Reklama

Wolę inwestować w siebie niż kitrać

redakcja

Autor:redakcja

04 sierpnia 2019, 10:26 • 24 min czytania 0 komentarzy

Patryk Sokołowski to przykład piłkarza, który musiał przejść długą drogę do PKO Bank Polski Ekstraklasy. Wychował się w Legii, lecz nie wywalczył stałego miejsca nawet w drużynie rezerw. Problemy z przebiciem miał także w drugoligowych Olimpii Elbląg i Zniczu Pruszków. W końcu zszedł na poziom III ligi, gdzie stał się podstawowym zawodnikiem, zrobił awans, rozegrał dobry sezon w II lidze i odszedł na zaplecze Ekstraklasy, do Wigier Suwałki. Po roku zgłosił się po niego Piast, z którym zdobył mistrzostwo. Dziś w wieku 24 lat czuje się, jakby dopiero zaczynał karierę. W szybkim rozwoju przeszkodziło mu to, że jest piłkarzem późno dojrzewającym. 

Wolę inwestować w siebie niż kitrać

To także przykład piłkarza świadomego, który inwestuje w siebie. Gdy w trzeciej lidze zakładał podczas podróży getry kompensacyjne, spotykał się z szyderką kolegów. Grając w pierwszej lidze wyłożył prawie pięć tysięcy na maszynę, która wspomagała regenerację. Przez cały czas żył przekonaniem: jeśli chcę trafić do Ekstraklasy, muszę prowadzić się jak piłkarz z Ekstraklasy. Studiował ekonomię i matematykę, lecz przerwał oba kierunki, by skupić się na piłce. Rozwija się dziś na różnych polach, między innymi poprzez czytanie książek, które pomagają mu w karierze piłkarskiej. Zapraszamy. 

Pamiętasz co robiłeś 14 marca 2015 roku?

Na pewno byłem w Olimpii Elbląg. Trzecia liga, pierwszy mecz po zimie… Zmiana w 45. minucie z Warmią Grajewo?

Tak. Długą drogę musiałeś przebyć do Ekstraklasy.

Reklama

Pamiętam ten mecz. Było 0:0 do przerwy, wygraliśmy 3:0 po męczarniach. Następny mecz z Sokołem Ostróda zacząłem na ławce. Przegraliśmy 0:1. Później mówiliśmy sobie, że to nie pierwsza i nie ostatnia porażka, a do końca wygraliśmy wszystko. Po Ostródzie wskoczyłem do składu i nie oddałem miejsca do końca. To na pewno trudne, gdy grasz III lidze i jedziesz… Nie powiem, że na pastwiska, ale boiska bez stadionu, na których jeszcze siadasz na ławce rezerwowych. W 60. minucie się rozgrzewasz i patrzysz, jak się kopią. Można mieć wtedy chwile zwątpienia.

Jak wyglądało największe pastwisko?

Mam wyrytą w pamięci ławkę rezerwowych na Wiśle Szczuczyn. Rozgrzewałem się i myślałem sobie: co ja tutaj robie? Rozgrzewam się na III lidze w jakimś Szczuczynie, daleko od domu? Po co? W Warszawie byłoby inaczej, ale jedziesz 300 km od domu grać za takie pieniądze, żeby tylko się utrzymać, nic praktycznie nie zarobisz. Siedzisz na ławce, myśli są różne. Do tego mieszkasz w akademiku przy stadionie.

Jedynka?

Tak, pokój dla jednej osoby.

To akademik premium.

Reklama

Miałem wtedy 19 lat. Jak byłem młodszy, zakładałem, że wszystko będzie szło harmonijnie. Byłem w najniższych grupach młodzieżowych Legii, szedłem do przodu, w gimnazjum i liceum utrzymywałem się na tym poziomie, mimo że selekcja była duża, bo przychodzili nowi z całej Polski. Wiadomo, Legia to Legia, każdy chce do niej przyjść. Na palcach jednej ręki można było policzyć tych, którzy byli w Legii od początku.

GRUDZIADZ 20.06.2013 TURNIEJ FINALOWY MISTRZOSTWA POLSKI JUNIOROW STARSZYCH SEZON 2012/13: LEGIA WARSZAWA - ARKA GDYNIA 5:2 --- POLISH JUNIOR CHAMPIONSHIP FINAL TOURNAMENT: LEGIA WARSAW - ARKA GDYNIA 5:2 PATRYK SOKOLOWSKI SEBASTIAN BARTLEWSKI FOT. PIOTR KUCZA

