Nie rozumiem waszego zmartwienia, polska piłka odniosła przecież w tej kolejce europejskich pucharów kolejne znaczące sukcesy. Trzy mecze na cholernie trudnych terenach, trzy wyszarpane remisy. To naprawdę dużo znaczy – nie było żadnej porażki, a przecież byliśmy przyzwyczajeni, że o tej porze dostajemy już bęcki, ha, jesteśmy już spakowani i gotowi opuszczać lokal. Doceńmy to, serio, doceńmy, wiele krajów nie może tak dumnie o sobie mówić. Przegrała Andora, przegrały Wyspy Owcze, przegrali Maltańczycy. A my? A my jesteśmy lepsi.
Powiecie, że pierdolę. Dobrze, ale to nie ja pierwszy zacząłem.
Carlitos jest na przykład dumny z pracy, jaką wykonał z kolegami. Mniej więcej tutaj też znajduje się odpowiedź, dlaczego w lipcu kopie się po czole na Gibraltarze, a nie przygotowuje się do sezonu gdzieś z drużyną La Liga. Jasne, na tamten poziom jest za słaby piłkarsko, ale nie od dzisiaj widać, że przede wszystkim ma coś z głową. Coś tam kopnie, coś tam poda, ale przede wszystkim chodzi tutaj o elegancką fryzurkę, lans. Czucie się piłkarzem, a nie bycie piłkarzem. A to zasadnicza różnica.
I wiecie co, ja wolę takiego Dziczka, który wie, że zawalił, który kopnie wściekły butelkę, nie poda ręki trenerowi i będzie się cały gotował w środku. Wyobraźcie sobie na miejscu Dziczka tego nieszczęsnego Carlitosa. Zszedłby z boiska z uśmiechem na ustach, a po meczu powiedziałby, że jest dumny. Bo mu sędzia fartem nie dał żółtej kartki i jest fajnie, po co się przypieprzać. Serio: jeden się zagotował, ale pokazał sportową złość, drugi jest wiecznie rozgotowany jak makaron, który stoi na ogniu od trzech godzin.
No, ale z kogo ma brać przykład Carlitos, skoro prowadzi go ananas pokroju Aleksandara Vukovicia. Dobry trener, ale też po prostu ogarnięty człowiek, wyszedłby na konferencję i stwierdził: wybaczcie nam, spieprzyliśmy sprawę, jesteśmy dziadami, ale postaramy się to naprawić i nie odpieprzać więcej kaszany. Niestety na razie Vuković nie wygląda ani na jednego, ani na drugiego. Dlatego wolał zrzucić winę na sztuczną murawę.
Mam nadzieję, że gdy Europa FC przyjedzie do Warszawy, będzie się tłumaczyć z porażki naturalną trawą. „Legia pokazała charakter. Walczyła o każdą piłkę. Dobrze się czuła na naturalnej murawie, na której gra na co dzień. Nie zaskoczyła nas. Legia to nie jest słaby zespół, ale uważam, że my jesteśmy dużo lepsi i jeszcze to kiedyś pokażemy.”
Głupie? Pewnie, że głupie. Generalnie wymówki są głupie, a niestety Legia jest mistrzem w wymówkach. Zawsze coś przeszkadza – a to byli piłkarze, a to sędziowie, a to dzwon bijący w kościele nieco za głośno. Nic w tej sprawie się nie zmienia. Teraz doszła do tego sztuczna murawa. Nie wiem, co będzie w kolejnej rundzie (bo sądzę, że Legia jednak Europę przejdzie). Może wejdzie do gry już zmęczenie sezonem, może kolor koszulek przeciwnika, może turbulencje w samolocie. Wszystko jest możliwe.
Natomiast, tak jak mówię: nie martwcie się. Wynik jest dobry i cóż, spodziewany. Wicemistrz Polski zremisował z wicemistrzem Gibraltaru. Ci drudzy, tamci drudzy. Padł remis. Rzeczywiście wielka sensacja.