94 punkty i 93 zdobyte bramki w poprzednim sezonie Championship pozwoliły drużynie Norwich City na całkiem spektakularny powrót do angielskiej elity. Podczas gdy większość kibiców koncentrowała swoją uwagę na magicznych sztuczkach Marcelo Bielsy w Leeds United, pierwszych trenerskich krokach Franka Lamparda w Derby County czy też na heroicznej walce o awans w wykonaniu Aston Villi, ekipa “Kanarków” ze wschodniej Anglii rozegrała naprawdę popisową partię na zapleczu ekstraklasy. Udało się zapracować na promocję w widowiskowym stylu. Wydaje się, że Norwich to dzisiaj drużyna skonstruowana według określonego planu, gdzie wszystko ma ręce i nogi.
Co oczywiste – ambicje właścicieli i działaczy na samym tylko awansie do Premier League się nie kończą.
Rzecz jasna o wielkich planach najwygodniej i najmilej rozmawia się przed startem ligi. Rzeczywistość najwyższej klasy rozgrywkowej w Anglii bywa jednak często dla beniaminków brutalna – Fulham i Cardiff City w ubiegłym sezonie nie zdołały utrzymać się w elicie i pożegnały się z Premier League równie szybko, jak się z nią wcześniej przywitały. Choć przecież o londyńskiej drużynie mówiono przed startem sezonu w wielu superlatywach. Komplementowano przemyślane transfery, które – jak dziś już wiemy – nie okazały się wcale tak znakomite, jak wyglądało to na pierwszy rzut oka. Również w sezonie 2016/17 z ligi zleciał duet beniaminków. Oczywiście nie jest to ani regułą, ani normą, zdarzają się też przypadki zgoła odmienne – świadczy o tym na przykład kapitalna postawa zespołu Wolverhampton Wanderers w minionych rozgrywkach.
NORWICH WYGRA NA ANFIELD ROAD Z LIVERPOOLEM? KURS 13.50 W ETOTO!
Jednak “Wilki” to dość specyficzny klub, jeżeli chodzi o strukturę właścicielską i finansową, a poza tym – najlepiej będzie przywołać tu po prostu doświadczenia samej drużyny Norwich. Sezon 2003/04 – awans do Premier League. Rok później – 19. miejsce w tabeli, spadek. Sezon 2011/11 – awans do Premier League. Potem dwukrotnie sukces w postaci utrzymania i wreszcie degradacja w sezonie 2013/14. Po roku awans, a następnie… kolejny wylot na zaplecze. “Kanarki” wiedzą zatem doskonale, jak szybko kręci się ta karuzela. Czasem łatwiej nawet rozepchnąć się łokciami w kolejce i zająć w niej miejsce, niż się potem utrzymać na siedzonku, gdy machina nabierze zawrotnego tempa.
Kiedy ostatni raz udało się Norwich zagościć w ekstraklasie na dłużej? Ho, ho i jeszcze trochę temu. Trzeba się cofnąć do lat 1986 – 1995. Przez klub przewinęło się wówczas kilku naprawdę klasowych zawodników, jak choćby Steve Bruce, Chris Sutton, Dave Watson, Chris Woods czy Robert Fleck. To już jednak niemalże piłkarska prehistoria.
Sezon 2015/16
Ostatnim razem gdy drużyna Norwich awansowała do Premier League, były jej do tego potrzebne baraże. 25 maja 2015 roku udało na się na stadionie Wembley pokonać Middlesbrough i tym samym wskoczyć na najwyższe piętro angielskiego futbolu. Trudno jednak na jakiejkolwiek płaszczyźnie porównywać drużynę sprzed czterech lat z tą, która zawojowała promocję w minionym sezonie Championship, osiągając pierwsze miejsce w tabeli, zresztą ze sporym zapasem nad pościgiem.
Zmieniło się w Norwich właściwie wszystko. Prezes, dyrektor sportowy, manager, no i zawodnicy. Klub uległ totalnej przebudowie.