Byłem kapitanem swojej drużyny. Zdobyliśmy wicemistrzostwo juniorów młodszych. Perspektywa była taka, że idę kroczek po kroczku do pierwszej drużyny, debiutuję w Ekstraklasie, gram w Legii, może liczę na coś więcej. Nie wyobrażałem sobie innego scenariusza. Niestety, plany się nie spełniły. Przed mistrzostwami Polski juniorów starszych zerwałem więzadła krzyżowe. To był pierwszy trudniejszy moment, wcześniej ich praktycznie nie było. Po powrocie do zdrowia zdobyliśmy mistrzostwo Polski juniorów starszych. Byłem drugim kapitanem, opaskę przejął Bartek Kalinkowski, który gra teraz w ŁKS-ie. Gdy razem podnosiliśmy puchar, myślałem, że znowu wszystko pójdzie harmonijnie. Dostałem szansę w drugiej drużynie, liczyłem, że przez nią przebiję się do pierwszej. Polityka rezerw zmusiła mnie do tego, by odejść na wypożyczenie. W pierwszej rundzie grałem bardzo mało. Wchodziłem z ławki, mimo że na treningach prezentowałem się bardzo dobrze. Potwierdzał to trener Banasik, ale miał przykaz z góry, że muszą grać zawodnicy z jedynki i nic z tym nie może zrobić.

Następnie przyszedł Jacek Magiera. Dostałem od niego szansę, ale podjął decyzję, że będzie lepiej dla mnie, jeśli pójdę gdzieś na wypożyczenie, bo może powtórzyć się sytuacja, że nie będę grał.

Trener mógłby chronić swój tyłek i trzymać cię, nawet jeśli miałbyś zagrać kilka meczów z ławki. Postawił sprawę uczciwie, to zawsze warto docenić.

Byli na mojej pozycji inni, którzy czekali później na szansę jak ja. Mogli poczekać, ja już byłem na tyle dojrzałym zawodnikiem, że chciałem iść gdzieś grać. Instynkt podpowiadał, że skoro trenerzy tak mówią, warto byłoby spróbować. Spakowałem się i pojechałem na testy do Olimpii Elbląg, gdzie dostaliśmy się z Maćkiem Prusinowskim. To była druga liga, jeszcze dzielona na pół. Przez reorganizację utrzymywało się tylko osiem zespołów z osiemnastu. Gdy przyjeżdżałem, Olimpia była na dziesiątym miejscu. Tabelę za wiosnę skończyliśmy na trzecim miejscu, ale to nie wystarczyło do utrzymania. Kończył mi się kontrakt z Legią i klub nie zdecydował się go przedłużyć. Legia nie widziała dla mnie przyszłości.

Oceniono, że nie dojdziesz do poziomu Ekstraklasy.

Dyrektor akademii i mój były trener Jarosław Wójcik przekazał mi, że Legia ma opcję wykupienia mnie w ciągu trzech lat. Twierdził, że w ciągu tego okresu jestem w stanie się przebić na poziom Ekstraklasy, ale Legia szuka czegoś więcej. Moje testy motoryczne nie były na takim poziomie, jak teraz. Jako piłkarz późno dojrzewający, byłem wolniejszy i znacznie mniej wytrzymały. Przyjąłem to do wiadomości, ale wiedziałem, że muszę dalej szukać opcji by iść wyżej. Nie czułem się słabszy od zawodników, którzy są w Legii. Wiedziałem po prostu, że to nie jest mój czas, bo jak klub mnie nie chce, trenerzy mnie nie chcą, nie ma co na siłę pokazywać swojej złości. Bardziej miałem podejście na zasadzie “ja wam pokażę”. Pójdę inną drogą, ale będziecie mnie jeszcze kiedyś chcieli, pomyliliście się.

Żyłeś wizją, że Legia może cię wykupić?

Szczerze mówiąc, wtedy nie widziałem takiej perspektywy.

Co tak właściwie oznacza, że jesteś piłkarzem późno dojrzewającym?

Najłatwiej będzie opowiedzieć to na przykładzie. Gdy miałem 18 lat, moi rówieśnicy osiągali na testach szybkościowych na 5 metrów wynik poniżej sekundy. Dla mnie to było nieosiągalne, miałem np. 1,1 sekundy, co było ogromną różnicą. Nie byłem rozwinięty fizycznie. W wieku 22-23 lat byłem w stanie zrobić przeskok. Teraz schodzę poniżej sekundy na 5 metrów. Rozwój przyszedł mi dużo później niż zawodnikom, którzy mieli inne geny.

Pracowałeś wtedy tak jak oni?

Tak, robiłem co mogłem. W wieku 23-24 lat wyniki idą mi w górę, szczyt mam jeszcze przed sobą. Porównanie przychodziło, jak graliśmy w Legii turnieje zagraniczne. Graliśmy z Benficą i widziałem, że tam na boisko wychodzą już mężczyźni. 18 lat, broda, mężczyzna umięśniony. Ja byłem jeszcze chłopcem. Teraz też nie mam brody wikinga, ale jestem na zupełnie innym etapie. Już nie mówiąc o czarnoskórych zawodnikach, którzy genetycznie dużo szybciej się rozwijają. Robiło na mnie wrażenie, jak bardzo byli rozwinięci. Czasami się tego nie zauważa. Ktoś narzeka, że piłkarz debiutuje w lidze dopiero w wieku 23 lat, ale od każdego to zależy indywidualnie.

Powinieneś sobie metrykę przykręcić.

