– Jestem dość kontrowersyjnego zdania, że słaby sezon Bayernu może pomóc nie tylko Bawarczykom, ale też całej lidze. Już teraz nieśmiało rozmawia się o sensie zasady 50+1. Mówi się, że Uli Hoeness jest na tyle wpływową osobą, że mógłby zainicjować poważne działania w kierunku zmian w całej Bundeslidze, która obecnie znajduje się w odwrocie – uważa Marcin Borzęcki, ekspert od Bundesligi, z którym porozmawialiśmy przed rozpoczęciem rozgrywek ligowych w Niemczech.
O problemach Bayernu. O drużynach, które mogą mu zagrozić. O tym, czy świat ucieka Bawarczykom. O słabnącej lidze. Poza tym obszernie o większości pozostałych drużyn, jak i o Polakach, których rola w kraju naszych zachodnich sąsiadów maleje z roku na rok. Zapraszamy.
*
Jak szybko Bayern zaklepie sobie mistrzostwo?
Odkąd Pep Guardiola przestał pełnić rolę trenera Bawarczyków, świętowanie mistrzostwa jest trochę odkładane w czasie. Za Hiszpana szampany można było otwierać w okolicach Bożego Narodzenia. Teraz jest trochę trudniej, zresztą nie bez powodu. Guardiola był trenerem, który wprowadził na tyle specyficzny, dominujący styl gry, że Bayern był nie tylko mocny piłkarsko, ale również górował nad rywalami mentalnie. Dochodziło do kuriozalnych sytuacji – Armin Veh, trener Eintrachtu Frankfurt, potrafił wysłać do Monachium rezerwy i otwarcie mówić na konferencji prasowej, że i tak przegra, więc nie ma sensu nadwyrężać kluczowych piłkarzy. Bayern nawet jak był w słabszej formie, to i tak wygrywał, bo rywale zwyczajnie się go bali i wychodzili na boisko ze świadomością nieuniknionego. Za czasów Carlo Ancelottiego zrobiło się trochę luźniej, Jupp Heynckes objął nieco rozklekotaną drużyną, ale koniec końców i tak zdobywała ona mistrzostwo bez większego wysiłki. Za to teraz Bayern jest zagadką. Zespół objął trener, który – prawdopodobnie – nie był ani pierwszym ani drugim wyborem Uliego Hoenessa. Niko Kovac jest szkoleniowcem, który nie ma doświadczenia w prowadzeniu tak dużego zespołu. Wiadomo, trenował gwiazdy reprezentacji Chorwacji, prowadził Eintracht, ale to jednak trochę mało. Brakuje mu doświadczenia w europejskich pucharach, bo z ławki trenerskiej nie słyszał ani hymnu Ligi Mistrzów, ani Ligi Europy. Nie wiadomo, jak Bayern będzie grał i jak odnajdzie się pod wodzą tego trenera. Jego poprzedni zespół był dobrze zorganizowany w defensywie, wyprowadzał sprawne kontrataki, generalnie bazował na dyscyplinie taktycznej. Kovacowi trzeba jednak oddać, że zbudował drużynę silną mentalnie, zjednoczył ją. A tam był prawdziwy tygiel narodowościowy, na czele ze znanym z kapryśnego charakteru Boatengiem. Nie wiadomo jednak, jak umiejętności chorwackego szkoleniowca podziałają na gwiazdy w Bayernie. Inna skala presji, inna szatnia, inni piłkarze. Według mnie są dwie opcje: albo projekt wypali i Bayern znów zamiecie ligę, albo będzie się męczył, wpadnie w tarapaty i może nawet straci mistrzostwo.
Bayern trapi kilka problemów. Trener jest zagadką, odszedł Vidal, coraz starsi są Ribery i Robben, kilka pozycji – jak środek obrony – nie jest wystarczająco zabezpieczonych.
