Sporo dziś czytania o piłce – Superak i Wyborcza może nie zachwycają, ale już w Sporcie i Przeglądzie jest co poczytać. Rozmowy z Piotrem Mandryszem, Piotrem Mowlikiem, Jakubem Żubrowski, Karlo Muharem, Djordje Crnomarkoviciem. Do tego sylwetki Dante Stipicy, Przemysława Płachety, Alsana Manneha czy Chuco. No i kilka newsów. M.in. ten, że gliwicki magistrat póki co nie wpisał Piasta na listę podmiotów, do których trafią miejskie pieniądze.
“SUPER EXPRESS”
Zaczynamy z grubej rury – Lewandowski strzelił gola na treningu. Serio.
Lewandowski, który w meczach sparingowych przed sezonem strzelił dwa gole (Arsenalowi i Realowi Madryt), błyszczy na treningach. Polak popisał się efektownym strzałem z powietrza, po którym niektórzy obserwatorzy z podziwem mówili: „WOW” (wyrażenie zachwytu, uznania). Podczas akrobatycznego strzału napięty był każdy mięsień naszego gwiazdora, co zwiastuje, że znów będzie strzelał gola za golem.
I z rzeczy ciekawszych – rozmówka z Djordje Crnomarkoviciem z Lecha Poznań, który zapowiada, że z Lechem wejdzie na szczyt.
– Co cię przekonało do Lecha?
– Zanim podjąłem decyzję, rozmawiałem z kilkoma kolegami grającymi kiedyś w Polsce i wszyscy bardzo polecali mi Lecha. Mówili, że to jeden z największych klubów w Polsce i że ma fenomenalnych kibiców. Czytałem sporo o Lechu w internecie, spodobał mi się też stadion i ta piłkarska atmosfera. To coś dla mnie.
– Nasza ekstraklasa jest mocniejsza od serbskiej?
– Zdecydowanie. Już po tych pierwszych meczach widzę, że jest szybsza, bardziej wymagająca fizycznie. Jest dużo więcej biegania i agresywnej walki na całym boisku.
“GAZETA WYBORCZA”
W wydaniu ogólnopolskim – o piłce ani słowa, jest za to troszkę o siatkówce i tenisie. W dodatku poznańskim za to tekst o tym, że na meczu ze Śląskiem może pojawić się nawet 30 tysięcy kibiców.
– W środę wieczorem doszliśmy do magicznej liczby 19 220 sprzedanych biletów. Czekaliśmy na nią, bo to liczba nawiązująca do daty powstania klubu – mówi rzecznik prasowy Lecha Maciej Henszel. – Następnie liczba kibiców, którzy kupili bilety przekroczyła 20 tysięcy. W środę sprzedaliśmy 4 tysiące biletów. Przy tej dynamice frekwencja może osiągnąć 30 tysięcy.
A to już sytuacja zaskakująca. Jeszcze w czerwcu nikomu nawet do głowy by nie przyszło, że jakikolwiek mecz Lecha w najbliższym czasie obejrzy 30 tysięcy osób na 42-tysięcznym stadionie. A staje się to realne.
“SPORT”
Rozmówka z Piotrem Mowlikiem zapowiadająca kolejkę. “Piast będzie miał problem, by załapać się do górnej ósemki”
To nie jest udany początek sezonu dla drużyny Piasta Gliwice…
– Tak i to jest niepokojące, że niemal w każdym spotkaniu drużyna w 80. minucie dostaje zadyszki i nie potrafi dowieźć zwycięstwa do końca. Pod jednym względem należy mistrza Polski skrytykować. Za to, że na początku sezonu, kiedy grał jeszcze w europejskich pucharach, postanowił sprzedać wiodącą postać, czyli Joela Valencię. Tak się nie robi. To jest tragedia. Oczywiście, że pieniądz się liczy. Mogli sprzedać Ekwadorczyka, gdyby odpadli. Ponadto widać, jak dla Piasta ważnymi zawodnikami byli Aleksandar Sedlar i Tomasz Jodłowiec. Oni nie popełniali takich tragicznych błędów, jakie teraz przytrafiają się drużynie notorycznie. Jeżeli tak dalej pójdzie, to mistrz Polski będzie miał problemy z tym, aby załapać się do pierwszej ósemki.
