Rozmowy z menedżerami, nawet te prywatne, czasami przypominają groteskę. Zdarza się dawać lewe info dziennikarzom tylko po to, by podbić zainteresowanie zachodnich klubów. Słyszy się co rusz o nowym Miliku, nowym Krychowiaku, nowym takim, nowym śmakim. Normalna rzecz, w sklepie też nigdy nie usłyszałem, że produkt z półki jest do bani, za to w tym obok znajdziemy prawdziwy cymesik.
A wczoraj w Weszłopolskich Daniel Weber (agencja INNfootball) sugeruje, że Kurzawa ma tak naprawdę słabe CV, mówiąc: – W poważną piłkę grał tylko rok.
Im dłużej o tym myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, że CV Kurzawy faktycznie mu nie pomagało, choć wydawało się, że to idealny do przeprwoadzenia transfer. Żyjemy w bańce. Wydaje nam się, że skoro ktoś wyrósł ponad ligową przeciętność i jest do wzięcia za darmo, od razu musi iść do europejskiej potęgi i wejść w nią z buta. Zazwyczaj wygląda to jednak tak, że z buta to nasi piłkarze mogą dostać co najwyżej kopa w tyłek i to wcale nie od potęgi, a od średniaka. Wciąż więcej mamy Filipów Starzyńskich odbijających się od śmiesznego poziomu niż Kamilów Glików, którzy nie tyle utrzymują się na powierzchni, a zaliczają skok. Wyróżnianie się w polskiej lidze nic nie znaczy. Skauci poważnych klubów przyjeżdżają oglądać nasze towary eksportowe i głowa im pęka. Mówią: – No dobra, widać po nim umiejętności, ale co to za weryfikacja? W takim tempie? Dlaczego w tej lidze nie ma żadnej intensywności?
Kurzawa ma zatem słabe CV. W Ekstraklasie pograł tak naprawdę rok, co przy jego wieku (25 lat) rodzi oczywiste pytanie: to gdzie był wcześniej? Ano wcześniej łapał tylko ogony w lecącym do pierwszej ligi Górniku, w którym przegrywał rywalizację z Gergelem czy Jeżem. Do tego jako skrzydłowy nie mógł zachwycić żadnego poważnego skauta (gdzie dryblingi?, gdzie przebojowe akcje przy linii?), więc trzeba było znaleźć klub, który szuka raczej kogoś pod określoną taktykę – niby grającego bliżej boku, a jednak operującego bardziej w środku. Nie jest tajemnicą, że Kurzawa ma także specyficzny charakter i nie jest człowiekiem, który od razu złapie kontakt ze wszystkimi w szatni (i to nie przez barierę językową). Wielu piłkarzy Górnika by nawiązać normalną relację z kolegą z szatni musiało czekać kilka tygodni – tak skrytą jest osobą. Jego jedyną weryfikacją była reprezentacja i mecz z Japonią – niby o nic, ale jednak spośród piłkarzy ofensywnych zagrał najlepiej. I już nie myślał o Fenerbahce (na które przed mistrzostwami był zdecydowany) czy Anderlechcie, a o lidze z top 5.
Średniaka z top 5, w którym ma szanse, by nie utonąć.
Obserwuję w mediach społecznościowych wpisy: – A co to jest w ogóle to Amiens? Naprawdę tam? Taki komfort posiadania karty na ręku, że Kurzawa mógł sobie wybrać właśnie Amiens. Bartosz Kapustka także wolałby pójść z Cracovii do Amiens, ale wiązał go z klubem kontrakt, a klub – takie jego prawo – chciał wycisnąć z zamieszania wokół wonderkida jak najwięcej i mógł pokiwać palcem:
– Odejdziesz, owszem, ale tam, gdzie my będziemy chcieli. Czyli tam, gdzie zapłacą nam najwięcej.
No i takim sposobem nie było rozmowy o średniakach ligi holenderskiej (którzy płacili niewiele), a topowych klubach Europy (które płaciły dużo). Jechał z wizją, że jeśli się nie przebije, zostanie wypożyczony (ale nie od razu) i będzie walczył o powrót do formy (którą straci nie grając). Ta nierówna walka trwa do dziś, a przy transferze zawodnik nie miał tak naprawdę nic do powiedzenia. Albo jedziesz, albo zostajesz w Krakowie. Każdy by pojechał.
Kurzawa przynajmniej wie, po co jedzie i jeśli oceniać ten transfer w momencie jego przeprowadzenia, jest skrojony na miarę. Jedyną wątpliwą kwestią jest moment jego dokonania, który wydaje się zbyt późny, ale termin narodzin dziecka jest jednak ważnym wydarzeniem, a kosmetyczny zabieg, jaki Kurzawa musiał przejść, lepiej odbyć przed podpisaniem kontraktu niż po (zwłaszcza, że trzeba odbyć testy medyczne). Ile znaczy w Europie polska liga pokazują Damian Kądzior (bardzo podobne CV) i Jakub Świerczok, którzy – jasne – poszli wyżej niż Ekstraklasa, ale świat już się o nich nie zabijał. Zbyt dużo defektów i straconego czasu, by myśleć o czymkolwiek. Nie dajmy się zwariować. Myślimy, że ktoś rozegra dobrą rundę w śmiesznej lidze i od razu będzie podbijać świat.
Na razie Kurzawa musi podbić chociaż Amiens, bo jeśli tego nie zrobi, drzwi do wielkiej piłki się zamkną. Pozostaną mu już na zawsze kluby pokroju Lechii Gdańsk.
JB
Fot. FotoPyK
Cały odcinek Weszłopolskich znajdziecie poniżej.