Reklama

Na poważnie zacząłem grać w piłkę w wieku 27 lat

redakcja

Autor:redakcja

05 września 2019, 08:40 • 12 min czytania 0 komentarzy

Ciekawa jest czwartkowa prasa. Rozmowy z Michałem Pazdanem, Sebastianem Szymańskim i Janem Tomaszewskim o kadrze, ale także z Filipem Markoviciem czy Szymonem Lewickim w kontekście ligowym. 

Na poważnie zacząłem grać w piłkę w wieku 27 lat

PRZEGLĄD SPORTOWY

Michał Pazdan zadebiutował w kadrze aż dwanaście lat temu. Przyznaje, że miał w niej dwa życia.

Co pan zapamiętał z debiutu w grudniu 2007 roku z Bośnią?

Jak wszyscy z ekstraklasy debiutowałem z tym rywalem (śmiech). Często kadra złożona z ligowców, tak zwany dżem ligowy, grała zimą z Bośnią. Wielu piłkarzy w lidze, nawet ci z 20 meczami, miało w dorobku spotkanie z nimi. Obok mnie grał Mariusz Pawelec, Tomek Zahorski, Tomek Lisowski, na prawej Grzesiek Bartczak, jeszcze Michał Goliński. Powołanie dostał też Radek Cierzniak. Wyszło zabawnie, bo byłem z nim wtedy w pokoju, ale prawie nie gadaliśmy. Później spotkaliśmy się w Legii i na zgrupowaniach przez dwa lata mieszkaliśmy razem. Kto tam jeszcze był? Piotrek Madejski, podobnie jak ja pochodzący z Nowej Huty. Z tamtej ekipy chyba tylko mi udało się zostać na dłużej w kadrze.

Reklama

Co takie mecze dawały zawodnikom?

Jerzy Brzęczek chciał zorganizować podobny w zeszłym roku. Najbardziej przydatne są trenerom do sprawdzenia kandydatów. W moim przypadku szybko to się potoczyło. W pół roku przeszedłem drogę z III ligi w Hutniku Kraków do reprezentacji. Wprawdzie tej dżemowej, ale znalazłem się w innym świecie. Poznajesz otoczkę i to jest plus. Jednak to nie są reprezentacyjne mecze z prawdziwego zdarzenia, te o stawkę dają coś więcej.

Do reprezentacji wrócił pan w 2013 roku po pięciu latach, gdy selekcjonerem został Adam Nawałka.

Ale ja liczę siebie w kadrze od czerwca 2015 roku. Coś w niej znaczę od czterech lat.

A wcześniej?

Nie grałem zbyt często. Przyjeżdżałem na zgrupowanie i nie odgrywałem większej roli w kadrze. Nie można nazwać tego bycia kadrowiczem.

Reklama

Sam pan podkreśla, że późno narodził się jako piłkarz.

Na poważnie zacząłem grać w piłkę w wieku 27 lat. Był rok 2015.

ps1

Sebastian Szymański opowiada o strachu na pierwszym zgrupowaniu reprezentacji oraz o Dinamie Moskwa.

O kwocie transferowej:

Przez długi czas ciągnęło się za mną, że powinienem odejść z Legii za 20 milionów euro. Im bliżej transferu, tym częściej przypominano, za jakie pieniądze miałem zostać sprzedany. Ostatecznie Dinamo zapłaciło za mnie 5,5 mln euro, wydaje mi się, że to duża kwota. Zresztą nie ma co ukrywać, kluby wiedziały, że Legia ma problemy finansowe i można się targować. Gdy trafiłem do Moskwy, byłem najdroższym piłkarzem, którego Dinamo kupiło od wielu lat. To działało na moją korzyść, bo uważano, że skoro tyle kosztowałem, to muszę wiele potrafić. Widziałem, że koledzy z drużyny od początku mi ufają, często dostawałem piłkę. To pomagało mi rozwinąć skrzydła, dzięki temu częściej wchodzę w pojedynki, nikt nie mówi nic złego, gdy stracę piłkę. Dziś nie jestem już najdroższym zawodnikiem Dinama. W sierpniu za 20 milionów euro przyszedł do nas z Borussii Dortmund Maximilian Philipp. Nie jestem na świeczniku, przejął po mnie pałeczkę. Bardzo mi to odpowiada, nie lubię być na pierwszym planie. W Legii tak bywało, często wysyłano mnie do wywiadów po meczu, ale głównie dlatego, że nie każdy potrafi trzymać ciśnienie tak, jak ja. Po prostu Iza Kruk (rzeczniczka prasowa – przyp. red.) wiedziała, że nie palnę żadnej głupoty.

