Reklama

Kolejna perełka w Lille. Osimhen nie przestaje strzelać

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

26 września 2019, 12:24 • 8 min czytania 0 komentarzy

Ma niespełna 21 lat i na razie dopiero puka do drzwi, za którymi znajduje się naprawdę wielki futbol i naprawdę gigantyczne pieniądze. Jednak wiele wskazuje na to, że Victor Osimhen już wkrótce na dobre rozgości się na piłkarskich salonach. Napastnik francuskiego Lille po siedmiu ligowych kolejkach ma na swoim koncie sześć trafień i już dziś mówi się o ofertach transferowych, jakie szykują dla niego najpotężniejsze kluby Starego Kontynentu. To rzecz jasna przedwczesne spekulacje, w większości bzdurne, ale na Nigeryjczyka i tak warto mieć oko. Ostatecznie stempelek jakości przy jego nazwisku postawił sam Luís Campos.

Kolejna perełka w Lille. Osimhen nie przestaje strzelać

Gdzie jak gdzie, ale akurat w Lille mają czutkę do talentów. Sensacyjni wicemistrzowie Francji dzięki doskonałej postawie w ubiegłym sezonie Ligue 1 nie tylko zdołali zapewnić sobie udział w fazie grupowej Ligi Mistrzów, ale i nieźle się obłowić. Nicolas Pepe? O bohatera poprzednich rozgrywek ligowych tłukło się pół Europy, ostatecznie reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej postawił na Arsenal, a klub zgarnął za niego 80 milionów euro. Dwa lata wcześniej Lille wydało na Pepe ledwie dziesięć baniek. Doskonały interes. Kto następny? A choćby Rafael Leao, przytulony przez Milan za 25 milionów. Albo Thiago Mendes, na którego skusił się Olympique Lyon, wykładając 22 miliony. Z tego ostatniego żaden młodzieniaszek, fakt, ale na europejskim rynku zawodnik do niedawna był prawie anonimowy. A ta wyliczanka to przecież tylko transfery z ostatniego okienka. Gdyby się cofnąć pamięcią jeszcze odrobinę, nasuną się kolejne nazwiska. W Lille na szerokie wody wypływali przecież Hazard, Thauvin czy Abidal. W tym klubie po prostu wiedzą, jak grać, żeby promować.

Osimhen trafił pod naprawdę troskliwą opiekę. I efekty są dość ewidentne. Napastnik jest pierwszym zawodnikiem Lille od – uwaga! – przeszło 50 lat, który aż tak skutecznie wszedł w rozgrywki francuskiej ekstraklasy. Stąd coraz częściej w tamtejszych mediach pojawiają się spekulacje, że Les Dogues mogą się lada moment spodziewać kolejnego, potężnego zastrzyku gotówki.

Za ściągnięcie Osimhena do Lille odpowiada rzecz jasna Luís Campos, dyrektor sportowy klubu. Choć ta funkcja pewnie nie do końca dokładnie oddaje rolę Portugalczyka. Klasę tego fachowca niech jednak potwierdzą transferowe plotki, które od wielu miesięcy krążą… również wokół niego. W kwietniu Chelsea i AS Roma miały się ponoć desperacko ścigać o wykupienie dyrektora z jego obecnego miejsca pracy za kilka dużych baniek. The Blues potrzebowali nowego speca od transferów w miejsce Michaela Emenalo, który podjął pracę w AS Monaco, natomiast rzymianie po kompletnej klapie, jaką okazała się współpraca ze słynnym Monchim, również zapragnęli nowego człowieka w klubowych strukturach. Ale Campos nigdzie się z Lille nie ruszył. Ani do Londynu, ani do Rzymu, ani nawet do Mediolanu, choć włoskie brukowce niemal siłą wepchnęły go w pewnym momencie do struktur Milanu.

Reklama

W końcu temat został rozstrzygnięty przez oficjalne oświadczenie Gérarda Lópeza, prezesa i  właściciela Lille w jednej osobie. Luís Campos pozostanie na swoim stanowisku do końca następnego sezonu – oznajmił surowo Lopez. Pozostawiając jednak uchyloną furtkę – za kilka miesięcy spekulacje na temat przyszłości Camposa na pewno rozgorzeją na nowo.

