jego intencją było jedynie zablokować frunącą w stronę bramki piłkę. Zatem liczył się moment oddania strzału przez zawodnika Arki sprzed pola karnego, a w tej sytuacji Badia (zaznaczony na czerwono) był na ofsajdzie. No i w tym gąszczu wyszło na to, że gol Sokołowskiego nie mógł zostać uznany. Brawo VAR.

Bez braw obejdziemy się za to z meczem Legii z Lechią, który gospodarze powinni kończyć w dziesiątkę. Jose Kante powinien spędzić na boisku maksymalnie dziesięć minut i niedługo po wejściu na boisko powinien z niego wylecieć. 55. minuta, piłka frunie w pole karne, a napastnik Legii robi to:

screencapture-207-154-235-120-przedmeczowka-156-2019-07-21-10_13_58

Ustalmy fakty:

– Kante widzi, co robi Nalepa, bo jest do niego ustawiony bokiem/frontem, a nie tyłem

– piłka jest na wysokości głowy zawodnika, tak na nasze oko – gdzieś 180 centymetrów od ziemi

– skutkiem trafienia Kante w twarz Nalepy był połamany nos i solidny dzwon, po którym przypuszczalnie 80% ligowców miałoby flasbacki z Wietnamu

Zdajemy sobie sprawę, że analogia do ostatniego ataku Rymaniaka, za co piłkarz Piasta wyleciał z boiska, nie jest trafna. Tam mamy atak podeszwą, tu jednak wiechem stopy. Niemniej jest zagranie narażające rywala na duże niebezpieczeństwo odniesienia urazu. Kante widząc interweniującego przeciwnika powinien po prostu odpuścić sobie machanie nogą na wysokości głowy. Czerwona kartka, dopisujemy gola Lechii, wyniku weryfikować nie trzeba.

No i to tyle z poprawek. Było jeszcze kilka sytuacji stykowych, ale nie chcemy rozwlekać się na dziesiątki tysięcy znaków. Jeśli czegoś tu nie ma, to luzik – nie musicie nam przypominać w komentarzach, widocznie widzieliśmy daną sytuację i uznaliśmy, że sędziowie podejmowali słuszne decyzje. “Niewydrukowana Tabela” wygląda następująco:

 71933769_1272866859558552_4986897616991158272_n

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...