Reklama

Hiszpańska technika, angielskie serce i szklane ciało Jacka Wilshere’a

Mariusz Bielski

Autor:Mariusz Bielski

25 sierpnia 2018, 09:32 • 10 min czytania 2 komentarze

Ileż to złotych dzieci wydała Anglia, które z czasem okazywały się dziećmi z tombaku? Jacka Wilshere’a bezsprzecznie można zaliczyć do tego grona, wszak nigdy nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań. Nie został brytyjską odpowiedzią na Xaviego czy Iniestę, jak często o nim pisano. Już dziś pomocnik – przepełniony dodatkową motywacją – powraca do swego domu, czyli Arsenalu, lecz jako piłkarz West Hamu.

Hiszpańska technika, angielskie serce i szklane ciało Jacka Wilshere’a

Nie mówcie nam więc, że historia nie toczy się kołem. Owszem, toczy się i przypadek Wilshere’a, a raczej jego rodziny najlepiej o tym świadczy. Jest to bowiem coś w rodzaju powrotu do korzeni, wszak jego ojciec, Andrew, zanim z powodu syna został kibicem Kanonierów, wspierał właśnie Młoty.

Samemu Jackowi natomiast nie potrzeba było dużo czasu, aby podjąć decyzję o dołączeniu do ekipy ze wschodniego Londynu. Ponoć wystarczyła tylko jedna rozmowa pomiędzy nim a Manuelem Pellegrinim, który przejął drużynę tego lata. – Opisał mi ze szczegółami, jaką rolę dla mnie przewiduje, co chce, żebym grał i na jakiej pozycji w nowej formacji. Mam być ważną postacią w drużynie. Podoba mi się jego podejście. Chce szybkiego futbolu, w którym druga linia jest kluczowa, zespół ma dominować, zakładać wysoki pressing. Tak jak niegdyś jego Manchester City. Zaraz po krótkiej rozmowie z nim wiedziałem, iż chcę stać się częścią tego projektu – opowiadał Jack w wywiadzie przeprowadzonym przez klubową redakcję.

Równie szybko przekonał się też, że jego przygoda z Arsenalem dobiega końca. – Rozmawialiśmy 15 minut. On pragnął być pierwszoplanową postacią w ekipie. Ja nie mógłbym mu tego zagwarantować – mówił Unai Emery, nowy szkoleniowiec The Gunners. Musiał być wyjątkowo stanowczy, nieufny i niechętny wobec wychowanka klubu, skoro nie chciał go choćby sprawdzić podczas presezonu. Z góry go skreślił. – Po spotkaniu z Emerym czułem, że praktycznie nie mam wyboru, że muszę odejść ze sportowych względów. Dałby mi zbyt mało minut, aby opłacało mi się zostać na Emirates – wspominał.

Ta krótka, lecz szorstka relacja z baskijskim trenerem sprawiła, iż Jack bardzo szybko przeszedł od chęci pozostania na lata w Arsenalu do potrzeby udowodnienia wszystkim w – nie bójmy się tego określenia – ojczyźnianym klubie. A jeszcze w maju mówił przecież, że ma wielką nadzieję na dalszą grę jako Kanonier, nigdy nie zastanawiał się nad tym jak by to było, gdyby grał gdzie indziej. Przeprowadzka też nie zaprzątała mu głowy nawet w najmniejszym stopniu. Teraz oczywiście przyjmuje zupełnie odmienną narrację: – Grać na Emirates jako gość będzie bardzo dziwnym doświadczeniem. Muszę jednak udowodnić im, że zrobili błąd, wypuściwszy mnie tak łatwo.

Reklama

Nie można mieć jednak pewności co do tego, iż gdyby Arsene Wenger kontynuował karierę w Arsenalu, to jego los podzieliłby Wilshere. W zasadzie tylko przez krótki moment był on zawodnikiem pierwszego składu, niecałe dwa miesiące w środku zimy, w grudniu oraz styczniu. Poza tym podlegał dość dużej rotacji i raczej wchodził na boisko z ławki, niż przebywał na nim od pierwszej minuty. Nie bez powodu też w sezonie 2016/17 trafił na wypożyczenie do Bournemouth. Konieczność odbudowania się po złamaniu kości strzałkowej to jedno. Drugie, że w jego stanie nie byłby w stanie wygrać rywalizacji z Xhaką, Ramseyem czy Elnenym. Przez grzeczność nie ma też co rozpisywać się o jego porównaniu z Ozilem.

