Gdy rano spojrzeliśmy na zestawienie wszystkich dzisiejszych hitów za granicą, momentalnie zrobiło nam się ciepło na serduszku. Juventus kontra Napoli, derby Madrytu, mecz Liverpoolu z Chelsea… No tak, jest w czym wybierać. Mieliśmy jednak cichą nadzieję, iż najlepsze widowisko obejrzymy o piętnastej na Olimpico w Rzymie. Derby della capitale, dwie ofensywnie grające ekipy – to brzmiało jak idealna przystawka przed wieczornymi starciami. Nie pomyliliśmy się. Obie ekipy sprezentowały nam ciekawe, żywe spotkanie.
Zarówno Lazio, jak i Roma miało swoje problemy w ostatnich tygodniach. Dwie zgoła różne sytuacje, ale jednak. Podopieczni Inzaghiego, po dwóch ciężkich i niezbyt udanych starciach na początku rozgrywek, zdobyli aż dwanaście punktów i wskoczyli ligowej czołówki, plasując się na czwartej lokacie. Wielokrotnie tyłki ratował im świetnie dysponowany bramkarz, Thomas Strakosha, ale to tak na marginesie, bo forma całego zespołu zwyżkuje. A przecież kibice Biancocelestich czekają jeszcze na najwyższą dyspozycję Sergeja Milinkovicia-Savicia czy Luisa Alberto.
Rywale zza miedzy? No cóż, ekipa AS Romy zajmuje dopiero dziesiąte miejsce w tabeli, gra słabo i powoli w żółto-czerwonej części stolicy pojawia się temat zwolnienia trenera Eusebio Di Francesco. Brak formy wykazuje wielu kluczowych zawodników z poprzedniego sezonu, odbija się dużą czkawką brak Nainggolana i Alissona.
Cokolwiek powiedzieć – różnica jeżeli chodzi o aktualną dyspozycję była widoczna w pierwszych fragmentach meczu. Lazio rzuciło się na przeciwników od samego początku derbów Rzymu. Stwarzali sobie wiele sytuacji podbramkowych, bardzo aktywni byli Luis Alberto, Adam Marusić, czy, standardowo, Ciro Immobile. Roma została zdominowana i zamknięta na własnej połowie, choć potrafiła odgryźć się kąśliwymi kontrami. Wychodziło z tego wiele kłopotów pod bramką Lazio, lecz wtedy ratował sytuację świetnie dysponowany dzisiaj Luiz Felipe. Obecność Brazylijczyka w pierwszym składzie traktowano jako małą niespodziankę. A gdyby nie on, to „Orły” straciłyby gola znacznie wcześniej. Albowiem Felipe wykonał dwa absolutnie kluczowe wślizgi, które pozbawiły Romę sytuacji sam na sam z albańskim golkiperem.
Jedno z najważniejszych zdarzeń dzisiejszego rzymskiego popołudnia miało miejsce w 37. minucie. Z uwagi na uraz, prawdopodobnie mięśnia dwugłowego, z boiska zejść musiał Javier Pastore. Stare demony dalej nękają Argentyńczyka, ale nie o tym chcieliśmy się rozwodzić. Wówczas Di Francesco na plac wysłał Lorenzo Pellegriniego. Już kilka chwil później 22-letni Włoch odpłacił się swojemu szkoleniowcowi za zaufanie. W ostatnich sekundach regulaminowego czasu gry pierwszej połowy, Edin Dzeko zgrał futbolówkę w pole karne, gdzie pojawiło się małe zamieszanie. Po licznych błędach ze strony zawodników Lazio, piłka trafiła pod nogi wspomnianego Pellegriniego, który skorzystał z bierności Caceresa i uderzeniem piętką z siódmego metra dał prowadzenie AS Romie.
Trzeba w tej sytuacji docenić jasność umysłu i wyobraźnię. Bez tego o gola przy tych okolicznościach byłoby cholernie trudno.
W drugiej połowie obraz gry radykalnie się zmienił. To Roma przejęła inicjatywę i również werwę od rywali, którzy po bramce do szatni ewidentnie zastygli i stracili jakąkolwiek wiarę, że nareszcie uda im się wygrać spotkanie z mocnym rywalem w Serie A. Na nic zdało się wpuszczenie w 53. minucie Joaquina Correy za Luisa Alberto. Jednakże podopieczni Inzaghiego mogli liczyć na pomoc od rywali. Federico Fazio popełnił dramatyczny błąd i niemal w prezencie oddał futbolówkę Ciro Immobile, Włoch popędził na bramkę Olsena i pokonał Szweda plasowanym uderzeniem przy słupku. Argentyńczyka przed zabójczymi spojrzeniami kolegów z zespołu uratował Aleksandar Kolarov kilka minut później. Rzut wolny z szesnastego metra, lewa noga, pocisk ziemia-powietrze i ponowne prowadzenie Giallorossich.
Serb spędził w ekipie swoich dzisiejszych rywali aż trzy lata, ale jakoś zbytnio nie powstrzymywał się przed okazywaniem radości. Cudowny strzał, Strakosha pozostał bez szans na interwencję.
Lazio próbowało coś konstruować, odrabiać straty, ale szło im jak po grudzie. Skoro nie wychodziło z akcji, to próbowali strzałów z dystansu. W 81. minucie bardzo groźne uderzenie z około dwudziestego metra od bramki Olsena oddał Milinković-Savić, jednak golkiper Romy sparował futbolówkę na korner. 240 sekund później, groźnie zrobiło się w polu karnym ekipy w biało-błękitnych trykotach. Pellegrini wykonał perfekcyjne dośrodkowanie, wprost na głowę Federico Fazio. Argentyńczyk, ostatnio powołany na zgrupowanie reprezentacji, trafił do siatki Strakoshy, zamykając wynik derbowego starcia i odkupując winy za błąd przy golu Immobile. Roma ostatecznie wygrała 3-1, a Di Francesco zapewnił sobie chwilowy spokój. No bo co jak co – triumf w meczu przeciwko Lazio jest bardzo wysoko ceniony w gabinetach zarządców Romy.
MVP rzymskich derbów? Zdecydowanie zmiennik, Lorenzo Pellegrini. Bohater cokolwiek nieoczekiwany, ale dziś wieczorem Wieczne Miasto należy do niego.
AS Roma – Lazio 3:1 (1:0)
45’ Lorenzo Pellegrini 1:0
67’ Ciro Immobile 1:1
71’ Aleksandar Kolarov 2:1
86’ Federico Fazio 3:1
fot. Newspix.pl