Gdyby Jagiellonia wyeliminowała KAA Gent, na jej pucharowej drodze w kolejnej rundzie stanęłoby Bordeaux. Wtedy wydarzenia w szeregach tej drużyny interesowałyby nas szczególnie, ale są one na tyle szalone, że warto się nimi zająć bez względu na wszystko. Powiedzieć, że mamy u „Żyrondystów” zamieszanie, to nic nie powiedzieć.
Wczoraj Bordeaux przypieczętowało awans do IV rundy eliminacji Ligi Europy, po raz drugi pokonując ukraiński FK Mariupol (3:1 na wyjeździe, 2:1 u siebie). Mogłoby się wydawać, że trener Gustavo Poyet ma powody do zadowolenia. Tymczasem… na pomeczowej konferencji nie pozostawił suchej nitki na szefach swojego klubu.
Powód? Bez jego wiedzy i zgody napastnik Gaetan Laborde został sprzedany do Montpellier za 3 mln euro. To przelało czarę goryczy. – To mój najgorszy dzień w pracy. Prosiłem działaczy, żeby najpierw kogoś znaleźli, a dopiero potem sprzedawali Laborde’a. W czwartek rano dowiedziałem się, że jest już piłkarzem Montpellier. Nikt mnie nawet nie poinformował. To działania przeciwko mnie, przeciwko pozostałym zawodnikom i przeciwko kibicom. Biorę pod uwagę, że moja praca tutaj jutro może się zakończyć. Zażądam wyjaśnień od władz klubu, mam dość działań za moimi plecami – grzmiał Urugwajczyk.
Trudno dziwić się jego rozgoryczeniu. Bordeaux tego lata sukcesywnie się osłabia. Odszedł nie tylko Malcom – sprzedany do Barcelony za ponad 40 mln euro – ale także inny napastnik Diego Rolan, skrzydłowy Martin Braithwaite czy środkowy pomocnik Soualiho Meite (dwaj ostatni byli wypożyczeni). Teraz jeszcze Laborde. Za niego i Rolana do ataku przyszedł… 33-letni Jimmy Briand. Jedyne większe transfery to Samuel Kalu z Gentu i Toma Basić z Hajduka Split.
Poyet tym bardziej mógł być wkurzony, że przychodząc do Bordeaux w styczniu, osiągał potem naprawdę dobre wyniki. Zaczął od czterech z rzędu zwycięstw, potem pojawił się chwilowy kryzys (dwa punkty w sześciu spotkaniach), ale w ostatnich siedmiu kolejkach wygrał sześć razy i minimalnie przegrał z PSG. Efektem szóste miejsce w tabeli.
Jak łatwo przewidzieć, w piątek rano ogłoszono, iż po rozmowie z prezydentem klubu Poyet odszedł ze stanowiska. Temat można byłoby uznać za zakończony, gdyby nie fakt, że nie spodobało się to drużynie. W ramach protestu na poranny trening nie wyszło kilkunastu zawodników, ale nic nie wskórali. Takie przynajmniej są doniesienia medialne. Zadzwoniliśmy do Igora Lewczuka, który nie chciał komentować sprawy, ale zapewnił, że nie było żadnej demonstracji ze strony zespołu i cała historia została mocno ubarwiona przez dziennikarzy.
Prezydent Stephen Martin po dłuższej rozmowie z drużyną przybył na konferencję i potwierdził, że współpraca z urugwajskim trenerem na ten moment została zakończona, choć zostawił sobie furtkę, że w ciągu tygodnia „strony być może się do siebie zbliżą”. Trudno jednak wyobrazić sobie taki scenariusz. Martin przyznał, że przez pierwsze pół roku relacje z Poyetem były wzorowe, ale od początku lipca, gdy zaczęło się okienko transferowe, dochodziło do coraz większych napięć.
Co do Lewczuka. W poprzednim sezonie występował mało, za to w nowym rozegrał na razie wszystkie cztery mecze pucharowe i zaliczył pełne 90 minut w 1. kolejce Ligue 1 ze Strasbourgiem. Za każdym razem ustawiano go jako prawego obrońcę. Teraz będzie miał jednak trudniej, bo dopiero co z rezerw Barcelony wypożyczony został Sergi Palencia.
Poyeta tymczasowo zastąpi Eric Bedouet. Już w niedzielę ligowy mecz z Tuluzą.
Fot. newspix.pl