– Turniejowe drużyny oparte na kontrach mają jedną ważną cechę – choć przez większość meczów biegają za piłką, zawsze doskonale wiedzą, co mają zrobić, gdy ją przejmą. Nie panikują. Podają z punktu A do punktu B jak zaprogramowane roboty. Tymczasem w polskiej drużynie po przechwycie natychmiast piłka parzyła nogi zawodników, co rodziło stratę za stratą – pisze Michał Trela w “Przeglądzie Sportowym”. W mediach dzisiaj sporo analiz na chłodno po meczu reprezentacji, ale powoli wchodzi też w teksty ligowe. No i jest też nieoceniony Jan Tomaszewski, który w “Superaku” apeluje o dymisję Brzęczka.
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Niespokojny rok kadry, czyli “PS” szuka pozytywów i wad kadencji Brzęczka. Skoro tyle ostatnio u nas był krytyki, to zacytujmy jakiś plus.
Czterech uczestników dwóch ostatnich mistrzostw Europy do lat 21 (w 2017 i 2019 roku) rozpoczęło mecz z Austrią: Tomasz Kędziora (25 lat), Jan Bednarek (23 lata), Krystian Bielik (21 lat) oraz Dawid Kownacki (22 lata). Piąty, Sebastian Szymański (20 lat), wszedł po przerwie i też dał radę. W kadrze Nawałki takiego „powiewu świeżości i młodości” nie było. – Nie wprowadzałem ich wcześniej, bo były mistrzostwa Europy. Jestem z nich zadowolony, przygotowujemy ich, by kiedyś prowadzili grę reprezentacji. Na boisko zawsze wychodzą bez kompleksów – cieszył się selekcjoner. – Ale nie mogą się zadowolić tym, co już osiągnęli, tylko muszą ciężko pracować w klubach. Tak, by na każde zgrupowanie przyjeżdżali w jeszcze lepszej formie – dodawał Lewandowski. Gdyby szukać największych wygranych nieudanych w sumie wrześniowych meczów, byłby nim Bielik. Piłkarz Derby został rzucony na głęboką wodę w Lublanie (debiut przy stanie 0:2), a w Warszawie zmienił w jedenastce Mateusza Klicha.
Kamil Glik proponuje, by nieco wyhamować z krytyką, bo przy następnym zgrupowaniu Polska może świętować awans na Euro.
7 września minął rok od debiutu Jerzego Brzęczka w roli selekcjonera. W czym drużyna zrobiła postęp?
Zmieniają się trenerzy, a wraz z nimi piłkarze oraz taktyka. Gdybyśmy z każdym nowym szkoleniowcem stale robili postęp z pułapu, na którym kończyliśmy współpracę z poprzednim, to gralibyśmy o mistrzostwo świata. Jesteśmy dobrą, solidną europejską drużyną, ale nie należymy do ścisłego topu. Raz gramy lepiej, raz gorzej, ale na pewno tracimy mniej goli niż u Adama Nawałki i Waldemara Fornalika. U poprzednika więcej strzelaliśmy, ale coś za coś.
Panu się podoba taka zmiana?
Jako obrońcy, tak. Napastnikom pewnie mniej. Dla mnie ważna jest gra na zero z tyłu. Nie szarżujmy z ocenami, że nie kreujemy okazji – sam miałem dwie. Pamiętajmy, że Austriacy to nie jest słabeusz, tylko solidny zespół z niezłymi napastnikami. Taki mecz jak ze Słowenią czasem jest potrzebny nam piłkarzom i wam dziennikarzom. By zejść na ziemię i nie myśleć, że wygramy wszystkie mecze w eliminacjach bez straty gola.
Celna analiza Michała Treli tego, jak przez ostatni rok kadra pożegnała się z piłką. Piłka parzy, nie chcemy piłki odzyskać, chcemy szybko atakować, ale to nie do końca wychodzi.
