Nie udał się reprezentantom Polski dzisiejszy mecz w Championship. Leeds United z Mateuszem Klichem w składzie podejmowało u siebie Derby County z Krystianem Bielikiem w wyjściowej jedenastce. Ostrzyliśmy sobie zęby na to spotkanie, bo po ostatnim zgrupowaniu wygląda na to, że Klich i Bielik rywalizują w tej chwili o miejsce w pierwszym składzie kadry Jerzego Brzęczka i grę u boku Grzegorza Krychowiaka. Jednak trzeba powiedzieć uczciwie – choć mecz generalnie był znakomity, to ani Mateusz, ani Krystian swoimi występami nie poprawili swoich notowań u selekcjonera. Obaj rozczarowali.
Pierwsza połowa spotkania to był po prostu popis zawodników Marcelo Bielsy. Właściwie w każdym elemencie gry, poza skutecznością. Statystyki są miażdżące i w tym akurat przypadku doskonale oddają one przebieg gry. Do przerwy gospodarze oddali dziewięć strzałów na bramkę, goście zero. Po prostu – ani jednego uderzenia, nawet jakiegoś fuksiarskiego farfocla. Kompletna nędza. Leeds miało przeszło 70% posiadania piłki, wymieniło 364 podania, w tym ponad 300 celnych. Przyjezdni drobili się tylko nieco więcej niż stu dokładnych zagrań. Nie mieli nawet jednego rzutu rożnego. Nie istnieli na boisku, zostali absolutnie i pod każdym względem stłamszeni. Phillip Cocu, szkoleniowiec “Baranów”, obserwował ten mecz z miną gościa, który wjechał na autostradę pod prąd i nie bardzo ma pomysł, jak się z tej kabały wydostać.
Co mogło przede wszystkim imponować w grze Leeds, to pressing. Intensywny, zakładany na całym boisku, doskonale zorganizowany. Trzeba oddać gościom, że starali się spod tego nacisku wychodzić z klasą – wymieniając krótkie podania, a nie grając laczka na połowę przeciwnika. Ale na staraniach się kończyło. Ekipa z Elland Road była po prostu za mocna. Gdyby gospodarze do przerwy prowadzili nie 1:0, ale 3:0, nikt w Derby nie miałby prawa, by psioczyć na taki wynik.
Sam Patrick Bamford powinien był swój występ do przerwy spuentować co najmniej dubletem. To zresztą dość wymowne, że jedyna bramka dla Leeds padła po samobóju.
Można się było zastanawiać, jak “Pawie” przetrwają trudy meczu. Nie da się przecież przez bitych 90 minut cisnąć przeciwnika pod jego szesnastką, prędzej czy później nawet najlepiej zorganizowana drużyna musi podładować baterie, oddając inicjatywę przeciwnikowi. A ledwie jednobramkowe prowadzenie nie gwarantowało gospodarzom pełnego spokoju – jedna przypadkowa piłka w pole karne Kiko Casilli mogła kompletnie odwrócić przebieg spotkania. Trzeba powiedzieć, że gospodarze wręcz prosili się o taki scenariusz, nie puentując swoich akcji kolejnymi bramkami. Włącznie z rzutem karnym, w fatalnym stylu zmarnowanym przez Mateusza Klicha. Prosili, prosili, aż się doigrali – w końcówce intensywność gry Leeds drastycznie spadła, a ekipa Derby przeprowadziła w doliczonym czasie jedną z niewielu – żeby nie powiedzieć, że jedyną w całym meczu – składnych akcji i futbolówka wylądowała w siatce. Powróciły demony z końcówki poprzedniego sezonu – wyrównujący gol Chrisa Martina był jednocześnie jedynym strzałem celnym “Baranów” w całym meczu.
Pozostaje mieć nadzieje, że Marcelo Bielsa nie udusi w szatni Klicha za sknoconą jedenastkę. Trener Leeds wyglądał na rozwścieczonego pomyłką reprezentanta Polski. Realizator transmisji nie miał wątpliwości – gdy goście w ostatnich sekundach spotkania wyrównali, natychmiast okiem kamery wyłapał Klicha, który wyrósł na głównego winowajcę straty punktów. Większego nawet niż wspomniany Bamford, który spieprzył więcej dogodnych sytuacji, no ale to właśnie on indywidualną szarżą wywalczył jedenastkę.
Generalnie jednak dużo gorsze wrażenie od Klicha zrobił dzisiaj Krystian Bielik, wystawiony przez Cocu w środku pola. Były zawodnik Arsenalu zszedł z boiska już w 60 minucie, jako pierwszy w zespole. I nie ma w tym nic dziwnego – Bielik słabiutko sobie radził z wychodzeniem spod pressingu, spowalniał grę, nie nadążał za przeciwnikami. Trudno było się oprzeć wrażeniu, że Polak cały czas poruszał się w jednostajnym tempie, jakoś zbyt dostojnie. Nie było w jego grze elementu zaskoczenia, rywale z łatwością czytali jego intencje. Najbardziej rażąca była sytuacja z okolic piętnastej minuty, gdy Bielik pod własnym polem karnym spanikował pod naciskiem przeciwnika i zdecydował się na zamaszysty przerzut, który wylądował… wprost pod nogami rywala. Gol z tego nie padł, ale Cocu nieźle się rozzłościł. Jeżeli chodzi o wpływ na inicjowanie akcji ofensywnych, Bielik właściwie w tym elemencie nie istniał. Inna sprawa, że jego koledzy wcale nie prezentowali się lepiej, Polak po prostu utonął w przeciętności całej drużyny.
Całościowo zatem – Klich wyglądał od Bielika znacznie solidniej. Ale jego błąd był o wiele bardziej spektakularny i trudno będzie o nim zapomnieć. Zwłaszcza kibicom Leeds, którzy tak marzyli o zemście na Derby za porażkę w poprzednich play-offach, która zakończyła marzenia ekipy z Elland Road o długo wyczekiwanym powrocie do Premier League.
LEEDS UNITED 1:1 DERBY COUNTY
(M. Lowe 20′ – C. Martin 90+2′)
fot. NewsPix.pl