Kiedy w katastrofalnym stylu spadł z Serie A w barwach Chievo Verona, nikt nie wróżył mu wielkiego zainteresowania podczas nadchodzącego okna transferowego. Stało się zupełnie inaczej i nazwisko Pawła Jaroszyński na włoskim mercato padało zaskakująco często.
22 czerwca – Genoa FC płaci cztery miliony za jego usługi.
6 sierpnia – US Salernitana 1919 sprawdza go na roczne wypożyczenie.
W pierwszej rozmowie z nami opowiada o szaleństwie rynku transferowego, braku szansy w Genui i swojej przyszłości w nowym zespole w Serie B.
– Złapałeś mnie w Salerno w regionie Kampania. Stoję akurat przed agencją mieszkaniową, gdzie szybko muszę coś sobie znaleźć, żeby już na spokojnie móc zająć się piłką. Organizacja jest zawsze kluczowa, a ostatnio miałem z nią trochę urwania głowy, bo przy każdych przenosinach sporo rzeczy trzeba sobie zorganizować.
Oznacza to, że już oficjalnie jesteś na wypożyczeniu w US Salernitana 1919.
Dokładnie, wszystko dogadane i jest już pewne, że schodzę ligę niżej do Serie B.
Spodziewałeś się tego?
Wprost przeciwnie. Wiązałem duże nadzieje z transferem do FC Genoa, zapłacili za mnie cztery miliony i nie ukrywam, że już naprawdę poważnie myślałem o swojej przyszłości w tym klubie. Wyszło inaczej, czeka mnie sezon na zapleczu Serie A, ale myślę pozytywnie i nie zamierzam się tym załamywać. Teraz priorytetem jest optymalnie przygotować się do sezonu, by być gotowym na pierwszą kolejkę i od początku wejść na najwyższe obroty, udowadniając tym samym, że oddając mnie na wypożyczenie, może ktoś się pomylił.
Wcześniej Krzysztof Piątek, z którym znacie się od kilku dobrych lat, dzwonił z gratulacjami po transferze do Genui?
Właśnie nie dzwonił!
Tak czy inaczej, Piątek zrobił tam furorę i wspomina ten okres jednoznacznie pozytywnie. A jakie było twoje wrażenie?
Od pierwszego dnia czułem się tam dobrze, zostałem fantastycznie przyjęty, szybko nawiązałem relacje z chłopakami i… czemu by nie wrócić tam za rok, bo przecież jestem na wypożyczeniu, więc siłą rzeczy moja przygoda z FC Genoa wcale nie musi skończyć się na tych dwóch tygodniach. Naprawdę niewykluczone, że pokażę się z najlepszej strony w Serie B i znów dostanę szansę w Serie A. Na razie jednak nie wybiegam w przyszłość, skupiam się na Salernitanie, która też wcale nie zrobiła na mnie gorszego wrażenia.
Chyba łatwiej odnaleźć się w każdym zagranicznym zespole, kiedy zna się język.
Na początku miałem z nim trochę problemów, jechałem do Włoch bez jego znajomości, ale intensywnie się uczyłem i wszystkie ciężkie chwile są już za mną. Dzisiaj nie mam żadnego problemu z włoskim, łatwo mi wejść do szatni, od razu ze wszystkimi żartować i rozmawiać, nawiązując nowe kontakty i wyrabiając pozycję w drużynie. Najgorzej stać z boku i nic nie mówić.
Nawiązywanie kontaktów to jedno, ale za to rywalizację na swojej pozycji miałeś tam naprawdę sporą.
Nie da się ukryć. Podstawowym lewym obrońcą jest kapitan, Domenico Criscito. Doświadczony, ograny, z przeszłością w Zenicie i Juventusie. Bardzo dobry fachowiec. Nie było jednak wcale tak, że nie miałem z nim żadnych szans. Po to jest rywalizacja, żeby nikt nie czuł się do końca pewien. Jeśli mógłby zostać, to zrobiłbym wszystko, żeby wywalczyć sobie w miejsce składzie i proszę mi uwierzyć, że wcale nie stałem na straconej pozycji. Mimo to dostałem jasny sygnał od klubu, że szukają mi klubu na wypożyczenie, bo będę miał trudności z regularną grą, więc gdy dostałem konkretną propozycja, to długo się nie zastanawiałem.
Tak łatwo ci przyszło zaakceptowanie tego komunikatu?
Czułem się rozczarowany. Nie dostałem szansy, nie miałem możliwości, żeby pokazać się trenerowi w normalnym meczu, ale też bez przesady, nie zamierzam płakać i lamentować. Trafiłem na dobrego trenera, który do tego mnie zna, bo miałem okazję pracować z Gian Piero Venturą już w Chievo, także jestem pewny, że mogę się jeszcze bardzo dużo nauczyć.
Jeszcze zamykając tematy związane z Genuą, to spotkałeś tam Filipa Jagiełłę. Jak mu idzie?
Niby spędziliśmy ze sobą na treningach bardzo krótki czas, ale spokojnie mogę powiedzieć, że Filip radzi sobie naprawdę nieźle, absolutnie w żadnym elemencie nie odstaje od innych chłopaków i na pewno powalczy o miejsce w pierwszym składzie. W ogóle nie brakowało tam ciekawych nazwisk. Miałem okazję spotkać się z Goranem Pandevem czy z Christianem Sturaro. Samo obcowanie z takimi zawodnikami sprawiało mi dużo przyjemności i mam nadzieję, że za rok znowu będzie mi to dane.
