W czwartkowej prasie nie może być inaczej: nadal na pierwszym planie Wisła Kraków, kilka relacji z frontu. Do tego rozmowa z Bobo Kaczmarkiem, pat ws. sprzedaży Śląska Wrocław i trochę plotek transferowych.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Bogusław Kaczmarek o naszej Ekstraklasie, z naciskiem na Lechię Gdańsk.
IZA KOPROWIAK: Lechia zakończyła rok jako lider ekstraklasy. Zasłużenie?
BOGUSŁAW KACZMAREK: Za zasługi leży się na Powązkach. W piłce liczą się punkty i miejsce w tabeli, na czele której jest Lechia. Pod tym względem jest więc najlepsza.
Najlepsza punktowo. A jakościowo?
W jej grze przeważa wyrachowany, mało estetyczny, piłkarski pragmatyzm. Architekt główny, czyli Piotrek Stokowiec, sam nie ukrywa, że czas pracuje na korzyść jego zespołu i że bardziej przyjazny do oglądania styl dopiero nadejdzie. Teraz liczy się wynik. Jego drużyna w bardzo konsekwentny sposób dąży do mistrzostwa. A czy uda im się go zdobyć? Do tego daleka droga.
Jak daleka?
Jest taka piosenka: „Przydałoby się trochę jesieni wiosną”. Lechia ma przewagę w tabeli, która sprawiła, że zespół otrzymał duży pierwiastek pewności siebie. Wyniki pokazały, że zawodnicy potrafią z niego prawidłowo korzystać. Dla mnie pozycja Lechii to jednak żadna niespodzianka, wiele razy powtarzałem, że nasza liga powinna nazywać się „Trzy razy „L” i reszta”. Lechia, Legia, Lech w dowolnej kolejności mają stanowić o sile ekstraklasy. Bo kiedy patrzymy na kadry tych drużyn, stadiony, miasta, budżety, to one są poza zasięgiem. Lechia od czterech lat powinna znajdować się na pudle, była blisko za Piotra Nowaka, ale w ostatniej kolejce piłkarze położyli się na ołtarzu minimalizmu i kunktatorstwa, zajęli czwarte miejsce. Dziś ten klub jest tam, gdzie powinien być, czyli co najmniej w pierwszej trójce. W optymalny sposób wykorzystuje słabość polskiej ekstraklasy. Niestety nasza liga jest, jak jest.
Jest jaka jest, czyli?
Bez piłki zawodnicy poruszają się w ruchu jednostajnym, z piłką w jednostajnie opóźnionym. Wakacje są pilnie przestrzegane, bo nasze zespoły kończą występy w europejskich pucharach jeszcze właśnie w tym czasie, czyli w sierpniu. Jest źle, z każdym rokiem gorzej.
Władze Wrocławia chcą sprzedać Śląsk, ale chętnych na kupno nie ma i nie widać ich na horyzoncie.
Serial pod tytułem „Sprzedawanie Śląska” jest tasiemcowy i w gruncie rzeczy niewiele się w nim dzieje. Mimo że (podobnie jak w klasycznych telenowelach) zdarzają się zaskakujące zwroty akcji, to stwarzają one tylko pozory znaczących wydarzeń. Efekt jest taki, że od lat większościowym udziałowcem w piłkarskiej spółce jest miasto Wrocław i niewiele wskazuje, że miałoby się to szybko zmienić. W samorządowej kampanii wyborczej Jacek Sutryk – kandydat na nowego prezydenta, który później wygrał wybory – jednoznacznie zapowiadał, że miasto nie powinno utrzymywać klubu i będzie do tego dążył, zastrzegając jednak, że taką transakcję należy zrobić „bardzo mądrze”. Dwa miesiące po przejęciu władzy gospodarz Ratusza w kwestii zmian właścicielskich Śląska musi się uzbroić w cierpliwość, czyli zrobić dokładnie to, co jego poprzednik Rafał Dutkiewicz. Pod koniec roku departament nowego prezydenta, odpowiadając na interpelację jednego z miejskich radnych, podtrzymał wolę sprzedaży akcji komercyjnemu podmiotowi, ale zarazem przyznał, że najpierw musi powstać sprawozdanie finansowe z działalności Śląska, co zgodnie z przepisami nastąpi do końca czerwca. To pokazuje, że miasto nie spieszy się ze znalezieniem inwestora, choć każdy miesiąc to kolejne poważne wydatki z miejskiej kasy na zawodowy piłkarski klub.
Do kryzysów finansowego i wizerunkowego doszedł prawny. Nie wiadomo, czym dziś jest Wisła Kraków i do kogo należy.