Szukając odpowiedzi na pytanie „co poszło nie tak w karierze Jacka?”, nie da się uniknąć tematu kontuzji. Byle kibic Arsenalu obudzony w środku nocy na dźwięk jego nazwiska pomyślałby właśnie o jego kruchym zdrowiu. Zerknijcie na tę infografikę:

Źródło: TalkSPORT

A weźmy pod uwagę, że ma ona już 4 lata. Dodajmy więc jeszcze kłopoty z kostką z 2015 roku, wcześniej już wspominane złamanie oraz uraz kolana, przez który część lata 2016. Wszystkie powyższe złożyły się na aż 155 opuszczonych meczów w karierze! Mało tego, pomiędzy wrześniem 2014, a październikiem 2016 roku nie rozegrał ani jednego spotkania ligowego w pełnym wymiarze czasowym.

Obraz turlającego się z bólu po murawie Jacka, tłuczenie w nią pięściami, w pewnym momencie był już stałym obrazem kanonierskiego krajobrazu. Do tego stopnia, że sam bohater tego tekstu zaczął być autoironiczny, jak choćby w opisie poniższego zdjęcia:

Reklama

„Udany weekend. Udało mi się przetrwać 20 minut jazdy na łyżwach”

Miał też jednak sporo farta – chociaż to trochę niefortunne określenie – iż najpoważniejsze kłopoty zdrowotne dopadały go dopiero w trakcie seniorskiej kariery. Gdyby coś przerwało jego przygodę z piłką już za młodu, mógłby skończyć nieciekawie. To znaczy, nie zrozumcie tego źle, żadnej gangsterki nie mamy na myśli. Jack bowiem ukończył jedynie szkołę podstawową, za zgodą rodziców poświęcając się w pełni futbolowi. Niezbyt to pedagogiczne, bardzo zaś ryzykowne. Albo, jak kto woli, głupie.

Nie tak to wszystko miało wyglądać. Od początku kariery powtarzano mu przecież, że jest wyjątkowy. I to nie tylko rodacy słodzili mu niczym najbardziej szczodrzy cukiernicy. Po jednym z meczów z Barceloną w Lidze Mistrzów, Jackiem zachwycał się chociażby Xavi. – Z całym szacunkiem, ale to nie jest typowy angielski pomocnik. Potrafi zagrać podanie każdej długości imponująco celnie, świetnie czuje się przy piłce. Rozmawialiśmy o nim z Pepem [Guardiolą]. Tego typu zawodnicy bardzo mu imponują – podkreślał pomocnik Blaugrany. – Gdyby nie męczyły go kontuzje, mówilibyśmy właśnie o jednym z najlepszych rozgrywających na świecie – zauważał zarazem. Angielscy kibice też swego czasu żywili nadziei, iż zostanie on godnym następcą Scholesa, Lamparda czy Gerrarda. – Nie martwcie się o naszą przyszłość, przecież mamy Wilshere’a – odważnie mówił Wenger po tym, jak z Arsenalu do Dumy Katalonii właśnie przeniósł się Cesc Fabregas. – Ma hiszpańską technikę, ale serce angielskie – zaznaczał kiedy indziej.

Oprócz pecha dotyczącego zdrowia nie omijała go zatem również presja. Wyobraźcie sobie – macie 19 lat, a trener tak wielkiego klubu namaszcza was na następcę najlepszego rozgrywającego drużyny od lat. Sukcesora piłkarza, który dyrygował grą Kanonierów przez 8 lat, a zwieńczeniem jego kariery na Emirates było otrzymanie opaski kapitańskiej po Williamie Gallasie. Nie jest łatwo, gdy w tak młodym wieku wpychają cię tuż przed lampy błyskowe aparatów i kamer całego futbolowego świata. Zwłaszcza, że mając na karku 16 wiosen i 254 dni stajesz się najmłodszym zawodnikiem w historii The Gunners, jaki zagrał w meczu Premier League, w tym samym roku debiutujesz w Champions League, a trzy lata później regularnie (no, dopóki ci zdrowie pozwoli) grywasz w seniorskiej reprezentacji Anglii.

