19. kolejka ekstraklasy pod względem sędziowania przebiegła względnie spokojnie, czyli w ogromnej większości przypadków panowie z gwizdkiem podejmowali prawidłowe decyzje. Czy to kiedy trzeba było anulować gola (Piecha w meczu Śląska z Koroną), czy to anulować rzut karny (w meczu Górnika z Arką – wcześniej był faul na zawodniku gospodarzy), czy zmienić żółtą kartkę na czerwoną (Cotra w Śląsk-Korona). Ogólnie w większości meczów nie odnotowaliśmy nawet większych kontrowersji. Tam gdzie było trzeba pokazać rzut karny, sędziowie go pokazywali, a kiedy starcie w polu karnym mieściło się w granicach przyjętych norm – gra była puszczana. I tylko jedno nam się nie zgodziło, a konkretnie interpretacja bliźniaczego zagrania ręką w polu karnym na dwóch różnych stadionach.
Co konkretnie mamy na myśli? W meczu Cracovii z Pogonią goście otrzymali jedenastkę po zagraniu piłki ręką przez Rapę we własnym polu karnym. Natomiast w meczu Legii z Piastem goście rzutu karnego już nie otrzymali, pomimo że w podobnych okolicznościach piłkę ręką zagrał Remy. Spójrzmy na stop-klatki z obu zdarzeń.
Ręka Rapy (zawodnik Cracovii z wyrzuconymi do tyłu rękami). Wcześniej piłkę zagrał zawodnik Cracovii, który na zdjęciu jest w pozycji pochylonej:
Ręka Remy’ego. Wcześniej piłkę zagrał Czerwiński (na zdjęciu przysłonięty przez bramkarza Legii):
Dlaczego wybraliśmy stop-klatki, na których nie widać samego zgrania piłki ręką (i ogólnie niewiele widać)? W obu przypadkach najważniejsza jest bowiem odległość pomiędzy zawodnikiem zgrywającym, a dotykającym piłkę ręką. A wynika to wprost z przepisów:
Kluczowe pytanie brzmi – czy dla Rapy i Remy’ego była to piłka oczekiwana czy nie. Oraz, czy mieli odpowiednio dużo czasy, by uniknąć kontaktu piłki z ręką. Fakty są bowiem takie, że jednemu i drugiemu ręce pomogły w opanowaniu piłki i zażegnaniu zagrożenia. Jedno wydaje się pewne – są to sytuację z tej samej parafii, więc nie da się tu usprawiedliwić różnych decyzji, a takie zostały podjęte.
Nam zdecydowanie bliżej jest tu do piłki oczekiwanej, chociaż podkreślamy, że sytuacje nie są z gatunku tych jednoznacznych. Oglądając jednak mecz Cracovii z Pogonią mieliśmy poczucie, że Wojciech Myć – po analizie VAR – słusznie zweryfikował swoją decyzję i wskazał na wapno. Natomiast w meczu Legii z Piastem brak decyzji o rzucie karnym dla gości pozostawił duży niesmak. Jako że nie może być tak, że w ramach jednych rozgrywek takie same zagrania skutkują innymi decyzjami arbitrów, na potrzeby niewydrukowanej tabeli przyjmujemy, że w obu sytuacjach powinien być zarządzony strzał z jedenastu metrów. Bo chyba faktycznie można tam było uniknąć zagrania piłki ręką.
Czyli mecz Cracovii z Pogonią pozostawiamy bez jakichkolwiek zmian, natomiast w meczu Legii z Piastem dopisujemy gościom gola z tytułu należnego im rzutu karnego. Jak pamiętamy, na tablicy wyników było wtedy 1:0 dla Legii, a mecz był tego typu, że po wyrównaniu mogłoby się w nim wydarzyć wszystko (albo raczej nic). Musimy jednak pozostać wierni naszym zasadom – finalnie Legia strzeliła dwa gole, a Piastowi dopisujemy tylko jedno trafienie. W niewydrukowanej tabeli ingerujemy więc jedynie w kolumny “sędzia pomógł”, “sędzia zaszkodził”, a wynik punktowy pozostaje bez zmian.
I, jakkolwiek spojrzeć, zdarzenie z meczu Legii z Piastem wpisuje się w ogólny trend, jaki da się zauważyć w naszej tabeli. Warszawianie są ekipą, na której korzyść sędziowie mylili się najczęściej (aż po 5 spotkaniach uznaliśmy, że arbiter im pomógł) oraz różnica pomyłek na korzyść i niekorzyść jest u nich najwyższa. Z kolei gliwiczanie znajdują się na przeciwnym biegunie – im panowie z gwizdkiem trzy razy rzucili kłody pod nogi i ani razu nie pomogli, przez co – obok Cracovii – mają w tym względzie najmniej korzystny bilans. Stąd też w niewydrukowanej tabeli dystans pomiędzy Legią i Piastem jest znacznie mniejszy, niż ma to miejsce w rzeczywistości.