To jednak nadal tragicznie mało. Polacy, o których poprzednie mecze powiedziały, że nie potrafi ą wykreować sobie na boisku przestrzeni, gdy rywal im jej nie da, tym razem nie potrafi li jej wykorzystać, nawet gdy trochę jej dostali. Nie takie połacie jak od Izraelczyków, ale więcej niż w pozostałych meczach. Turniejowe drużyny oparte na kontrach mają jedną ważną cechę – choć przez większość meczów biegają za piłką, zawsze doskonale wiedzą, co mają zrobić, gdy ją przejmą. Nie panikują. Podają z punktu A do punktu B jak zaprogramowane roboty. Tymczasem w polskiej drużynie po przechwycie natychmiast piłka parzyła nogi zawodników, co rodziło stratę za stratą. Mecz z Austrią był też o tyle cenny, że pozwolił po raz pierwszy w tych eliminacjach poważniej sprawdzić obronę. O ile do września wydawało się, że jej zbudowanie akurat się Brzęczkowi udało, o tyle mecz w Słowenii sprawił, że musiały się pojawić poważne wątpliwości. Austriacy powiedzieli Polakom: „sprawdzam”. Zawodnicy Brzęczka przez większość meczu kompletnie odpuszczali pressing. W poprzednich meczach zwykle atakowali rywali mniej więcej od połowy boiska. Tym razem bardzo często Austriacy nieniepokojeni przez nikogo mijali dwie pierwsze linie defensywne – napastnika, skrzydłowych i ofensywnego pomocnika, czyli blisko pół drużyny.
I na dobitkę analiza Łukasza Olkowicza, czyli kadra pod prądem. Nam przypadł do gustu ten fragment o tym, jak “dziesiątka” trafiła na plecy Krychowiaka, co jest w pewien sposób symobliczne.
Symbolem stanu posiadania kadry – trudno o lepszy obrazek ukazujący rzeczywistość – niech będzie koszulka z numerem dziesięć. Kojarząca się z piłkarzem kreującym, finezyjnym, poszukującym nieszablonowych rozwiązań. W naszej kadrze zakłada ją Grzegorz Krychowiak, piłkarz z wielkim sercem do gry, dobrym w destrukcji, który jednak nie był i nigdy nie będzie reżyserem decydującym o poszczególnych scenach. Jego rola jest odtwórcza. To oczywiście porównanie – podkreślmy raz jeszcze – symboliczne, bo to nie Krychowiak jest problemem tej kadry. Rozpisujemy się o meczu z Austrią, ale nie wolno zapominać o tym wcześniejszym ze Słowenią. Po raz kolejny przekonaliśmy się, że kadra musi być cały czas pod prądem i nie może sobie pozwolić na chwilę dekoncentracji. To również zadanie dla nas dziennikarzy oraz kibiców, by jej nie zagłaskać. Zwycięstwo z Izraelem uśpiło, a to stan prowadzący w polskiej rzeczywistości wprost w objęcia porażki. Mordęga, jaką oglądaliśmy w Słowenii, nie była przypadkowa. Mówił o tym Lewandowski: – Pojawiło się myślenie, że są punkty i jakoś to będzie. Niestety w Polsce „jakoś to będzie” nie działa i nie będzie działać.
Dobry start młodzieżówki w eliminacjach. Komplet punktów, dwa czyste konta, ale trzeba pamiętać, że na rozkładzie mieliśmy grupowych outsiderów.
Dla zespołu Michniewicza było to pierwsze zgrupowanie, choć część piłkarzy zna się czy to z tegorocznych fi nałów ME U-21 czy MŚ U-20. Żeby stworzyć z nich dobrze rozumiejącą się drużynę, potrzeba jednak czasu i podkreślał to zresztą przed meczem selekcjoner. Dokonał dwóch zmian w podstawowej jedenastce w porównaniu z piątkowym starciem z Łotwą (1:0). Od początku pojawił się Płacheta (zamiast Tomczyka), który wyleczył kontuzję, a także pomocnik Górnika Zabrze Daniel Ściślak, który w Jełgawie też siedział na trybunach. 19-latek to absolutny debiutant w narodowych barwach, nie występował wcześniej w żadnej kadrze juniorskiej. Przeciwnik nie był co prawda wymagający, ale wydaje się, że Ściślak zdał egzamin, choć grał głównie bezpiecznie, do tyłu i w poprzek boiska, nie podejmując zbytniego ryzyka.