Chłopaki w Olimpii śmiali się: wszystkim czarnoskórym przykręcają metryki, dzięki czemu są młodsi, a mi przykręcił ktoś tak, że jestem starszy! Mówili się, że powinienem być jeszcze młodzieżowcem. Na pewno nie pomogło mi to w tym, by szybciej się przebić do dorosłej piłki. Najszybciej przebijają się ci, którzy są dojrzali fizycznie.

W momencie gdy ci gorsi fizycznie doskoczą, bańka może pęknąć, bo okaże się, że głównie fizyczność była atutem.

Zwykle jest tak, że w kadrach młodzieżowych gra ten, który jest lepszy fizycznie, a po latach okazuje się, że ci którzy gonili są lepsi, lecz potrzebowali czasu. Midtjylland poszukiwało zawodników urodzonych od września do grudnia. Uważali, że tam jest największy przedział zawodników, którzy nie grali w kadrach młodzieżowych, bo byli słabo rozwinięci fizycznie i inne kluby mogły tego nie widzieć. Szukali w ten sposób okazji.

Seniorska piłka okazała się dla ciebie brutalna: w Olimpii początkowo nie grałeś w podstawie, zaliczyłeś spadek, w Zniczu też byłeś głównie rezerwowym. Trzeba było odejść do trzeciej ligi.

Po Zniczu odszedłem do Olimpii, która grała w trzeciej lidze i wiedziałem, że wtedy już Legia mnie praktycznie nie obserwuje. Powrót nie był możliwy. Nie układa się, pojawiają się myśli “po co to wszystko?”. Może to nie jest zazdrość, ale widzisz, jak chłopaki grają w Legii, podpisują kontrakty, są na miejscu, w Warszawie, chciałbyś podążać podobną drogą, a jesteś w drugiej czy trzeciej lidze, musisz jeździć po różnych miejscach jak Elblag czy Suwałki. Ale na szczęście miałem w sobie zawziętość. Zamiast użalać się nad sobą, myślałem, co zrobić, by wskoczyć na ten poziom.

WARSZAWA 15.12.2018 MECZ 19. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2018/19 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH IN WARSAW: LEGIA WARSZAWA - PIAST GLIWICE 2:0 PATRYK SOKOLOWSKI SEBASTIAN SZYMANSKI FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Wbiłem sobie do głowy, że muszę prowadzić się jak zawodnicy z Ekstraklasy, bo jeśli będę zachowywać się jak zawodnik Ekstraklasy, prędzej czy później do niej trafię. Czasami musi dojść do tego splot szczęśliwych zdarzeń. Miałem to szczęście, że Olimpią od razu awansowaliśmy do drugiej ligi, gdzie zagrałem dobry sezon. Mogłem dalej zostać w Olimpii w drugiej lidze i przepaść. Zdecydowałem się na bardzo ryzykowny krok. Z dzisiejszej perspektywy, była to najważniejsza decyzja w dotychczasowej karierze.

Odszedłeś z Olimpii, by szukać klubu w pierwszej lidze, mimo że nie miałeś na stole niczego pewnego.

Dostałem w Olimpii propozycję kontraktu, dzięki któremu mogłem żyć na normalnym poziomie – wynająć mieszkanie, zostać na spokojnym gruncie. Miałem pewny plac, trener miał bardzo duże zaufanie, dziewczyna się do mnie przeprowadziła i studiowała w Sopocie. Spokojne egzystowanie, strefa komfortu. Zdecydowałem, że chcę czegoś więcej. Miałem tylko zaproszenie na testy do Wigier Suwałki. Mimo że zagrałem dobry sezon, nie miałem oszałamiających statystyk asyst czy bramek, więc zainteresowania nie było.

Z czego to wynika? Uważasz, że druga liga nie jest monitorowana?

Teraz jest troszkę bardziej, ale wtedy była słabo monitorowana. Jak nie miałeś liczb, ciężko się było przebić. Musisz trafić na takich pasjonatów futbolu jak Artur Skowronek czy Dawid Szulczek, który potrafił wymienić dobre i słabe strony wszystkich zawodników z II i III ligi. Dzięki nim zrobiłem krok do przodu. W Suwałkach po pierwszych dwóch dniach trenerzy powiedzieli mi, żebym się dogadywał z klubem. Z ośmiu testowanych byłem jedynym, który został. Dogadałem się koniec końców z małymi problemami. Okazało się to najlepszą decyzją, choć gdybym nie przeszedł testów, a z spośród testowanych tylko ja podpisałem kontrakt, byłoby ciężko. Jedyne inne opcje były z drugiej ligi i to nie z Warszawy, a raczej ze Stalowej Woli.

W Wigrach szybko wywalczyłem miejsce. Przychodziłem z testów, nie byłem pierwszym do grania. Na moją pozycję byli Mateusz Radecki, który odszedł do Śląska i Robert Obst, który przyszedł z Ekstraklasy. Po pierwszych trzech meczach mieliśmy dwie porażki i remis, więc trener dał mnie do składu i do samego końca byłem podstawowym zawodnikiem.