Bayern zawsze uchodził za oazę spokoju i porządku. Wszystko robił z wyprzedzeniem. Jeśli kupował Lewandowskiego, ogłaszał go pół roku wcześniej. Jeśli pozyskiwał Guardiolę, informował o tym wcześniej. Jak w Niemczech – porządek musiał być, wszystko zaplanowane od a do z. Teraz wydaje się, że wkradł się tam lekki chaos. Przedłużenie umów z duetem Ribery-Robben było dość kontrowersyjne. To nadal klasowi piłkarze, ale liczby są bezlitosne – z sezonu na sezon są coraz wolniejsi, coraz mniej dają zespołowi. Do tego Bayern nie został przesadnie wzmocniony. Skrzydła wyglądają średnio, bo każdy z czwórki zawodników, na czele z młodym Gnabrym i Comanem, miewają wahania formy i problemy zdrowotne. Ponadto odszedł Vidal, czyli piłkarz niby podatny na kontuzje, niby kontrowersyjny, a jednak bardzo ważny. Przyszedł Goretzka i na tym skończyły się głośne ruchy Bayernu. Nie wiadomo, jak będzie wyglądała linia pomocy, bo dużo mówi się o tym, że może odejść Sebastian Rudy, więc wtedy w klubie zostanie tylko jeden typowy defensywny pomocnik – Javi Martinez, który też lubi wylądować u lekarza. Jak dla mnie – spore ryzyko i dość mało widowiskowa polityka biorąc pod uwagę, że presja na zdobycie Ligi Mistrzów jest już ogromna.
Mam wrażenie, że Uli Hoeness jest świadom tego, że Kovac może zawieść oczekiwania, przez co do końca mu nie ufa. Nie chce robić transferów pod tego trenera, woli się wstrzymać. Kto wie, być może szykuje się sezon przejściowy dla Bayernu. Być może działacze zakładają, że projekt z Chorwatem za sterami zakończy się fiaskiem. To trochę gdybanie, ale nie wykluczam, że za rok przyjdzie inny trener, wygasną umowy Ribery’ego, Robbena, przyjdzie czas na głośne transfery i mini-rewolucję. Zarząd zresztą się z tym nie kryje i głośno mówi, że jeśli wydawanie 80-100 milionów euro na jednego piłkarza, to owszem, ale dopiero za rok.
Nie jest tak, że kibice chcą się łudzić, że Bayern będzie słabszy, żeby były emocje? A potem mija kilkanaście kolejek i wszystko staje się jasne.
Na pewno coś w tym jest. Chociaż rozmawiałem z kilkoma osobami i doszliśmy do wniosku, że – paradoksalnie – jeżeli Bayern zawaliłby ten sezon, mogłoby to mieć na niego… bardzo dobry wpływ. Uli Hoeness ma w klubie władzę absolutną. Ostateczna decyzja zawsze należy do niego. Wszyscy – włącznie z Karlem-Heinzem Rummenigge – mogę go przekonywać, że trawa jest zielona, a Thomas Tuchel będzie dobrym kandydatem na trenera Bayernu, ale jeśli on się uprze, że jest inaczej to i tak zrobi wszystko po swojemu. To genialny prezes, któremu klub zawdzięcza swoją potęgę, ale można czasem odnieść wrażenie, że zaczyna dusić się we własnym sosie. Nie wszystkie jego pomysły są do końca trafione, gęstą atmosferę podsyca w swoim stylu – kontrowersyjnymi wywiadami w mediach. Być może gdyby doszło do gorszego sezonu, Hoeness mógłby się zreflektować i więcej do powiedzenia mieli jego współpracownicy – zwłaszcza postępowy Rummenigge. Przy okazji Bayern mógłby też dojść do wniosku, że warto trochę zaszaleć na rynku transferowym, a nie tkwić z rekordem transferowym w wysokości 40 milionów z hakiem euro za Tolisso i dziwić się rokrocznie, że czegoś zabrakło w półfinałowych starciach LM.
Świat ucieka Bayernowi?
Można bronić Bayern, bo – patrząc na ostatnie pięć lat – nie wygrali Ligi Mistrzów, ale zawsze wchodzili do ćwierćfinału czy półfinału. Jednak może być to bardzo złudne wrażenie, bo w pewnym stopniu świat trochę monachijczykom ucieka. Pozostałe kluby myślą przyszłościowo, nie szczypią się z pieniędzmi, bo wiedzą że jedno przespane okno transferowe może zwiększyć dystans do reszty zbyt brutalnie. Polityka Bayernu oparta na tym, by wydawać mało, być cały czas na finansowym plusie i w globalnej polityce trzymać się lokalnych tradycji jest bardzo romantyczna. Fajnie się o niej opowiada, fajnie się o niej słucha, to się może podobać kibicom. Jednak, chcąc nie chcąc, rynek transferowy zaczyna się rządzić coraz ostrzejszymi zasadami i nawet młodzi, nieokrzesani piłkarze kosztują duże sumy. Nadchodzi czas, w którym nawet dla Bayernu nieuniknione stanie się szastanie gotówką. Bo to już naprawdę ostatni dzwonek, żeby wskoczyć do przyspieszającego każdego lata pociągu. A chętnych na miejsce w czołówce jest wielu – ramię w ramię z Realem czy Barceloną chcą w końcu stanąć choćby w Paryżu czy Manchesterze.
