Liga Mistrzów jest dla polskich klubów tak nieosiągalna, jak dla każdego z nas randka z Emily Ratajkowski i choć niełatwo było nam się z tym pogodzić (szczególnie z niedoszłą randką), już przywykliśmy. Na Champions League w żadnym wypadku się nie obrażamy, we wtorki i środy nie wybieramy zamiast niej produkcji TVN-u, bo dreszczyk pojawia się u nas już w momencie puszczenia “Kaszanki”. Po pierwsze ze względu na niepodważalną piłkarską jakość i furę emocji. Po drugie przez polskie akcenty, bo brak mistrza kraju w pewnym stopniu rekompensują nam piłkarze, którzy grają w na tyle silnych klubach, że dla nich te drzwi do piłkarskiego raju są szeroko otwarte.
Jaka będzie pod tym względem edycja 2019/2020? Przyzwoita. Oczywiście wielka szkoda, że do Ligi Mistrzów nie załapał się Milan z Krzysztofem Piątkiem w składzie, że w przedostatniej rundzie eliminacji odpadły Dynamo Kijów Tomasz Kędziory i PAOK Saloniki Karola Świderskiego, ale reprezentacja i tak będzie dość solidna, prawdopobnie licząca dwunastu piłkarzy. Okej, dla podkręcenia efektu uwzględniliśmy Adriana Stanilewicza z Bayeru Leverkusen i Marcina Bułkę z PSG, ale i tak lepsza dwucyfrówka niż kilka rodzynków na krzyż, a słowa “prawdopodobnie” użyliśmy dlatego, że ciągle możliwe są transfery naszych, a także z powodu Damiana Kądziora, który wraz z Dinamem Zagrzeb musi jeszcze przejść Rosenborg, by znaleźć się wśród najlepszych.
Wygrana Dinama i over 2,5? Zagraj w ETOTO, kurs 2,40!
Być może niektórym kibicom Lecha skoczy gul, że w elitarnym gronie zameldują się Nenad Bjelica, Emir Dilaver i Mario Situm, którzy nie potrafili poprowadzić Kolejorza nawet do mistrzowskiego tytułu, mając go wyłożonego jak na tacy, ale naszym zdaniem fajnie będzie zobaczyć w Champions League starych znajomych. A już przykład samego Damiana Kądziora debiutującego w najlepszej lidze na świecie to może być historia, którą do serca powinno wziąć sobie jakieś 97% polskich zawodników, którzy żyją z uprawiania futbolu i są w wieku, który ciągle pozwala mieć marzenia.
Być może zrobi się trochę ckliwie, pewnie nie do końca pasuje do nas taka narracja, ale właśnie tak patrzymy na karierę skrzydłowego Dinama – to opowieść o spełnianiu marzeń przez chłopaka, któremu świat nie raz i nie dwa razy sugeruje, żeby pamiętał o swoim miejscu w szeregu.
A Kądzior – jak u Mesa – po cichu organizuje zamach na przeciętność.
Nieco ponad dwa lata temu ciągle grał w I lidze, a jego ekstraklasowe doświadczenie ograniczało się do trzech epizodów w barwach Jagiellonii Białystok. Jeśli nie bez przyczyny zżymamy się na nazywanie 23-latków młodymi zawodnikami, to pamiętajmy, że piłkarz Wigier Suwałki miał wtedy już 25 lat. Proponujemy wam szybką zabawę – odpalcie sobie 90minut.pl, poklikajcie w kadry klubów z zaplecza Ekstraklasy w poszukiwaniu zawodników z rocznika 1994 i spróbujcie wyobrazić ich sobie w koszulce reprezentacji Polski lub wsłuchujących się w hymn Ligi Mistrzów, dajmy na to, na Anfield Road.
Naprawdę trzeba mieć zamiłowanie do abstrakcji.
Mecze ostatniej rundy eliminacji LM możesz obstawić w ETOTO.
Tak jak los ma zamiłowanie do testowania cierpliwości Kądziora. Gdy próbował przebić się w Jagiellonii Białystok, w żadnym wypadku nie był pierwszym wyborem. W kolejce do gry w pierwszej drużynie byli przed nim choćby Grzegorz Arłukowicz, Tomasz Porębski czy Jan Pawłowski. Żaden z nich nie gra już w piłkę na poważnym poziomie, choć ostatni w dużej mierze przez liche zdrowie. Gdy szansa nie nadchodziła, Kądzior nie siedział na dupie, bo tak było wygodniej, tylko łapał doświadczenie na wypożyczeniach w Lublinie, Ząbkach i Suwałkach. Nie zniechęcał się, gdy pomimo dobrej gry niżej Ekstraklasa nie była nim zainteresowana lub gdy determinacji i wiary w jego umiejętności poszczególnym klubom starczało do poziomu 100 tysięcy złotych, choć zapłacić trzeba było więcej.