Na razie jednak 55-letni Portugalczyk odwala wciąż kawał dobrej roboty w Lille, gdzie pracuje od 2017 roku. Nie jest to gość, który lubi grzać się w blasku reflektorów. Francuskie periodyki zwykły go nawet nazywać z pewnym przekąsem: „Tajemniczy pan Campos”, tak niewiele wiadomo o szczegółach jego pracy. Nawet jego rolę trudno precyzyjnie określić. Dyrektor, doradca, specjalista w dziedzinie skautingu – wszystko pasuje. Choć Portugalczyk przez wiele lat pełnił rolę menedżera w różnych klubach w swojej ojczyźnie. Wcześniej pracował także z młodzieżą, był nawet fizjoterapeutą. To facet, który nie obawia się żadnej pracy, o ile ma ona oczywiście coś wspólnego z futbolem. Wszystkiego już skosztował.

W 2005 roku Campos zakończył na dobre swoją menedżerską przygodę. Dlaczego? Cóż – pewną wskazówkę stanowi tutaj pseudonim, jakiego się dorobił z biegiem lat. „Luis Campas”, co można bardzo luźno przetłumaczyć na „Ludwik Grabarz”. Co tu dużo mówić, zdarzyło się Portugalczykowi zanotować kilka degradacji. Miał swoją filozofię futbolu i się jej trzymał, co jest nawet godne pochwały. Sęk w tym, że była to filozofia raczej nieskuteczna. Nawet jeżeli na dowodzone przez niego zespoły przyjemnie się patrzyło.

Campos

Campos poszukał sobie zatem innej roli w świecie futbolu niż po prostu trenerka. Wraz z drugim eks-trenerem stworzył firmę, dostarczającą klubom sprzęt i oprogramowania do analizy taktycznej. Jednym z ich produktów była aplikacja „Mourinho Tactical Board”. Stworzona dla… No, to chyba nie jest zbyt trudna zagadka, prawda? System nazywany Train to Play (T2P) przypadł do gustu Mourinho, a nie była to pierwsza okoliczność, gdy Campos zaimponował swojemu słynnemu rodakowi. W kwietniu 2004 rok Gil Vicente z Camposem za sterami przerwało serię 27 meczów bez porażki, jaką z FC Porto notował wtedy Mourinho. Tacy ludzie jak The Special One zapamiętują takie porażki. W 2012 roku Jose włączył Camposa do sztabu szkoleniowego Realu Madryt, powierzając mu rolę analityka i skauta. A potem sprawy nabrały tempa.

W 2013 roku portugalskiego analityka zgarnęło do siebie Monaco. Campos zaczął małymi kroczkami układać zespół po swojemu. Wprowadził kompletnie nową formułę rekrutowania piłkarzy, która okazała się strzałem w sam środek tarczy, a nawet w potrójną dwudziestkę. Portugalczyk doprowadził do zatrudnienia Leonardo Jardima w roli menedżera, a potem do klubu zaczęli szerokim strumieniem napływać zawodnicy, na których ekipa ze stadionu imienia Ludwika II zarobiła krocie. Kylian Mbappe, Bernardo Silva, Thomas Lemar, Fabinho, Tiemoue Bakayoko, Benjamin Mendy… Można te wielkie nazwiska wymieniać i wymieniać. – Nie każdy może być dobrym piłkarzem. Tak jak nie każdy ma zadatki na dobrego inżyniera albo lekarza. Idąc dalej w tym kierunku – nie wszyscy nadają się też do rozpoznawania talentów, które mogą stworzyć razem dobry zespół. Monaco było ścisłym procesem, w którym dokładnie oceniliśmy nie tylko potencjał zawodników, ale też to, czy będą ze sobą odpowiednio współpracować. Portugalski laureat Nagrody Nobla, Jose Saramago, napisał kiedyś: „Jeśli widzisz, zobacz. Jeśli zobaczysz, spójrz”. Każdy może widzieć i zobaczyć, ale nie każdy spojrzy na sprawę dokładniej. Fundamentem mojej pracy jest obserwacja. Piłkarza podczas rozgrzewki przedmeczowej, na przykład. To wiele mówi o jego charakterze, a charakter jest esencją talentu. Analizowanie zawodnika na podstawie danych jest łatwiejsze niż przewidzenie, co z takiego gracza będzie w przyszłości – mówił Campos w rozmowie z Yahoo. – Liczby i badania są bardzo ważne, ale kluczowa jest zdolność odpowiedniej ich interpretacji.

Reklama

– Myślę, że dzisiaj większość angielskich klubów nie ma pojęcia o rekrutacji. To niemalże kulturowy problem, bo wszyscy tam popełniają podobne błędy. Angielskie kluby uwielbiają topowych napastników, ale większość z nich trzyma w składzie przeciętnych obrońców. Stąd relatywny brak sukcesów w europejskich pucharach w zestawieniu z kwotami, jakie przeznacza się tam na wzmocnienia – dodał obecny dyrektor Lille. – Piłkarze muszą pasować do siebie w ramach projektu. W Premier League widzę ogromne dysproporcje między olbrzymimi talentami w ofensywie, które dostają przeciętne wsparcie od obrońców i pomocników.