Życiowo też nie była to łatwa decyzja, skoro dziewczyna przeprowadziła się do ciebie i specjalnie pod ciebie wybrała studia.

To była bardzo trudna decyzja. Dla mnie przeprowadziła się do Elbląga i trzy-czetry razy w tygodniu dojeżdżała po 1,5h na studia. Ogromne poświęcenie. Podjęliśmy taką decyzję, a dziewczyna, dziś narzeczona, musiała wrócić ze studiami do Warszawy. Znowu mieszkaliśmy na odległość, widywaliśmy się tylko na weekendy. Z perspektywy naszego związku to była trudna decyzja, kolejne wyzwanie. Życie w związku na odległość nie jest takie proste, a my jesteśmy ze sobą już ponad 5,5 roku i większą cześć tego czasu to związek na odległość. Z perspektywy czasu dobrze, że tak się stało. Jestem tu, gdzie jestem, a narzeczona skończyła studia i teraz przeprowadza się do mnie do Gliwic.

Happy end.

Ale mogło też go nie być.

Był moment, gdy w trzeciej lidze zacząłeś przesiąkać atmosferą nieprofesjonalnej piłki? Wieczorne piwko, grille?

W Olimpii mieliśmy super atmosferę, czułem się ważną postacią i często spotykaliśmy się na jakieś grille. Czasami sam zapraszałem do siebie. Można było tym przesiąknąć, ale tylko jeśli przegięłoby się w drugą stronę, gdy zamiast dodatkowego treningu czy regeneracji idziesz robić inne rzeczy. Spotkania po meczach były dla drużyny bardzo potrzebne, byliśmy tak zżyci, że na boisku potem jeden za drugiego szedł w ogień. Ważne, by zawodnik potrafił rozgraniczyć to, że czasami spotkasz się na piwko, ale jak masz sześć dni pracy to pracujesz na maksa i poza treningami prowadzisz się w stu procentach profesjonalnie. Tu jest największy dysonans pomiędzy tymi, którzy robią krok w górę a krok w dół.

Co jest największym zagrożeniem dla młodego piłkarza, który znalazł się w trzeciej lidze?

Według mnie brak chęci rozwoju i strefa komfortu. Dla niektórych dostanie się na poziom III ligi było już sukcesem. Młody chłopak z potencjałem, który jest spod Elbląga, dostaje trochę większe pieniądze niż rówieśnicy… Dla niego to strefa komfortu, chce tam być i się nie rozwijać. Myśli, że jest w dobrym miejscu, zawsze tam będzie, dla znajomych to było coś. Wyjście ze strefy komfortu to największa trudność. Robienie rzeczy, których nie musisz robić. Przecież nikt ci nie każe zostawać po treningach czy zdrowo się odżywiać. W III lidze możesz dobrze wyglądać nawet jedząc fast foody. Weryfikacja i tak nadejdzie, jeśli będziesz chciał iść gdzieś wyżej.

Nikt nie uświadamia piłkarzy? Brakuje osób, które wskazują drogę?

Mamy internet, więc wszystko, czego chcemy, jest na wyciągnięcie ręki. Wystarczy wpisać w internecie “rolowanie mięśni czworogłowych” i już masz filmik, który pokazuje, jak to robić. To kwestia chęci zdobywania wiedzy. Ale to już zależne od każdego indywidualnie. Ja mam akurat dużą chęć zdobywania wiedzy, czytam sporo książek. Gdy chciałem iść na siłownię, starałem się dokształcić, by wiedzieć, co powinienem robić. Dziś wiem, że wiele rzeczy robiłem źle, ale nawet jak zrobisz coś źle, to i tak lepiej niż gdy nie robisz nic. Chęć rozwoju w końcu przynosi efekty na dłużej.

Byłeś w szatni memem? Pojawiała się szyderka, gdy prowadziłeś się profesjonalniej niż inni?

W Olimpii Elbląg dostałem od taty na urodziny getry kompresyjne, w których noga lepiej odpoczywała. Zakładałem je w drodze na mecz. Była lekka szyderka, trener śmiał się:

– Patryk już w autokarze jest gotowy do wyjścia na boisko!

Jak pojawiały się w mediach ankiety dla zawodników z pytaniami w stylu “kto jest największym śmieszkiem, kto pantoflem?”, zawsze przy pytaniu “kto zrobi karierę?” padało moje nazwisko. Myślę, że to nie przypadek. Chłopaki wiedzieli, że pracowałem dodatkowo, starałem się robić wszystko na sto procent. Jak widzisz drużynę, wiesz, że ten i ten ma papiery na granie, ale jeden pracuje, chce się rozwijać, drugi jest zadowolony z miejsca, w którym jest. Ja nie potrafię tego wytłumaczyć. To już zależy tylko od indywidualnych predyspozycji. Jak ktoś ci powie “dobrze, byś został po treningach i się porolował albo raz w tygodniu poćwiczył długie podanie”, tylko od ciebie zależy, czy to zrobisz.

