Pierwsza kolejka ligowych zmagań niby za nami, ale jednak nie do końca. W Ustaw Ligę wciąż możecie zacząć grę od zera, bez konieczności odrabiania strat do przeciwników. Każdy, kto zagapił się przed startem PKO Bank Polski Ekstraklasy, cały czas ma szansę na zmontowanie drużyny, która będzie klasyfikowana w oddzielnym rankingu zespołów budowanych od drugiej kolejki. Sytuacja jest o tyle wygodniejsza, że osiem inauguracyjnych spotkań dało nam jednak sporo odpowiedzi na temat formy niektórych zawodników.
My występujemy dzisiaj w roli głosu rozsądku. Zdajemy sobie sprawę, że Jagiellonia zdemolowała Arkę, że Korona fajnie wyglądała na tle zagubionego Rakowa, a ŁKS miał momenty naprawdę świetnej gry w rywalizacji z Lechią. Niemniej – to dopiero pierwsza kolejka. Rozgrzewka. Nie na wszystkich bohaterów inauguracyjnych starć trzeba się od razu napalać jak szczerbaty na suchary. Nie każdego zawodnika, który marnie wszedł w sezon trzeba z miejsca przekreślić czarnym flamastrem.
KOGO JESZCZE NIE SKREŚLAĆ?
Alen Stevanović (Wisła Płock; 2 punkty). Trzeba uczciwie powiedzieć – Stevanović rozczarował we wczorajszym starciu z Górnikiem Zabrze. Już nawet nie chodzi o to, że marnie zagrał, choć trudno temu zaprzeczyć. Ale to jeszcze pół biedy, zdarza się. Zawód wynika przede wszystkim z tego, że koledzy Stevanovicia z drużyny po okresie przygotowawczym reklamowali go przed pierwszą kolejką jako murowanego kandydata na gwiazdę ligi. Jeżeli do tego dołożyć przeszłość zawodnika w Interze Mediolan i obiecującą końcówkę poprzedniego sezonu – oczekiwania były naprawdę wysokie.
To jednak wcale nie oznacza, że o Stevanoviciu należy zapomnieć. Kiepsko zaczął sezon, ale i cała Wisła Płock wyglądała w meczu z Górnikiem Zabrze co najwyżej przeciętnie.
Piotr Parzyszek (Piast Gliwice; 2 punkty). Nie udał się Piotrowi mecz Lechem Poznań. Napastnik Piasta Gliwice marnował naprawdę dogodne okazje do zdobycia bramki – gdyby lepiej nastawił celownik, bardzo możliwe, że mistrzowie Polski rozpoczęliby sezon 2019/20 od zwycięstwa, tymczasem musieli się zadowolić remisem. Niemniej – najważniejsze jest w tym wszystkim, że Piast, choć gubi punkty, cały czas w ofensywie prezentuje się co najmniej nieźle, a Parzyszek odnajduje się w bramkowych sytuacjach. Prędzej czy później piłka zacznie lądować w siatce.
Snajper gliwiczan to zawodnik drogi jak jasna cholera (3.2), ale jeżeli ktoś nie ma w zwyczaju rotować składem przed każdą kolejką, tylko woli budować zespół na całą rundę, to mimo wszystko warto zachować Parzyszka w swojej ekipie.
Marko Vesović (Legia Warszawa; 1 punkt). Fakt, Legia przegrała na własnym obiekcie z Pogonią Szczecin i przedłużyła kiepską passę występów ligowych, która ciągnie się już od zeszłego sezonu. Jednak wicemistrzowie Polski nie zagrali aż tak źle, jak ich malują. W drugiej połowie zdominowali przeciwnika i byli bliscy przechylenia szali zwycięstwa na swoją korzyść. Pogoń Szczecin naprawdę wiele zawdzięcza swojemu bramkarzowi – Dante Stipica w kilku sytuacjach spisał się kapitalnie, między innymi wyciągając arcytrudny strzał w wykonaniu Marko Vesovicia. Zawodnik Legii, ustawiony przez trenera na skrzydle, już zaczął się cieszyć ze zdobytej bramki, gdy dotarło do niego, że żadnego gola nie będzie i trzeba wracać do walki o piłkę.
Vesović zanotował generalnie dość przeciętny występ, ale sytuacja może się odmienić, gdy trener Vuković wycofa go na prawą obronę i Marko stworzy w bocznym sektorze boiska duet z Arvydasem Novikovasem. Vesović to cały czas jest bardzo ciekawa, choć kosztowna opcja, choć może warto w niego zainwestować dopiero za 2-3 tygodnie, gdy skład Legii się trochę ułoży i ustabilizuje.