Wspomniany triumf w play-offach zapewnił “Kanarkom” szkoleniowiec Alex Neil – jeden z najmłodszych managerów w angielskim futbolu. Gdy dostał posadę przy Carrow Road, miał ledwie 33 lata, a zatem był tylko o rok starszy od jednego ze swoich podopiecznych, Wesa Hoolahana. Na Wyspach natychmiast zaczęło się zatem podkręcanie atmosfery wokół Szkota i kreowanie go na trenerski super-talent. Doszło nawet do tego, że dziennikarze Daily Record przeprowadzili zdumiewająco obszerny wywiad z mamą szkoleniowca, która z typowo matczynym wdziękiem udzielała zupełnie kuriozalnych wypowiedzi w stylu: – Wiem, że po awansie do Premier League mój syn będzie miał do wydania ogromne pieniądze na transfery, ale mogę zapewnić, że nauczyłam go, jak się trzeba obchodzić z pieniędzmi. Nie zmarnuje ani centa!
Alex Neil.
Czar Neila prysł jednak w ekstraklasie. Norwich zajęło 19 miejsce w lidze i spadło z powrotem do Championship. Kolejny sezon na zapleczu zaczął się dla “Kanarków” kiepsko i manager przypłacił ten kryzys formy posadą. – Kiedy awansowaliśmy do Premier League, nasi najważniejsi zawodnicy mieli po 28 lat. Gdy spadliśmy, dochodzili już do trzydziestki. Musiałem dokonać rewolucji kadrowej w zespole. To robi dużą różnicę, gdy cała rzesza zawodników szczyt możliwości ma już za sobą – opowiadał potem Neil. Co brzmi zresztą dość paradoksalnie – doświadczona, zaprawiona w bojach kadra miała być głównym atutem klubu w kolejnej batalii o promocję do najwyżej ligi. A jednak trener od środka widział to inaczej. – Żałuję, że przedłużyliśmy kontrakty z tymi wszystkimi zawodnikami, zamiast pozwolić im odejść i postawić na nowe twarze. Wiedziałem, że czeka nas przebudowa, ale liczyłem jednocześnie, że doświadczeni zawodnicy będą stanowili cenną opcję w rotacji. Myliłem się.
– Ludzie myślą, że gdy awansujesz do Premier League to na twoje konto spływa 130 milionów funtów i możesz je wydać, jak tylko chcesz. To nie jest takie proste. Norwich to nie jest klub, który ma jednego, bogatego właściciela. Tutaj wszystko toczy się powoli – dodał Szkot.
No właśnie – forsa. Kłopotliwy temat.
W 2009 roku pogrążony w kryzysie klub z hrabstwa Norfolk przejął we władanie znany londyński biznesmen i wyjątkowo sprawny manager, przed laty prezes potężnego przedsiębiorstwa Redrow – Alan Bowkett. Prywatnie – wielki kibic “Kanarków”. Bowkett objął klub w momencie, gdy ten zleciał aż na poziom League One, a zatem do trzeciej ligi angielskiej. Drużyna znalazła się na skraju bankructwa. Po czterech latach rządów nowego prezydenta, klub został całkowicie oddłużony i zaliczył w międzyczasie rajd z trzeciej ligi do ekstraklasy. A to wszystko ku uciesze udziałowców, którzy od kilkudziesięciu lat mają większościowy pakiet akcji Norwich. To znane w Wielkiej Brytanii małżeństwo – popularna telewizyjna kucharka Delia Smith (na fali jej porad kulinarnych w Wielkiej Brytanii gwałtownie wzrosła kiedyś sprzedaż jajek, ten społeczny fenomen doczekał się nawet opracowań naukowych) i pisarz oraz wydawca, Michael Wynn-Jones. Szacuje się, że nobliwa para zainwestowała w klub około dwunastu milionów funtów.