Role Piotra Zielińskiego w kadrze i Napoli się różnią. Selekcjonerowi spodobał się na prawym skrzydle.

W Neapolu został już na stałe „rozgrywającą szóstką”, bo choć gra w linii z Allanem, to najczęściej on cofa się po piłkę, by rozpoczynać akcje. Sytuacja zmienia się, gdy Napoli atakuje i na dłużej spycha rywali do defensywy. Wtedy Zieliński szuka przestrzeni przed obroną przeciwników, dając kolegom możliwości szybkiej wymiany piłki, a Brazylijczyk zostaje głębiej, by go asekurować. Wariantów jest wiele, a wszystko zależy od przeciwnika i fragmentu spotkania. W ostatnim z Juventusem (3:4) momentami widzieliśmy go szukającego miejsca na równi z napastnikami oraz prowadzącego grę w bocznych sektorach. Zresztą właśnie z lewej strony asystował debiutującemu w Napoli Hirvingowi Lozano. 

W kadrze akurat uwolnił moc na prawym skrzydle, czyli wariancie, w którym występuje najrzadziej. Zielińskiego trudno jednak zamknąć w ramach jednej pozycji, bo często zmienia ją kilkukrotnie w trakcie jednego spotkania. Stał się agresywniejszy, skuteczniejszy w odbiorze i znacznie bardziej pracowity, co służy drużynie zarówno na boku, jak i środku. Liczy się podejście i szereg cech, nad którymi popracował. Ancelotti m.in. dlatego przydzielił go do środka, ale również ze względu na przegląd pola i szybkość decyzji w tym sektorze. Poprawił grę w defensywie, a przy tym nie brakuje mu błyskotliwości, z której go kojarzymy.

ps2

Robert Moreno ma poprowadzić Hiszpanów do sukcesu w EURO 2020. Został selekcjonerem po osobistej tragedii Luisa Enrique.

Jego szansa, jakkolwiek nieodpowiednio brzmi to w tej sytuacji, zaczęła się od telefonu żony do Luisa Enrique. Działo się to 25 marca tuż przed meczem z Maltą (0:2). Były trener Barcelony dowiedział się, że córka ma nowotwór kości, na który nie ma lekarstwa. Na tę wieść zostawił piłkarzy i wraz z psychologiem Joaquinem Valdesem natychmiast wrócili do Barcelony, a Robert Moreno przejął jego obowiązki. W kolejnych miesiącach Enrique pracował z domu, nie jeździł po kraju, instruując tylko asystenta. Z czasem skupił się zupełnie na córce i zrezygnował z funkcji selekcjonera. Miał ważniejszą rywalizację, gdy codziennie – by nie zostać rozpoznanym – pojawiał się w szpitalu w czapce i okularach. Jak wspominali lekarze, każdego dnia chudszy, posępniejszy, pełen nerwów. Dziennikarze wiedzieli o tym problemie, ale nie napisali o nim, dopóki sam Enrique nie ogłosił złych wiadomości światu.

ps4

Nowy piłkarz Śląska Wrocław, Filip Marković opowiada m.in. o swoim bardziej znanym bracie Lazarze Markoviciu. Skupmy się jednak na tym, że przychodzi do Polski po bardzo długiej przerwie w grze.

Jak to jest w ogóle możliwe, że Filip Marković z dnia na dzień znika nie tylko z podstawowego składu Lens, ale nawet z ławki, mimo że nie doznał kontuzji? Do kwietnia 2018 wychodził pan przeważnie w podstawowym składzie.

Na pewno nie wynikało to z tego, iż nagle uznali, że nie umiem grać w piłkę. Tu nie decydowała piłkarska jakość.

W takim razie co?