Co tam w obozie ŁKS-u przed meczem z Piastem? Luzik, bez poważniejszych problemów, praca, praca, praca i nastawienie do walki.
Nie trenowali ostatnio zespołem Adrian Klimczak (efekt urazu w meczu z Lechem) i przechodzący rehabilitację Jewhen Radionow. Zniknął też na kilka dni z Łodzi Guima, który jednak miał ważny powód: urodziło mu się dziecko i poleciał do Portugalii, by być z żoną i potomkiem. Ale już wrócił i w czwartek trenował z zespołem. To ważna postać w planach trenera, a jego 45-minutowy występ w spotkaniu z Lechem pokazał jego potencjał. Można tylko narzekać, że Guima i Wojciech Łuczak, którzy mieli kierować drugą linią łódzkiej drużyny, doznali kontuzji podczas letnich przygotowań i dochodzą dopiero do pełnej sprawności.
Piast dostał o milion złotych mniej od miasta, a na drugie półrocze… może nie dostać wcale, bo w magistracie mistrzów Polski nie wpisano na listę przedsięwzięć do realizacji.
Już na pierwsze półrocze tego roku klub z Okrzei otrzymał o milion złotych mniej niż w ostatnich latach. Tymczasem miasto Gliwice w biuletynie informacji publicznej zamieściło „listę przedsięwzięć przyjętych do realizacji w II półroczu 2019 r. w zakresie wsparcia rozwoju sportu w zespołowych dyscyplinach sportowych oraz podmiotów, którym przyznano dotacje.” Na owym spisie klubów znajdujemy te koszykarskie, siatkarskie, futsalowe oraz Piasta Gliwice, ale… tylko stowarzyszenie, które co pół roku otrzymuje ok 30 tys. zł na szkolenie młodzieży. Spółki GKS Piast SA nie ma.
Paweł Brożek musiał się napocić tydzień temu, żeby koledzy wreszcie strzelili gola. A w ogóle Wisła Kraków na początku sezonu wygląda nie tak znowu najgorzej.
– Naszym celem jest pierwsza ósemka – wyjaśnia 36-letni napastnik. – Jak już do niej wejdziemy, to będziemy myśleć co dalej. Żeby jednak znaleźć się w tej górnej połówce tabeli, musimy wykorzystywać nasze sytuacje. W meczu z Górnikiem nie musieliśmy czekać do ostatnich sekund na trafienie, bo przecież Denys Bałaniuk mógł główkować kilka centymetrów niżej, a nie trafiać w poprzeczkę, natomiast Krzysiek Drzazga w sytuacjach sam na sam raz trafił w słupek, a drugi raz przestrzelił. Nie załamywałem się jednak po tych okazjach, tylko cały czas, do końca, wierzyłem, że kolejna akcja skończy się trafieniem.
Rozmówka z Piotrem Mandryszem, trenerem Termaliki. Ciekawy wątek o tym, jak Mandrysz znalazł Wojciecha Kamińskiego w lidze okręgowej.
Gdzie go pan wypatrzył? Bo przecież nie w pierwszym zespole Piasta Gliwice.
– Pierwszego maja tego roku wybrałem się do dzielnicy Rybnika – Niedobczyc, gdzie rezerwy Piasta grały z miejscowym Rymerem. Był to mecz ówczesnego lidera ligi okręgowej z wiceliderem. Chłopak wpadł mi w oko, więc pojechałem go obejrzeć jeszcze raz, gdy Piast grał z Sośnicą. Ponownie zagrał bardzo dobrze, więc zanotowałem go w pamięci. Kiedy pojawił się problem po odejściu Kupczaka, nie musiałem się już rozglądać, tylko sięgnąłem po Kamińskiego. Jestem przekonany, że to był dobry ruch z mojej strony. Teraz mam większe pole manewru z młodzieżowcami, nie muszę ustawiać ich wyłącznie na skrzydle.
I skoro już w temacie I ligi, to rozmówka też z Adamem Wolniewiczem z GKS-u Jastrzębie. Tu raczej bez fajerwerków.
Cztery punkty w dwóch meczach to wynik bardzo dobry, dobry czy taki sobie?