Zwykle Michael i Delia brylują w rankingach… najbiedniejszych właścicieli angielskich klubów. Oboje mają już po 78 lat, lecz całkiem prężnie angażują się w sprawy “Kanarków”. Wynn-Jones cały czas pojawia się na meczach i dopinguje swoją drużynę, zasiadając najczęściej pośród regularnych fanów, a nie w loży honorowej, gdzie czuje się nieswojo. Głośnym echem odbiła się też swego czasu sytuacja, gdy Delia Smith w przerwie jednego z kluczowych spotkań – prawdopodobnie będąc w dobrym chmielu – przejęła mikrofon od stadionowego spikera i zażądała od kibiców głośniejszego dopingu, samemu intonując jakąś przyśpiewkę.
Swoją drogą – fani z Carrow Road zwykli wyśpiewywać “On The Ball, City” – to najstarsza piosenka stadionowa, którą do dzisiaj można jeszcze usłyszeć podczas meczów w topowych ligach Anglii.
Sezon 2017/18
Norwich nie jest zatem klubem wyjątkowo zamożnym, lecz od jakiegoś czasu nie mogą tam narzekać na finanse, a wokół klubu unosi się sympatyczny, swojski klimat. Co nie oznacza, że “Kanarki” zaraz zaczną szastać forsą na lewo i prawo. Według portalu Transfermarkt, klub przez ostatnie dwa lata wyłożył na wzmocnienia 10 milionów euro. A tyle dzisiaj w Anglii kosztuje przecież przykładowy Krystian Bielik.
Od kwietnia 2017 roku pionem sportowym klubu w dużej mierze zarządza dyrektor Stuart Webber, który wcześniej z wielkimi sukcesami pracował na podobnym stanowisku w Huddersfield Town, ale zebrał również sporo doświadczenia w innych zespołach, między innymi dowodząc segmentem skautingu w Wolverhampton oraz Queens Park Rangers. Udało mu się wypatrzyć na przykład talent Raheema Sterlinga. Webber zgodził się natychmiast ze spostrzeżeniami zwolnionego Alexa Neila – z miejsca doszedł do wniosku, że klub potrzebuje poważnego wietrzenia kadry, zwłaszcza z zawodników, którzy zarabiali w Norwich krocie, a przestali już – z racji wieku, wypalenia czy kontuzji – prezentować taką samą wartość sportową, jak jeszcze kilka lat wcześniej. Na starcie sezonu 2017/18 z zespołu odeszło dwudziestu zawodników, a trafiło do niego siedemnastu nowych piłkarzy.
Rewolucja przez wielkie “R”.
Stuart Webber.
– Nie było nas stać na kupienie sobie awansu – tłumaczył swoje działania Webber. – Filozofia klubu może się opierać na wydawaniu milionów na transfery w każdym okienku, można też zatrudnić trenera z doświadczeniem w Lidze Mistrzów. Tak zrobiło Wolves. My nie możemy sobie na to pozwolić. W zespole zgromadziła się cała grupa piłkarzy wypalonych, mających za sobą najlepsze lata kariery. Potrzebowaliśmy świeżej krwi i managera, który odważy się postawić na młodzież i pozwoli nam otworzyć się na nowe kierunki transferowe.
Tym managerem został Daniel Farke. Niemiec. Pierwszy nie-Brytyjczyk na stanowisku szkoleniowca Norwich City. To duża rzecz, mówimy ostatecznie o 117-letnim klubie. Farke to w pewnym sensie wyjątkowa postać. Czy ma za sobą wielką karierę piłkarską? Nie, pograł trochę na regionalnym poziomie, przede wszystkim w SV Lippstadt 08. Potem był też szkoleniowcem tego klubu. Zainteresowanie działaczy ze wschodniej Anglii wzbudził natomiast swoim epizodem w roli trenera rezerw Borussii Dortmund. Można tu z łatwością wyłapać konsekwencję w działaniach Webbera, który wcześniej – gdy budował siłę zespołu Huddersfield – usadził tam na stanowisku managerskim Davida Wagnera. Również Niemca, także z przeszłością w BVB.