Lens w tamtym momencie nie miało już szans na powrót do Ligue 1. Dziwne decyzje ludzi rządzących klubem. W pionie sportowym były osoby, z którymi nie można się było porozumieć. Jeśli przeanalizujecie kadrę drużyny z okresu mojej gry we Francji, znajdziecie jeszcze kilku zawodników, którzy grali, a potem znikali ze składu niemal z dnia na dzień. Dotychczas nie widziałem czegoś takiego. W zeszłym sezonie, kiedy już w ogóle nie występowałem w pierwszym zespole, było to samo. To klub z dużymi tradycjami, porządnym budżetem, ale nie mogę powiedzieć, że od środka było profesjonalnie. Lens zasługuje na grę we francuskiej elicie i na lepszych decydentów. Tam koncepcja dotycząca mojej osoby potrafiła się zmienić na przykład jakieś dwa dni przed zamknięciem okna transferowego, kiedy dowiadywałem się, że jednak trener mnie nie potrzebuje i było już za późno na szukanie czegokolwiek. Nie jest tak, że wcale nie grałem,  bo występowałem w zespole rezerw, ale to oczywiście nie to samo.

Może trzeba było zrezygnować z pieniędzy?

Pewnie, że to też miało znaczenie. Poprzedni sezon Lens zaczęło naprawdę świetnie. W zimie była duża szansa na awans i sam się wahałem, co robić. Myślę sobie: „Z jednej strony – w ogóle nie gram w pierwszej drużynie. Z drugiej – umowa to umowa, jest w niej zapis, że w razie awansu dostaję przedłużenie kontraktu na naprawdę dobrych warunkach finansowych”. Postanowiłem zostać, a na koniec rozgrywek okazało się, że przekombinowałem. Lens nie awansowało bezpośrednio, tylko musiało bić się w barażach i… przegrało dwumecz z Dijon, a moja umowa wygasła. 

ps3

SPORT

Robert Lewandowski swoją obecnością może podbić Słoweńcom frekwencję podczas piątkowego meczu.

„Słowenia gra z mocnym przeciwnikiem, którego asem jest Robert Lewandowski. Pierwsza gwiazda polskiego zespołu przyjedzie do Lublany i to z pewnością dodatkowy motyw, żeby przyjść na stadion. Wydaje się, że futbolowa euforia w Słowenii powoli wraca, ponieważ prawie wszystkie bilety zostały sprzedane. Pozostało około 500, które bez wątpienia do piątku też się rozejdą” – piszą słoweńskie media. Dla słoweńskiej obrony nie brzmi zachęcająco, że w nowym sezonie Lewandowski zdobył już 6 goli. – On ciągle strzela, musimy zrobić wszystko, żeby go wyłączyć z gry – zapowiada bramkarz Vic Belec. Jemu spotkanie z „Lewym” na boisku raczej nie grozi. Zdecydowanie „jedynką” w kadrze jest Jan Oblak z Atletico. Belec może trochę żałować, bo przynajmniej by się rozgrzał. Latem został piłkarzem APOELu Nikozja, na Cyprze trenował w 40-stopniowym upale, a po przyjeździe na zgrupowanie do Słowenii jest mu tak zimno, że jedyny w kadrze chodzi w kurtce.

sport1

Słoweński dziennikarz Simon Spravc przyznaje, że w Słowenii będą zadowoleni nawet z remisu z Polską.

Czy w Słowenii kibice żyją piątkowym meczem z Polską?

– Tak, oczywiście, zwłaszcza że to dla nas kluczowe spotkanie w tych eliminacjach. Jeśli przegramy, to szans na awans nie będzie. Dlatego wszyscy liczą na to, że uda nam się zdobyć przynajmniej punkt.

Punkt u siebie wystarczy?

– Kibice chcieliby jak najlepszego rezultatu, ale bądźmy realistami. Patrząc na potencjał zespołów, na kształt tabeli, na indywidualności, to faworytem jest reprezentacja Polski. Dlatego uważam, że punkt w tym meczu będzie dla nas zyskiem, tym bardziej że kilka dni później gramy u siebie z Izraelem. Te dwa mecze w Lublanie mogą wiele wyjaśnić. Jeśli zdobędziemy w nich minimum cztery punkty, to nadal będziemy w grze o awans.

Są powody do optymizmu?

