Środowa prasa nie zawiera przełomowych materiałów, ale jest sporo ciekawych tekstów ze średniej półki. W Wiśle Kraków nie zamierzają iść na kompromisy z najbardziej fanatycznymi grupami. Flaga “Wisła sharks” nigdy więcej nie może pojawić się na stadionie.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Ajax kupił Frenkiego de Jonga za symboliczne euro, a sprzedał za 75 milionów. Jako rozgrywający Barcelony ma przez lata podtrzymać dominację nad Realem Madryt.
Wychowanek Willem II mógł wczoraj pierwszy raz poczuć magię Estadio Santiago Bernabeu, na którym od przyszłego sezonu przyjdzie mu grać znacznie częściej. Latem dołączy już do Barcelony, a to w końcu jeden z ulubionych obiektów jego nowych kolegów z drużyny. Potwierdzili to dwoma zwycięstwami (3:0 i 1:0) w Madrycie w zeszłym tygodniu. – Już kiedy podpisywaliśmy umowę, poprosili mnie, abyśmy spróbowali wyeliminować Real w Lidze Mistrzów – stwierdził de Jong w rozmowie z „De Telegraaf”.
Trudno zakładać, że przy takiej inwestycji 21-latek miałby siedzieć na ławce rezerwowych. Mistrzowie Hiszpanii zastanawiają się, gdzie znaleźć dla niego miejsce w drugiej linii. Razem z Arthurem, kolejnym utalentowanym środkowym pomocnikiem, miałby stworzyć pomoc Barcelony na lata niczym Xavi z Andresem Iniestą. Początkowo obok doświadczonego Sergio Busquetsa. De Jong jest wszechstronny i mógłby grać na każdej pozycji, zarówno jako defensywny, jak i ofensywny pomocnik, ale dostał w klubie obietnicę, że nie będzie tym najbardziej cofniętym.
Maciej Rybus nie gra od miesiąca i kadra znów może mieć problem z lewym obrońcą, bo trudno wskazać zawodnika odpowiedniej klasy na tej pozycji.
Zawodnik Lokomotiwu Moskwa 6 lutego ostatni raz wystąpił w sparingu swojej drużyny. Nie pojawił się na boisku w czterech kolejnych grach kontrolnych. Zabrakło go też w kadrze zespołu na pierwsze spotkanie rundy wiosennej ligi rosyjskiej z Kryliami Sowietow (2:2).
Na szczęście Polak wraca do zdrowia, ale jest pytanie, czy zdąży dojść do formy na pierwszy mecz eliminacji mistrzostw Europy, z Austrią (21 marca). W poniedziałek przeszedł badania, wykazały poprawę i dziś piłkarz wznawia treningi z drużyną. – Ostatnio biegał, teraz zaczyna normalne zajęcia. Nie wiem, czy zagra w lidze w najbliższej kolejce (w niedzielę z Anży Machaczkała – przyp. red.), nie jestem wróżbitą – mówi Mariusz Piekarski. Menedżer piłkarza przyznaje, że to jednak wątpliwe. – Myślę, że będzie gotowy do gry za tydzień – dodaje.
Iuri Medeiros ma zastąpić kontuzjowanego Sebastiana Szymańskiego na pozycji ofensywnego pomocnika.
– Jeśli się dobrze zastanowić, to Sa Pinto właściwie nie ma innego wyboru – mówi nam Grzegorz Mielcarski, były reprezentant Polski i zawodnik FC Porto. – Kasper Hämäläinen jest bez formy, co pokazał na boisku, wchodząc na pół godziny w spotkaniu przeciwko Miedzi. Poza tym nie nadaje się do stylu, którego wymaga trener Legii, czyli walki na całego, agresji, kopania, przepychania itd. On nie lubi być pod ogniem. Poza tym Fin nie gra, nie jest w rytmie i odpowiedniej dyspozycji – dodaje ekspert nc+.
Jednym z pomijanych przez Sa Pinto piłkarzy jest 35-letni Miroslav Radović, który w tej rundzie jeszcze nie był nawet rezerwowym. – O tak, on mógłby zastąpić Szymańskiego, ale czasy, kiedy był w najwyższej formie, pamiętamy, pewnie tylko pan i ja. A przecież sporo widzi, gra lewą i prawą nogą, jest niezły technicznie. Tylko że to o czym mówię, to miłe wspomnienia – uśmiecha się Mielcarski. – Pozostaje więc Medeiros, choć pozycja za napastnikiem nie jest jego optymalną na boisku – dodaje.