– Decydując się na przeprowadzkę do Anglii, miałem świadomość, że Norwich to klub z wielkimi tradycjami – opowiadał Farke. – Zasłynął przede wszystkim zwycięstwem nad Bayernem Monachium w Pucharze UEFA. Pamiętamy o tym w Niemczech. Ale powiem szczerze – nie znałem zawodników, którzy aktualnie tam grali. Stoczyłem jednak wiele dyskusji ze Stuartem Webberem i wieloma innymi osobami. Zdałem sobie sprawę, że chcę się zaangażować w ten projekt. Uświadomiono mi, że trafię między ludzi o otwartych umysłach, którzy chcą, żebym zaprowadził w drużynie duże zmiany. Chcieli nowej struktury. To dla mnie wielki zaszczyt, że mogę być jej częścią i wziąć na siebie tę odpowiedzialność. Jestem pierwszym managerem klubu spoza Wysp Brytyjskich, mówię po niemiecku. Oczekiwania wobec mnie są z tego powodu wyższe i absolutnie to rozumiem. Kibice są oddanie klubowi, chcą dla niego jak najlepiej. Chcą grać w Premier League. To najciekawsze wyzwanie zawodowe mojego życia.
Farke i Webber faktycznie kompletnie odmienili strukturę kadrową oraz styl gry Norwich. Postawili na wielu zawodników z Niemiec, zaczęli wprowadzać w zespole ambitne, ofensywne schematy rozegrania piłki. Zainstalowali w składzie młodzież, piłkarzy na dorobku. Na papierze – wartość rynkowa drużyny spadła. W praktyce – jej poziom znacznie wzrósł.
Ivo Pinto.
Pierwszy sezon zakończył się ledwie czternastym miejscem w tabeli, ale projekt cieszył się pełnym zaufaniem władz klubu. Zwłaszcza, że udało się wylansować i sprzedać do Premier League za niezłą sumkę (ok. 25 milionów euro) błyskotliwego Jamesa Maddisona, który stanowił żywy dowód na to, iż piłkarze pod okiem niemieckiego wizjonera mogą zrobić olbrzymie postępy. Odpalił też talent Josha Murphy’ego. Można to oczywiście określić indywidualnymi przebłyskami, ale dla działaczy był to jednak pewien sygnał, że ich pomysł na piłkę zaczyna przynosić efekty.
W minionych rozgrywkach “Farke-ball” zadziałało już na całego.
Sezon 2018/19
Zaczęło się niemrawo – sześć meczów, tylko jedno zwycięstwo w lidze. Norwich zakręciło się nawet koło strefy spadkowej, podobnie zresztą jak na starcie wcześniejszych rozgrywek. Jednak sezon w Championship jest na tyle długi, że wybacza krótkie kryzysy, jeżeli następują po nich długie okresy wzlotu. I tak było w przypadku “Kanarków”.
Od 7 do 44 kolejki Norwich przegrało ledwie trzy mecze w lidze i w wielkim stylu sięgnęło po awans z pierwszego miejsca w stawce.
– Norwich było dla mnie największym zaskoczeniem sezonu – opowiadał w rozmowie z Weszło analityk piłkarski, Paweł Smoliński, który przygotowuje raporty meczowe dla klubów z zaplecza Premier League. – Odszedł z zespołu Maddison, który przerastał Championship. Myślałem, że to mocniej wpłynie na sytuację zespołu. Postawiono tam mocno na strategiczne budowanie siły klubu. Daniel Farke to faworyt władz klubu i nawet gorsze chwile nie podważyły jego pozycji na stanowisku managera Norwich. Wszystko to bardzo przypomina sytuację Daniela Wagnera w Huddersfield, choć trudno na razie porównywać styl gry obu zespołów. “Kanarki” grały w poprzednim sezonie naprawdę widowiskowy futbol. Koncentracja na utrzymaniu się przy piłce, najkrótsze podania w lidze, szybka wymiana futbolówki. Ich ataki bramkowe były najbardziej złożone i najdłuższe. Brylowali dzięki bramkom strzelanym z gry, a nie po stałych fragmentach. Do tego szalenie skutecznie skrzydła i Teemu Pukki na szpicy, który w tym systemie okazał się bestią. Skrzydłowi bardzo często ścinają akcje do środka, co daje też pole do popisu bocznym obrońcom. Jest tam na pewno bardzo bardzo ciekawych zawodników, którzy mogą w przyszłości trafić do jeszcze mocniejszych klubów. Fenomenalnie rozwija się boczny obrońca, Max Aarons.