– Nie chcę zabrzmieć arogancko, ale – przy moich metodach – dokonam jeszcze wielu majstersztyków jako dyrektor sportowy – rzucił też Campos.

Victor Osimhen wygląda właśnie na taki majstersztyk.

Screenshot_2019-09-26 ligue 1 19 20 - Szukaj w Google

Urodzony w nigeryjskim Lagos napastnik to jedna z ostatnich rekomendacji Camposa. Specjalista w dziedzinie identyfikowania talentów przyglądał się napastnikowi przez kilka miesięcy, aż w końcu zgodził się z innymi przedstawicielami sztabu szkoleniowego, że warto postawić na tego piłkarza. Co dla Osimhena może oznaczać życiową szansę na wielką karierę. 20-latek został piłkarzem wbrew życzeniom swojego ojca, który widział go raczej w roli prawnika bądź lekarza. Podążał za marzeniami, choć droga nie była łatwa. Victor w bardzo młodym wieku stracił mamę i większość dzieciństwa spędził handlując wodą na ulicach Lagos. Jednak każdą wolną chwilę przeznaczał na ganianie za jakąś prowizoryczną piłką, no i na efekty nie trzeba było długo czekać. W 2015 roku napastnik był największą gwiazdą mistrzostw świata u-17. Nigeria zdobyła złoto, on zgarnął tytuł najlepszego strzelca turnieju. Wtedy po raz pierwszy przykuł uwagę skautów z Europy. Między innymi klubów z Premier League, w tym Arsenalu.

_108144177_1156206087

Nastolatek postawił na ofertę Wolfsburga i w 2017 roku przeniósł się do Bundesligi. Ale tam nie zrobił kariery – kontuzje uniemożliwiły mu złapanie regularnej formy i wywalczenie sobie miejsca w podstawowym składzie. Pewność siebie napastnik odzyskał dopiero w poprzednim sezonie, podczas wypożyczenia do belgijskiego Charleroi. Belgowie trochę ryzykowali – wzięli do siebie napastnika nieprzygotowanego fizycznie, który zmagał się z malarią i kolejnymi urazami. Mógł przynieść więcej szkód niż pożytku. Ale gdy wszystkie te problemy udało się wreszcie uspokoić, Osimhen zaczął strzelać jak na zawołanie. I nie zatrzymał się do dziś.

Charleroi najpierw aktywowało klauzulę wykupu napastnika i przejęło go z Wolfsburga za 3,5 miliona euro, żeby natychmiast odsprzedać do Lille za 12 milionów. Niezły interes, choć Francuzi też raczej źle na tych targach nie wyjdą. Tylko „Wilki” mogą sobie pluć w brodę, że wypuściły taką perełkę.

Osimhen to prawdziwy atleta – jest jednocześnie szybki i silny, mocno trzyma się na nogach. Do tego wszystkiego dokłada też naturalny instynkt snajpera, który pozwala mu na to, by w polu karnym zgarniać szczęśliwie odbite piłki i ustawiać się we właściwym miejscu do dośrodkowań. To trudne do wyćwiczenia. Nigeryjczyk po prostu ma tego nosa do goli. Jego skuteczność pod bramką rywali wciąż pozostawia wiele do życzenia, czego dowiódł między innymi w Lidze Mistrzów, ale jak chłopak do reszty rozsupła worek z bramki, to naprawdę nie będzie czego zbierać.

– Za każdym razem gdy trafiam do siatki, zerkam w górę. Mam nadzieję, że moja mama ogląda mnie w akcji. Każdy taniec po bramce dedykuję dla niej, jest jego częścią – wyznał Nigeryjczyk. – Dzisiaj życzę sobie tylko ciągłości mojej kariery. Kiedy nie napotykają mnie kontuzje i mogę dawać z siebie wszystko, jestem spokojny o swoją przyszłość.

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Francja

Francja

Zamieszanie nad Sekwaną. Poseł domaga się odwołania meczu Francja – Izrael

Bartosz Lodko
7
Zamieszanie nad Sekwaną. Poseł domaga się odwołania meczu Francja – Izrael
Francja

Domenech nie zostawia suchej nitki na Realu Madryt. „To mały, bardzo mały klub”

Przemysław Michalak
13
Domenech nie zostawia suchej nitki na Realu Madryt. „To mały, bardzo mały klub”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...