Jak kształtują się opinie w Niemczech? Alfred Draxler, szef redakcji sportowej Bilda, pogratulował Bayernowi mistrzostwa już tydzień temu.
Bayern jest zdecydowanym faworytem do mistrzostwa i musiałoby się wydarzyć wiele złego, by po drodze się wykoleił – nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Jak co roku każdy z trenerów Bundesligi typował kandydata do mistrzostwa i bodaj czternastu czy piętnastu trenerów wskazało na monachijczyków. To też o czymś świadczy. Julian Nagelsmann wskazał co prawda na Bayer Leverkusen, ale nie ma wątpliwości, że jeżeli ktoś inny niż Bayern ma zdobyć mistrzostwo, to przede wszystkim słabością Bawarczyków. W poprzednim sezonie wicemistrzem było Schalke i był to najsłabszy wicemistrz w historii jeżeli chodzi o zdobycz punktową. Na zdobycie patery przez kogoś innego musi nałożyć się mnóstwo sprzyjających okoliczności. Bayern musi być bardzo słaby, a pozostałe zespoły musiałyby wystrzelić z formą. Problem w tym, że Borussia Dortmund jest w trakcie przebudowy, a Schalke czy Lipsk dopiero budują poważne zespoły. Siłą rzeczy będą tracić punkty, tak jak traciły w poprzednim sezonie, a przecież jeśli chce się zdetronizować tak potężnego mistrza, nie można sobie pozwolić na wpadki.
Borussia Dortmund, z Lucienem Favrem, jest w stanie dotrzymać kroku Bayernowi chociaż przez jakiś czas?
Oczekiwania są duże. Borussia dokonała ciekawych transferów, wydała sporo pieniędzy, ściągnęła i nazwiska, i jakość, czego najlepszym przykładem jest Axel Witsel. Jest jednak kilka znaków zapytania. BVB nie ma napastnika, a trudno rywalizować z Bayernem bez efektywnego strzelca. Można zasłaniać się tym, że Favre lubi grać fałszywą dziewiątką, że w Borussi Monchengladbach wychodziło to fantastycznie i wydaje się, że teraz też ma wykonawców do uskuteczniania takiej taktyki. Nie jest jednak powiedziane, że wyjdzie to tak dobrze w zespole, który chciałby powalczyć o mistrzostwo kraju. Mówi się, że najbliżej klubu jest Paco Alcacer, spekulowało się o Divocku Origim, ale na razie konkretów nie ma.
Borussia będzie lepszym zespołem niż w poprzednim sezonie, ale mam wątpliwości, czy na ten moment jest to zespół gotowy do zdobycia mistrzostwa. Nawet pucharowy mecz z Greuther Fürth pokazał, że dortmundczycy mają swoje problemy. Można mówić, że nieco zlekceważyli drugoligowca, można zasłaniać się różnymi okolicznościami, ale pewne rzeczy dało się zauważyć. Przyjście nowego trenera nie odmieni zespołu jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, potrzeba czasu, choć generalnie nie mam wątpliwości, że Favre wzniesie ten zespół na wyższy poziom piłkarski i do takich takich kompromitacji jak wiosną przeciwko Bayernowi nie dojdzie.
Hans-Joachim Watzke wspominał o powrocie do korzeni. Do wartości, które cechowały Borussię kilka lat temu. O co chodziło?
Borussia za Kloppa i Tuchela szła jedną ścieżką. Promowała młodych zawodników, starała się dobierać piłkarzy tak, żeby każdy transfer podnosił jakość zespołu. Ostatni sezon to jednak wielkie zawirowania. Najpierw Peter Bosz, który świetnie zaczął, ale potem kompletnie się pogubił, a następnie Peter Stoger, który dopełnił obrazu nędzy i rozpaczy. Jego Borussia była niemrawa, nijaka, a ponura i pozbawiona wyrazu twarz szkoleniowca była twarzą drużyny. Kibice nie posiadali się z wściekłości, gdy nawet w meczu derbowym – przegranym 0:2 z Schalke – przesiedział 90 minut na ławce rezerwowych i w momentach, gdy trzeba było pobudzić drużynę, siedział apatycznie na ławce i z niesmakiem spoglądał tylko na murawę. Był smętnym i prezentującym marazm BVB człowiekiem. Teraz klub chce wrócić do korzeni, które jakiś czas temu pomogły mu zdobyć mistrzostwo. Fantazja, energia, szybka gra. Lucien Favre uchodzi za bardzo mądrego trenera, ocierającego się o geniusz, a przy tym wulkan energii – to cechy, która ma nabyć jego zespół.