Alasana Manneh (Górnik Zabrze; 1 punkt). Widać, że przed 21-letnim Gambijczykiem jeszcze daleka droga, żeby zawojować polskie boiska. Trener Marcin Brosz wysłał Manneh do boju w pierwszym składzie przeciwko Wiśle Płock, ale już po 45 minutach meczu przyznał się do błędu i zmienił afrykańskiego zawodnika na starego, dobrego Łukasza Wolsztyńskiego. Manneh dał się stłamsić rywalom, nie radził sobie pod presją. Ale kiedy chłopak ma dużo miejsca, albo kiedy uderza ze stojącej piłki – widać w nim spory potencjał.
Manneh potrafi doskonale dorzucić futbolówkę w pole karne. Warto o nim pamiętać i dać mu szansę za jakiś czas, gdy 21-latek trochę się już otrzaska z surowymi realiami naszej ligi.
KIM SIĘ JESZCZE NIE EKSCYTOWAĆ?
Michał Kołba (ŁKS; 8 punktów). Pierwszy mecz po powrocie do najwyższej klasy rozgrywkowej całkiem nieźle się ŁKS-owi udał. Bezbramkowy remis z Lechią Gdańsk to wynik, z którego beniaminek może być dumny. Ale trzeba pamiętać, że nie zawsze sytuacja aż tak wygodnie się łodzianom poukłada. Gdańszczanie to generalnie jest zespół, który na wyjazdach nie lubi naciskać na przeciwnika, woli się przyczaić w okolicach własnej szesnastki i dobijać rywala kontratakami. A grająca w dziesiątkę Lechia to już w ogóle jest murowanie dostępu do własnej bramki i niewiele ponadto.
Dlatego trzeba oczywiście oddać szacunek Michałowi Kołbie za zachowanie czystego konta w rywalizacji z biało-zielonymi, ale należy jednocześnie wziąć na ten wyczyn poprawkę. 1.6 to kusząca cena, lecz w kolejnych spotkaniach ŁKS-owi może być dużo trudniej o zagranie na zero z tyłu.
Dino Stiglec (Śląsk Wrocław; 12 punktów). Gol w pierwszym meczu sezonu. Gol na wagę zwycięstwa. Gol przepiękny. Nie mógł sobie Dino Stiglec wymarzyć lepszego powitania z PKO Bank Polski Ekstraklasą. Jednak dotychczasowa kariera Chorwata każe zsunąć z nosa różowe okulary podczas oglądania jego wspaniałego trafienia, którym lewy obrońca Śląska Wrocław zaskoczył bramkarza i obrońców Wisły Kraków. Rekordowy sezon Stigleca, jeżeli chodzi o wyczyny strzeleckie stanowią rozgrywki ligi słoweńskiej 2017/18. Dino strzelił wtedy… dwa gole.
Generalnie gość wygląda oczywiście na bardzo ciekawe wzmocnienie defensywy, cena (2.0) też nie jest zbyt wygórowana. Ale nie ma się co podpalać, bo bardzo możliwe, że on już za wiele w tym sezonie nie postrzela.
Bartosz Bida (Jagiellonia Białystok; 6 punktów). Przy całej sympatii dla chłopaka, który w tak efektownym stylu przywitał się z ligą. Jednak najtrudniejsze dopiero przed Bidą. Jasne, w świetnym stylu zaprezentował się przeciwko Arce, zdobył gola, miał okazję na dołożenie kolejnych trafień. Lecz dopiero teraz zaczną się schody – skoro 18-latek tak efektownie zaczął rozgrywki, to żaden trener ani żaden obrońca nie pozwoli już sobie na to, żeby go zlekceważyć. Ani podczas przedmeczowej odprawy taktycznej, ani podczas samego spotkania.
Nie od dziś i nie od wczoraj wiadomo, że błysnąć w Ekstraklasie łatwo, ale pójść za ciosem… To już wyższa szkoła jazdy. Bida wysoko sobie zawiesił poprzeczkę i możliwe, że w najbliższych tygodniach zdarzy mu się ją kilka razy strącić.
Paweł Sokół (Korona Kielce; 6 punktów). Czyste konto, przyzwoity dorobek punktowy – niech to nikogo nie zmyli. Występ Pawła Sokoła przeciwko Rakowowi Częstochowa naprawdę trudno zakwalifikować do kategorii “udane mecze”. Zawodnicy beniaminka naprawdę mogą sobie pluć w brodę, że nie zdołali ani razu pokonać tak nerwowo grającego golkipera. Sokół był zagotowany właściwie od pierwszej minuty spotkania, rażąc niepewnością przy wyjściach do piłki. Trudno powiedzieć, czy 19-latek będzie regularnie występował między słupkami Korony, ale w tej chwili wydaje się kwestią czasu, kiedy chłopak coś zmaluje.
Tym bardziej, że drugiego tak nędznego w ofensywie przeciwnika jak Raków mogą się w Koronie długo nie doczekać.