Od kilku dni, gdy okazało się, że na konto Wisły Kraków S.A. nie wpłynęły w terminie pieniądze, które miały przelać firmy Alelega i Noble Capital Partners, w Towarzystwie Sportowym (poprzednim właścicielu klubu) trwa analizowanie sytuacji prawnej. Inaczej mówiąc, TS sprawdza umowę, którą sam podpisał. Wszystko wskazuje na to, że brak przelania pieniędzy wcale nie oznacza, iż piłkarska spółka automatycznie wraca pod skrzydła TS. Fakt, że nowym właścicielom wydano klubowe akcje, sprawia, że dziś nie wiadomo, gdzie one się fi zycznie znajdują. W TS całkowicie nabrali wody w usta. Wszyscy członkowie zarządu odmówili komentarza, odsyłając na konferencję prasową, która ma się odbyć w piątek. Sprawa byłaby prosta, gdyby przynajmniej było wiadomo, że spółka może po prostu wrócić w ręce TS. Wtedy ten podmiot stanąłby przed zadaniem powołania nowego zarządu i rady nadzorczej spółki oraz szukania nowego inwestora. Dziś jednak nie wiadomo, czy TS może komukolwiek spółkę sprzedać. Bo przecież jej właścicielami mogą być Alelega i Noble Capital Partners.
W Jagiellonii muszą być przygotowani na straty kadrowe i gorsze wyniki wiosną.
Jaga potrzebuje ewolucji, choć wiadomo: coś za coś – ona zazwyczaj odbywa się kosztem miejsca w tabeli. Z białostoczanami może więc być jak z giełdą, gdzie po cyklu, gdy rynkiem rządzi byk, przychodzi chudszy czas – niedźwiedzia. Apetyty części kibiców nie zostały zaspokojone dwoma najlepszymi sezonami w historii. Wilczy głód wcale niemałej grupy jest w stanie zaspokoić jedynie mistrzostwo Polski, ale to – biorąc pod uwagę różnicę w możliwościach finansowych rywali, czyli Legii, czy Lecha – jest nierealne. Jagiellonia musi pilnować przytomnie skrojonego budżetu, jednak by ten się domykał, potrzeba regularnego dopływu pieniędzy. Z tego względu nikt nie zamierza robić problemów, jeżeli znajdą się kupcy na Przemysława Frankowskiego oraz Ivana Runje, z zaznaczeniem, że w ich przypadku ceny promocyjne absolutnie nie wchodzą w grę.
SPORT
Trener Zagłębia Sosnowiec, Valdas Ivanauskas jest kandydatem do poprowadzenia reprezentacji Litwy.
Nie każdy pamięta, że Ivanauskas szkoleniową karierę zaczynał… w reprezentacji Litwy. W latach 2003-05 przez 16 spotkań pełnił rolę asystenta selekcjonera, którym był wówczas Algimantas Liubinskas. Na ile realny jest powrót do drużyny narodowej, tym razem w roli głównodowodzącego?
– Trener ma w kontrakcie klauzulę, która umożliwia mu zmianę pracy w trakcie rozgrywek – przyznaje prezes Zagłębia, Marcin Jaroszewski. – Poprosił o taki zapis, ale bardziej z myślą o klubach rosyjskich, które interesują się jego osobą od dłuższego czasu. O ewentualnym angażu w federacji litewskiej nie rozmawialiśmy. Do tej pory nie pojawiła się oferta. I nie bierzemy na razie takiego scenariusza pod uwagę.
W Górniku Zabrze mówią wprost, że potrzeba doświadczenia i tacy piłkarze są z nim łączeni. Mówi się o Arkadiuszu Malarzu, Arielu Borysiuku, Tomaszu Jodłowcu i Macieju Gajosie.
Pytany o powyższe nazwiska prezes Sarnowski odpowiada krótko. – Nic nie powiem – który w przeszłości był przecież prezesem Lechii, a lista piłkarzy, którzy jesienią zostali odstawieni na boczny tor przez trenera Piotra Stokowca, a mogliby grać gdzie indziej, jest znacznie obszerniejsza i nie dotyczy tylko Borysiuka.
Jesienią w ogóle nie grał Grzegorz Wojtkowiak. Byłemu reprezentantowi Polski, 23 występy w biało-czerwonych barwach, za pół roku kończy się umowa, więc Lechia chętnie by się go pozbyła. 34-latek to prawy obrońca, gdzie akurat Górnik zimą miał największe problemy. Do „wzięcia” z Gdańska jest jeszcze skrzydłowy Michał Mak. Jemu też za pół roku kończy się kontrakt. Jesienią zagrał w sumie 10 razy, ale tylko w pierwszej części sezonu. Do wyjęcia z biało-zielonych jest jeszcze lewy obrońca Mateusz Lewandowski.
Wisła Kraków nadal należy do tajemniczych biznesmenów, a obie strony nadal zastanawiają się, co z tym fantem zrobić.
Władze Towarzystwa Sportowego zastanawiają się, jak wyplątać się z tej całej sytuacji. Niewiele wskazuje na to, by brak przelewu na kwotę 12,2 mln złotych automatycznie anulował transakcję. Umowę trzeba będzie wypowiedzieć, a niewykluczone, że nawet wejść na drogę sądową. To mogłoby trwać tygodniami, a działalność klubu byłaby sparaliżowana.