Uważasz, że każdy najmniejszy detal ma znaczenie?

Gdy przychodził do nas Jacek Magiera, dał nam słynną książkę “Szczęście czy fart”. Większość chłopaków ją przeczytała, ja też. Trener powtarzał, że musisz być zawsze przygotowany na szansę. Może nadejść teraz, za rok, za dwa, w niespodziewanym momencie. Jakiś skaut usiądzie na trybunach i akurat cię zobaczy. Zawsze musisz być gotowy, by ją wykorzystać. To myśl, którą przesiąknąłem. Gram w III lidze, awansowaliśmy, ale może będzie tak, że zagram 30 dobrych meczów i na jednym z nich będzie trener z pierwszej ligi? Żeby wykorzystać szansę, zawsze musisz być dobrze przygotowany. Jeśli zagrasz w 15 meczach dobrze, w 15 źle, masz tylko połowę szans.

A jeśli liga jest słabo obserwowana, czasami musisz wstrzelić się w moment, gdy akurat przyjedzie skaut.

Na przykład. Chociaż jak udowadniasz co tydzień że jesteś dobrym zawodnikiem, prędzej czy później ktoś cię wypatrzy. Czasami od życia pojawiają się szanse. Jak u mnie, jakbym wyglądał źle na testach w Wigrach, nie dostałbym się tam i może kariera poszłaby w drugą stronę? Jacek Magiera powtarzał, że czasami wypadają na twojej pozycji trzy kontuzje i nagle dostajesz szansę. Jeśli jesteś nieprzygotowany, ona ci ucieknie.

Nauczył cię też tego ostatni sezon u Fornalika, gdy dostawałeś bardzo mało szans. Musiałeś wykorzystywać każdą minutę.

Nawet trener powtarza to w wywiadach. Mówił, że zawodnik musi być zawsze gotowy by wskoczyć i akurat trener wie, że jeśli wskoczę to dam z siebie maksa i będę wykorzystywał tę szansę. W tamtym sezonie miałem takie podejście. Choćbym dostał trzy minuty, nawet jakbym nie dotknął piłki, muszę je wykorzystać w stu procentach. Wchodzę na pięć minut, mam dobre podanie, może trener da mi w następnym meczu dziesięć? Myślę, że to jedyne dobre podejście. Jak wychodzisz obrażony na to, że trener cie nie wystawia, nie dajesz sobie tej szansy.

Jak się nauczyć takiej cierpliwości?

Pierwszy raz jesteś poza jedenastką, drugi, w końcu nie łapiesz się do osiemnastki. Pojawiają się myśli: może lepiej coś zmienić? Może jestem za słaby? Może lepiej iść na wypożyczenie? Najważniejsze jest, żeby robić dalej swoje właśnie wtedy. Widziałem, że na treningach daję z siebie maksa i nie odstaję. To mi dawało największą motywację, by dalej trenować i wierzyć, że pojawi się szansa. A słabsze momenty zawsze przyjdą, czy grasz więcej, czy mniej. Po prostu trzeba mieć mocną psychikę. Można mieć gorszy dzień, bo każdy ma do tego prawo, ale następnego dnia musisz być już gotowy do pracy.

Przychodząc do Piasta musiałeś zrobić sobie jakiś research. Musiałeś wiedzieć, że trener Fornalik lubi grać stałą jedenastką i osoby z drugiego szeregu rzadko mają szansę, by się przebić.

Gdy przychodziłem do Piasta, miałem propozycje z trzech klubów I ligi. Piast pojawił się w ostatnim momencie i musiałem bardzo szybko się zastanowić. Czułem wtedy, że jestem w stanie podołać. Wierzyłem, że jeśli będę dobrze się prezentował, prędzej czy później szansa przyjdzie. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że się nie udało. Ale i tak jestem zadowolony z tamtego sezonu. Zawsze gdy wchodziłem z ławki, dawałem wartość. Trener to widział i mówił, że mój czas nadejdzie. Nie mogłem mieć pretensji, że trener nie zmienia jedenastki, która zdobyła mistrzostwo Polski. Ośmieszyłbym się.

GLIWICE 19.05.2019 MECZ 37. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2018/19 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH IN GLIWICE: PIAST GLIWICE - LECH POZNAN PIAST GLIWICE MISTRZEM POLSKI NZ. PATRYK SOKOLOWSKI (PIAST) PATRYK DZICZEK (PIAST) RADOSC FOT. MICHAL CHWIEDUK / 400mm.pl

Jak trener Fornalik sprawia, że w Piaście nie ma niezadowolonych piłkarzy? W poprzednim sezonie ławka była bardzo mocna, a mimo to nikt się nie buntował, co więcej, w wielu momentach rezerwowi odgrywali kluczową rolę. 