Przypuszczałeś, że tak szybko znajdziesz nowego pracodawcę, kiedy w minionym sezonie spadliście z ligi z Chievo?
Nie mogłem być niczego pewien. Spadek to jednak spadek. Zostaje w CV. Powiem więcej, nie spodziewałem się, że po takim sezonie w swoim wykonaniu, dostanę jeszcze szansę w Serie A.
Aż tak nisko oceniasz swoje dziewiętnaście spotkań w minionej kampanii?
Mieliśmy takie wyniki, taki dorobek punktowy, prezentowaliśmy taką grę, że naprawdę nie można było przypuszczać, że wielu z nas utrzyma się w elicie. Tym bardziej jestem zadowolony, że akurat mi się to udało, ale przyznam, dużo, naprawdę dużo w tym szczęścia i chyba czuwała nade mną jakaś siła wyższa.
Eksperci od Serie A uważają, że jesteś zawodnikiem z pogranicza Serie A i Serie B.
Cały czas się rozwijam. Wyjazd dał mi bardzo dużo. Poprawiłem się w aspektach taktycznych, mentalnych i fizycznych, ale to jeszcze nie koniec, bo czuję, że została mi jeszcze rezerwa. W pierwszym sezonie rozegrałem jedenaście meczów, w drugim już dziewiętnaście, z tego dużo więcej równych, nie popełniałem już takich rażących błędów, nabrałem trochę ogrania i doświadczenia. To wszystko będzie owocowało. Kilku trenerów w Chievo przeżyłem, dużo pojawiało się nowości, do każdego musiałem się przystosować, każdego do siebie przekonać.
Bywały spotkania, że występowałeś na wahadle z wieloma zadaniami ofensywnymi. To pozycja, na której potrafisz się odnaleźć?
Oczywiście, musiałem trochę do tego przywyknąć, położyć więcej akcentów na ofensywę, a to nie przychodziło tak łatwo, ale jakoś dawałem radę, niezależnie od zmieniającej się taktyki. W Polsce praktycznie cały czas grywałem na lewej obronie, a we Włoszech zaliczyłem już kilka różnych pozycji. To uczyniło mnie bardziej wszechstronnym i pozwala mi odnaleźć się w każdym systemie. Trener Ventura, teraz w Salernitanie, zapowiedział mi na przykład, że widzi mnie w trójce środkowych obrońców po lewej stronie. Grywałem już tak w Chievo, więc wiem, jakie przypadną mi zadania.
Komfortowa sytuacja, w której zna się szkoleniowca, z którym będzie się współpracować.
Od razu wziął mnie na rozmowę, zaznaczył, że cieszy się, że ma mnie w zespole, przedstawił swoje oczekiwania, swoją wizję, więc mogę tylko liczyć, że nasza współpraca dobrze się potoczy.
Jaki to trener?
Niesamowicie doświadczony. Czterdzieści lat w zawodzie! To szmat czasu, przez ten czas widział już właściwie wszystko. Zna wszystkiego niuanse, ma wielką łatwość w przekazywaniu wiedzy, zawsze przychodzi ze swoim pomysłem i generalnie stawia duży nacisk na grę piłką. Przy tym jest dosyć stanowczy i ostry, więc z autopsji wiem, że cały czas trzeba go słuchać i być pod prądem, żeby nie zaliczyć kompromitacji.
Jaki jest cel twojego nowego zespołu na nowy sezon Serie B?
W poprzednim sezonie Salernitana zajęła piętnaste miejsce w lidze, ale w tym roku powinno być lepiej. Oczywiście, jesteśmy jeszcze przed sezonem, więc nikt nie będzie stawiał szalonych celów, bo o tym powinny zdecydować pierwsze kolejki, ale nie da się ukryć, że tutaj każdy myśli o tym, że jeśli będziemy spełniać swój potencjał, to stać nas na awans do Serie A.
Moim indywidualnym celem jest za to regularna gra. Bez większej filozofii. Chcę co tydzień wychodzić na boisko, wygrywać, odnajdować się w swojej roli i udowadniać, że stać mnie na jeszcze więcej. Bez gry nie da się rozwijać. Trener Ventura, co cały czas podkreślam, zna moje możliwości i jestem całkowicie pewien, że w jego systemie będę mógł w pełni realizować się jako ,,ja’’.
Rozmawiałeś z kimś o różnicach między Serie A i Serie B?
Wielu zawodników przychodzi do Serie B z elity, więc poziom czysto piłkarski wcale nie jest tak dużo niższy, nie brakuje gości z dużą piłkarską klasą, a do tego dochodzi dużo bardziej fizyczna gra. Tak słyszałem, ale muszę to zweryfikować na boisku. Wiem za to jedno i każdy kolega, z którym rozmawiam, to podkreśla: na pewno nie będzie prościej, nikt z Serie A sobie nie przyjdzie i nie zdominuje tej ligi bez wkładania w to sporego wysiłku.
Lewa obrona to wieczna bolączka polskiej reprezentacji. Czasami wymienia się ciebie w kontekście ewentualnych powołań. Siedzi to w głowie?
Wypieram te wszystkie myśli i ukrywam je bardzo głęboko w głowie. Wszystko ma swój czas. Najpierw muszę złapać rytm, grać regularnie w Serie B, a i jeszcze pewnie samo to nie wystarczy, bo żeby dostać się do reprezentacji, trzeba prezentować bardzo wysoki poziom. A potem można marzyć.
ROZMAWIAŁ: JAN MAZUREK