Gdyby Tottenham stracił bramkę w pierwszej połowie rewanżu z Borussią, to mielibyśmy w tym meczu emocje. Ale zespół Mauricio Pochettino miał w nosie emocje – chciał awansu. I to możliwie jak najspokojniejszego. Trzybramkowa zaliczka nie miała prawa się skurczyć nawet mimo huraganowych ataków BVB w pierwszej połowie. Nie miała prawa, bo Spurs mieli znakomitego Hugo Llorisa w bramce.
Z przedmeczowych wypowiedzi Luciena Favre’a jasno wynikał plan Borussii na to spotkanie. Dortmundczycy mieli się spieszyć. I to spieszyć na potrójnym superdoładowaniu. Trochę jak w cyklu gier Need for Speed – wraz z pierwszym gwizdkiem włączyć nitro i gonić straty z pierwszego starcia z Tottenhamem. Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły “Borussio, schrzaniliście sprawę jeszcze przed rewanżem”. Szalone mecze z historii występów Niemców w europejskich pucharów podpowiadały jednak, by Reusa i spółki nie skreślać przed drugą częścią tego dwumeczu.
Borussia potrzebowała szybko strzelonego gola. – Musimy strzelać gole w odpowiednich momentach – mówił Favre. I takim odpowiednim momentem był pierwszy kwadrans. Gospodarze mogli strzelić sobie w klatkę piersiową impulsem elektrycznym i przywrócić puls dający widoki na ćwierćfinał. Ale w sytuację sam na sam Reusa z Llorisem wmieszał się Vertonghen. Chociaż czasownik “wmieszał” może być obelgą dla tej interwencji Belga. Gdyby któraś z telewizji robiła klasyfikacji wślizgu kolejki, to stoper Spurs byłby pewniakiem do tej nagrody.
Vertonghen z Llorisem mieli zresztą ogromny wpływ na to, że do przerwy było 0:0. Tottenham przetrwał przede wszystkim bardzo trudny moment między 30. a 40. minutą tego starcia. Wówczas groźne strzały oddawali Weigl (sprytna główka sparowana przez bramkarza), Reus (świetny wolej sprzed pola karnego odbity od pleców Sissoko przefrunął centymetry nad poprzeczką) oraz Goetze (fantastyczna interwencja Llorisa jednorącz). Po tym szturmie Niemcy mieli jedenaście oddanych strzałów, 70% posiadania piłki, ale – co najważniejsze – zero goli na koncie.
Ale do przerwy to Tottenham stworzył sobie najlepszą sytuację strzelecką. Nadmieńmy – jedyną w tych trzech kwadransach. Eriksen po eriksenowsku obsłużył Sona, ale ten w idealnej sytuacji strzelił obok słupka. Choć mieliśmy poważne wątpliwości, czy czasem Koreańczyk nie był faulowany w polu karnym przez Wolfa, który ścigał go przez 20 metrów. Prawy obrońca BVB lekko pchnął rywala i to w momencie oddawania strzału. Ale sędzia na wapno nie wskazał.
Wskazał za to na środek boiska, gdy na początku drugiej połowy Harry Kane idealnie wstrzelił się w linię z przedostatnim obrońcą dortmundczyków i sprytnym strzałem pokonał Burkiego. Znakomitą asystę zaliczył Sissoko, ale i godnym zauważenia była asysta stoperów BVB w kryciu Kane’a. Przecież to tylko jeden z najlepszych napastników świata, zdobywca czterech bramek w sześciu meczach Ligi Mistrzów. To wszak nie powód, by go kryć. I to w meczu, w którym trzeba zagrać na zero z tyłu, by móc liczyć na awans…
Zresztą bylibyśmy zaskoczeni, gdyby Borussii udałoby się utrzymać czyste konto. Mówimy o zespole, który po raz ostatni u siebie nie stracił bramki… 1 grudnia. Od zwycięstwa 2:0 z Freiburgiem minęły trzy miesiące, a w tym czasie gole na Singal Iduna Park strzelali piłkarze Werderu, Gladbach, Hannoweru, Hoffenheim, Bayeru i ponownie Werderu w DFB Pokal.
I to był moment, w którym Borussia pękła. Ten pośpiech, których oglądaliśmy do przerwy, wygasł bezpowrotnie. Sancho nie biegał już sprintem do narożnika boiska, by czym prędzej wykonać rzut rożny. Goetze już nie wchodził w dryblingi z dwoma przeciwnikami jednocześnie. Alcacer nie szarpał się już z rywalami szukając jak najlepszej pozycji do oddania strzału. Nawet Favre zauważył co się dzieje i na kwadrans przed końcem zdjął z boiska Reusa oszczędzając go na bundesligowy wyścig z Bayernem.
Dortmundczykom pozostaje już tylko walka o mistrzostwo Niemiec. Ewentualnie odkurzenie zdjęć z finału Ligi Mistrzów 2012/13. Od tego czasu Borussia ani razu nie przebijała bariery ćwierćfinału.
– 2013/14 – ćwierćfinał – odpadnięciem z Realem
– 2014/15 – 1/8 finału – odpadnięciem z Juventusem
– 2015/16 – gra w Lidze Europy
– 2016/17 – ćwierćfinał – odpadnięcie z Monaco
– 2017/18 – faza grupowa – odpadnięcie kosztem Realu i Tottenhamu
Spurs z kolei zameldowali się w ćwierćfinale Champions League po ośmioletniej przerwie. Jak mawiał klasyk – zasłużenie, proszę pana, zasłużenie. Ekipa Pochettino była w Dortmundzie jak wytrawny bokser – szczelną gardą przetrwała okres intensywnych ataków rywala, a gdy już przeciwnik się wyszalał i próbował złapać oddech, wówczas na jego szczęką poleciał nokautujący prawy prosty.
Borussia Dortmund – Tottenham Hotspur 0:1 (0:0)
Harry Kane (47.)
fot. NewsPix.pl