– Trener Farke sprowadził do klubu wielu piłkarzy związanych jakoś z niemieckim futbolem. Widać, że wytworzył się tam pewien system skautingu i koneksji, który pozwala wyławiać z niemieckiego rynku bardzo ciekawych zawodników za stosunkowo niskie kwoty – dodał Smoliński.
REMIS NA ANFIELD ROAD MIĘDZY NORWICH A LIVERPOOLEM? KURS 9.00 W ETOTO!
Sam niemiecki manager nie chce być nazywany piłkarskim idealistą. Stosuje takie, a nie inne metody, bo uważa je za najlepsze, a nie najbardziej szlachetne. – Nie przywiązuję się do swojej taktyki. Ważne, żeby zawsze mieć przed meczem przygotowany plan B, plan C, plan D i plan E. Trzeba zawsze mieć konkretnie postawione wytyczne na dany mecz i realizować je według planu. Dlatego nasza formacja jest płynna. Czasem gramy 4-1-4-1, czasami 3-5-2, ale potrafimy też ustawić się w formacji 4-2-3-1. Zawodnicy muszą się dostosowywać. To wymaga od nich sporo wysiłku. I tu pojawia się moja rola – mam im to jak najbardziej ułatwić. Zawsze chcę, żeby moi piłkarze na boisku byli protagonistami. Mamy trzymać piłkę przy nodze. Inne filozofie futbolu też są dobre – na przykład koncentracja na kontratakach, odbiorze piłki. Tak gra Juergen Klopp, tak gra dziś RB Lipski. To atrakcyjny styl. Ale ja jestem bliżej Guardioli, Tuchela i Bayernu Monachium.
Daniel Farke.
– Niektórzy mówią: “Nie kombinuj. Oddaj piłkę rywalowi, potem skontruj. Nie utrudniaj sobie życia”. Ja mam inne spojrzenie na futbol. Wolę skoncentrować się na kontrolowaniu gry, tworzeniu odpowiedniej struktury posiadania i utrzymywania kontroli nad piłką. Co nie oznacza, że nie chcę rozwijać szybkiej gry po odbiorze – dodał Farke. – Ciągle słyszę, że w Anglii gra się inaczej. Zwłaszcza w Championship. To samo gada się w Niemczech. “Nie filozofuj, tu trzeba walczyć, wygrywać główki i grać na wślizgu”. Tak, trzeba. Ale kiedy wszyscy to robią i wszyscy to potrafią, musisz się czymś wyróżnić. Naszą wartość stanowią właśnie te różnice. Gdy cały czas gonisz przeciwnika, padasz z wycieńczenia. Naszą ideą jest zamęczać rywali.
Na poziomie Championship – idea sprawdziła się w stu procentach, o czym najdobitniej świadczą 93 strzelone gole w sezonie. Największym zaskoczeniem była oczywiście eksplozja skuteczności 29-letniego Teemu Pukkiego, który został królem strzelców rozgrywek. Ale nie on jeden odpowiadał za siłę rażenia Norwich.
Trudno jednak udawać, że kadra “Kanarków” robi wrażenie na poziomie Premier League. Nie robi, nawet wliczając przedsezonowe wzmocnienia. Do klubu trafii między innymi Josip Drmić, Ralf Fahrmann i Ibrahim Amadou – ci dwaj ostatni na zasadzie wypożyczenia. Największym wzmocnieniem klubu jest chyba zatem brak istotnych osłabień. Główni bohaterowie poprzedniego sezonu pozostali w hrabstwie Norfolk.