Karol Fila gra na prawej obronie kosztem Joao Nunesa, ale to z Portugalczykiem w składzie Lechia traci mniej goli.
Powody są dwa. Na boku obrony Fila gra dopiero od zeszłego sezonu. Na tę pozycję przesunął go w Chojniczance trener Krzysztof Brede. I teraz koncentruje się na akcjach ofensywnych częściej od Portugalczyka. W tym sezonie strzelił gola w lidze i miał asystę w Pucharze Polski. – To cały czas młody chłopak i zdarza mu się popełniać błędy. Jest w stanie grać na wysokim poziomie, ale jeszcze mu trochę brakuje. Błędy w ustawieniu często nadrabia walecznością i siłą fizyczną – ocenia Piotr Wiśniewski, były zawodnik biało-zielonych.
Druga linia Pogoni Szczecin to klucz do jej ostatnich wyników.
W pierwszych czterech wiosennych kolejkach zespół Runjaica strzelił osiem goli, sześć z nich to trafienia zawodników występujących w drugiej linii (Kamil Drygas, Radosław Majewski po dwie, Zvonimir Kožulj i Iker Guarrotxena po jednym). – Pogoń ma bardzo mocną pomoc i dziś to pokazała – stwierdził po spotkaniu z Wisłą (3:2) szkoleniowiec Białej Gwiazdy Maciej Stolarczyk.
– W tej chwili to chyba najmocniejsza druga linia w lidze – uważa Maciej Murawski. Były piłkarz m.in. Legii siły Portowców doszukuje się przede wszystkim w częstej wymianie pozycji i szerokim wachlarzu zagrań, który prezentują poszczególni zawodnicy. – Tak naprawdę każdy z pomocników Pogoni potrafi uderzyć z dystansu i zagrać prostopadłą piłkę. Do tego wygląda na to, że całkiem nieźle czują się w grze kombinacyjnej i, co najważniejsze, potrafi ą to wykorzystać, by zaskoczyć przeciwnika. Dzięki temu drużyna Runjaica jest jedną z najładniej grających w ekstraklasie – uważa ekspert nc+.
Coraz mniej młodzi i jednak nie tacy zdolni, jak się wydawało. Młodzież Śląska Wrocław ma problem z zaistnieniem w poważnej piłce.
Jeszcze niedawno przy Oporowskiej mogli mieć nadzieję, że latem wyślą na mundial U-20 nawet dwóch reprezentantów i zachwycali się możliwościami Adriana Łyszczarza oraz Sebastiana Bergiera. Dziś obaj mają problemy z grą nawet w pierwszej lidze. W kadrze Śląska nie utrzymał się również starszy od nich o rok (i już za stary na młodzieżowe MŚ) Maciej Pałaszewski. Seniorski futbol na razie brutalnie weryfikuje tych, którzy mieli być nadziejami Śląska. A przynajmniej solidnymi młodzieżowcami w sezonie 2019/20, kiedy granie takimi zawodnikami będzie obligatoryjne nawet w ekstraklasie.
– Bardzo zależało nam, żeby wypożyczyć tych chłopców, którzy regularnie trenowali z pierwszym zespołem, do pierwszej ligi. Chcieliśmy dowiedzieć się, w którym miejscu oni naprawdę są. Na razie dostajemy odpowiedź liczbami ich występów i nie jesteśmy zadowoleni. Jesienią trochę pograł Łyszczarz, ale to też nie jest wielka regularność. Jestem trochę zaniepokojony – przyznaje dyrektor sportowy Śląska Dariusz Sztylka.
Były prezes Stomilu Robert Kiłdanowicz żąda od prezydenta Olsztyna sprostowania informacji. Chce też, by w ramach zadośćuczynienia przekazał milion złotych na klub.
(…) Tym razem chodzi o wywiad prezydenta miasta Piotra Grzymowicza z 17 lutego dla Radia Olsztyn, w którym stwierdził, że Galeria Warmińska, przekazująca w przeszłości do klubu 2 miliony złotych rocznie, wycofała się ze sponsorowania Stomilu (na początku 2015 roku) dlatego, że: „Pan Kiłdanowicz, będąc prezesem, ani razu nie raczył złożyć stosownego sprawozdania i rozliczyć się ze środków przekazywanych przez tę firmę”. Według Kiłdanowicza powyższa informacja jest nieprawdziwa i sugeruje, że jako prezes zdefraudował środki pochodzące z Galerii Warmińskiej. Kiłdanowicz żąda od prezydenta nie tylko publicznego sprostowania i przeprosin, ale również wypłaty 100 tysięcy złotych zadośćuczynienia za naruszenie dóbr osobistych oraz 1 miliona złotych, który ma trafić na konto borykającego się z problemami finansowymi Stomilu Olsztyn.