Do Ekstraklasy trafił późno, ale był na to przygotowany pod każdym względem. Jednak jeśli ktoś myślał, że tutaj kończą się dziury i zakręty na drodze, bo Kądzior wjeżdża na autostradę, to nic z tych rzeczy. Weźmy reprezentację. Pierwsze powołanie dostał we wrześniu 2017 roku, ale na debiut musiał poczekać prawie 12 miesięcy. Znalazł się w szerokiej kadrze Adama Nawałki na mundial, lecz – razem z Krzysztofem Piątkiem i Maciejem Makuszewskim – został skreślony w pierwszej kolejności, bez możliwości pokazania się, choć i do Arłamowa, i nawet do Rosji zabrani zostali gracze z mniejszą jakością. Za kadencji Jerzego Brzęczka możemy mówić o pewnym przełomie, w końcu to nowy selekcjoner pozwolił mu zagrać w biało-czerwonych barwach, ale i tu widzimy sporą nieufność w stosunku do skrzydłowego Dinama Zagrzeb. Mógł dać dobrą zmianę z Irlandią, ale kolejne mecze i tak przesiedział na ławce, o okazji do występu od pierwszej minuty nawet nie wspominając. Ma na koncie tylko cztery mecze z orzełkiem, nie uzbierał nawet 90 minut, ale stale pokazuje, że jest gotowy – Izraelowi strzelił bramkę i na pewno liczy, że to będzie przełom.
Lekko i kolorowo Kądzior nie ma nawet w samym Dinamie. Po pierwsze dlatego, że wybór ten, ze względu na niezbyt popularny kierunek, poddawany był w wątpliwość od samego początku. Po drugie na porządku dziennym są sytuacje, w których Bjelica sadza Polaka na ławce w ważnych meczach, choć ten w lidze gra tak, że wylądował nawet w jedenastce sezonu.
Gol Damiana Kądziora w Rosenborgiem? Zagraj w ETOTO po kursie 4,50!
Recepta? Chyba bardzo prosta i nie chodzi tu wcale o talent, bo możemy założyć się o to, że na różnych etapach Kądzior spotykał ludzi, którzy mieli go więcej niż on. Były zawodnik Górnika ma za to mnóstwo pokory i cierpliwie robi swoje. Po prostu. Przypomniał nam się wywiad, który zrobiliśmy z nim po pierwszych spotkaniach w Ekstraklasie i chwilę przed premierowym powołaniem do kadry. Zwróćcie uwagę choćby na fragment, w którym mówi o treningach z ojcem.
Jeśli chodzi o moją przygodę z piłką, tata jest number one. To wiele godzin ciężkich wspólnych treningów. Pozostaje mi tylko podziękować. Miałem wielu trenerów, ale do tej pory gdy wracam do Białegostoku, zawsze razem pracujemy. To nawet nie wychodzi od niego, ja sam chcę z nim trenować, bo widzę, że ciągle mogę się dużo nauczyć.
Jak wyglądają te wasze zajęcia?
Kocham te treningi, trochę mi ich brakuje, więc zaczynam na miejscu szukać ludzi, którzy mogliby mi pomoc. Gdy grałem w Dolcanie, do domu miałem 180 kilometrów. Z Suwałk – 100 kilometrów. Co drugi weekend byłem w domu, teraz nie ma takiej możliwości. Pracujemy nad strzałami, nad doskonaleniem rzutów wolnych czy nad dynamiką. Teraz gdy czekałem na klub, również trenowałem z nim, dzięki czemu mogłem od razu wskoczyć do składu i zagrać z Legią.
25 lat na karku, gwiazda pierwszej ligi, materiał na odkrycie w Ekstraklasie i reprezentanta, a wyskakuje z tym, że brakuje mu treningów z ojcem i musi jakoś rozwiązać ten problem. Nie zrozumcie nas źle, w naszej lidze wbrew stereotypom wcale nie wygląda to tak, że trafił się jeden Kądzior, a cała reszta szwenda się w tym czasie po galeriach, ale on wyróżnia się nawet na tle tych graczy, u których świadomość jest na bardzo wysokim poziomie.
W historii Kądziora coś dla siebie mogą znaleźć nawet ludzie, którzy piłkę mają w nosie – jest uniwersalna, bo pokazuje, że ciężka praca prędzej czy później się obroni. W jego przypadku trochę później, ale choćby z tego powodu warto mu kibicować. Pierwsza okazja już dziś o 21. Nie wiemy, czy awansuje do Ligi Mistrzów, nie wiemy też, czy odegra w tym jakąkolwiek rolę, ale jeśli nie teraz, to później. O tym jesteśmy przekonani.
Fot. FotoPyK
SKORZYSTAJ ZE ŚWIETNEJ OFERTY POWITALNEJ ETOTO – ZAMIEŃ 100 ZŁOTYCH NA 300 ZŁOTYCH!