Nie odkryjemy Ameryki, jeżeli napiszemy, że to Krzysztof Piątek ostatnimi czasy jest najczęściej wyszukiwanym w internecie zawodnikiem z polskiego zaciągu w Genui. Trudno się dziwić, w końcu ulubieniec Michała Probierza wali bramki jak szalony, zdaniem bukmacherów w Italii tylko Cristiano Ronaldo daje się większe szanse na tytuł capocannoniere w tym sezonie. Jednak Polacy w tej niebieskiej części stolicy Ligurii również mają się dobrze. Sprawdziliśmy to, kierując nasze oczy na Luigi Ferraris, gdzie Sampdoria podejmowała SPAL.
Po obiecującym początku i efektownych triumfach nad Napoli oraz Frosinone, ekipa Marco Giampaolo wpadła w płytki, bo płytki, ale dołek. Remisy z Fiorentiną i Cagliari, porażka z Interem. Dzisiaj, patrząc na przeciwnika, przyszła idealna okazja na przełamanie. Szkoleniowiec blucerchiatich desygnował dwóch Polaków na boisko i zaskoczeń nie było – Bartosz Bereszyński oraz Karol Linetty wybiegli od pierwszej minuty, a Dawid Kownacki ochoczo przebierał nogami na ławce.
Mecz nie do końca ułożył się po myśli ekipy Giampaolo. Od samego początku poniedziałkowego spotkania przystąpili do ataku, ale brakowało najważniejszego elementu – konkretów w postaci goli. Fantastyczną okazję koncertowo spartaczył Edgar Barreto, wcześniej otrzymując doskonałe podanie od Gregoire’a Defrela. Dobrą interwencją popisał się Alfred Gomis. Jednak Sampdoria nie zwalniała. Dziesięć minut później, po ładnej trójkowej akcji Paragwajczyka, Francuza oraz Fabio Quagliarelli, ten ostatni wpakował piłkę do siatki, lecz sędzia słusznie odgwizdał spalonego i wynik nie zmienił się.
SPAL za to nie owijało w bawełnę. Pierwsza poważna sytuacja, koszmarny błąd Emila Audero, przez co przy dobitce Alberto Paloschiego nie miał szans na obronę. Zespół Leonardo Sempliciego wyszedł ma prowadzenie, ku niemałej irytacji ze strony kibiców na Ferraris. No w końcu, ile można. Na odpowiedź ich ulubieńców nie musieliśmy długo czekać. W 25. minucie, po zgraniu głową kapitana Sampdorii, Quagliarelli, Karol Linetty znalazł się sam na szesnastym metrze od bramki Gomisa. Uderzenie lewą nogą, po którym piłka zrobiła kilka kozłów i wpadła obok prawego słupka senegalskiego golkipera. Ładne trafienie i pierwsze w wykonaniu Karola od… października poprzedniego roku. Jakże ważne dla genueńczyków.
2-1 zrobiło się w pierwszym kwadransie drugiej odsłony meczu. Barreto zagrał kapitalne, crossowe podanie, uruchamiając tym samym Quagliarellę. Włoch poradził sobie z Thiago Cionkiem, jednak jego strzał z lewej nogi został obroniony przez bramkarza SPAL. Z kolei przy dobitce Defrela nie miał szans, a Francuz po raz piąty w obecnych rozgrywkach pokonał golkipera rywali. Dorównał Lorenzo Insigne, ale do Piątka – oho, daleka droga.
SPAL nie miało za wiele do powiedzenia w drugich 45 minutach i tylko nieskuteczności oraz kilku błędom technicznym ze strony zawodników Sampdorii zawdzięczają fakt, że nie przegrywali wyżej. Wiadomo, raz na ruski rok Andrea Petagna przepchnął przeciwników i wjechał w pole karne, ale nie było takich akcji za wiele. A Giampaoli również nie zamierzał się cofać. Z czasem zluzował zarówno Defrela, jak i Quagliarellę (obaj zagrali dzisiaj bardzo przeciętnie), ale za to wprowadził Caprariego wraz z Kownackim. Wejście kapitana kadry Czesława Michniewicza oznaczało, że od 75. minuty mieliśmy aż trzech Polaków na boisku, lecz tylko na krótką chwilę. Dosłownie moment później na murawie zameldował się Jakub Jankto, który zmienił Linettego.
Czas na słów kilka o Polakach. Na duży plus u środkowego pomocnika reprezentacji Jerzego Brzęczka cholernie ważny gol dla Sampdorii. Linetty wyrównał stan rywalizacji w trudnym momencie dla genueńczyków. Jednakże musimy niestety nawrzucać kilka kamyczków do ogródka chłopaka z Damasławka. Wielokrotnie gubił się z piłką przy nodze, ta mu często uciekała. Nie wyglądało to na braki techniczne, a raczej braki w koncentracji. Bereszyński, jak co tydzień – klasa. Dobry, równy występ, choć za wiele roboty dzisiaj nie miał. Mizernie działały skrzydła ekipy z Ferrary, ale nie można niczego Bartkowi zarzucić. A Sampdoria przecież ma najszczelniejszą defensywę w całej Serie A. Stracili tylko cztery gole (!). Duża w tym zasługa Polaka. Na sam koniec Dawid Kownacki. Kilka zrywów, a gdyby Caprari nie połasił się na gola, to zapewne były zawodnik Lecha uszczknąłby coś dla siebie. Fajerwerków nie doświadczyliśmy, ale przynajmniej niczego nie zepsuł.
UC Sampdoria – SPAL 2:1 (1:1)
21’ Alberto Paloschi 0:1
25’ Karol Linetty 1:1
60’ Gregoire Defrel 2:1
fot. Newspix.pl