SPORT
W Sosnowcu rośnie pewność siebie – drużyny i działaczy.
W obozie beniaminka cieszą się również z poprawy poziomu gry, co ma zaprocentować w kolejnych potyczkach. – Na hurraoptymizm jeszcze za wcześnie, bo nasza sytuacja w tabeli nadal się nie poprawiła – zaznacza dyrektor sportowy Zagłębia, Robert Tomczyk. – Zmierzamy jednak w dobrym kierunku. Mecz we Wrocławiu to był falstart. Trenerzy nie mogli uwierzyć, że wracamy bez punktu, bo sparingi zapowiadały coś innego. Naszą moc pokazały trzy kolejne spotkania. Jesteśmy silni i idziemy po swoje. Nie zmienia tego porażka w Zabrzu. Takie spotkania kształtują charakter. Zawodnicy byli rozbici, wstrząśnięci, zostali kadrowo osłabieni, a potem wyszli na Koronę. I wygrali 4:1.
To była jedna z najbardziej zaskakujących decyzji w 24. kolejce ekstraklasy. Mecz Górnika z „Jagą” najlepszy ligowy snajper Igor Angulo rozpoczął na ławce rezerwowych.
Doświadczony napastnik nie tak dawno świętował swój setny występ w barwach górniczej jedenastki. W Zabrzu pojawił się w tym samym czasie co trener Marcin Brosz, latem 2016 roku. Choć swoją przygodę z Górnikiem rozpoczął od siedzenia na ławce rezerwowych, było to w pucharowym meczu z Legią, to potem ustalanie składu szkoleniowiec Górnika zaczynał właśnie od snajpera z Kraju Basków. W 104 dotychczas rozegranych spotkaniach, w 96 wybiegał na murawę w wyjściowej jedenastce, ostatnio, pod nieobecność Szymona Matuszka, jako kapitan.
Tymczasem w Białymstoku Angulo zabrakło w podstawowym składzie Górnika. W ataku biegał Łukasz Wolsztyński. 35-letni snajper z Półwyspu Iberyjskiego na murawie pojawił się po godzinie, kiedy „górnicy” przegrywali. – Czy to kwestia urazu? Nie, taka była decyzja trenera. Szkoleniowiec wie dokładnie, jaki powinien być skład i zawsze wybiera optymalne rozwiązanie. Tak było też i tym razem. My zawsze akceptujemy jego decyzje – tłumaczy „Sportowi” Igor Angulo.
Jak ułożyć stosunki z grupami kibicowskimi to w zarządzaniu dużym klubem jedno z najtrudniejszych zadań działaczy. Teraz przekonują się o tym w Wiśle Kraków.
Grupy kibicowskie uznały, że nowi ludzie w klubie nie doceniają ich pracy i ogłosiły protest. W trakcie meczu z Pogonią Szczecin (2:3) nie było zorganizowanego dopingu. W gnieździe, które mieści się na sektorze najbardziej zagorzałych fanów nie zasiadł człowiek, który tradycyjnie prowadzi doping i intonuje kolejne przyśpiewki.
Na szczęście w proteście nie posunięto się dalej. Nietrudno sobie wyobrazić sytuację, w której przedstawiciele tejże grupy powstrzymują przeciętnych kibiców od dopingu. W ich interesie było, aby na stadionie zapanowała kompletna cisza, ale plan ten się nie powiódł, bo piłkarze Wisły mogli w niedzielę liczyć na wsparcie fanów. – Atmosfera była bardzo fajna, kibice bardzo pomogli swojej drużynie, byli dwunastym zawodnikiem Wisły. Życzyłbym sobie, aby każdy mecz odbywał się w takiej atmosferze – mówił po meczu trener „Portowców”, Kosta Runjaić.