Marzena S. i kilka innych osób z byłych już władz Wisły Kraków aresztowanych. Chodzi o szwindle finansowe i wyprowadzanie pieniędzy z klubu.
Mechanizm wyprowadzania pieniędzy z Wisły miał być oparty na fikcyjnych umowach podpisywanych przez zarząd Wisły. Według TVN 24 inne zarzuty dotyczą podwyżki, którą w 2017 roku przyznali sobie S. oraz D. Według śledczych uchwała została jednak przyjęta z naruszeniem prawa i nie powinna była w ogóle obowiązywać. Wypłacanie na jej podstawie kilkukrotnie wyższych pensji każdemu z członków zarządu miało więc również być działaniem na szkodę spółki. Część patologii, do których dochodziło w Wiśle, pokazał we wrześniu zeszłego roku materiał „Superwizjera” TVN. Wówczas S. oraz D. odpierali zarzuty, a autorom materiału grozili procesami sądowymi.
Trener Fornalik musi być zadowolony z rywalizacji na treningach. Do zdrowia wrócił Konczkowski, Pietrowski też już uraz ma za sobą, a w Gliwicach zameldował się też już Jodłowiec.
W drugiej linii i w ataku Fornalik też ma spory wybór. W ostatnim dniu okna transferowego sprowadzono Tomasza Jodłowca, który w poprzednim sezonie, będąc na wypożyczeniu z Legii, w środku pola świetnie współpracował z Tomem Hateleyem. W Gliwicach potrafi ł również radzić sobie jako ofensywny pomocnik. Po tym jak wrócił na Okrzei, kibice komentowali, że Jodłowiec to także dobry amulet. Były reprezentant Polski sześć razy zdobył mistrzostwo Polski (pięć razy z Legią i raz z Piastem).
“SPORT”
Dziennikarze “Sportu” też szukają pozytywów w kadrze i też znajdują je w tym, że grali młodzi.
Kownacki w poniedziałkowym starciu zagrał na pozycji skrzydłowego. – Po odbiorze piłki przeciwnika można było skontrować, bo na bokach było trochę miejsca. Jako pomocnicy graliśmy jednak za nisko, byliśmy za bardzo cofnięci. Przez to po odzyskaniu piłki mieliśmy 50-60 metrów do zrobienia. Brakowało potem pary w nogach. Ja jestem przede wszystkim zadowolony, że dostałem swoją szansę od początku, ale nie jestem zadowolony ze swojej gry. Takie mecze też się jednak zdarzają. Nie jesteśmy przecież maszynami. Sam mam wiele do poprawy. W pierwszej połowie Tomek Kędziora dwa razy szedł mi na obieg, a ja mu nie zagrałem. Jak się okazało to był zły wybór. No ale piłka jest taka, że w ułamku sekundy trzeba podjąć decyzję. Raz te wybory są dobre, raz złe. Ja podjąłem złe. Szkoda, ale dla mnie jest to dobre doświadczenie, bo przecież w pierwszej reprezentacji miałem dłuższą przerwę. Cieszę się, że grałem, ale jak mówię, zadowolony nie jestem – mówi skromnie zawodnik.
Jeszcze jedna rozmówka z Glikiem, niektóre fragmenty niemal identyczne, to może teraz zacytujmy coś o samym Kamilu.
Z Kamilem Glikiem w składzie w piątek w Lublanie byłoby inaczej?
