Reklama

Na Edersonie do mistrzostwa? Brazylijczyk zatrzymuje Tottenham

Norbert Skorzewski

Autor:Norbert Skorzewski

20 kwietnia 2019, 15:44 • 4 min czytania 0 komentarzy

Pep Guardiola nie miał zbyt wiele czasu, by wyciągnąć wnioski i wrócić silniejszym po pożegnaniu się z Ligą Mistrzów w okolicznościach, cóż, co najmniej nietypowych. Przypominających bardziej przejażdżkę rollercoasterem niż mecz, którego przebieg można było spokojnie przewidzieć. Minęły trzy dni i znów trzeba było mierzyć się z tym samym przeciwnikiem, tym razem walcząc o to, by nie skomplikować sobie życia na ostatniej prostej sezonu ligowego.

Na Edersonie do mistrzostwa? Brazylijczyk zatrzymuje Tottenham

Zadanie zostało wykonane, choć Tottenham mógł “Obywateli” pokarać, lecz w kluczowych momentach szwankował mu detektor skuteczności. Koniec końców “Koguty” skończyły z zerem na koncie, ale nie mamy wątpliwości, że gdyby piłka nożna polegała wyłącznie na meczach Manchesteru City z Tottenhamem, to i tak znalazłaby wielu zwolenników.

Początek spotkania? Zdecydowany pressing drużyny Guardioli, zbudowany na bezceremonialnych atakach na wyprowadzających piłkę obrońców gości. Wyjątkowa intensywność, z jednej strony podsycona chęcią rewanżu za środę, z drugiej – po prostu determinowana walką o mistrzostwo kraju. Manchester zaczął z “wysokiego c”, tym bardziej że na samym początku strzelił gola i – wydawało się – przejął kontrolę nad spotkaniem.

Jednak nic bardziej mylnego. Im dalej w las, tym więcej przeszkód. Tak naprawdę gdyby nie Ederson, City mogłoby skończyć z czterema bramkami w plecy. W pierwszej połowie!

Jasne, na samym początku gola strzelił młody Foden, ale chwilę wcześniej pierwszą dobrą sytuację wykreował sobie Son. Koreańczyk, który sprawia, że utrata Harego Kane’a jest dla Tottenhamu mniej bolesna. Oczywiście, mówimy o sporej stracie dla formacji ataku, ale nie ma przypadku w tym, że “Koguty” wygrały wszystkie pięć spotkań ligowych pod nieobecność angielskiego napastnika. Tak samo jak nie ma przypadku w tym, że wyeliminowały z Ligi Mistrzów Manchester City bez swojego snajpera. Siłą rzeczy tracą na jakości, ale mają kim Kane’a zastąpić.

Reklama

Problem w tym, że Son tym razem w niczym nie przypominał gościa ze środowego spotkania. Znamienna była sytuacja po kwadransie. Świetne, dopieszczone podanie Eriksena. Son wyprzedził obrońców i biegł w stronę bramki, ale w ostatniej chwili stracił piłkę na rzecz Laporte. Tego samego Laporte, który zawalił ostatnie, jakże ważne starcie obu drużyn. Oczywiście wiemy, że Francuz rozgrywa kapitalny sezon, ot, nie wyszedł mu jeden mecz, ale nieskuteczność napastnika Tottenhamu była nad wyraz uderzająca.

Son przegrał jeszcze jeden pojedynek z Edersonem, gdy przejął piłkę na połowie boiska, poradził sobie z kilkoma obrońcami, ale w starciu z wychodzących Brazylijczykiem okazał się bezradny. Tak samo jak bezradny był Eriksen, który także swojej dogodnej sytuacji nie wykorzystał. Również był naciskany, nie miał tyle miejsca, żeby rozstawić stoisko i handlować pamiątkami, ale trafić do siatki powinien.

A City? Próbowali Bernardo Silva czy Foden, ale od nieśmiałych prób do realnego zagrożenia droga daleka i wyboista. Choć “Obywatele” powinni otrzymać rzut karny, gdy Vertonghen sfaulował na skraju pola karnego Silvę. Nie mamy wątpliwości, że gdyby Anglicy wymyślili sobie, że ten VAR to w sumie taki zły chyba nie jest i warto w niego zainwestować, to mielibyśmy wskazanie na “wapno”. No, i sędzia miałby łatwiej, by ocenić drugą sytuacje stykową, powiedzmy że co najmniej kontrowersyjną.

Druga połowa. Alli zagrywa piłkę klatką piersiową w polu karnym City, a ręką dotyka ją nadbiegający Walker. Ryzykowne zagranie, mnóstwo podstaw do podyktowania karnego. Ale gwizdek sędziego milczał. Lepszego dowodu, że piłka z VAR-em i piłka bez VAR-u to dwie zupełnie różne dyscypliny sportu chyba nie dostaniemy.

Tottenham mógł otrzymać szansę na gola, która – biorąc pod uwagę przebieg spotkania po zmianie stron – byłaby raczej nieoczekiwana. Bo City zaczęło dominować, przebywając na połowie gości znacznie częściej niż w pierwszej połowie. Wreszcie pojawiły się konkrety, jak wtedy, gdy Gundogan zagrał do Sane, który inteligentnie wycofał piłkę na piąty metr, gdzie czyhał Sterling. Stuprocentowa sytuacja, ale jakimś cudem strzał Anglika wybronił Gazzaniga.

Po chwili szansę na wyrównanie miał Lucas, ale interweniował Ederson. Czyli nic nowego.

Reklama

City utrzymało prowadzenie do końca, Ederson zapracował na dziesiątki pochwał, względnie na kilka piw, które będą mu dłużni koledzy. Głównie ci z defensywy, bo nie mamy wątpliwości, że gdyby nie Brazylijczyk, to Liverpool utrzymałby się na pozycji lidera.

Manchester City – Tottenham 1:0

1:0 Foden 5′

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
9
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Anglia

Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Komentarze

0 komentarzy

Loading...