Kibice zaś też nie pomagali, wszak najpierw ulegali hurraoptymistycznym opiniom co do chłopaka, później natomiast krytykowali go zawzięcie. Pod powyżej załączonym tweetem o jeździe na łyżwach możemy zobaczyć fotomontaż Jacka owiniętego w jak bałwan w folię bąbelkową.

Źródło: twitter @peltonboy

I o ile na ten widok Jack mógł się jeszcze uśmiechnąć, o tyle wiele innych wolałby raczej uniknąć. Kilka wziętych z brzegu:

– Jack Wilshere przechodzi do Bournemouth na zasadzie rocznych rehabilitacji
– BREAKING, cały sztab medyczny The Cherries został zwolniony po tym jak Wilshere z powodzeniem przeszedł testy medyczne
– Czy jesteś zmartwiony tym, że twoja kariera pacjenta jest czasem przerywana piłkarskimi epizodami?
– Jak to jest grać w piłkę, mając nogi kruche jak płatki śniadaniowe?
– Jak czujesz się z faktem, że nie masz takiej techniki, dynamizmu, wizji gry i skuteczności jak Dele Alli?

Krótko mówiąc, organizacja Q&A dla kibiców nie była najlepszym pomysłem ze strony pomocnika.

Ten ostatni z wymienionych komentarzy i wiele jemu podobnych nie wzięły się znikąd. Anglik spędził bowiem w Arsenalu 17 lat więc równocześnie z miłością do Kanonierów nasiąkł także nienawiścią wobec Tottenhamu. Pijany podczas celebracji zwycięstwa w FA Cup przewodził chórowi kibiców, intonując niewybredne przyśpiewki wobec największego piłkarskiego wroga.

– Gdybyś miał wymieniać, to który incydent z policją jest twoim ulubionym? – pytał jeszcze inny fan Spurs.

No i tu właśnie dochodzimy do kwestii, przez którą wielu fanów futbolu, Arsenalu w szczególności, przestało pałać do niego wielką miłością. Parę razy zdarzyło się bowiem, iż bohater tego tekstu miał do czynienia ze stróżami prawa niekoniecznie w zajadając z nimi pączki. W 2016 roku został przyłapany na mieście podczas rozmowy z funkcjonariuszami po tym, jak został wyrzucony z klubu nocnego. W 2010 natomiast został aresztowany po bójce, w której wziął udział i której efektem było złamanie ręki jednej z biorącej udział w zdarzeniu kobiet. Szczęście w nieszczęściu, że to nie on doprowadził do urazu. Jeszcze innym razem musiał tłumaczyć się z faktu, iż napluł w twarz taksówkarzowi, ponieważ ten miał na sobie czapkę z herbem Tottenhamu i odmówił piłkarzowi kursu.

Dużą krytykę na klatę musiał przyjąć jeszcze w kilku innych sytuacjach, jak chociażby wtedy, kiedy przyłapano go na paleniu fajek. I to nie jeden raz, bo: w nocnym klubie, na wakacjach i podczas wizyty w Las Vegas. Czy był uzależniony, nikt tego nie potwierdził, ale wiadomo jak to jest z papierosami. – Rzucanie palenia jest dziecinnie proste. Robiłem to wiele razy – mawiał Mark Twain nie bez powodu. To oczywiście pół żartem, jednak czasy, gdy tego typu zwyczaje były w piłkarskich szatniach akceptowane minęły dawno temu. Fajki wodne też nie robią różnicy w tym temacie, o czym nasz bohater również zdążył się przekonać. Kajał się potem, to oczywiste. Wstydził się nawet dlatego, iż dawał zły przykład własnym dzieciom.

Źródło: Daily Mirror

Z drugiej strony Arsene Wenger zawsze był dla niego bardzo wyrozumiały, bronił go przed krytyka opinii publicznej. – Był na urlopie, a ja nie jestem w stanie kontrolować go przez cały czas. Ostatecznie piłkarze to też ludzie, mają swoje słabości, ale wierzę w jego profesjonalizm – mówił. Być może jego wyrozumiałość wynikała z tego, że sam niegdyś lubił zakurzyć, także na ławce trenerskiej, aby zabić stres. Z trzeciej perspektywy, być może właśnie z pobłażliwości wynikały problemy francuskiego szkoleniowca z palaczami? Nie tylko Wilshere’a przyłapano na kopceniu, czuje oczy i kamery kibiców swego czasu przyłapały również Marouane’a Chamakha czy też najlepszego kumpla Jacka z dawnych czasów, Wojtka Szczęsnego.