– Wydaje mi się, że to dobry wynik. Przede wszystkim cieszy ostania wygrana z GKS-em Tychy, aczkolwiek przeciwnik miał okazje do zdobycia bramki i w następnym meczu musimy wyciągnąć wnioski z popełnionych błędów i ich nie powielać. Remis z Puszczą też jest cenny, bo to ciężki teren. Na pewno wielu rywali gospodarzy straci tam punkty. Reasumując – cztery punkty zdobyte w dwóch meczach są wynikiem dobrym, bo bardzo dobry byłby wtedy, gdybyśmy mieli sześć punktów.
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Przed Liverpoolem długi i baaaardzo trudny sezon. The Reds szykują się do walki na sześciu frontach.
Jürgen Klopp zaprosił do ośrodka treningowego mistrza w pływaniu na desce surfingowej. Niemiec Sebastian Steudtner uczył piłkarzy Liverpoolu odpowiedniego oddychania i wygłosił wykład na temat radzenia sobie ze stresem. Przyda się, bo przed zdobywcą tegorocznej Ligi Mistrzów jeden z najbardziej wymagających sezonów. Pierwszą jego odsłonę The Reds mają już za sobą, a więc przegrane starcie z Manchesterem City o Tarczę Wspólnoty. Ale poważne granie rozpoczną dziś – zainaugurują sezon Premier League. Jeden z postów na Instagramie Steudtnera brzmi: „S- -T-R-A-C- -H może mieć dwa znaczenia: zap o m n i j o wszystkim i uciekaj albo zmierz się z tym. Wybór należy do ciebie”. Wicemistrzostwie Anglii mają wybrać tę drugą opcję. Nie bać się żadnego wyzwania, tylko stanąć do walki o wszystko, co można w tym sezonie wygrać. A jest tego rekordowo dużo.
Inauguracja Ligue 1, więc tekścik o Kamilu Gliku. Ten być może zostanie kapitanem Monaco, ale najpierw z klubu musi odejść Radamel Falcao.
Jeżeli Kolumbijczyk faktycznie trafi do Galatasaray, to Polak powinien zastąpić go w roli kapitana. Nie byłoby to nic nowego. W zeszłym sezonie dziewięć razy wychodził na boisko z opaską, gdy latynoski napastnik nie mógł grać. Transfer 33-letniego snajpera jest dość prawdopodobny. – Mamy nadzieję załatwić to w ciągu trzech do pięciu dni – powiedział Ahmet Bulut, współpracownik najsłynniejszego agenta świata Jorge’a Mandesa, który pilotuje także sprawy Falcao.
Legia miała sporo sytuacji, ale była potwornie nieskuteczna. Efekt? Na rewanż z Atromitosem jedzie z dość niewygodnym wynikiem. Ale w grze widać progres.
Vuković po meczu ze Śląskiem chwalił swój zespół, twierdził, że było wiele momentów, kiedy gra jego drużyny wyglądała bardzo dobrze. Wtedy trudno było zgodzić się z trenerem wicemistrzów Polski. Co innego w czwartek, choć wciąż brakowało klarownych sytuacji, większej kreatywności w ofensywie i lepszego wykonania stałych fragmentów gry. Vuković ma tydzień, by nad tym popracować. Bo po tym, co pokazali Grecy w Warszawie na pewno nie można ich nazwać faworytem w rewanżu.
Felieton Michała Pola o tym, że piłkarzom wydaje się, że “znają życie” (to w odniesieniu do postu Angela di Marii na Instagramie). No i o tym, że ci nie zawsze potrafią ustalić priorytety w swojej karierze zawodowej.
Tylko w ostatnim czasie mieliśmy takie kompromitacje, jak np. filmik Jesse Lingarda z wakacji z kumplami w Miami, na którym zawodnik Manchesteru United pokazywał apartament świeżo po imprezie i kolegę kopulującego z poduszką. Czy wpadkę Clintona N’Jie z Dynama Moskwa, który podczas seksu z dziewczyną bawił się smartfonem, wcisnął niewłaściwy klawisz i zrobił ze swoich harców relację na żywo na Snapchacie. Niestety, coraz większej liczbie piłkarskich gwiazd można wypomnieć, że piłka nożna stała się dla nich tylko dodatkiem do aktywności w mediach społecznościowych. Nie wiadomo już, czy jeszcze są zawodnikami, czy raczej instagramerami, mistrzami Snapa albo guru Tik Toka. Czy bardziej ich cieszy gol i zwycięstwo drużyny, czy nowa fryzura i fajna stylizacja na sobotni wieczór.
