City w roli bata, Fulham w roli gołej dupy

redakcja

Autor:redakcja

01 listopada 2018, 23:13 • 3 min czytania

Wojciech Łazarek właśnie o takich meczach jak Manchester City z Fulham w EFL Cup mówił „pojedynek gołej dupy z batem„. 2:0 było najniższym wymiarem kary, dominacja The Citizens nie podlegała dyskusji ani na sekundę. Nad każdą akcją ekipy z Craven Cottage unosiła się aura niewiary i beznadziei.

City w roli bata, Fulham w roli gołej dupy
Reklama

Zakładamy, że Slavisa Jokanović jakiś plan na ten mecz miał. Zakładamy, że jakoś tam swoich chłopaków zmotywował, rzucił parę słów otuchy. Ale nic z tego nie weszło w życie. Gra się tak jak przeciwnik pozwala – goście boleśnie się o tym przekonali, mierząc się z pressingiem sięgającym ich pola karnego, który zmuszał ich do posyłania skazanych na pożarcie lag do byle kogo, byle szybciej. Raz na ruski rok udało się zawiązać coś, co od biedy mogłoby uchodzić za kontrę, a nawet zakończyło się jakimś tam uderzeniem. Ale golem tak naprawdę poważnie nie zaśmierdziało. Wszelkie sytuacje i tak wyglądały, jakby wynikały z lekceważenia Citizens, a nie z umiejętności Fulham.

Tak naprawdę nie jesteśmy pewni jak to się skończyło zaledwie na dwóch trafieniach. Gabriel Jesus powinien dzisiaj przecież klepnąć króla strzelców rozgrywek. Udanych dryblingów w polu karnym widzieliśmy więcej, niż od początku sezonu w Ekstraklasie. Piłkarze Manchesteru City próbowali chyba jednak grać zbyt koronkowo, stawiając w pewnym momencie na efektywność kosztem efektowności, tak jakby przestali traktować Cottagers jako poważne zagrożenie.

Reklama

Dwa gole strzelił Brahim Diaz, choć przy pierwszym trafieniu piłka rykoszetowała jeszcze od Mitrovicia, a przy drugim dobijał akcję Gabriela Jesusa. Diaz przed tym meczem zagrał raptem siedemdziesiąt minut w tym sezonie. Hiszpan z rocznika 1999 potwierdził dziś wszem i wobec, że ma papiery na duże granie. Podobnie ze świetnej strony zaprezentował się w środku pola Phil Foden, Anglik z rocznika 2000, który rozdawał karty zmyślnymi podaniami. De Bruyne, Sane czy Gabriel Jesus bawili się dzisiaj na boisku, ale w zasadzie trudno wskazać kogokolwiek w City, kto miałby słabszy mecz. Fulham był tak zaszczuty taktyką Guardioli, że istnieje zauważalne podejrzenie, że Marcin Klatt stanąłby dziś przed kilkoma sytuacjami bramkowymi. Citizens notorycznie odbierali piłki na trzydziestym metrze, wyprowadzając błyskawiczne, choć niekoniecznie zabójcze ataki. Rzucili rywali do lin i testowali wytrzymałość podwójnej gardy.

Z drugiej strony, trzeba też pamiętać o kontekście. Fulham to najgorsza defensywa Premier League. Cottagers w lidze nie wygrali od 25 sierpnia. Arsenal wbił im piątkę, Cardiff czwórkę, Bournemouth trójkę. Goszczenie u lidera Premier League, nawet sprawdzającego w EFL Cupszeroką kadrę, mogło skończyć się spektakularnie tragicznym wynikiem.

Nie skończyło. Raptem dwie stracone bramki mogą uchodzić za krok ku budowie mocniejszej defensywy. Choć szczerze mówiąc, była ona tak toporna, jak tylko można: momentami polegała na rzuceniu wszystkich poza Mitroviciem w szesnastkę i liczeniu, że ktoś akurat zaplącze się w linię kolejnego strzału Gabriela Jesusa. Niemniej Fulham jest w takiej sytuacji, że nadziei musi szukać… gdziekolwiek. City? Cenna jednostka treningowa i udowodnienie samemu sobie, że rezerwy w szerokiej kadrze są naprawdę spore. Minus tylko jeden – kontuzja Kevina de Bruyne. Jak wielki to minus okaże się, gdy będą pewne informacje dotyczące długości pauzy Belga.

Manchester City – Fulham 2:0

Diaz 17, 65

Najnowsze

Reklama

Anglia

Anglia

Maresca potwierdza. Zawodnicy Chelsea wracają po kontuzjach

Braian Wilma
0
Maresca potwierdza. Zawodnicy Chelsea wracają po kontuzjach
Anglia

Samobój i nietrafiony karny. Pechowy wieczór obrońcy Crystal Palace

Braian Wilma
4
Samobój i nietrafiony karny. Pechowy wieczór obrońcy Crystal Palace
Anglia

Trener Tottenhamu broni van de Vena. „Naturalna reakcja obrońcy”

Braian Wilma
1
Trener Tottenhamu broni van de Vena. „Naturalna reakcja obrońcy”
Reklama
Reklama