Wtorkowa prasa to przede wszystkim podgrzewanie atmosfery przed startem fazy grupowej Ligi Mistrzów. Jest też kilka materiałów ligowych.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Ronaldo (ten prawdziwy) jako ambasador Ligi Mistrzów w rozmowie z Michałem Polem uważa, że Real Madryt i Barcelona w tych rozgrywkach wyprzedzają resztę o dwie długości.
Naprawdę uważa pan, że Real może wygrać Champions League po raz czwarty z rzędu? Bez Cristiano Ronaldo?
Ronaldo: To bardzo dobre pytanie. Myślę, że Real ma wielką szansę kontynuować pisanie historii futbolu. Nie jest łatwo wygrać Champions League trzy razy z rzędu. Z pięciu ostatnich finałów Real wygrał cztery. Nadal ma bardzo silny i zmotywowany zespół. Ma piłkarzy, którzy wiedzą, jak się gra w rundzie pucharowej. Kto ma większe doświadczenie od nich w wygrywaniu? Dlaczego więc mieliby przestać się liczyć?
Czy to było zaskoczenie, że pana przyjaciel Zinedine Zidane tak świetnie poradził sobie w roli trenera? W pierwszej pracy od razu odniósł sukces, jakiego nie udało się Realowi osiągnąć nawet w waszych galaktycznych czasach?
Ronaldo: Owszem, byłem zaskoczony, ale w pozytywnym sensie. To wielkie wyzwanie wygrać z Realem Ligę Mistrzów, ale żeby trzy razy z rzędu? No, ale świetnie znam Zizou, wiem, jakim jest wspaniałym człowiekiem i menedżerem. Okazało się, że jako trener ma równie wysokie umiejętności co jako zawodnik. To był najlepszy piłkarz, z jakim grałem w karierze. Jako trener pokazał równie wielki talent. Nie mam nawet pojęcia, czy ktokolwiek dokonał czegoś takiego przed nim. Bardziej niż odniesionym sukcesem zaskoczył mnie odejściem z Realu. Ale szanuję jego decyzję, każdy ma swoją motywację, każdy stawia przed sobą jakieś cele. On uznał, że swoje osiągnął, jest ambitny, ruszył szukać kolejnych.
Real bez Cristiano Ronaldo! Spodziewał się pan, że Portugalczyk może odejść do Juventusu?
Ronaldo: Nie wiem, czy jest ktoś na świecie, kogo nie zdziwił ten transfer. Ale rozumiem go. Skoro poczuł potrzebę zmiany, to miał wszelkie prawo, żeby jej dokonać. To wyjątkowy zawodnik, nie tylko o wybitnych umiejętnościach, ale i o mentalności zwycięzcy. Najwyraźniej, żeby ją podtrzymać, uznał, że potrzebuje nowych wyzwań, nowej motywacji. Jak każdy fan Realu, jestem mu wdzięczny za to, co zrobił dla klubu i życzę mu szczęścia.
Liga Mistrzów to oczywiście grube miliony do wzięcia. W tym sezonie triumfator LM może otrzymać nawet 130 mln euro, co byłoby rekordem rozgrywek.
Zapowiedzi wtorkowej Ligi Mistrzów.
Relacja z meczu w Sosnowcu, kończącego kolejkę Ekstraklasy. A także echa meczu Legia – Lech, w którym pokazał się Sebastian Szymański i wpadł do notesu selekcjonera Jerzego Brzęczka.
Kiedy Szymański dowiedział się, w której stolicy przyjdzie mu kontynuować karierę, wreszcie mógł skupić się na piłce. W meczu z Lechem był jednym z najlepszych piłkarzy na boisku i udowodnił, że może powoli aspirować do gry w pierwszej reprezentacji. Jeśli utrzyma formę. W końcówce minionego sezonu zaimponował byłemu selekcjonerowi Adamowi Nawałce, który zaprosił go na przedmundialowe przygotowania. Teraz zaczyna punktować u Brzęczka, który pozytywnie, ale ostrożnie wypowiada się o 19-letnim zawodniku. – Sebastian na pewno ma papiery na bardzo dobrego zawodnika, tylko musi trzymać równy, wysoki poziom. Mam go w swoim notesie i uważnie się przyglądam. Na razie chyba jeszcze oddamy go Czesiowi Michniewiczowi, ale nie wykluczam, że szybko przyjdzie jego czas. Musi ciężko pracować – powiedział nam Brzęczek, który był na niedzielnym meczu w Warszawie ze swoim asystentem Tomaszem Mazurkiewiczem.
Sam zawodnik Legii uważa, że on i drużyna wracają na właściwe tory.
Panu najbardziej odpowiada pozycja numer dziesięć – zaraz za napastnikiem.
Sebastian Szymański: Tam czuję się najlepiej, trener też o tym wie. Z Lechem zaliczyłem asystę, zanim podałem Dominikowi Nagy’owi dwa albo trzy razy dotknąłem piłkę – czekałem na odpowiedni moment, na pozycji pokazał się także Carlitos, ale wybrałem inaczej i… dobrze wyszło. Liczę na więcej asyst w tym sezonie, sądzę, że wracamy do odpowiedniej formy.
Grało wam się inaczej niż przed przerwą na reprezentację?
