Kolejny tydzień i po raz kolejny przekonujemy się, że wprowadzenie VAR-u to ostoja rozumu i godności człowieka. Wideoweryfikacje właściwie co weekend ratują nam sędziów, widowiska i sprawiedliwość wyników Ekstraklasy. Dziś tylko wyjątkowo oporne intelektualnie jednostki są w stanie krzyczeć ze swojej drewnianej chatki, że VAR zabija wydumany “romantyzm futbolu”. I ta kolejka to potwierdza.
Mając na myśli sprawne działanie VAR-u wspominamy chociażby mecz Zagłębia Sosnowiec z Górnikiem Zabrze. Przy stanie 2:1 dla zabrzan Nawotka strzelił gola wyrównującego, który byłby bardzo istotny dla wyglądu tabeli w dolnej ósemce. I sędzia Frankowski początkowo to trafienie uznał. Natomiast z wozu dostał cynk, że nie wszystko w tej akcji bramkowej było cacy. I faktycznie – nie było. Chwilę przed tym strzałem zawodnika Zagłębia Mygas faulował bowiem Jimeneza i aż dziwimy się, że sędzia główny nie wychwycił tego z boiska. Łokieć użyty ewidentnie, nie ma to za wiele wspólnego ze sportową walką o piłkę.
Łokieć na twarz, nie widzimy tutaj nadmiernej siły czy nierozważności, zatem rzut wolny dla Górnika w zupełności wystarczy. Bez kartki, ale i bez gola. Słuszna interwencja VAR-u. Podobnie zasadna była weryfikacja zdarzenia z doliczonego czasu gry, gdy Sanogo na kilka sekund wcielił się w rolę Floyda Mayweathera i dwoma ciosami próbował powalić rywala. Na szczęście w wyprowadzaniu tych szybkich prostych był na tyle niezdarny, że nie trafił w szczękę przeciwnika, ale sam zamiar uderzenia musi być karany wykluczeniem. Tutaj do pokazania czerwonej kartki doszło po interwencji VAR, bo sędzia Frankowski początkowo wycenił ten sparing bokserski tylko na napomnienie.
Sporo kontrowersji było też w meczu Cracovii z Jagiellonią. Chodziło o trzy sytuacje – gol Cracovii, karny dla Jagi i karny dla Jagi po raz drugi. W przypadku trafienia “Pasów” sytuacja jest klarowna – piłka trafia w rękę asystującego Dimuna, ale zawodnik Cracovii nie zagrywa jej rozmyślnie. Jest w wyskoku, walczy o piłkę, ta przefruwa obok jego głowy i trafia w rękę ułożoną za plecami. Nie widzimy tu rozmyślności, która jest kluczowa w odgwizdywaniu takich przewinień.
Druga kontrowersja – karny dla Jagiellonii.
Helik oczywiście zagrywa piłkę przed Pospisilem i stąd rodzą się te wątpliwości, że sędzia Marciniak popełnił błąd odgwizdując tu rzut karny. Natomiast my widzimy tutaj zagranie piłki przy jednoczesnym władowaniu się rywalowi w tryby. Zwracamy uwagę na lewe udo zawodnika Cracovii, które wjeżdża z impetem w Pospisila. Kontakt – jest, trafienie zastawiającego się piłkarza – jest. Czyli karny też być powinien. W przepisach nie ma nic o tym, że “no, panie sędzio, ale w piłkę trafiłem, więc jaki faul”. Decyzja Marciniaka słuszna.
I słuszny był też werdykt, by nie dyktować rzutu karnego za tę rękę.
Zwróćcie uwagę jak blisko ustawiony zawodnika Cracovii jest Novikovas i jak ma ułożone ręce. Przypomina nam to pamiętne zachowanie Roberto Baggio, który w meczu z Chile celowo kopnął piłką w rękę rywala, by wymusić podyktowanie jedenastki. Wtedy sędzia dał się na to nabrać. Tutaj ponownie bronimy decyzji Szymona Marciniaka.
Okej, pochwaliliśmy VAR, obroniliśmy Marciniaka, ale czas przejść do weryfikacji błędów sędziowskich. A tych poważnych mieliśmy dwa – oba w meczu Arki z Piastem.
Po pierwsze – Arka nie powinna skończyć tego meczu w komplecie, bowiem drugą żółtą kartkę powinien obejrzeć Adam Marciniak. Lubimy Adasia, to fajny gość, ale nie zmienia to faktu, że przy tym faulu na Konczkowskim napomnienie jest oczywiste. Nie potrafimy pojąć tego, jak sędzia Myć mógł tutaj zaniechać sięgnięcia do kieszeni. Przecież to jest tak ewidentne żółtko, że trudno o bardziej podręcznikową kartkę.
Po drugie – Arka przez ostatni kwadrans powinna grać w dziewiątkę po czerwonej kartce dla Adama Dei. Powtórzymy się, ale jeśli to nie jest czerwona, to za co jest wykluczenie?
Deja przylutował Dziczkowi z łokcia tak, że pomocnikowi Piasta przypomniała się pierwsza komunia. Tutaj nie ma mowy o walce o piłkę – piłkarz Arki chamsko zdzielił swojego przeciwnika. Dynamika, miejsce trafienia, efekt – sorry, ale jeśli za co takiego sędziowie nie będą wyrzucać piłkarzy z boiska, to wkrótce każdy klub będzie musiał mieć też w sztabie stomatologa. Panie Myć, pan obejrzy jeszcze raz te dwie sytuacje i pan się poprawi. Piast i tak ten mecz wygrał, więc uzupełniamy jedynie rubryki “sędzia pomógł/zaszkodził”.
Na koniec nie tyle kontrowersja, co zwieńczenie ceremonii. Mecz Wisły Płock z Miedzią Legnica, pierwsza połowa, osiemnaście metrów do bramki gospodarzy. Mocniejszy podmuch wiatru trafia w piszczel Nico Vareli, który zaskoczony takim zrządzeniem losu pada na ziemię.
Złota Podpaska wędruje na ramię Nico, gratulujemy wyróżnienia się chociażby w taki sposób.