Jest też pracoholikiem.
W pewnym sensie wręcz oszołomem. Nie jest tajemnicą, że to człowiek, który pod wpływem impulsu potrafi podjąć irracjonalną decyzję, ale też nie bez kozery jest jaki jest, skoro w trakcie swojej kariery wzorował się na dwóch wielkich postaciach – Johanie Cruyffie i Marcelo Bielsie. Z Borussi Monchengladbach odszedł po kilku pięknych latach, bo… słabo zaczął sezon. Kiedyś chciał odejść z Herty i praktycznie z lotniska zaciągnięto go znowu na stadion, by jednak został. To szaleniec, ale jednocześnie człowiek przepełniony emocjami i pozytywną energią. Czyli czymś, czego Borussii brakowało. I na pewno zrobi wszystko, by drużyna wróciła na właściwe tory, bo historie o tym, jak swojego asystenta zasypywał dziesiątkami kaset do analizy rywala, obrosły już legendą.
W zeszłym sezonie w Borussii pojawiały się problemy z dyscypliną?
W pojedynczych przypadkach. Nie bez powodu BVB rozważa sprzedaż bardzo utalentowanego Raphaela Guerreiro. To niezwykle utalentowany i uniwersalny gracz, mistrz Europy. A jednak klub zastanawia się, czy się go nie pozbyć i nie oddać do PSG. Jest leniwy, mówi się o tym, że nie chce uczyć się języka niemieckiego. Że leceważy obowiązki, nie jest zbyt profesjonalny. U Favre’a nie będzie miejsca na taką niesubordynację.
RB Lipsk będzie w stanie powalczyć o czołowe lokaty? Wydaje się, że ma jakościową kadrę.
Ralf Rangnick to innowator jeżeli chodzi o nowinki taktyczne w Niemczech. Kiedy reprezentacji Niemiec bardzo słabo poszło na mundialu w 1998 roku, Rangnick był wówczas trenerem drugoligowego SSV Ulm. Ku zaskoczeniu gawiedzi, pojawił się w telewizji i – przesuwając magnesy na tablicy oraz gestykulując – pokazywał, jak powinna grać reprezentacja Niemiec, w jakim kierunku powinien podążać futbol, jak wygląda ustawienie z czwórką obrońców w linii, co było wówczas czymś nowatorskim. To, podobnie jak Favre, niezwykle zdolny trener, który balansuje na granicy geniuszu i szaleństwa. Jestem ciekaw, jak Lipsk poradzi sobie pod jego wodzą w tym sezonie. Klub w klasyczny dla siebie sposób pozyskał młodych zawodników, których nazwiska raczej niewiele nam nie mówią. Klasyka w przypadku tego klubu. Są to jednak piłkarze, którzy mimo młodego wieku i anonimowości kosztowali po kilkanaście milionów i wniosą za pewne wiele jakości.
Wiemy już też, że Lipsk będzie oglądało się z ogromnym zaciekawieniem i pasją. Rangnick stawia bowiem na specyficzny styl gry, jest zamordystą. Piłkarze, trochę jak u Simeone, ocierają się o skrajne dla organizmu stany wycieńczenia. Trener wymaga, by od pierwszej do 90. minuty biegać, biegać i jeszcze raz biegać. Nie dawać rywalowi wyjść z pola karnego, odbierać piłkę jak najwyżej i jak najszybciej przeprowadzać kontrataki. Nie chce posiadać piłki, chce ją przechwycać i po dwóch podaniach kończyć strzałem do bramki. Ciekawi mnie, jak to wypali, bo taki styl niesie ze sobą ogromne ryzyko – Lipsk zatrudnił co prawda nowy sztab od przygotowania fizycznego, by każdy był w pełni gotowy na trudy sezonu, ale pojawiły się już pierwsze niepokojące sygnały z obozu RB – dwóch-trzech zawodników, na czele z obrońcą Dayotem Upamecano, trochę wymknęło mu się spod kontroli. Wrócili po wakacjach z nadwagą, co spotkało się z dużym niezadowoleniem trenera. Wydaje mi się jednak, że – jeżeli wszystko pójdzie po myśli szkoleniowca – Lipsk skończy w pierwszej czwórce.
Styl gry ma polegać na szybkich kontrach i wysokim pressingu?
Tak. To ma być futbol, dla którego przychodzi się na stadion. Siadasz i widzisz, jak napastnicy naciskają środkowych obrońców, skrzydłowi bocznych, jak zespół odbiera piłkę w polu karnym i strzela gola. Tak to ma wyglądać.