Pytanie, co będzie dalej? Przedstawiciele grup kibicowskich twierdzą, że klub nie jest zainteresowany żadną formą dialogu. W klubie usłyszeliśmy wczoraj, że chęć rozmowy jest, ale istnieją też obawy, że działalność kibiców może wpłynąć na wiarygodność tego, co obecnie dzieje się w Wiśle. Obawa, że praca włożona w odbudowę klubu pójdzie na marne. Z tego powodu przyjęto obecnie politykę grubej kreski. Władze klubu uznały, że na stadionie Wisły nie może nigdy więcej pojawić się flaga „Wisła sharks”.
W najbliższy poniedziałek selekcjoner Jerzy Brzęczek ogłosi powołania na eliminacyjne mecze z Austrią i Łotwą. Znacznie więcej jest powodów do zadowolenia niż zmartwień.
Obsada drugiego skrzydła także nie musi stanowić problemu, ale… Przemysław Frankowski, który w listopadzie dostał etat w reprezentacji, po wyprowadzce do amerykańskiej MLS będzie musiał na zgrupowaniach reprezentacji radzić sobie z zespołem nagłej zmiany strefy czasowej. Natomiast Kuba Błaszczykowski, mimo regularnej gry w Wiśle Kraków, nie zachwyca formą sportową. Ba, ma wręcz kiepskie statystyki. Z indeksu przygotowywanego przez Instat można wyczytać, że ratownik „Białej gwiazdy” w każdym spotkaniu od powrotu do krajowej ekstraklasy ma udanych niespełna 50 procent dryblingów. Na dodatek – tylko – niespełna 70 procent wykonywanych przez niego podań trafia do adresata.
Pewnie, statystyki nie grają, a dodatkowo trzeba zakładać, że każde kolejne rozegrane spotkanie będzie korzystnie wpływało na formę byłego kapitana kadry. Jednak gwarancji, że Kuba zdąży z formą na Austrię i Łotwę – nie ma. Być może więc opcją rezerwową na skrzydle będzie dla selekcjonera Arkadiusz Milik. Grał tam przecież u Adama Nawałki. A szanse na wygranie rywalizacji o miejsce w ataku przed najtrudniejszą potyczką biało-czerwonych tej wiosny – w Wiedniu – ma jedynie teoretyczne. Nie dość, że selekcjoner dał publicznie do zrozumienia, że zespół narodowy pod jego kierunkiem najlepiej prezentował się w ustawieniu z jednym napastnikiem, to wydaje się, że aktualnie w pierwszej linii w kadrze więcej może dać nie tylko Robert Lewandowski, ale również – Krzysztof Piątek. Nawet jeśli zawodnik Milanu w ostatnich dniach nieco przyhamował.
Pięćdziesiąt lat temu w Pucharze Polski – rozgrywkach stwarzających „maluczkim” szansę gry z „wielkimi” futbolowego świata – na przykopalniany stadion w Bytomiu-Miechowicach zjechała sama Legia!
O miejscowej Silesii ostatnio zrobiło się głośno za sprawą… boiska. Późną jesienią 2018 przy ul. Dzierżonia, na terenach, na których piłkę kopało się od wielu dekad, oddany został do użytku obiekt wart ponad 4 mln złotych (połowa to dofinansowanie Ministerstwa Sportu i Turystyki)! Inwestycja – czyli sztuczna murawa z certyfikatem FIFA Quality PRO, trybuna na 200 miejsc i zmodernizowane oświetlenie – miała być jedną z inwestycji, które zapewnią prosportowemu prezydentowi Bytomia, Damianowi Bartyli, reelekcję. Politycznego celu nie udało się zrealizować. Samo „przecięcie wstęgi” przypomniało jednak światu o klubie, który nigdy co prawda nie wyrwał się ponad trzeci poziom rozgrywkowy (nazywany w tamtym czasie – czyli w latach 50. i 60. – Ligą Śląską), ale przecież w swych kronikach ma wydarzenie ze swego punktu widzenia epokowe.