No i wreszcie – dodatek ligowy. Na początek rozmowa z Karlo Muharem, pomocnikiem Kolejorza, który ma wskoczyć w buty Łukasza Trałki, a z czasem go przerosnąć. Fajny wywiad, wielowątkowy, sam rozmówca też wygadany.
Na murawie jest pan twardym, agresywnym facetem, a poza nią człowiekiem, który nie przestaje się uśmiechać. Ale słyszałem, że swoją gorszą twarz potrafi pan pokazać, gdy zdarzają się porażki.
Chcę wygrywać zawsze i wszędzie, nawet jeśli chodzi tylko o gierkę podczas treningu. Gdy zwyciężam, uśmiecham się od ucha do ucha i cieszę jak małe dziecko. Wtedy mogę sobie pożartować. Ale gdy przegram, lepiej do mnie nie podchodź, bo jestem zupełnie innym człowiekiem. Po porażce najchętniej poszedłbym od razu na siłownię się wyładować.
Przedstawiano pana jako nowoczesnego defensywnego pomocnika. Takiego, który nie myśli tylko o bronieniu. Na razie jednak za dużo pana w ofensywie nie widzieliśmy. Dlaczego?
Grając w Interze Zaprešić, nie miałem przed sobą bardzo dobrych zawodników ofensywnych i jeżeli była okazja, to angażowałem się mocniej w grę do przodu, by im pomóc. A w Lechu mam przed sobą piłkarzy doskonałych, więc mogę skupić się na zaliczaniu kilometrów za ich plecami, by mogli czuć się bezpiecznie. Ale nie jest tak, że się tym zadowalam. Chcę pracować nad grą w ofensywie. Od lat po każdym meczu rozmawiam z trenerem, z którym współpracuję od szóstego roku życia.
Przemysław Płacheta w takiej rodzinie nie mógł biegać powoli. Bo bracia są jeszcze szybsi, jeden z nich ma nawet złoty medal z młodzieżowych Mistrzostw Europy w sztafecie.
Nazwisko Płacheta pojawiło się w polskim sporcie po raz pierwszy blisko 20 lat temu, kiedy polska sztafeta 4×100 metrów zdobyła złoto na MME w Amsterdamie. W jej składzie był między innymi Marcin Płacheta, który wkrótce zamienił lekkoatletyczne kolce na lodową rynnę i w 2006 wystąpił na zimowych igrzyskach w Turynie jako bobsleista. Dziś, blisko 20 lat po złocie młodzieżowej sztafety sprinterów, nazwisko kojarzy się z głównie z Przemysławem Płachetą. Czy to syn? Nie, brat. Najmłodszy z rodzeństwa. Było ich w sumie trzech: Marcin, Sylwester i Przemysław. Jeden szybszy od drugiego. Eks-sprinter i bobleista Marcin Płacheta ma dzisiaj 40 lat i zawodowo pracuje w straży pożarnej.
Romario Balde raczej w Lechii już nie zagra. Chce go zespół Gil Vicente, a gdańszczanie nie mają z nim kontaktu. A przypomnijmy, że ten ananas już raz taki numer wywinął.
Na początku kolejnego roku przestał jednak przychodzić na treningi. Tłumaczył, że ma problemy osobiste. Lechia ukarała go półroczną dyskwalifikacją, zawodnik miał też zapłacić karę w wysokości 20 tysięcy euro. Balde tłumaczył, że wypowiedział umowę, ponieważ klub nie wypłacał mu pensji, ale to nie była prawda – wciąż miał ważny kontrakt. Trener Piotr Stokowiec liczył, że podobne problemy są już za Gwinejczykiem i teraz będzie go miał do dyspozycji. – Ma duże możliwości. Wróci do Polski i zobaczymy, co pokaże – mówił. Tymczasem Balde po powrocie z Pucharu Narodów Afryki trenował przez kilkanaście dni i przestał pojawiać się w klubie.
