Czego mogliśmy spodziewać się po starciu coraz lepszego Manchesteru City i pogrążonego w kryzysie Southampton? Przede wszystkim radosnego futbolu i wielu bramek gospodarzy. Przewidywania doskonale się sprawdziły, bo podopieczni Pepa Guardioli nie marnowali czasu i od początku zabrali się za to, by widzowie i kibice nie nudzili się choćby przez chwilę.
Momentami mieliśmy wrażenie, że koszulki Southampton narzucili piłkarze Zagłębia Sosnowiec. Chaos w obronie Świętych był dziś tak duży, że skarciłoby ich nawet Monaco, a co dopiero Manchester City. Strzelanie rozpoczął Wesley Hoedt, który wpakował piłkę do własnej bramki. Choć trudno defensora gości winić akurat w tej sytuacji, bo próbował ratować drużynę przed nieuniknionym. Zamiast więc ganić, pochwalimy Davida Silvę i Leroya Sane, którzy sprowokowali 24-latka do niefortunnej interwencji.
Długo nie trzeba było czekać, a padła kolejna bramka. Wszystko zaczęło się od Sterlinga, który wszedł w pole karne gości z dużą łatwością. Co prawda Anglik wpadł tam na dużym gazie, ale obrońcy Southampton zamiast wcielać się w rolę pachołków, mogliby chociaż spróbować zainterweniować. No ale tego nie zrobili, a 23-latek wystawił piłkę Sergio Aguero, który skierował ją do pustej bramki. Generalnie Sterling na boisku robił dziś wszystko, co tylko chciał. To po jego dośrodkowaniu Sane głową podał do Davida Silvy, który popisał się efektownym strzałem.
Jeszcze przed przerwą Sterling sam wpisał się na listę strzelców, po tym jak Sergio Aguero ośmieszył przy linii końcowej Cedrica Soaresa. Argentyńczyk bez problemu przestawił 27-latka, który nieudolnie próbował zablokować piłkę, by ta wyszła za linię końcową. Następnie dograł do partnera z drużyny, a ten popisał się precyzyjnym uderzeniem z okolic jedenastego metra. Mało? W drugiej połowie Aguero i Sterling uraczyli nas powtórką z rozrywki. Argentyńczyk wypuścił Sterlinga, a ten z dość ostrego kąta strzelił swoją drugą bramkę w tym meczu.
Podopieczni Mark Hughesa nieporadność w defensywie przenieśli również na ofensywę. Choć tutaj i tak było o niebo lepiej, bo udało się stworzyć kilka okazji, a na dodatek strzelić bramkę z rzutu karnego. W pole karne Manchesteru City wbiegł Hojbjerg, którego powalił Ederson. Do „jedenastki” podszedł Danny Ings i pewnym strzałem umieścił piłkę w siatce. Napastnik Świętych mógł ten mecz zakończyć nawet z dubletem, ale jego niezły strzał z dystansu wybronił brazylijski golkiper. Najlepszą szansę na zdobycie gola dla gości miał jednak Shane Long, który spudłował w sytuacji, gdy był ustawiony kilka metrów przed bramką.
Oczywiście Irlandczyk dał ciała, ale gdyby nawet się nie pomylił, wiele by to nie zmieniło. Obywatele zamierzali dziś przejechać się po przyjezdnych i tego dokonali. Szanujemy przede wszystkim za to, że mogli po pierwszej połowie już sobie odpuścić, a tego nie zrobili. Nagroda przyszła w postaci bramki Sane w doliczonym czasie gry. Skończyło się więc na sześciu strzałach, a to i tak był najmniejszy wymiar kary dla Southampton.
Manchester City – Southampton 6:1 (4:1)
(Hoedt 6′, Aguero 12, Silva 18′, Sterling 45′, 67′, Sane 90′ – Ings 30′)
Fot. NewsPix