Reklama

Pięć szybkich wniosków po eurowpierdolu

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

24 lipca 2018, 23:33 • 5 min czytania 42 komentarzy

Co to jest: nie świeci i nie mieści się w dupie? Radziecki przyrząd do świecenia w dupie. Ten brodaty dowcip świetnie oddaje dzisiejszą sytuację Legii i taktyczne eksperymenty Deana Klafuricia. W meczu ze Spartakiem Trnawa po prostu wszystko w poczynaniach warszawskiej drużyny było do bani. Defensywa – żałosna. Środek pola – nie istniał. Ofensywa – jak u człowieka wielu kontaktów, wszystko na chaos. Kompletny bajzel.

Pięć szybkich wniosków po eurowpierdolu

Po takich kompromitacjach, wściekłym prezesom zdarza się zwalniać nieudolnych szkoleniowców.

Pokusiliśmy się o pięć szybkich wniosków po kolejnym odcinku niekończącego się serialu pod tytułem: „Kompromitacje polskich drużyn w eliminacjach do europejskich pucharów”. Klęska po golach Erika Grendela i Jana Vlaski to na pewno wydarzenie, które zasługuje na status odcinka specjalnego.

Wniosek pierwszy – środek pola Legii to ponury żart

Ta czarna dziura, która zionęła przeraźliwie między obroną a atakiem zespołu Klafuricia to anomalia, którą powinna zainteresować się NASA, albo przynajmniej Krzysztof Pieczyński. Tutaj ewidentnie zafunkcjonowały jakieś pozaziemskie energie.

Reklama

Legionistom obce były takie pojęcia jak asekuracja, podwojenie, przesuwanie się w strefie. Ktokolwiek się w środku pola Legii akurat nie przemieszcza, ten wygląda, jakby przed chwilą dostał maczugą w łeb i nie za bardzo miał pojęcie, gdzie się w tej chwili znajduje.

I właśnie ta opieszała postawa drugiej linii doprowadziła do bramki Grendela. Jasne, że Wojskowi grali wtedy w dziesiątkę. Ale to chyba nie jest jakaś sensacyjna sytuacja, żeby na chwilę poprzestawiać się na murawie i bronić w oczekiwaniu na zmianę. Porządnie zorganizowana drużyna nie powinna w ogóle odczuć chwilowej utraty jednego z kolegów. Przecież takich sytuacji zdarzają się tysiące.

Sęk w tym, że gra Legii w tej chwili stoi w opozycji do organizacji i porządku. Burdel na kółkach.

Wniosek drugi – gra Legii w obronie sprowadza się do interwencji Arka Malarza

Są trzy opcje – albo przeciwnik strzela gola, albo strzał wędruje obok bramki, albo interweniuje genialnie Arkadiusz Malarz. I tyle. Czwarty scenariusz, w myśl którego defensywa mistrzów Polski zatrzymuje jakąś akcję przeciwnika po prostu nie istnieje. Obrona Legii przepuszczała dzisiaj akcje przeciwników, jeżeli tylko mieli oni ochotę mocniej przycisnąć. Po kwadransie mogło być już 0:3, tyle stuprocentowych okazji wypracowali sobie goście.

Przypominamy, że mowa jest o gościach ze Spartaku Trnawa. O słowackim zespole, gdzie jak ryby w wodzie odnajdują się odrzuty z naszej ekstraklasy. Legia aspiruje do Ligi Mistrzów? Gdyby w miejscu Grendela postawić, dajmy na to, Philippe Coutintho, to on by nie strzelił tak po prostu gola. On by od razu skompletował hattricka. I jeszcze zdążył siorbnąć yerba mate.

Reklama

Tylko brak jakości u przeciwników i ich zachowawcza postawa w drugiej połowie uratowały Legię od bardziej dotkliwej kompromitacji. No i Malarz, który w pierwszych minutach fenomenalną interwencją powstrzymał piłkę zmierzającą wprost do siatki. Kiedy tylko dał się w ostatnich sekundach zaskoczyć – od razu futbolówka zatrzepotała w sieci.

Nie, Malarza nie zaskoczył przeciwnik. Po prostu facet nie przypuszczał, że jego obrońcy mogą się aż tak obciąć i dopuścić przeciwnika do strzału, choć powinni mieć go pod stuprocentową kontrolą. Ta sytuacja z pozoru w ogóle nie była groźna. Jednak, w przypadku tak dysponowanej Legii, wszystkie akcje rywali wiążą się ze śmiertelnym, bramkowym zagrożeniem.

