Reklama

Szybki gol Mahreza rozstrzygnął szlagier na londyńskim kartoflisku

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

30 października 2018, 00:12 • 4 min czytania 0 komentarzy

Szczerze mówiąc, długo się zastanawialiśmy, jak się właściwie zabrać za zrelacjonowanie tego meczu. Wypadałoby chyba wznieść się na wyżyny poczucia humoru i skonstruować dowcipny tekścik, oparty o terminologię znaną z aren futbolu amerykańskiego. Jednak o NFL pojęcie mamy marne, więc moglibyśmy przypadkowo zbulwersować jakiegoś specjalistę od tej dyscypliny sportu. Zostańmy zatem przy wyświechtanym, typowo piłkarskim słownictwie. Starcie Tottenhamu z Manchesterem City – pomimo skandalicznie zdewastowanej płyty boiska – było na tyle przyzwoite, że zasłużyło na pewien stopień powagi.

Szybki gol Mahreza rozstrzygnął szlagier na londyńskim kartoflisku

Chociaż naprawdę trudno traktować hit Premier League poważnie, kiedy najlepiej opłacani zawodnicy na świecie, z najpotężniejszych angielskich drużyn, hasają po takim boisku, jakie widać na załączonym obrazku. Wstyd. Co następne, może brak VAR-u? A nie, zaraz…

Starcia Tottenhamu z Manchesterem City mają to do siebie, że toczą się passami. W latach 2013-2015 Obywatele triumfowali cztery razy z rzędu i to z takim rozmachem, że do dziś dech zapiera: 6:0, 5:1, 4:1, 1:0. Potem przyszedł czas Kogutów: 4:1, 2:1, 2:0. Krótki rozejm (2:2) i kolejna obiecująca seria dzisiejszych gości: najpierw 4:1 u siebie, później 3:1 na wyjeździe. I – co tu dużo gadać – od początku spotkania się zanosiło, że podopieczni Pepa Guardioli mają zamiar odnieść nad Tottenhamem trzecie zwycięstwo z rzędu. Odnieść z przytupem.

Tym bardziej, że już jeden z pierwszych ataków drużyny przyjezdnych zakończył się golem. Sterling wykorzystał obcinkę Trippiera, wjechał w pole karne i wystawił futbolówkę Riyadowi Mahrezowi, któremu nie pozostało nic innego, jak wpakować ją do sieci, uprzedzając rozpaczliwą interwencję obrońcy. Ach, jakże wymowne, że trafił akurat on. Oczywiście nie fetował gola, tylko zadedykował go ofiarom tragedii helikoptera, która Algierczyka bez wątpienia poruszyła w sposób szczególny. Choćby nawet wygrał Ligę Mistrzów w barwach City, jego najpiękniejszym sukcesem pozostanie na zawsze mistrzostwo zdobyte w Leicester.

Reklama

– Vichai był dla nas jak ojciec. Był wspaniałą osobą, miał wielkie serce. Informacja o śmierci tych wszystkich ludzi była dla mnie wstrząsająca. To trudna sytuacja, łączę się w bólu z rodzinami ofiar. Ale w takich okolicznościach zawsze chcę grać i wiem, że on chciałby, żebym wyszedł na boisko. Był wielkim pasjonatem futbolu. Trudno mi było zasnąć i dzisiaj zagrać, lecz starałem się myśleć właśnie o nim – powiedział po spotkaniu Riyad. Spacerując po murawie już po końcowym gwizdku arbitra trudno mu było ukryć wzruszenie.

The Citizens mieli sporo okazji, żeby podwyższyć prowadzenie. Ich przewaga przez większą część spotkania była wyraźna, ale podopieczni Pepa Guardioli partaczyli kolejne szanse. Trudno nawet ich nieskuteczność zwalać na stan murawy, niekiedy wynikała ona po prostu z niechlujstwa i podejmowania błędnych decyzji w szesnastce rywala. A to David Silva postanowił wejść z piłką do bramki strzeżonej przez Llorisa, a to Sergio Aguero za wszelką cenę chciał zdobyć gola numer 150 w Premier League, zamiast odegrać lepiej ustawionemu partnerowi.

Zaraz, ale gdzie byli w tym wszystkim gospodarze?

Dobre pytanie, na pewno zadaje je sobie teraz Mauricio Pochettino, analizując dzisiejsze starcie w towarzystwie swojego sztabu. Spurs dali się zdominować i rozkręcili się w zasadzie dopiero na ostatni kwadrans spotkania. Wtedy zaczęli grać taką piłkę, jaką powinni byli prezentować od początku do końca. Piorunujący finisz i tak mógł i powinien był wystarczyć im do remisu, ponieważ dwustuprocentową okazję spieprzył popisowo Eric Lamela, niemniej – kilkanaście minut dynamicznej, świetnej gry to trochę za mało, żeby myśleć o punktach w starciu z Obywatelami. Którzy pozostają niepokonani w lidze, tracąc ledwie trzy gole w dziesięciu kolejkach. Mocarna statystyka, choć na papierze wygląda to chyba trochę lepiej niż w rzeczywistości. Ten blok obronny aż tak szczelny dziś nie był, nawet biorąc pod uwagę pierdołowatość gospodarzy.

Cała uroda tego sezonu polega natomiast na tym, że to wszystko wcale nie gwarantuje City spokojnego prowadzenia w lidze, bo Klopp i Sarri dyszą Guardioli w kark, a Unai Emery również trzyma tempo w tym zwariowanym wyścigu.

Co warto zaznaczyć – zupełnie inaczej byśmy pisali o tym spotkaniu, gdyby w przyzwoitej dyspozycji był Harry Kane. To jego skuteczności brakowało dzisiaj Tottenhamowi najbardziej, bo nawet gdy defensorzy City – choćby Laporte – w niezrozumiałym przypływie uprzejmości wręczali mu prezenty w postaci klarownych sytuacji do zdobycia gola, Kane walił na wiwat, zamiast z zimną krwią wykorzystywać niezłe sytuacje. Koledzy kreowali mu ich niewiele (13:4 w strzałach na korzyść gości), o wiele za mało. Ale Kane to gość, od którego mamy prawo wymagać konkretu. Dostaje patelnię, wali po widłach i ustawia spotkanie na korzyść swojej drużyny. Tak to powinno działać. Dobrej egzekucji z jego strony zdecydowanie zabrakło. I wyszły nici choćby z podziału punktów.

Reklama

Tottenham 0:1 Manchester City

R. Mahrez 6′

fot. Newspix.pl

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Anglia

Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Komentarze

0 komentarzy

Loading...