Tak już się jakoś złożyło, że gdy mówimy “Teodorczyk”, myślimy sobie “problemy”, jednak z reguły przychodzą nam wtedy do głowy sprawy pozaboiskowe. Bo ze strzelaniem były napastnik Anderlechtu w ostatnim czasie większych problemów nie miał, nawet w tym pełnym zawirowań drugim sezonie w Belgii potrafił wypalić aż 15 razy. Jednak po przeprowadzce do Włoch z całego wachlarza wad “Teo” to właśnie nieskuteczność obecnie zakłada żółtą koszulkę lidera.
Gdy o Krzysztofie Piątku dyskutują ludzie we włoskich tramwajach, o Teodorczyku, który do Italii również przybył latem, nie mówi nikt. A jeśli ktoś już zająknie się na jego temat, to zdecydowanie nie po to, by porównać Polaka do Antonio Di Natale. Julio Velazquez, trener Udinese, na razie jest dość wyrozumiały dla swojego napastnika, bo daje grać mu w każdym meczu. Z reguły z ławki, ale to raczej skutek tego, że Teodorczyk jak na razie w Serie A pokazał niewiele. Bilans 0 goli i 0 asyst napastnik “wypracował” pomimo tego, że rozegrał:
– 28 minut z Parmą,
– 25 minut z Sampdorią,
– 27 minut z Fiorentiną,
– 32 minuty z Torino,
– 67 minut z Chievo,
– 17 minut z Lazio,
– 26 z Bologną.
Cierpliwość Velazqueza poniekąd tłumaczy też to, że w Udinese z napastnikami bida aż piszczy. Jedynką, z którą o miejsce w pierwszym składzie walczy Teodorczyk, jest Kevin Lasagna. 26-letni Włoch wychodził w pierwszym składzie na wszystkie mecze poza spotkaniem z Chievo, w którym szansę dostał Teodorczyk, ale właśnie wtedy po wejściu z ławki rezerwowych zrobił coś, co napastnikom Udinese w tym sezonie się praktycznie nie zdarza – strzelił gola. Większy kredyt zaufania w jego wypadku wynika oczywiście również z tego, że w poprzednim sezonie zdobył 14 bramek we wszystkich rozgrywkach, mniej skuteczny jest dopiero ostatnio. Zabójczy tercet napastników uzupełnia Felipe Vizeu, 21-letni Brazylijczyk sprowadzony w lipcu z Flamengo za 5 milionów euro. On na razie przesiaduje głównie na ławce.
Wracając do Polaka, jego statystyki wyglądają beznadziejnie. Łącznie w ciągu 222 minut na włoskich boiskach oddał sześć strzałów i wszystkie z nich były niecelne. Bodaj najbliżej wpisania się na listę strzelców “Teo” był w spotkaniach z Sampdorią i Lazio, ale w obu przypadkach piłka przeleciała obok słupka. Szczególnie szkoda tego drugiego pudła, bo mógł dać swojej drużynie remis 2-2.
Klubowa niemoc Teodorczyka oczywiście przekłada się na zainteresowanie ze strony selekcjonera reprezentacji, a dokładniej rzecz ujmując – jego brak. I coś nam mówi, że chłop jeszcze będzie z nostalgią wspominał swój status u Adama Nawałki, bo układ sił zmienił się do tego stopnia, że dziś trudno znaleźć dla niego miejsce nie tylko w trójce najlepszych polskich napastników, ale nawet w trójce najlepszych polskich napastników grających we Włoszech.
Fot. newspix.pl