Sebastian Szymański: Wynik to jedno, a styl – co innego. Widać, że dwa tygodnie treningów pomogło drużynie, choć niektórzy – w tym ja – wyjechaliśmy na zgrupowania różnych reprezentacji. Zagrałem w młodzieżówce, ale także ćwiczyłem. Dla mnie występy z orłem na piersi to coś wyjątkowego. Słyszałem, że koledzy mocno pracowali w ostatnich dniach i to było widać.
Szefowie Śląska Wrocław nadal wierzą w Tadeusza Pawłowskiego, mimo że ten nie wygrał od siedmiu kolejek, a teraz dostał 0:4 od Zagłębia Lubin.
– To nie jest kategoria wiary, tylko obiektywnej oceny sytuacji. Wiem, ile pracy wykonał trener Pawłowski i z jakim zaangażowaniem. Wcześniej przecież mieliśmy bardzo dobre mecze, których niestety nie wygrywaliśmy. Do Lubina jechaliśmy na spotkanie z jedną z czołowych drużyn ligi, ale przede wszystkim na starcie derbowe. I dlatego porażka jest wyjątkowo dotkliwa i trudno o niej zapomnieć. Oczywiście liczyłem, że po dwutygodniowej przerwie na reprezentację nastąpi nasz przełom punktowy w lidze. Nie chodziło jednak, żeby w czasie tych przygotowań trener dokręcał śrubę, bo ona już wcześniej była dokręcona. Tutaj bardziej się liczy aspekt psychologiczny niż fizyczny. A teraz potrzebujemy po prostu zwycięstwa – przekonuje prezes.
Sylwetka Aleksandyra Kolewa z Arki Gdynia. Jego ojciec z powodu kontuzji kolana zakończył granie w piłkę, on miał więcej szczęścia.
SUPER EXPRESS
Żadnych przełomowych rzeczy. Na jednej stronie zapowiedź fazy grupowej Ligi Mistrzów pod kątem Polaków, zwłaszcza Piotra Zielińskiego.
Zieliński z Fiorentiną zapisał się w historii. To był jego 158 występ w lidze włoskiej. W ten sposób wysunął się na pierwsze miejsce wśród naszych rodaków. Prześcignął prezesa PZPN Zbigniewa Bońka, który do tej pory prowadził w tej klasyfikacji. Szef naszego związku ma w dorobku 157 gier, które rozegrał w latach 1982-88 w barwach Juventusu Turyn i Romy. Co jeszcze łączy go z Bońkiem? Występuje z numerem 20. Czy pójdzie ślady „Zibiego” i tak jak on odniesie sukces w europejskich pucharach?
Polacy są drugą najskuteczniejszą zagraniczną nacją na początku sezonu Serie A.
Najskuteczniejsi, co oczywiste, są Włosi – 31 bramek (211 zawodników w lidze). Polacy uzbierali już 10 trafień (Piątek 4, Zieliński i Stępiński po 2, Milik i Kownacki po 1), a w lidze gra ich 17. Tyle samo bramek zdobyli Argentyńczycy, ale ich w Serie A jest o dziesięciu więcej niż Polaków. Kolejne miejsce na liście strzelców zajmują Francuzi (7) i Chorwaci (5).
Jeszcze parę słów o przełamaniu Cristiano Ronaldo w Juventusie.
GAZETA WYBORCZA
Dariusz Wołowski o tym, że wyścig Cristiano Ronaldo z Messim się nie skończył.
Królewski klub przystępuje do obrony trofeum bez największej legendy rozgrywek. Co nie znaczy, że wyścig Ronaldo z Messim dobiegł końca.
– Rozpaczał jak dziecko, które właśnie straciło matkę. Był zupełnie sam, usiadłem obok i przez chwilę płakaliśmy razem – specjalista od przygotowania fizycznego reprezentacji Argentyny opowiada, jak Messi przeżywa porażki. Ukojenie znajdował w klubie, pierwszy raz Ligę Mistrzów z Barceloną wygrał jako 18-latek. Finał z Arsenalem opuścił z powodu kontuzji, ale po zwycięstwie jego wielki idol Ronaldinho zaciągnął go na murawę, by wziął udział w dekoracji. Wydawało się, że te rozgrywki są dla Messiego stworzone. W 2009 roku w finale z Manchesterem United przyćmił Cristiano Ronaldo. Odebrał mu Złotą Piłkę, a w czterech następnych sezonach był królem strzelców Ligi Mistrzów. Gdy wydawało się, że historię będzie pisał samotnie, nastąpił wielki kontratak Portugalczyka.
Od sezonu 2012-13 nigdy się nie zdarzyło, by ktoś strzelił więcej bramek w Champions League niż CR7. 82 gole w sześciu ostatnich edycjach LM to wynik kosmiczny, bez którego czterech triumfów Realu Madryt by nie było. Biografowie Ronaldo podkreślali, że wyścig z Messim stał się jego obsesją. Miliony kibiców śledziły pojedynek geniusza z chorobliwie ambitnym pracusiem, w którym ten starszy i skromniej obdarowany przez naturę coraz częściej występował w roli zwycięzcy.
Rafał Stec o znakomitym początku polskich strzelców w Serie A.
Fot. FotoPyk