Właśnie mija jego 50. rocznica; bez wielkiej fety i świętowania w Miechowicach, bo… nie ma na to nadzwyczajnych środków w budżecie klubu występującego dziś w klasie okręgowej (szósty poziom rozgrywkowy). Ale przy wejściu do klubowego budynku, po obu stronach przedsionka, wiszą dwa plakaty przypominające największe miechowickie święto piłkarskie. Dwa, bo z okazji wizyty Legii – a okazją była 1/8 finału Pucharu Polski – faktycznie drukować trzeba było owe plakaty dwukrotnie. Pierwotnie „wojskowi” zjechać bowiem mieli na Śląsk niemal w przeddzień Barbórki – 1 grudnia 1968. „Grotyński – repr. Polski; Masseli, Niedziółka, Trzaskowski, Zygmunt, Blaut – repr. Polski, Żmijewski – repr. Polski, Apostel, Brychczy – zasłużony Mistrz Sportu, Gadocha – repr. Polski, Pieszko, Dejna – repr. Polski, Kosalik; trener – Vojvoda (CSRS)” – taki skład zapowiadali autorzy plakatu. Pomijając drobne błędy w pisowni – „Kosalik” chociażby to oczywiście nastoletni wówczas młokos z Lipin, Jerzy Kasalik – autorzy wykazali się niezłą znajomością tematu. Selekcjoner Ryszard Koncewicz na zgrupowanie zgrupowanie poprzedzające wyjazd biało -czerwonych na towarzyski mecz do Argentyny powołał Bernarda Blauta, Roberta Gadochę, Janusza Żmijewskiego i Kazimierza Deynę, więc PZPN „z urzędu” odwołał potyczkę w Miechowicach.
Nie awansuje do I ligi, a na inaugurację wiosny zapunktował w Pro Junior System dużo gorzej od najgroźniejszych rywali – Ruch Chorzów stoi w miejscu.
Celem był szybki powrót na zaplecze ekstraklasy i zwycięstwo w Pro Junior System, czyli klasyfikacji promującej kluby stawiające na młodzieżowców i wychowanków, nagradzane przez PZPN premią w wysokości 1,1 mln zł. Dziś awans to już mrzonka. W PJS Ruch wciąż jest na 1. miejscu i jesienią jako jedyny przekroczył barierę 10 tysięcy punktów, ale jeśli wiosną będzie punktował tak jak na jej inaugurację, to wkrótce zostanie wyprzedzony.
Dywagacje o PJS możemy czynić z jednym zastrzeżeniem – warto pamiętać, że niezbędnym warunkiem do zgarnięcia finansowej gratyfikacji od PZPN jest wywalczenie utrzymania. Przez to kasa uciekła chorzowskiemu klubowi już rok temu, gdy spadał z I ligi. Koło nosa przeszło 1,6 mln złotych. Teraz też wydaje się, że najbliższe dwa miesiące upłyną przy Cichej pod znakiem drżenia o byt na szczeblu centralnym – bez gwarancji powodzenia. Przewaga zespołu nad strefą spadkową wynosi zaledwie „oczko”, a z dobrego klimatu wywołanego kompletem (7) sparingowych zwycięstw nie zostało – po fatalnej inauguracji wiosny w Bełchatowie (0:1) – wiele. Źle było nie tylko na boisku – podopieczni Marka Wleciałowskiego przez cały mecz nie stworzyli ani jednej klarownej okazji – ale też w… metrykach.
SUPER EXPRESS
Świetny niegdyś napastnik Dieter Hoeness komplementuje Roberta Lewandowskiego i… krytykuje Dietmara Hamanna.
(…) – No właśnie. Zakładając, że Lewandowski zostanie do końca kontraktu, czyli do lata 2021 r., to Heynckes (220 goli) jest chyba zagrożony? 250 bramek jest możliwe?
– Heynckesa Robert minie już w przyszłym sezonie. Udowadniał już, że potrafi w sezonie strzelać po 30 goli, a przecież zostało sporo meczów w tych rozgrywkach. Dlatego jestem pewien, że te 250 bramek w Bundeslidze będzie miał na pewno.
– „Lewy” strzela mnóstwo goli, ale i tak bywa krytykowany, choćby przez Didi Hamanna, który zarzuca mu egoizm, teatralne gesty, brak goli w ważnych meczach…
– Powiem tak: kiedyś uważałem, że Robert mógłby być ciut mniej egoistyczny. Oczywiście napastnik tak naprawdę musi być zdrowym egoistą, inaczej nie strzeliłby 195 goli. Uważałem jednak, że troszkę bardziej Robert powinien być takim graczem zespołowym. Ale od tego sezonu on właśnie taki jest! Robi wszystko, jak należy, jest jednym z kapitanów, liderów. Dlatego uważam, że słowa Hamanna w tym momencie to g… prawda.
GAZETA WYBORCZA
Dziś bez piłki.
Fot. newspix.pl