Być może przesadą byłoby nazwanie ich bratnimi duszami, aczkolwiek nie ma co do tego wątpliwości, iż Polak oraz Anglik rozumieli się doskonale.

W pewnym sensie też ich kariery potoczyły się podobnie Obu uznawano bowiem za wielkie talenty oraz przyszłość Arsenalu, lecz w końcu i jeden i drugi musiał się z nim pożegnać. Wengerowi ostatecznie brakło cierpliwości do dwóch wychowanków, choć zwykle pałał do nich miłością większą niż w większości wielkich klubów. Powoli ich wypychał poza Emirates, aż w końcu pozbył się na dobre. Polaka zresztą nieco wcześniej. Przy czym różnica jest taka, że Szczęsny poza Arsenalem złapał jeszcze większy wiatr w żagle, rozwinął się, stał się również ważną postacią w polskiej reprezentacji. Wilshere zaś przeciwnie, szedł w drugą stronę. Co prawda transferu do West Hamu zsyłką nazwać się można, aczkolwiek nie oszukujmy się, nawet pomimo lepszych możliwości dalszego rozwoju w zespole Młotów, przejście do nich z Arsenalu jest krokiem wstecz.

Podobnie jak wypadnięcie z obiegu w reprezentacji Anglii. Bo nawet pomimo tego, że pomocnik jest od dłuższego czasu zdrowy, Gareth Southgate na niego w ogóle nie stawia. Do Rosji też wolał zabrać chociażby Rubena Loftus-Cheeka czy Fabiana Delpha, choć ten przecież cały poprzedni sezon spędził na lewej obronie. Ostatnie spotkanie w barwach Synów Albionu wychowanek Kanonierów zagrał jeszcze za kadencji Roya Hodgsona w 2016 roku i wydaje się, iż na razie nic się z tej materii nie zmieni. Słowa obecnego selekcjonera o pozostawaniu otwartym na usługi Jacka brzmią raczej kurtuazyjnie niż zapowiadają jego rychły powrót do kadry narodowej. – Szkoda, bo czuję się naprawdę dobrze. Sądzę, że rozegrałem niezły sezon. Sądziłem, że przebiję się do reprezentacji. Cóż, trudno. Respektuję wybory szkoleniowca – mówił rozgoryczony.

Wszystko leży w jego nogach, by w przyszłości naprawdę dać Southgate’owi do myślenia, a samemu sobie stworzyć talię argumentów mocniejszych niż tylko wrażenia. Pomocnik musi wydobyć najlepszą wersję samego siebie. Znów przejść drogę w drugą stronę – od zawodnika, który czasem udekoruje mecz, do takiego, co ów mecz zdominuje. Zupełnie niczym swego czasu Barcelonę w Lidze Mistrzów w 2011 roku, kiedy zachwycił cały świat. Przy okazj chętnie zamknąłby usta paru krytyków. I nie, wcale nie chodzi tu o internetowych trolli, tylko faktyczne piłkarskie autorytety. – Wcale nie jest lepszy niż w chwili, gdy miał 17 lat – mówił niegdyś chociażby Paul Scholes i dzisiaj na pewno też by się pod tymi słowami podpisał. W jeszcze mocniejszym tonie wypowiadał się o Jacku Roy Keane. – Kiedy widywałem go z opaską kapitańską Arsenalu na ramieniu, myślałem sobie, że to najbardziej przereklamowany piłkarz na tej planecie – przekonywał.

Ale żeby temu zaprzeczyć, nie wystarczą tylko zapowiedzi i deklaracje ze strony Wilshere’a. Tych już w karierze złożył wiele, a potem życie pozaboiskowe lub zdrowie je weryfikowało. W wieku 26 lat wypadałoby mu przejść od słów do czynów, aby za kilka lat nie musiał tylko przytakiwać wszystkim tym, którzy zapamiętają go głównie jako wonderkida, a nie pełnowartościowego piłkarza. Aby Kanonierzy faktycznie pożałowali jego odejścia.

Mariusz Bielski

Fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Anglia

Komentarze

2 komentarze

Loading...