Ciekawe story Dante Stipicy, który wyrasta na najlepszego bramkarza ligi w tym sezonie. Sporo o rodzinie, dziadku budującym dom, matce pielęgniarce.
Mama Iva również pokazuje mu, że niemożliwe nie istnieje. Wieś i sześcioro rodzeństwa – to nie brzmi jak łatwy początek. W jej przypadku na pewno był tym dobrym. Krótko po osiągnięciu pełnoletniości została pielęgniarką i pracuje w szpitalu do dzisiaj, jako szefowa ekipy ratunkowej w placówce w Solin, na północ od Splitu. Codziennie wyrywa ludzi z objęć śmierci i z tego powodu boi się o rodzinę. Widziała tak drastyczne sceny, że musi hamować wyobraźnię, by nie podstawiała w rolach głównych jej najbliższych. Tak mówi. – Ale jest szczęśliwa, spełniona. Uwielbia pomagać ludziom. Dla niej największą nagrodą jest, kiedy ich wysiłek uratuje komuś życie – opowiada Dante. – Według mojej mamy nie ma rzeczy nie do zrobienia. Zawsze czas jest na wszystko. Powtarza: „Nie ma zamkniętych drzwi. Po prostu trzeba zapukać. Albo znaleźć sposób na ich otwarcie”. Zawsze z szacunkiem. Z nim wszystko da się osiągnąć – dodaje bramkarz Pogoni.
Chuca z Wisłą Kraków przywitał się golem i pokazał, że coś tam potrafi. Ale nie ma w tym przypadku – w przeszłości przecież był perełką w akademii Villarreal. Tylko coś się po drodze zepsuło.
Nazywano go perłą w koronie akademii Villarrealu. Młody piłkarz stał się częścią wielkiego piłkarskiego świata, a Lionela Messiego przestał oglądać w telewizji czy z trybun, a zaczął z wysokości ławki rezerwowych. – Wolałbym oczywiście wystąpić, ale cieszę się, że choć przywitałem się z Messim. Z Andresem Iniestą niestety mi się nie udało. Praktycznie przed każdym meczem oglądałem nagrania jego gry. Podglądałem, jak uderzał, podawał i się ustawiał – tłumaczy. Pobyt wśród najlepszych nie potrwał jednak długo. Po rundzie spędzonej w pierwszej drużynie przestał jeździć na jej mecze, występował jedynie w III-ligowych rezerwach. Nie odnalazł się także na wypożyczeniu do II-ligowego Elche.
Skoro już przy Messim jesteśmy, to Alasana Manneh z Górnika miał go zastąpić w Barcelonie. Ale skoro gra w Zabrzu (Manneh, nie Messi), to znak, że prognozy sprzed lat był nietrafione.
Dziennikarze lubią porównania, analogie, normalna sprawa – mówi krótko i bez emocji Gambijczyk, który nowym Messim nie będzie. – Taki piłkarz jest tylko jeden na świecie. Z przyjemnością obserwowałem go, jak trenował i grał – dodaje. W Barcelonie w drużynie do lat 19 Manneh występował między innymi razem z Abelem Ruizem, Marcem Cucurellą i Jordim Mboulą. W ubiegłym roku Ruiz, który jest napastnikiem, przedłużył kontrakt z Barceloną z klauzulą odejścia wynoszącą aż 100 milionów euro , Cucurella gra w Getafe CF, a Mboula w belgijskim Cercle Brugge. Manneh wylądował w polskiej lidze. – Tak dzieje się w piłce, ale jestem młodym zawodnikiem i wiele przede mną. Górnik to jednak dla mnie dobre miejsce na rozwój. Wcześniej nie było mi łatwo trafić z Afryki do Europy – odpowiada.
Janusz Gol został kapitanem Cracovii i teraz to też na nim spoczywa większa odpowiedzialność. A jest co dźwigać, bo Cracovia odpadła z pucharów i w lidze póki co gra w kratkę.