Myślę, że to atmosfera wyników i rodzinnego klubu. Mieliśmy dobrą szatnię. Byliśmy zżyci. Nikt nie patrzył wilkiem na drugiego, że ten gra, a ja nie. To nieczęste w piłce, ale wytworzyła się taka atmosfera w klubie. Łączył nas wspólny cel, na początku pierwsza ósemka, potem europejskie puchary, na sam koniec mistrzostwo. Napędzało nas to wspólnie i nawet jak ktoś wchodził na pięć minut dawał maksa, by do tego celu dojść. Wiadomo, nikt nie cieszył się, że nie wychodził w pierwszym składzie, bo to nie byłoby dobre, ale nikt też nie miał pretensji. Każdy widział, że wybory są dokonywane uczciwie.

Jak ważna cechą trenera jest uczciwość?

Najważniejszą. Jeżeli ktoś wygląda dobrze i powinien grać, to niech gra. Zawsze piłkarze będą szanowali trenerów, którzy są uczciwi. Jeśli uczciwie nie ma cię w składzie, inaczej podchodzisz do tego niż w sytuacji, gdy podejrzewasz, że decydują o tym inne aspekty.

Czułeś kiedyś nieuczciwość?

W Piaście na pewno nie. Nieuczciwością było dla mnie to, gdy w Legii II zawodnicy z jedynki grali za mnie, a nie oddawali sto procent serca, nie oszukujmy się. Trener mówił mi w danym tygodniu, że będę grał w składzie, ale szło trzech do środka z pierwszej drużyny i ławka. Bolało mnie to. I to nie była nieuczciwość trenera, on musiał to zrobić. Bardziej nieuczciwość systemu.

Uważasz, że przepis o młodzieżowcu to dobre rozwiązanie?

Ten przepis jest na pewno dobry dla zawodników, którzy będą grali. Powiem na przykładzie Piasta. Dla Patryka Dziczka i Sebastiana Milewskiego to dobry przepis, bo jeden musi grać. Ale jest słaby z perspektywy tych, którzy są na trzecim, czwartym, piątym miejscu. Muszą być w klubie, a gdyby nie było przepisu, mogliby iść na wypożyczenie do pierwszej ligi i grać. To zrozumiałe i z perspektywy klubu logiczne, musi mieć tych zawodników w kadrze, mimo że perspektywę grania mają bardzo małą. Uważam to za największy minus tego systemu.

Ale to nieuczciwość dla takich zawodników jak ty. Załóżmy, że Patryk Dziczek odejdzie. Jesteś dla niego naturalnym zastępcą, ale wypadnie młodzieżowiec, więc do składu wskoczy pewnie Sebastian Milewski, który – zakładam – na treningach przegrywa rywalizację.

Można hipotetycznie założyć, że na środek obrony jest czterech zawodników, jeden odchodzi i wskakuje tam młodzieżowiec, mimo że jest słabszy od swojego rywala. Z perspektywy uczciwości trenera, właśnie wtedy masz poczucie, że to jest nieuczciwe. Jak wiesz, że uczciwie przegrywasz rywalizację, jest łatwiej to przyjąć. Patryk grał w tamtym sezonie bardzo dobrze i to było dla mnie naturalne, że jest podstawowym zawodnikiem. Ale jeżeli czujesz, że jesteś lepszy, a nie wychodzisz, bo jest przepis, masz wtedy poczucie niesprawiedliwości. To jest jakiś problem. Uważam, że na najwyższym poziomie powinni grać najlepsi, bo jak młody piłkarz będzie grał na odpowiednim poziomie, i tak się przebije.

Zaakceptujesz tę nieuczciwość?

Jak poznałeś moje podejście, to wyciągniesz wniosek. Zaakceptuję. Nie będę się użalał nad sobą, będę się starał wygryźć tego drugiego.

Miałeś opracowany plan B na życie? Co byś robił, gdyby nie wyszło w piłce?

Nie zakładałem, że nie będę grał. Maturę zdałem na niezłym poziomie i mógłbym się dostać do dobrych szkół. Studiowałem ekonomię, pół roku w Warszawie i 1,5 roku w Elblągu. Gdy przeszliśmy na poziom drugiej ligi, rzuciłem studia, postawiłem wszystko na piłkę. Czułem, że przez studia mogę dać tylko 90%, a czasami o jednej sytuacji boiskowej decydują ułamki sekund. Jak przychodzisz zmęczony po szkole, inaczej trenujesz, niż gdy jesteś zregenerowany. Musiałem odpuścić. Planu B nie miałem i nie mam. Staram się rozwijać w różnych kierunkach. Obserwuję dzisiejszy świat i myślę, że umiejętności poszukiwane przez pracodawców zmieniają się bardzo szybko. Mówię sobie, że chcę grać jeszcze przez dziesięć lat. Patrząc jaki może być rynek za dziesięć lat, nie przygotowuję sobie konkretnego planu. Staram się podążać za światem, zbierać kapitał. Przyszły trochę lepsze kontrakty niż w II-III lidze, więc nie wydaję głupio tych pieniędzy i może w przyszłości pojawią się szanse – jak w piłce – i będę starał się je wykorzystać.

Skoro studiowałeś ekonomię, interesujesz się finansami?

