Toporny futbol. Pyskówki, mafia, sprzedane mecze. Brak emocji i catenaccio.
Tak według wielu wygląda dzisiejsza Serie A. Cóż, niestety nie możemy powiedzieć, żebyście puknęli się w czoło, gdyż – faktycznie – spotkania typu SPAL-Udinese wyglądają paskudnie. Jeżeli już jednak mamy do czynienia z derbami Rzymu, Mediolanu, Turynu i innymi szlagierami, to nikt na brak nudy narzekać nie może. Obecnie we włoskiej ekstraklasie mamy aż 16 Polaków. I to jest jeden z powodów, dla którego powinniście odpalić pierwszą kolejkę nowego sezonu.
Przyznaję bez bicia – jeżeli kilka lat włączyłem telewizor na Serie A, od razu chciałem to zmienić. No nie dało się oglądać. Te spotkania wołały o pomstę do nieba. Leniwa gra, cofanie na własną połowę. Ale od kilku lat coś drgnęło. I gdybym miał za zadanie wybrać ligę, w której hity najmniej zawiodły, jest duże prawdopodobieństwo, że mój palec zatrzymałby się na lidze włoskiej. Jednego starcia do dzisiaj nie mogę wymazać z pamięci – Derby d’Italia na Meazza. Remontady, czerwona kartka dla Matiasa Vecino w osiemnastej minucie, dwie minuty szoku, gol Higuaina. Jeżeli macie znajomych, którzy mówią jakieś kocopoły o Serie A, to – nalegam – pokażcie im spotkanie Interu z Juventusem z ubiegłego sezonu. Piękne, cudowne spotkanie.
Krążą głosy, że nie ma gwiazd we Włoszech. Albo inaczej – piłkarzy, którzy sprawialiby, że na naszych twarzach pojawiałby się uśmiech. Nie ma? Błagam – a Siergiej Milinković-Savić, Douglas Costa czy Allan? W temacie gwiazd wystarczy wymienić to jedno nazwisko – Ronaldo.
I myk – dwa argumenty wytrącone z ręki.
Napoli, Lazio, Inter – te drużyny nie boją się gry do przodu. Nawet ten cyniczny i defensywny Juventus potrafił zdobyć 88 bramek, najwięcej spośród wszystkich drużyn w Serie A. „Bianconeri” nie zapewnili sobie mistrzostwa w kwietniu, czy marcu, a w ostatnich kolejkach. Napoli, po utracie przewagi, nie poddało się, a po trafieniu Kalidou Koulibaly’ego Neapol oszalał. Odnotowano nawet lekkie trzęsienie ziemi w mieście spod Wezuwiusza. Wypalający po osiemdziesiąt papierosów dziennie Maurizio Sarri, wariat Spaletti, czy wybitny Max Allegri – ubiegły sezon obfitował w wiele barwnych smaczków.
Okej, Sarri pojechał do Londynu, zabrał ze sobą swój mózg (Jorginho), fajki i chciał jeszcze skitrać w kieszeniach Piotra Zielińskiego, wspomnianego Koulibaly’ego czy Driesa Mertensa. Cała trójka w Neapolu została, a za Maurizio przyszedł Carlo Ancelotti, wielbiciel tortellini. Transfery Ronaldo, ponoć bardzo dobrego Lautaro Martineza, Fabiana Ruiza. Kolejny polski zaciąg. Tę ligę naprawdę da się lubić.
Zaczynamy z wysokiego „C”. Najpierw debiut Cristiano w meczu z Chievo, a następnie dwójka Polaków (obaj awizowani do gry w galowej jedenastce) postara się wywieźć korzystny rezultat z Rzymu. Parafrazując klasyka: siadamy głęboko w fotelach, zapinamy pasy i oglądamy calcio.
Forza!
Dominik Klekowski
Fot. Newspix