Julian Nagelsmann, stawiając Bayer Leverkusen w roli faworyta do mistrzostwa, przesadził, ale coś w tym jest, że ten zespół może powalczyć o czołowe lokaty?
To oczywiście naciągane i Nagelsmann powinien uważać z takimi opiniami, bo rok temu Pal Dardai powiedział, że Leverkusen będzie mistrzem i jego Hertha nie grała za kolorowo. Nie ma jednak co ukrywać – obserwowanie Hoffenheim Nagelsmanna to olbrzymia przyjemność. Znów stracili kluczowych piłkarzy, czyli tak jak przed rokiem, ale 31-letni trener tego zespołu jest świetnym nauczycielem futbolu, chłonie wiedzę i zaskakuje rozwiązaniami taktycznymi wyciskając potencjał piłkarzy jak cytrynę. Obecnie za nimi bardzo dobre okienko transferowe, bo do dobrych transferów w udało im się przedłużyć kontrakty z kluczowymi piłkarzami – Demirbayem, Vogtem, Kaderabkiem czy Kramariciem.
Wielkie brawa dla Hoffenheim za to okno transferowe. Kaderabek, Demirbay, Kramarić i Vogt z nowymi umowami, fajne wzmocnienia zespołu na czele z Grifo i Bittencourtem. Szkoda tylko kontuzji Amiriego i wspomnianego Demirbaya, ale i tak napsują krwi. https://t.co/meYPIaIkMS
— Marcin Borzęcki (@m_borzecki) August 21, 2018
Jest jednak jeden problem. Latem kontuzje złapało dwóch kluczowych zawodników środka pola, wspomniany Demirbay i Amiri. Do tego nie wiadomo, jak Hoffenheim poradzi sobie z łączeniem gry w lidze z Ligą Mistrzów. Rok temu występowali w Lidze Europy i jesienią wyglądali bardzo słabo. Gdy odpadli i mogli się skupić na lidze, odpalili na całego i skończyli na podium. Nagelsmann jest jednak na tyle inteligentnym człowiekiem i trenerem, że pewnie wyciągnął z tego wnioski. Trzeba jednak pamiętać, że będzie walczył w o wiele bardziej wymagających rozgrywkach – w Lidze Mistrzów. Wydaje mi się jednak, że utrzymają się w szeroko pojętym top 6.
Uciekliśmy od tematu Bayeru Leverkusen.
To mocno niedoceniany zespół. Mówi się o Schalke, Borussii, Lipsku, a tymczasem Leverkusen w zeszłym sezonie grało bardzo fajną piłkę. Klub postawił na trenera Heiko Herrlicha, czyli gościa, który wcześniej nie miał żadnej marki, wyciągnięto go z Regensburga z którym awansowa z trzeciej do drugiej ligi. Aptekarze grali atrakcyjną, ofensywną piłkę. Mają ogromny potencjał z przodu. Jeżeli poprawią parę rzeczy, na czele z grą defensywną i konsekwencją – bo czasami wypuścili prowadzenie, stracili kilka głupich goli i przez to skończyli poza TOP4 – to wydaje mi się, że w tym sezonie mogą zagrozić drużynom z czołówki i powrócić do Ligi Mistrzów. Już w tamtym sezonie brakowało niewiele, a fajnie byłoby, gdyby ta marka wróciła na salony. Trzymam za nich kciuki. Słowa Nagelsmanna są może trochę przerysowane, ale kto wie, jak to się ułoży. Mogą zaskoczyć i być solidną konkurencją nawet dla Bayernu.
Schalke będzie w stanie ponownie powalczyć o wicemistrzostwo? Klub dokonał ciekawych transferów, ale ma w perspektywie grę na trzech frontach.