Strata Airama Cabrery i Javiego Hernandeza na pewno była dość bolesna, bo nie ukrywam, że to byli bardzo dobrzy zawodnicy, którzy pomagali nam w zeszłym sezonie. Rafael Lopes i Pelle Van Amersfoort muszą wejść przynajmniej na ten sam poziom, jeśli nie lepszy. To ich początki w drużynie. Rafa ma dwa gole w lidze i jednego w pucharach. Jak na pięć meczów, jest OK. Airam potrafił w odpowiednim momencie odskoczyć od rywali, pokazać się w środku pola i jeszcze rozegrać. Z Rafą jeszcze wzajemnie się siebie uczymy, ale myślę, że z czasem będzie mógł pełnić podobną rolę. Przede wszystkim jednak oczekujemy od niego, by był w polu karnym i tam strzelał gole.
Historia Fabiana Serrarensa, który w przeszłości kopał w jednej drużynie w juniorach Ajaksu Amsterdam z Christianem Eriksenem.
Wychowywał się z ojcem i rodzeństwem. Tata jest już na emeryturze, wcześniej pracował jako dziennikarz, ale nie zajmował się sportem. Pisał o innych państwach – ich kulturze, ciekawostkach – dla popularnego magazynu dla dzieci. Matka poważnie zachorowała i zmarła, gdy Fabian miał osiem lat. Była wielką fanką futbolu. Serrarens pamięta, że jeździła z jego starszym bratem na wyjazdowe mecze Ajaksu w Lidze Mistrzów. Fabian był wówczas za młody na takie wypady. Zaczynał grać w piłkę w klubie SC Voorland, którego siedziba znajdowała się blisko starego stadionu Ajaksu – De Meer. Jako dziecko, ciągle widział ten obiekt i marzył o tym, by kiedyś zagrać dla ukochanej drużyny.
Jan Grzesik cztery lata temu prawie rzucił piłkę. Zmywał naczynia, nosił kegi, sprzedawał bilety. W tym sezonie w barwach ŁKS-u zaliczył debiut w Ekstraklasie.
Cztery lata temu był bliski zakończenia przygody z piłką. Szefowie Nadwiślana Góra nie kwapili się do robienia przelewów, a za coś trzeba było żyć. Oszczędności z poprzednich lat szybko się kurczyły, a opłaty za mieszkanie, media i codzienne wydatki, trzeba było za coś zrobić. – Żeby pomóc Beacie, zatrudniłem się w barze, w którym pracowała – przyznaje prawy obrońca. 20-letni wtedy zawodnik rano trenował, a popołudniami stawał przy zmywaku, przenosił kegi z piwem lub przed wejściem do pubu sprzedawał bilety na okolicznościowe imprezy. Bywało tak, że w piątek pracował pięć, sześć godzin, po północy kładł się spać, a w sobotę o 13 grał ligowy mecz. – O dodatkowej robocie nie wiedzieli nawet koledzy z drużyny. Nogi były zmęczone, ale nie narzekałem – wspomina.
“Chwila z…” Jakubem Żubrowskim. Jak to u Izy Koprowiak – sport jest tylko tłem do tego, by pogadać sobie o życiu. Mamy zatem trochę o tym, jaka przyszłość czeka zawodnika Korony, ale i sporo o czytaniu książek, zakładaniu biznesu, oszczędnościach czy relacjach z Lettierim.
Wie pan, ile procent Polaków nie przeczytało w minionym roku ani jednej książki?
Liczby nie znam, ale wiem, że zatrważająco dużo.
63 procent.
Ja w ubiegłym roku przeczytałem 15. W tym pięć, choć nakupowałem ich bardzo wiele, głównie o biznesie. W ostatnim tygodniu rozpocząłem „Gotowi na start”.
Z czym zamierza pan wystartować?
Chciałbym rozkręcić coś swojego, na razie płynę po nieznanych wodach, szukam inspiracji, zaczynam się przygotowywać. Rozpocząłem od książki Michała Szafrańskiego: „Finansowy ninja”. Po niej kupiłem „Zaufanie, czyli waluta przyszłości”. Zawsze miałem zdrowe podejście do pieniędzy, ale dzięki tej lekturze mogłem bardziej świadomie spojrzeć na przyszłość. Autor zamieszcza wiele odniesień do sportowców. To zresztą żadna wiedza tajemna, znam statystyki, najmocniej na wyobraźnię działają gracze NBA, którzy zarabiają kolosalne pieniądze, ale żyją najbardziej rozrzutnie i bardzo wielu z nich staje się po karierze bankrutami.