– Nie wiem. Dla mnie to dosyć nieeleganckie oceniać i mówić, czy byłoby inaczej. Po to jest 23 zawodników w reprezentacji czy w każdej innej drużynie klubowej, że kiedy jednego brakuje, to wchodzi drugi i musi go zastąpić. Co do mnie, to wychodzę, robię swoje, żeby dać jak najwięcej reprezentacji i mojemu klubowi.
Nie było faktycznie szans na pana występ w Lublanie, czy to było takie dmuchanie na zimne?
– Ten uraz przytrafił mi się w końcówce okresu przygotowawczego, kiedy graliśmy kontrolne spotkanie z FC Porto. Później borykałem się z tym przez trzy kolejki. Z Austrią też miałem obawy, jak będzie. W trakcie gry byłem jednak zaskoczony, bo żadnego bólu nie odczuwałem. Cieszę się, że tak jest, bo z optymizmem pozwala mi to patrzeć na sezon. Gdyby był to marzec czy kwiecień, to pewnie w piątkowym meczu bym zagrał. Natomiast teraz mamy przed sobą praktycznie cały sezon grania, bo wszystko się tak naprawdę rozkręca.
Niemcy są źli nawet mimo tego, że Die Mannschaft ograł Irlandię Północną 2:0. Media pytają – dlaczego gra wygląda tak słabo?
W Niemczech nie są zadowoleni z postawy swojej drużyny. Oczywiście w poniedziałek „Die Mannschaft” zagrała lepiej niż w przegranym 2:4 starciu z Holandią, ale innej postawy wymagała także ranga samego przeciwnika. Joachim Loew odszedł od ustawienia z trójką stoperów na rzecz ofensywnego 1-4-2-3-1, które miało zapewnić większą kontrolę. Pozornie się to udało, jednak za naszą zachodnią granicą zwraca się uwagę na fakt, że w pierwszej połowie to Irlandczycy przez większość czasu ustalali obraz spotkania. Być może jest to nieco przesadzona reakcja, bo jednak Niemcy rozegrali wiele ciekawych akcji, stworzyli zagrożenie i prawdopodobnie powinni otrzymać rzut karny, ale z drugiej strony nie można się dziwić takiej krytyce – w końcu Polacy też bardzo emocjonalnie podchodzą do swojej reprezentacji.
Ruch Chorzów prawie odpadł z Pucharu Polski z IV-ligowcem. Podlesianka przegrała dopiero po rzutach karnych.
Na wsparcie zza ogrodzenia mógł też liczyć Ruch, którego fani w I połowie zaznaczyli swoją obecność kilkoma okrzykami. – To było dla nas duże przeżycie, móc ugościć najbardziej utytułowany klub w Polsce. Wielka szkoda, że nie mogli zostać wpuszczeni kibice. Chcieliśmy, żeby to było święto. Ono było – ale niestety tylko na murawie, bo na trybunach panowała cisza. W II połowie walczyliśmy z Ruchem jak równy z równym. Czuliśmy, że możemy z nim wygrać. Żałujemy, bo ten mecz mógł być dla całego Podlesia historycznym wydarzeniem – przyznawał Damian Ostrowski, trener Podlesianki. Aktualna czwarta siła tabeli IV grupy katowickiej klasy okręgowej mocno postawiła się „Niebieskim”. Za wygraną dała dopiero w serii rzutów karnych, którą – zgodnie z regulaminem tych rozgrywek – rozegrano już po 90, a nie zwyczajowych 120 minutach.
“SUPER EXPRESS”
Według informacji “Superaka” Legia z transferu Carlitosa będzie musiała jeszcze oddać pół bańki euro. W Krakowie zacierają rączki.
Kiedy Carlitos przechodził z Wisły do Legii za 450 tys. euro, oba kluby ustaliły, że Biała Gwiazda dostanie 30 proc. od zysku zkolejnego transferu. Skoro Carlitos odszedł za około 2 mln euro, to Wiśle należy się 30 proc. od kwoty 1,55 mln euro, czyli nieco ponad pół miliona euro. Jak działa taki przepływ pieniędzy? Ustaliliśmy, że umowa między Wisłą a Legią zakłada, iż warszawianie mają 30 dni po otrzymaniu kasy na podzielenie się nią z Wisłą. Dla borykającego się z wielkimi kłopotami finansowymi klubu z Krakowa te pieniądze są jak tlen.