Po meczu pierwszej rundy Pucharu Niemiec z czwartoligowcem wiemy, że Domenico Tedesco nie zmienia swoich planów odnośnie gry zespołu. Schalke nie będzie zespołem ofensywnym, grającym atrakcyjną piłkę. Będzie przeważał pragmatyzm, chłodna kalkulacja. Tak jak w tamtym sezonie, kiedy zespół grał paskudnie dla oka i by wytrwać przed telewizorem trzeba było pakować między powieki zapałki, ale styl gry przynosił wyniki. Po prostu robili, co trzeba. Granie na trzech frontach nie jest jednak proste, ale Tedesco jest trenerem, który bardzo mądrze szafuje siłami. Można było to zobaczyć w jego pierwszym sezonie w Schalke. Jeżeli zawodnik wraca po kontuzji, wprowadza go powoli. Jeśli Schalke prowadz 1:0 do 20. minuty, to zespół się cofa, broni, ale wygląda też na taki, który stara się oszczędzać siły. Trener nie preferuje piłki, która wyciska ostatnie siły z piłkarzy. Z jednej strony jest to minus, bo słabo się to ogląda, ale z drugiej może przynieść dobre rezultaty zarówno w lidze, jak i w Lidze Mistrzów. Piłkarze nie będą zajechani, a i kadra jest szeroka. Transfery nie rzucają na kolana nazwiskami, ale są to bardzo solidne wzmocnienia. Formacje, które potrzebowały wzmocnienia, zostały wzmocnione. Wyciągnięto najlepszych piłkarzy ze słabszych klubów Bundesligi, co moim zdaniem jest słuszną taktyką. W zasięgu jest zagranie na przyzwoitym poziomie w Lidze Mistrzów – w zależności od losowania wyjście z grupy lub zajęcie trzeciego miejsca – i ulokowanie się w pierwszej trójce-czwórce Bundesligi.
Jako kibic Schalke, oglądając zespół w poprzednich sezonach, traciłeś do niego cierpliwość?
Może nie cierpliwość, ale radość z kibicowania. Zawsze oglądałem wszystkie mecze w sezonie, włącznie ze sparingami, ale siadałem jednak na kanapie ze świadomością, że nie czeka mnie nic przyjemnego i prawdopodobnie pierwsze dni nowego tygodnia będę miał spieprzone. Ostatni sezon sprawił jednak, że odzyskałem radość z oglądania meczów. To trochę paradoks, bo Schalke prezentuje paskudny styl, ale skoro są wyniki, nie mam zamiaru narzekać. Znów rozpoczynam tydzień z uśmiechem na ustach przeglądając niemieckie media i analizując tabelę, a nie, jak miało to miejsce w poprzednich latach, z nosem spuszczonym na kwintę. Tak jak Tomek Urban napisał ostatnio na Twitterze – Schalke już pięknie przegrywało. I w 2001, i w 2007 grali widowisko, a kończyło się blamażami. Być może czas na brzydkie wygrywanie.
Który zespół może zaatakować z drugiego szeregu?
Werder Brema może nie będzie atakował mistrzostwa, ale jest na dobrej drodze, by odkurzyć swoją markę. Przeciętność i zawirowania były tam codziennością, ale klub ma teraz bardzo zdolnego trenera. Florian Kohfeldt jest lepszym szkoleniowcem niż jego poprzednicy, Alexander Nouri i Wiktor Skripnik to zupełnie inna półka. Mówi się o nim, że to ktoś w stylu Tedesco czy Nagelsmanna, czyli jeden z tych młodszych trenerów, którzy z trenowania juniorów szybko przeszli do piłki seniorskiej, po czym w imponującym stylu się rozwijają. Niemieckie media nie mogą nachwalić się Werderu za letni okres przygotowawczy i poprzedni sezon. Dostrzegają elementy na pierwszy rzut oka niewidoczne. Że świetnie rozprowadzali piłkę, przesuwali formację i tak dalej. Dodatkowo zebrali bardzo ciekawych piłkarzy. Wygląda na to, że Werder może wrócić do górnej połowy tabeli i powoli rozpocząć wstawanie z kolan. Osobiście jestem też bardzo ciekaw FSV Mainz, bo po cichu liczę na trenera Sandro Schwarza. Teoretycznie robił w poprzednim sezonie wszystko, by wznieść Mainz na taki poziom, na jaki wznieśli ten klub Klopp z Tuchelem. Ma fajny pomysł na grę, przykłada uwagę do detali, dba o przyjacielskie relacje z piłkarzami i wyróżnia się na tle innych trenerów wizją. Czegoś jednak brakowało i do końca bił się utrzymanie. Teraz, tak mi się wydaje, FSV odpali.
Ciekawych transferów dokonał Stuttgart.
Są ciekawe pod względem personalnym, to raz. Ciekawy był również sposób ich przeprowadzenia. Bodajże w czerwcu dyrektor klubu, Michael Reschke, wyszedł na konferencję prasową i po prostu wymienił nazwiska – kupiliśmy tego, tego i tego. Tego wypożyczyliśmy z opcją pierwokupu, a tego sprzedaliśmy. Podał szereg personaliów, a wszystko zostało rozegrane w ciągu kilku godzin. Transfery są ciekawe, widać że dokonywane według planu. Przede wszystkim jednak udało się na razie utrzymać Benjamina Pavarda, co jest kluczowe dla losów defensywy. Ważyło się, czy odejdzie Pavard a zostanie Kamiński, czy może zostanie Pavard a odejdzie Kamiński. A to przecież przepaść jakościowa. Bardzo duże nadzieje kibice mogą wiązać moim zdaniem z Pablo Maffeo, pozyskanym z City, wcześniej wypożyczonym do Girony. W La Liga zbierał świetne recenzje. Może być ogromnym wzmocnieniem tego zespołu.