– W ostatniej serii eliminacyjnych gier nie wyszedł nam mecz z Austrią na jej terenie. Graliśmy tam źle, ale przegraliśmy. Kilka dni później drużyna jednak bardzo dobrze zareagowała – Łotyszom na ich terenie strzeliliśmy pięć bramek. Zdaję sobie sprawę, że to „tylko” Łotwa, ale kilka bramek na terenie każdego rywala ma swoją wymowę. I jeszcze jedno: wprawdzie nie mamy w zespole tak uznanych graczy, jacy występują u was, ale indywidualności też są.

sport2

Artur Płatek komentuje fiasko starań Górnika Zabrze o Rafała Kurzawę.

– Temat zrodził się szybko, kiedy przebywałem we Francji – opowiada Artur Płatek, koordynator pionu sportowego w Górniku. – Rafał to na tyle ukształtowany i doświadczony zawodnik, że zrobiliśmy wszystko, by ponownie do nas trafił. Dariusz Czernik, członek zarządu naszego klubu, szybko zorganizował wsparcie finansowe dla takiego ruchu. Nie była to mała kwota, ale dzięki naszym sponsorom szybko ogarnęliśmy temat. Ze swojej strony zrobiliśmy wszystko, by Kurzawa ponownie był naszym zawodnikiem. On sam też tego chciał. Na przeszkodzie stanął jednak jego francuski klub (SC Amiens – przyp. red.). Był tym wszystkim rozczarowany. Życzę mu jak najlepiej, najważniejsze żeby grał. Niewykluczone, że jego temat wróci zimą. Górnik chciał sprowadzić również zagranicznego napastnika. – Nie zdradzę personaliów i kraju. To piłkarz, który chciał i nadal chce do nas trafić, tyle że ma jeszcze przez rok ważną umowę, a kwota, którą musielibyśmy za niego wydać, była nie do przeskoczenia – mówi Artur Płatek.

sport3

Szymon Lewicki po raz trzeci zostaje wypchnięty z Ekstraklasy po dobrym sezonie w I lidze. Teraz przynajmniej w niej zadebiutował, ale i tak musiał odejść z Rakowa. Zakotwiczył w GKS-ie Tychy.

Kiedy zapadła decyzja o rozstaniu Rakowem Częstochowa?

– Dwa tygodnie temu. Powiem szczerze, że nie miałem wielkiej chęci odchodzić z zespołu, z którym wywalczyłem awans do ekstraklasy. Wierzyłem, że w końcu dostanę szansę gry w elicie, ale skończyło się na wejściu w 86 minucie inauguracyjnego meczu z Koroną Kielce. Później były jeszcze dwa spotkania w IV-ligowych rezerwach, w których strzeliłem gola, aż w końcu usłyszałem do trenera Marka Papszuna, że nie ma dla mnie miejsca w jego zespole.

Zabolało?

– To nie był mój pierwszy raz. Mam już 31 lat i trochę na boisku, a także poza nim przeżyłem. Nie muszę zresztą daleko sięgać pamięcią. Wystarczy sobie przypomnieć zakończony awansem pobyt w Sosnowcu. W Zagłębiu, dla którego w 27 meczach strzeliłem 14 goli, też nie zagrałem w ekstraklasie. Odszedłem do Rakowa i świętowałem awans, a teraz jestem w Tychach. Nie czuję się jednak jakbym dostał obuchem w głowę. Nie marzę już o tym, żeby zagrać w ekstraklasie. Wiem, jakie są realia w życiu piłkarza. Idę tam, gdzie mnie chcą, żeby grać regularnie i strzelać jak najwięcej. Moje 16 goli w Zawiszy Bydgoszcz i tytuł króla strzelców I ligi w sezonie 2015/16 to czas, do którego chętnie wracam pamięcią. Wtedy w rundzie jesiennej, licząc razem z meczami pucharowymi, trafiłem do siatki 14 razy. W Zagłębiu dwa lata temu, także jesienią, zdobyłem 10 bramek, więc mogę powiedzieć, że lubię pierwszą rundę. Wiosną też mogę się jednak pochwalić, bo w II-ligowej Legionovii, dopiero w 15. kolejce sezonu 2014/15 strzeliłem pierwszego gola, a sezon skończyłem z dorobkiem 14 bramek i serią 6 spotkań z trafieniami.

sport4

SUPER EXPRESS

Grzegorz Krychowiak jest w najlepszej formie od czasów Sevilli. Oby przełożyło się to na kadrę.