Jan Tomaszewski prosi Jerzego Brzęczka, żeby podał się do dymisji, bo prowadzenie kadry go przerosło.
– Austria w poniedziałek zagrała słabo, ale my zagraliśmy za to kompromitująco. Gdyby nie Fabiański, przegralibyśmy ten mecz z kretesem. Niestety, trzeba powiedzieć jedną rzecz. Prowadzenie kadry przerosło Brzęczka – ocenił Tomaszewski w rozmowie z „Super Expressem”. Legenda reprezentacji wystosowała również apel do selekcjonera. – Proszę, aby Brzęczek podał się do dymisji. Już podczas Ligi Narodów nie wyglądało to dobrze. Została ona przegrana przez Brzęczka właśnie. Mówił wtedy o budowaniu reprezentacji. Ale to klub można budować, nie reprezentację. Kadra jest albo jej nie ma – wyjaśnił.
“GAZETA WYBORCZA”
Zgrabny tekst Rafała Steca po kadrze. Zwłaszcza ten fragment o tym, że u nas dwa plus dwa daje trzy, a czasami dwa i pół.
Kapitan reprezentacji cierpi, bo próbuje się rozdwoić albo nawet roztroić, być twórcą i tworzywem, zajmować się na boisku wszystkim, czym nie raczą się zająć koledzy z drugiej linii. Ci sami, którzy w klubach wyglądają dobrze lub świetnie. Spójrzmy na Grzegorza Krychowiaka, seriami wybieranego do jedenastki weekendu w lidze rosyjskiej. Albo na Mateusza Klicha. On w klubie z Leeds, gdzie gania po boisku pod przywództwem natchnionego trenera Marcelo Bielsy, wykonuje najwięcej w całej drugiej lidze angielskiej podań kluczowych (stwarzających okazję do strzelenia gola). Kiedy jednak zakłada strój kadry, jego kreatywność zaczyna pikować, prawie dotyka zera. I nie wyjaśnimy tego wyższym poziomem futbolu reprezentacyjnego, bo nasza grupa w eliminacjach Euro 2020 w żadnym razie nie wymaga od piłkarza więcej niż rozgrywki Championship. Intensywność gry bywa nawet niższa. Słowem, drużyna Jerzego Brzęczka ma niższą wartość niż suma tworzących ją jednostek. Dwa plus dwa równa się tutaj nie cztery, lecz trzy, czasami nawet dwa i pół.
Młoda Iranka chciała wejść na mecz piłkarski i trafiła za to do więzienia. Z rozpaczy i w ramach protestu dokonała samopodpalenia.
Młoda Iranka wyszła za kaucją po trzech nocach za kratami. Jej siostra cytowana przez jedną z półoficjalnych agencji irańskich mówiła, że podczas trzech nocy w więzieniu jej stan zdrowia bardzo się pogorszył. Podobno cierpiała na chorobę dwubiegunową. Brytyjski „Guardian” donosi, że Khodayari – była studentką programistyki – już raz próbowała się zabić na uniwersytecie, ale wersję o niepoczytalności dziewczyny lansują teraz prawomyślne media w Iranie. Gdy 1 września zgłosiła się w prokuraturze po odbiór skonfiskowanego podczas aresztowania telefonu komórkowego, dowiedziała się, że – choć wciąż daleko było do sądowego werdyktu w jej sprawie – nie uniknie kary więzienia. Za kratkami miała spędzić jeszcze sześć miesięcy. Zrozpaczona 29-latka wyszła przed budynek sądu w Teheranie, oblała się benzyną i podpaliła. Z poważnymi poparzeniami – aż 90 proc. powierzchni ciała – została odwieziona do szpitala, gdzie po tygodniu walki o życie zmarła.