Czyli podobnie jak Schalke – bez nie wiadomo jak głośnych nazwisk, ale wzmocnili każdą formację.
To ekipa, która przede wszystkim stawia na defensywę.
Generalnie to zaskoczenie, że odpalili. Kiedy wiosną zwolniono Hannesa Wolfa, a przyszedł Tayfun Korkut, kibice przybyli pod siedzibę klubu i zapalali znicze. Korkut uchodził za nieudacznika. Prowadził kilka klubów, w każdym spisywał się fatalnie. Niespodziewanie jednak odpalili, złapali równowagę. Wcześniej nie punktowali na wyjazdach, po zmianie szkoleniowca znaleźli balans między zdobywaniem punktów u siebie i w delegacji i otarli się o europejskie puchary. To, że grali dobrze w defensywie, to jedno. Potrafili też zagrać efektownie z przodu, a ostatni mecz poprzedniego sezonu, wyjazd do Monachium, to był absolutny popis tej drużyny. Jest tam potencjał ofensywny, może się ich przyjemnie oglądać.
Ciekawym przypadkiem jest też Hertha. Wydaje się, że to klub, w którym w końcu wyznaczono kierunek rozwoju. Kiedyś w Niemczech Arminię Bielefeld nazywano „windą”, bo klub krążył od pierwszej do trzeciej ligi i z powrotem. Później tę rolę przejęła Stara Dama, ale w końcu w stolicy zagościła tak długo wyczekiwana stabilizacja. Pal Dardai, trener i legenda klubu, nie stawia na widowiskową piłkę. Dyscyplina taktyczna, przede wszystkim nie stracić, a z przodu może uda się coś wcisnąć. Mają wielu wychowanków w kadrze, być może będą mieli ich najwięcej w wyjściowej jedenastce spośród wszystkich klubów Bundesligi. Pomysł jest, ale nie spodziewam się rewolucyjnego wyniku. Chyba też nie mają wielkich oczekiwań. Krok po kroku chcą się rozwijać i przede wszystkim ustabilizować. Bo to trochę wstyd, żeby drużyna ze stolicy wielkiego kraju stąpała po tak cienkim lodzie jak przed laty.
Jak zapatrujesz się na beniaminków? Odstają finansowo, będzie im trudno się utrzymać.
Fortuna Dusseldorf i FC Nurnberg są typowane do spadku, ale w minionych latach trafiały jednak do Bundesligi zespoły słabsze i biedniejsze – Darmstadt, Eintracht Brunszwik – i jakoś dawały radę nawiązać względnie równorzędną walkę. Pokazywały, że można się utrzymać, albo nawet spaść, ale za to walcząc do ostatniej kolejki. W ostatnich latach doszło do wyrównania poziomu Bundesligi i to może być szansa dla tych zespołów. Zwłaszcza, że w tej lidze można znaleźć innych kandydatów do spadku.
Co będzie dla ciebie największym smaczkiem tego sezonu?
Rywalizacja trenerów. Kibice Premier League mogą fascynować się świetnymi piłkarzami. Kibice Serie A mają możliwość oglądania Ronaldo. Ligue 1 – Neymara. Bundesliga musi szukać na siłę innych smaczków, bo generalnie jest w odwrocie. Przeżywa słabsze lata. Stąd tak ciekawie zapowiada się rywalizacja szkoleniowców. Mamy bardzo dobrych młodych – Nagelsmanna, Tedesco czy Kohfeldta. Na ławkę trenerską wraca Rangnick, rewolucjonista jeżeli chodzi o niemiecką piłkę. Wraca Favre, który zawsze gwarantuje emocje i efektowny styl gry. Do tego dochodzi Kovac, który jest zagadką. Patrząc na najlepsze ligi w Europie, Bundesliga ma najwięcej młodych, niedoświadczonych trenerów. To liga, która nie boi się postawić na kogoś, kto wcześniej trenował tylko rezerwy lub juniorów.
Twarz zespołu jest często twarzą trenera. Z wielką przyjemnością będę obserwował jak na przykład będzie wyglądało starcie Lipska Rangnicka z Hoffenheim Nagelsmanna i tak dalej.
Bundesliga jest słabsza z roku na rok?