Niektórzy nieco złośliwie nazywają ostatnio Krychowiaka polskim Rumcajsem. Chodzi oczywiście o bujną brodę, którą „Krycha” zapuścił pod koniec ubiegłego sezonu. Od tamtej pory grał świetnie i wzorem bajkowego rozbójnika Rumcajsa łupi rywali w lidze rosyjskiej. Z punktów. – Tamten okres przygotowawczy był kluczowy dla mnie, aby być odpowiednio przygotowanym fizycznie – mówi Krychowiak. – Teraz były dwa okresy i czuję się lepiej pod tym względem. Najważniejsze jest to, że dobrze zaczęliśmy sezon, są wyniki, a zespół zrobił ogromny postęp – dodaje polski pomocnik, który mimo gry na pozycji defensywnego pomocnika jest bardzo skuteczny. Strzelił w tym sezonie już trzy gole.

Tomasz Kędziora z Dynama Kijów ostrzega przed swoim klubowym kolegą Benjaminem Verbiciem.

– Jakie są największe piłkarskie atuty Verbicia?

– To zawodnik, który jest dobry w grze jeden na jednego. Często schodzi do prawej nogi, szuka strzału. To trochę taki Robben, ale z drugiej strony, bo zawsze schodzi do środka i uderza po dalszym słupku. Trochę graliśmy przeciwko sobie w meczach wewnętrznych. To bardzo dobry zawodnik i na pewno trzeba zwrócić na niego uwagę.

se1

GAZETA WYBORCZA

Jan Tomaszewski może teraz triumfować w sprawie Krzysztofa Piątka.

DARIUSZ WOŁOWSKI: Przed kadrą mecze kwalifikacyjne ze Słowenią i z Austrią – drużynami, które zespół Jerzego Brzęczka wyprzedza w tabeli o siedem i sześć punktów. Zwycięstwa dałyby praktycznie awans na Euro 2020.

JAN TOMASZEWSKI: Tak, ja już po losowaniu uważałem, że nasza drużyna jest skazana na awans. Przeciwnicy są solidni, ale jednak z niższej półki. Tak dobrych piłkarzy jak Polska nie mają ani Austria, ani Słowenia, ani Izrael. Jeśli nasi zagrają na swoim poziomie, to nie wrócą na tarczy. Warunek jest jeden i podstawowy. Że selekcjoner Brzęczek przestanie się zachowywać jak trener ligowy. Zaprzestanie absurdalnych eksperymentów, ustawiając dwóch środkowych napastników. Robert Lewandowski to najlepsza dziewiątka na świecie, za nim powinien grać kreatywny Piotr Zieliński. Do tego dwaj skrzydłowi – i to wystarczy w ofensywie. W takim ustawieniu drużyna Adama Nawałki zagrała swój najlepszy mecz – z Rumunią w Bukareszcie w eliminacjach mundialu w Rosji. I tak Polacy powinni grać zawsze.

Od tamtej pory w polskiej piłce objawił się talent Krzysztofa Piątka. W ostatnim meczu z Izraelem jego współpraca z Lewandowskim zaowocowała zwycięstwem 4:0.

– Bzdury. Kiedy słyszałem absurdalne teorie, że Piątek mógłby zastąpić w kadrze Lewandowskiego, łapałem się za głowę. „A kto to jest w ogóle ten Piątek?” – pytałem dziennikarzy. Pojechał do ligi włoskiej, zaliczył znakomity sezon, zaskoczył wszystkich, zapracował na transfer do Milanu. I chwała mu za to. Ale element zaskoczenia wygasł. Dziś obrońcy w Serie A zwrócili uwagę na Piątka i nagle przestał zdobywać gole. W piłce trudno osiąga się szczyt, ale jeszcze większym wyzwaniem jest utrzymanie się na nim. Lewandowski to umiał, strzela jak maszyna, od lat jest gigantem i porównywanie do niego Piątka jest absurdem. Ci, którzy twierdzili, że w kadrze Robert powinien oddać miejsce młodszemu koledze z Milanu, tylko się ośmieszyli. Dziś to widać jak na dłoni.

gw1

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Francja

Lens odpadło z Pucharu Francji. Dobry występ Frankowskiego

Bartosz Lodko
0
Lens odpadło z Pucharu Francji. Dobry występ Frankowskiego

Komentarze

0 komentarzy

Loading...