Interesowałem się zawsze matematyką. Zdałem maturę na 92 procent i przez pół roku studiowałem też matematykę w Warszawie na UKSW. Stwierdziłem, że to nie dla mnie.

Co cię rozczarowało?

Inaczej sobie wyobrażałem same studia. Tam było podejście “matematyka królową nauk” i nic innego. Wydawało mi się, jakbym się cofnął o dziesięć lat. Ludzie nie poszerzali horyzontów. To mnie odrzuciło. Koledzy z zajęć byli ukierunkowani tylko na matematykę.

Siedzieć, robić zadania i tyle, zero praktycznego wymiaru.

Tak. To nie był mój świat.

Stworzymy listę książek, które powinien przeczytać każdy młody piłkarz?

Bardzo lubię “Siedem nawyków skutecznego działania” Stephena Covey’a i “Nawyki warte miliony” Briana Tracy’ego. Jeżeli ktoś to przeczyta, może powiedzieć, że to tylko taka gadka. “Przecież ja to wiem, że nie można odkładać rzeczy na później albo być skoncentrowanym na pracy”. To prawda, ale z każdej książki możesz coś wyciągnąć. Ja na przykład wyciągnąłem bardzo ważną rzecz. Brian Tracy przedstawiał wykres, w którym podzielił zadania do wykonania na sprawy pilne i niepilne, ważne i nieważne.

Matryca Eisenhowera.

Tak. Wiadomo, że najwięcej ludzi zajmuje się sprawami pilnymi i ważnymi, w drugiej kolejności pilnymi i nieważnymi. Najważniejsze w tej matrycy jest to, żeby skupić się na sprawach niepilnych i ważnych. Mało kto na nie zwraca uwagę. To może być na przykład nauka języka obcego. Znasz angielski i polski, wystarcza ci to do egzystowania. Chcesz nauczyć się innego języka, ale nie jest to pilne, na ten moment tego nie potrzebujesz.

Klasyka gatunku, od lat chcę się nauczyć hiszpańskiego, ale nigdy nie mam na to czasu, bo przecież kiedyś to zrobię.

Dokładnie, albo czytanie książki, cokolwiek, co możesz sobie wrzucić do spraw ważnych dla ciebie. Z książki, która ma 350 stron, zapamiętałem jedną rzecz, która jest dla mnie pożyteczna, dlatego warto było ją przeczytać, skoro wyciągniesz coś, co zostanie z tobą na całe życie i sprawi, że staniesz się lepszym człowiekiem lub piłkarzem. Czytam teraz “Nawyki warte miliony” i pierwsze skojarzenie jest takie, że to książka o rzeczach, które sprawią, że będziesz bogaty. Ale ja czytam ją z perspektywy znalezienia nawyków, które pomogą mi w piłce.

DANKOWICE 07.07.2018 SPORT PILKA NOZNA SPARING PODBESKIDZIE BIELSKO-BIALA - PIAST GLIWICE NZ. PATRYK SOKOLOWSKI (PIAST) FOT. MICHAL CHWIEDUK / 400mm.pl

Jaką konkretnie ważną i niepilną rzecz rozwinąłeś?

Czytałem to jeszcze w Suwałkach i zdecydowałem się zainwestować w maszynę Compex. To sprzęt do regeneracji, stymulacji mięśni, który działa na zasadzie elektrostymulacji. Gdy wracaliśmy ze Śląska do Suwałk przez 10 godzin, zmęczenie było duże. Nie zarabiałem kokosów, a ten sprzęt kosztuje 4,5 tysiąca złotych. Wiedziałem, że to będzie inwestycja we mnie. Czytałem w “Finansowym Ninja” Michała Szafrańskiego – to kolejna książka, którą chcę polecić – że najlepsze inwestycje to inwestycje w siebie. Wiedziałem, że zawodnicy z Ekstraklasy korzystają z takich sprzętów i im to pomaga. Stwierdziłem że muszę inwestować w siebie jakbym już był w Ekstraklasie. Po meczach w autokarze mogłeś siedzieć i grać w pokera, a my z kolegami podpinaliśmy Compexa, krew lepiej przepływała, to nam wspomagało regenerację. Nauka języka nie jest tak spójna z piłką, ale staram się też uczyć hiszpańskiego.

Muszę cię rozczarować: Hiszpania to dla Polaków zamknięty kierunek.

Dani Aquino mi powiedział, że idealnie bym tam pasował. Ale nie patrzę z perspektywy transferu, a ogólnie, robię to dla własnego rozwoju. W książce “Twój supermózg” jest opisane, jak nauka języka pobudza szare komórki i mózg do pracy.

Kolejna pozycja, co można wyciągnąć od Michała Szafrańskiego?

Czytałem jego obie książki “Finansowy Ninja” i “Zaufanie, czyli waluta przyszłości”. Nie jestem takim człowiekiem jak Michał Szafrański, nie mam uporządkowanego budżetu od A do Z, nie zbieram paragonów. Ale jak czytam 300 stron książki i zainteresuje mnie 20 stron, coś z nich wyciągnę, ona ma wartość. Tak samo podchodzę do wszystkich książek. “Finansowy ninja” otwiera oczy.