Zalicza coraz większy regres. Poziom jest coraz gorszy, co odbija się na występach zespołów w europejskich pucharach. Można szukać wielu przyczyn. Moim zdaniem najważniejszą jest reguła 50+1, według której jeżeli przychodzi inwestor spoza klubu, nie może mieć w nim pakietu większościowego. To trochę blokuje dopływ finansowy dla klubów. Być może gdyby zmodernizować tę regułę, lub całkowicie ją zakopać, udałoby się pójść do przodu. Potencjał Bundesligi jest ogromny – piękne miasta, stadiony, kluby z rzeszą kibiców – więc być może gdyby wpuścić tam strumień pieniędzy, liga zanotowałaby drastyczny skok. Prawdę mówiąc, nie widzę innej drogi, żeby się odbić. Z roku na rok jest coraz gorzej. Największym hitem okienka tego lata jest Axel Witsel. Jak to się ma w porównaniu do Serie A, które jeszcze niedawno było daleko za Bundesligą, a teraz Juventus ściąga Ronaldo? Nie ma wątpliwości, że potrzeba poważnych zmian na górze, żeby liga poszła do przodu. To łączy się też ze sprawą Bawarczyków, bo jeśli Bayern będzie miał słabszy sezon, być może Uli Hoeness walnie pięścią w stół i podejmie dyskusję o zasadzie 50+1 tak, by ta uległa zmianie, by kluby Bundesligi mogły operować większymi sumami. Bo zestawiając niemieckie kluby z La Liga czy Serie A, finansowo znajdują się one w lesie.
Kiedy kilka lat temu odbywał się finał Ligi Mistrzów Bayern-Borussia, mogło się wydawać, że jest to idealny punkty wyjścia do tego, żeby Bundesliga zaczęła odgrywać coraz poważniejszą rolę w europejskim futbolu. Borussia powojowała w Champions League, ale potem została rozkupiona. Stopniowo bo stopniowo, ale jednak. Finał zamydlił oczy wielu obserwatorom i osobom pracującym w niemieckiej piłce. Przecież Liverpool, który w maju przegrał z Realem, odpowiedział na to szaleństwem transferowym. A BVB? Po pięciu latach znalazła się w punkcie wyjścia, tak samo jak cała liga, bo generalnie chyba przespano dobry moment, żeby z Bundesligi wycisnąć coś więcej.
Czyli – paradoksalnie – Bundesliga ma największą szansę na rozwój w przypadku braku mistrzostwa Bayernu?
Jestem dość kontrowersyjnego zdania, że słaby sezon Bayernu może pomóc nie tylko Bawarczykom, ale też całej lidze. Już teraz nieśmiało rozmawia się o sensie zasady 50+1. Mówi się, że Uli Hoeness jest na tyle wpływową osobą, że mógłby zainicjować poważne działania w kierunku zmian.
Stwierdzenie, że to nie będzie sezon Polaków, nie będzie przesadnie kontrowersyjne?
Niestety, rola Polaków w Bundeslidze marnieje z roku na rok. Pewne miejsce ma Robert Lewandowski. Gwiazda zespołu, pewnie znów będzie królem strzelców. Ale dalej jest nieciekawie. Pozyskanie latem Hakimiego z Realu Madryt pokazało, że Borussia powoli szykuje zastępstwo dla Łukasz Piszczka. Jego przypadek jest dziwny. Miał bardzo dobrą jesień, prezentował się fantastycznie. Wiosną popełniał z kolei mnóstwo błędów, bardzo często się mylił, był w coraz gorszej formie. Chyba ze względu na jego zasługi przechodziło to bez większego echa, ale nawet na mundialu widać było, że jego dyspozycja nie jest najwyższa. Nie bez powodu ściągnięto mu zawodnika do rywalizacji, docelowo pewnie do zastąpienia Polaka.
Nie wiem za bardzo, co z Jakubem Błaszczykowskim. Stracił prawie cały sezon, zarabia bardzo dobrze w Wolfsburgu, ale nigdzie się nie ruszył. Nie mówi się o jego odejściu, ale nie spodziewam się, żeby miał odgrywać ważną rolę w zespole. Marcin Kamiński jest na wylocie ze Stuttgartu. Jest dogadany z Fortuną Dusseldorf, ma trafić do beniaminka, ale nawet tam nie będzie miał pewnego miejsca w składzie, będzie musiał o nie powalczyć. Warto będzie też rzucić okiem na Davida Kopacza z VfB. I na tym lista Polaków, którzy będą mogli pojawić się na pierwszoligowych boiskach się kończy.
Rozmawiał Norbert Skórzewski
Twitter Marcina Borzęckiego:
Fot. Newspix.pl