Stachowiak twierdzi, że Mats Hartling (40-procentowy udziałowiec) nie chce iść z Wisłą do sądu. – Procesować się o zadłużoną spółkę? To chyba nie ma sensu. Harling przedstawił władzom Towarzystwa Sportowego nową propozycję i poprosił o czas do końca tygodnia. Byłby w stanie sam finansować klub, ale potrzebuje czasu, by zorganizować środki. Wisła tego czasu nie ma – dodaje Stachowiak. Informuje także o karach umownych. Według Stachowiaka, jeśli Wisła nie otrzyma licencji na grę w ekstraklasie w nowym sezonie, Hartling i Ly będą musieli zapłacić milion euro. Tak ma wynikać z umowy podpisanej 18 grudnia w Zurychu.
W GKS-ie Tychy nastawiają się na wypożyczenie kilku zawodników z Ekstraklasy.
Co ze wzmocnieniami? Na razie przy Edukacji panuje duży spokój… – Będziemy czekać do 20-25 stycznia. Ekstraklasa rusza 8 lutego. Do tego 25 stycznia karty będą więc rozdane i wtedy będziemy działać. Najbardziej realne jest to, że będziemy wypożyczać – mówi trener Ryszard Tarasiewicz. Nie jest żadną tajemnicą, że najbardziej palącą potrzebą jest sprowadzenie napastnika. Pozycja „dziewiątki” została w końcówce letniego okienka transferowego nieco osierocona. Co prawda po krótkim rozbracie z klubem kontrakt podpisał Jakub Vojtusz, ale rozczarował, trafiając do siatki tylko w jednym meczu (4:2 z Odrą Opole). Słowak nie miał praktycznie konkurencji. 17-letni Michał Staniucha ma swoje atuty – raz wybiegł nawet w wyjściowym składzie – ale jest melodią przyszłości.
Ameryka Południowa przegrała cztery mundiale z rzędu, co nigdy wcześniej się nie zdarzyło. Co jest przyczyną kryzysu? Zbytnie zeuropeizowanie, słabość latynoskiego charakteru, brak wybitnych trenerów, pech, czy może… strach przed klęską?
Gdzie leżą przyczyny takiego odwrotu Ameryki Południowej? Jaka jest geneza wolty, która – przynajmniej dla pasjonatów futbolu – jest zupełnie niezrozumiała, bo przecież nie stało się tak, że nagle po drugiej stronie Atlantyku przestali się rodzić fenomenalni piłkarze? Spróbujemy poszukać odpowiedzi na to pytanie, choć zdajemy sobie sprawę doskonale, że jest ona wielokrotnie złożona. Tak samo zresztą jak cały kontynent. Ziemia pokryta kontrastami i sprzecznościami, gdzie nic nie jest jednoznaczne. – To wspaniałe – odkryć Amerykę, ale o ileż łatwiej jest przepłynąć obok – pisał Mark Twain i choć amerykański pisarz miał pewnie na myśli Amerykę Północną, bo urodził się na Florydzie, to jego słowa doskonale oddają istotę problemu.
Wybitny artysta wielu talentów, Pier Paolo Pasolini, mawiał z kolei, że Europejczycy piłkę kopią, a Latynosi ją pieszczą. Że futbol południowoamerykański jest rodzajem natchnionej poezji. Im więcej lat mija od tych słów, tym częściej odnosi się wrażenie, że to, o czym mówił włoski pisarz, malarz i reżyser zaciera się coraz bardziej. Że dziś coraz mniej jest artyzmu i magii, na co kolosalny wpływ ma komercjalizacja i pieniądz rządzący światem. To pierwszy z elementów, który niewątpliwie osłabił siłę południowoamerykańskiego futbolu reprezentacyjnego i klubowego. A konkretnie osłabił ją „rurociąg”, przez który najzdolniejsi piłkarze zza Atlantyku są zasysani przez europejskie kluby. Drenaż ten postępuje od dziesiątek lat, ale w ostatnim 20-leciu osiągnął rozmiary wcześniej niespotykane. Jeszcze pod koniec lat 90. poprzedniego stulecia wielu świetnych południowoamerykańskich piłkarzy grało u siebie na kontynencie. Teraz została ich garstka.
SUPER EXPRESS
Była już prezes Wisły Kraków, Marzena Sarapata może mieć poważne problemy. Tak przewiduje mecenas Jacek Masiota.
(…) I dalej: w chwili, gdy Wisła przestała być wypłacalna, a przesłanki ku temu się pojawiły, obowiązkiem zarządu, co wynika z przepisów prawa upadłościowego, było ogłoszenie upadłości spółki. Nie zrobiono tego, a to grozi konsekwencjami, ponieważ członkowie zarządu w takiej sytuacji odpowiadają własnym majątkiem. Do tego dochodzi odpowiedzialność karna. Słyszałem, że pod koniec działalności pani Sarapata zlecała różne przelewy. Nie miała prawa tego robić, bo skoro jedni wierzyciele dostali pieniądze, a drudzy nie, to ci ostatni mają prawo czuć się pokrzywdzeni. Niczego nie przesądzam, procesy przeciw członkom zarządu mogą się ciągnąć latami, ale nie zdziwiłbym się, gdyby to się skończyło zajęciami komorniczymi – komentuje Masiota, który wciąż obawia się o losy Wisły.
GAZETA WYBORCZA
Tym razem nie było miejsca na piłkę.
Fot. Jakub Gruca/400mm.pl