– Pieniądze za awans do Premier League rzeczywiście są duże – przyznał dyrektor Webber. – Ale ludzie nigdy nie biorą pod uwagę tego, że sam awans powoduje poważny wzrost płac w zespole, bo piłkarze dostają automatyczne podwyżki. Na co zasługują. Trzeba im też zapłacić olbrzymi bonus za wywalczenie pierwszego miejsca. Powtarzam – zasłużenie. Do tego dochodzą różne zależności między awansem a kwotami za transfery. Czasami trzeba nawet dopłacić za zawodnika, którego ściągnęło się do klubu pięć lat wcześniej. Te sumy się nawarstwiają. Poza tym – udało nam się wykupić obiekty treningowe, co czyni nasz klub samowystarczalnym. Gdy powinie się nam noga w Premier League, będziemy mieli coś konkretnego, co nam z tej przygody zostanie i czego już nie stracimy. Nagle okazuje się, że znaczna część pieniędzy za awans znika i nawet się tego nie zauważa. Summa summarum wskutek promocji do Premier League będziemy straszliwie stratni w 2019 roku. Dopiero w 2020 sobie to odbijemy, gdy kwoty zaczną do nas realnie spływać.
– Teraz będziemy mieli jeden z najniższych budżetów w ostatnich latach – dodał Webber. – Oczywiście moglibyśmy uzyskać kredyty, mamy odpowiednie gwarancje. Banki chętnie by nas namawiały, żeby wydać całą tę fortunę w jednym okienku transferowym. Ale wybieramy inną drogę. Można zaryzykować, to też jest metoda. Jeśli wygrasz – zostajesz w Premier League. Ale jeśli spadniesz, pozostaje ci sprzedawać, sprzedawać, sprzedawać i sprzedawać. Z niektórych umów trudno się uwolnić. Na mojej zmianie to się nie stanie. Wiem, ile nas kosztowało doprowadzenie klubu do stanu, w którym jest on dzisiaj. Nie chcę przechodzić tego ponownie.
Sezon 2019/20
Czego się zatem spodziewać po tak oszczędnie budowanym klubie, który opiera się w dużej mierze na piłkarzach anonimowych dla europejskiego kibica, który dziś z zainteresowaniem rzuci okiem na starcie Liverpoolu z Norwich, inaugurujące sezon w Premier League?
Pierwsze miejsce w Championship nie może być tutaj mylące – nie mamy do czynienia z drugim Wolverhampton. Dla Norwich sukcesem będzie utrzymanie w angielskiej ekstraklasie. Norwich w zeszłym sezonie przebiło swój współczynnik xG o przeszło 20 punktów – to oznacza, że zawodnicy “Kanarków” strzelili znacznie więcej bramek, niż w teorii powinni, patrząc na to, jakie sytuacje do zdobycia gola sobie wykreowali. Oczywiście to tylko zabawa cyferkami, ale jednak dość wymowna – w Premier League o tego rodzaju ewenement będzie przecież o stokroć trudniej. Z drugiej strony – działacze Norwich do awansu podeszli – być może dzięki instrukcjom właścicielki klubu – niczym wytrawni smakosze. Nie rzucili się na perspektywę gry w Premier League jak nieokrzesane głodomory. Spokojnie, nożem i widelcem konsumują swój sukces. Może zatem skończy się to szybkim powrotem na zaplecze, ale na pewno bez kłopotów z finansową niestrawnością.
fot. Newspix.pl
***
INAUGURACJA PREMIER LEAGUE JUŻ DZISIAJ! W ETOTO MOŻECIE ZAGRAĆ MIĘDZY INNYMI:
NA POWYŻEJ 2.5 GOLA W MECZU LIVERPOOL – NORWICH. KURS: 1.42!
NA GOLA SADIO MANE (1.80) LUB TEEMU PUKKIEGO 5.00!
ALBO NA CO NAJMNIEJ DWA TRAFIENIA MO SALAHA (3.60)!