Traktuje ona o finansach osobistych, to wiedza, która przyda się każdemu. Ja wyciągnąłem z niej między innymi bardzo prostą rzecz: w ramach testu zacząłem zapisywać każdy swój wydatek i uświadomiłem sobie, ile pieniędzy przeznaczam na głupoty. W łatwy sposób pozbyłem się złych nawyków, dzięki którym wydaję mniej.

Ja z kolei nauczyłem się, że najważniejsze nie jest więcej oszczędzać, a dążyć do tego, by więcej zarabiać, bo im więcej zarabiasz, tym więcej jesteś w stanie oszczędzić. Jak chcesz mieć lepsze auto, mieszkanie, częściej bywać w restauracji, inwestuj w siebie. Dało mi to dużo do myślenia. Też przez pewien czas miałem myślenie, że trzeba oszczędzać, nie wychodzić do restauracji. A niekoniecznie trzeba kitrać, a dążyć, by mieć jak najwięcej.

Co następne?

Polecałbym książkę, którą dostałem od Jacka Magiery. Można dać łamane na “Kto zabrał mój ser?”. To książka o dwóch myszkach, która opiera się na tym samym motywie. Jedna mysz jest zadowolona z tego, że ma malutki ser, a druga dąży do tego, by mieć większy, który starczy na dłużej. Jedna zdobyła go łatwo, druga miała krętą drogę. To książki, które możesz przeczytać i nic z nich nie wyciągnąć, a możesz równie dobrze zmienić swoje nastawienie.

Kolejna?

“21 pytań na XXI wiek”. Bardzo fajna pozycja dla każdego. Dowiedziałem się z niej, że jestem wyznawcą sekularyzmu. Wyznaję wartości takie jak wolność, szacunek do drugiego człowieka. Wartości, które są w chrześcijaństwie, ale nie wierzę w Boga. Chcę być dobrym człowiekiem i nie ograniczać niczyjej wolności. Piłkarz może wyciągnąć z niej to, że rynek pracy po karierze może być zupełnie inny niż sobie wyobrażasz. Budowanie życia po życiu trzeba dobrze zaplanować. Jak wymyślisz sobie teraz biznes, za dziesięć lat może być zupełnie nieopłacalny. Dotyka takich tematów jak wiara, Bóg, ojczyzna, państwo, populacja, globalne ocieplenie. Warto je przemyśleć, bo każdego one dotykają.

Jesteś też fanem podcastów.

Tak. Głównie Michała Szafrańskiego i Olka Wandzla. Grałem z nim trochę w Legii, więc się znamy. Dla mnie robi super robotę, zaprasza bardzo ciekawe osoby. Pozdrawiam! Chciałbym się kiedyś znaleźć u niego w podcaście. Oglądam też Polimaty, ale dużo osób je śledzi. Do podcastów zaraził mnie Michał Szafrański. Kiedy dowiedziałem się o jego podcastach, miał ich już kilkadziesiąt. Jeśli się zainteresujesz, masz dużo do nadrobienia.

Posiadłeś już jakąś wiedzę, planujesz jakieś przedsięwzięcia finansowe?

Myślę, że jest jeszcze mała. Moim celem jest na razie zdobywanie kapitału i wiedzy. Wtedy będę starał się w dobry sposób zainwestować. Czy to będzie zainwestowanie we mnie czy w firmę, na nic się nie zamykam. Podam przykład kryptowalut. Wiem, co to jest, ale nie można powiedzieć, że się tym interesuję. Myślę, że to była w pewnym momencie szansa. Zyski były bardzo duże. Uważam, że w perspektywie następnych lat będzie dużo takich okazji związanych zwłaszcza z technologią, w które będzie można zainwestować. Za pięć lat zupełnie inne rzeczy będą na topie. Pięć lat temu nikt nie myślał o takich rzeczach jak Bitcoin, nikt nie wierzył, że może być coś warty. Teraz wychodzi nowa kryptowaluta, Libra, wydaje ją Mark Zuckenberg. Może zrewolucjonizować świat. Dlatego nie zamykam się, spokojnie zbieram kapitał i wiedzę. Chociaż uważam, że jak się zdobędzie jeszcze więcej wiedzy, to i tak się wie mało.

Czujesz się, jakbyś w wieku 24 lat dopiero zaczynał karierę?

Pod pewnym względem można tak to określić, ale nie mogę zapominać tego, co przeszedłem. Jest takie powiedzonko w piłce, że karierę to miał Boniek. Ale uważam, że kariera to też granie w III, II czy I lidze. Dzięki tym doświadczeniom jestem dziś w Ekstraklasie. I czuję, że w tym sezonie mogę wejść w nią jeszcze mocniej, że to będzie początek czegoś więcej.

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

Fot. własne / FotoPyK / 400mm.pl

Najnowsze

Cały na biało

Polecane

Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Jakub Radomski
28
Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...