Reklama

LaLiga w USA, odcinek nr 9714756532. Chętni są, tylko zgody wszystkich brak

Mariusz Bielski

Autor:Mariusz Bielski

13 września 2018, 13:11 • 4 min czytania 7 komentarzy

Globalizacja w futbolu stała się już równie oczywista co fakt, iż gra się w niego jedną piłką na dwie bramki. Szczególnie w marketingu, gdzie kluby oraz całe ligi prześcigają się w pomysłach na to jak promować swój produkt, markę oraz budować odpowiedni wizerunek. Trzeba zagospodarować nisze, zanim zrobi to konkurencja.

LaLiga w USA, odcinek nr 9714756532. Chętni są, tylko zgody wszystkich brak

Tak właśnie pomyślały władze LaLigi, gdy podpisywały piętnastoletnią umowę z agencją Relevant Sports, organizatorem doskonale opakowanego i przynoszącego wymierne zyski International Champions Cup. Hiszpanie poszli o krok dalej, dogadując się, iż w ramach umowy co roku jeden mecz Primera Division będzie odbywał się w Stanach Zjednoczonych, a cała sprawa na odbiła się szerokim echem praktycznie na całym świecie, zbierając przy okazji sporo krytyki.

Długo nie było wiadomo na jakich zasadach dokładnie ma to wszystko funkcjonować. Trwał więc impas, bo najbardziej dogodny dla klubów termin – czyli początek sezonu, gdy okres ogórkowy jeszcze daje o sobie znać, a kibice spędzają czas na wakacjach – właśnie przeminął, a planowanie wyjazdu na drugi koniec świata w środku rozgrywek wydawało się być ideą szaloną oraz ryzykowną.

Słusznie przewidywał jednak Rafał Lebiedziński w rozmowie z Weszło jakiś czas temu, że nowym, docelowym terminem będzie zima 2019, a jednym z najbardziej zainteresowanych klubów Barcelona. No i rzeczywiście, kilka dni temu okazało się, iż Duma Katalonii wyraża chęć zorganizowania takiego wyjazdu do Ameryki Północnej, gdzie od pewnego czasu intensywnie się promuje. Jej rywalem miałaby być Girona, a mecz powinien odbyć się 27 stycznia. Patrząc w terminarz, to właśnie bracia mniejsi Blaugrany z regionu byliby wtedy gospodarzami, więc La Liga musiałaby przygotować rekompensatę dla Albirrojos. W kuluarach mówi się o 3-4 milionach euro zwrotu za stracone wpływy z ticketingu i dnia meczowego i zapewnieniu przelotu do Stanów dla 1500 kibiców. Z kolei karnetowicze, którym nie udałoby się załapać na wycieczkę do Stanów, otrzymaliby 40% zwrotu kosztów za taki abonament.

Gdybyśmy żyli w idealnym świecie, a Primera Division była właściwie zorganizowana, jakoś mniej więcej w tym miejscu ten tekst mógłby się zakończyć. Jak to jednak zwykle w Hiszpanii bywa, sprawa przeciąga się, ponieważ co chwilę pojawia się w jej kwestii jakieś „ale”.

Reklama

Tym razem największe zmartwienie przejawiają… politycy. Ci bowiem podejrzewają, że skoro do USA miałyby się wybrać dwie katalońskie ekipy, to trybuny stadionu w Miami zamieniłyby się rychło w miejsce demonstracji narodowościowych. Maria Jose Garcia Pelayo, sekretarz ds. kultury i sportu, uważa bowiem, że nie marketingowym aspektem kierują się przedstawicielu Barcy oraz Girony, lecz chęcią wykorzystania tegoż eventu jako tuby propagandowej dla szerzenia idei niepodległości Katalonii. – Mam nadzieję, iż ten ewentualny mecz nie przerodzi się w więc polityczny – wspominał Ignacio Aguado z partii „Ciudadanos”.

Reakcja LaLigi była natychmiastowa, o czym informowało radio Cadena COPE. Na stadion nie będzie można wnieść żadnego prokatalońskiego symbolu, nie ma mowy o senyerach, esteladach (flagach) czy żółtych wstążkach w ramach poparcia dla uwolnienia katalońskich więźniów politycznych, które nosić uwielbia Pep Guardiola. Zamiast tego władze miasta zamierzają rozdawać ludziom hiszpańskie flagi, a przed pierwszy gwizdkiem odegrać hymn USA i Hiszpanii oczywiście. Nie żebyśmy się czepiali, ale z perspektywy osoby trzeciej nieco się to wszystko wyklucza. Okej, mieszani polityki do futbolu faktycznie nie jest fajne, tylko że w tak przedstawionej sprawie można zauważyć, iż bardziej chodzi o to kto manifestuje, a nie że w ogóle manifestuje.

Bynajmniej nie jest to jedyna przeszkoda, jaką będą musiały pokonać władze LaLigi, by ich pomysł wypalił. Sprzeciwiają się mu bowiem także FIFA z Giannim Infantino na czele, Luis Rubiales, prezes hiszpańskiego związku piłki nożnej, a także federacja CONCACAF, do której należy USA. Hiszpańskie media twierdzą, że bez zgody powyższych Barca oraz Girona nie będą mogły rozegrać meczu na obczyźnie, a skoro tak, to poniekąd wracamy do punktu wyjścia – znów trzeba przekonywać wszystkich po kolei, że LaLiga i kluby tylko na tym skorzystają. Najbardziej otwarty na rozmowy w tym temacie jest jednak Rubiales z RFEF, wszak niebawem ma on udać się do Stanów, by na własne oczy zobaczyć jak wyglądałoby to przedsięwzięcie od strony organizacyjnej. By spróbować dać się przekonać.

A wydawało się, że już wszystko zmierza w dobrą stronę… Zwłaszcza, gdy z protestowania przeciwko realizacji umowy z Relevent Group wycofało się AFE, czyli związek hiszpańskich piłkarzy. Początkowo zareagował on bardzo ostro, w oświadczeniu odwołując się do przedmiotowego traktowania piłkarzy. Później kapitanowie wielu drużyn poparli to stanowisko, buntując się przeciwko podjętej za ich plecami decyzji, chcieli strajkować, ale ostatecznie się z tego wycofali.

Reklama

Nie oznacza to co prawda pełnej zgody, bo AFE zamierza bacznie przyglądać się tej sprawie, lecz każda odwilż w wyjątkowo zimnych relacjach stanowi tu duży krok do przodu. Aczkolwiek nie ma też się co łudzić. W Hiszpanii debata na ten temat wciąż trwa, głosy są wyjątkowo donośne, więc należy się uzbroić w cierpliwość – jeszcze parę odcinków tej sagi na pewno uświadczymy. Oby nie zrobiła się dłuższa niż “Moda na sukces”…

Fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Hiszpania

Hiszpania

Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Aleksander Rachwał
3
Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Komentarze

7 komentarzy

Loading...