Golem na 0:2 śmierdziało już wcześniej. To, co zrobił niejaki Marvin Egho z defensywą Legii w okolicach osiemdziesiątej minuty, kiedy objechał obrońców jak tyczki i ostatecznie nie trafił do pustej bramki, powinno podpadać pod jakiś paragraf. Dla warszawskich defensorów. Za gwałt na piłce nożnej.

Tak się po prostu nie godzi.

Wniosek trzeci – Legia nie ma pomysłu na odrabianie strat

Druga połowa to był odrażający pokaz kompletnej nieudolności warszawskiej drużyny. Hiper-ofensywna strategia Klafuricia miała sprowadzać się do tego, że Wojskowi, kosztem pewnym mankamentów w obronie, będą kreowali sobie po kilkanaście sytuacji pod bramką rywala. Nawet jeżeli coś stracą, to tak zaczarują z przodu, że zawsze wyjdą na swoje.

Jak to wypadło w praktyce? W defensywie, zamiast mankamentów, wielbłąd poganiał wielbłąda. A ofensywy „pomysł” sprowadzał się do desperackich, górnych piłek, rzucanych w poszukiwaniu Carlitosa. Przykro było patrzeć na szarpaninę Hiszpana, który takiej gry w ogóle nie czuje. Wypadł fatalnie, ale koledzy nie dali mu szansy, żeby zaprezentował się choć trochę lepiej. Pewnie teraz żałuje, że jednak nie przeniósł swoich talentów do La Liga.

Gdzie zniknął Szymański? Co po wejściu na murawę pokazali Radović czy Hamalainen? Ludzie od kreacji pokpili sprawę na całej linii.

Akcji oskrzydlających również nie było niemal wcale, a to też miał być przecież atut Legii. Gdyby liczyć tylko te udane, to w ogóle nie znalazłaby się w protokole meczowym ani jedna. Serio, aż takiej bryndzy się nie spodziewaliśmy.

Wniosek czwarty – Legia nie biega

Na tle Trnawy było to boleśnie ewidentne. Dopóki gościom zależało na podkręcaniu tempa, byli pierwsi do każdej odbitej piłki, jeździli na wślizgu, czasami nawet dość brutalnie faulowali. Ale orali murawę, aż osiągnęli swój cel i zmienili strategię na stricte defensywną. Tylko mądrze się przesuwali i raz na jakiś czas próbowali kontrataków. Niezbyt śmiało, roztropnie. Tak się gra na wynik.

Gdyby Legia odpowiedziała na wojowniczość rywali wysoką kulturą gry, byłoby w porządku. Tymczasem warszawiacy nie dość, że nie pokazali jakości, to jeszcze próbowali wygrać mecz grając klasycznego „stojanowa”. W pewnym momencie zupełnie zdechli. Chyba nawet przemknęło im przez głowy: „Dobra, niech już zostanie to 0:1. Odrobimy w rewanżu”.

Rywale z tego skrzętnie skorzystali, tak jak hieny z wyjątkowo apetycznego kawałka padliny.

Wniosek piąty – Legia w tym kształcie nie ma żadnego sensu

Po prostu. Mistrzowie Polski zaprezentowali się w tym sezonie przyzwoicie wyłącznie na tle irlandzkich kelnerów. Choć nawet w meczach z Cork męczyli bułę. Rozstrzelała ich Arka. Rozstrzelało Zagłębie. Zdeklasowała Trnawa. Kto następny? Legia w takiej formie nie byłaby w stanie zatriumfować nawet podczas Mistrzostw Świata w Udawaniu Gry w Piłkę.

Oni nawet nie udają. Po prostu – nie grają.

Dzisiaj w piłkę nożna grał tylko Spartak Trnawa. Radoslav Latal wygrał ten trenerski pojedynek z Klafuriciem przez nokaut. Rywal był zamroczony już po pierwszej rundzie. Słaniając się na nogach, z pobitym okiem, przetrwał do dwunastej. I został zmieciony z ringu. Przez Jana Vlasko, który przed meczem szanse Trnawy wycenił na pięć procent.

Trafnie ocenił potencjał swojej drużyny. Nie docenił jednak, jak dziadowska potrafi być Legia, kiedy brak jej dobrego organizatora w szatni i walecznych piłkarzy na boisku.

fot.400mm.pl

Najnowsze

Boks

Kozacki, niekwestionowany mistrz wagi ciężkiej. Usyk pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
40
Kozacki, niekwestionowany mistrz wagi ciężkiej. Usyk pokonał Fury’ego!
Anglia

Thiago Silva: Mam nadzieję, że chłopaki z drużyny wiedzą, co znaczy nosić koszulkę Chelsea

Bartek Wylęgała
0
Thiago Silva: Mam nadzieję, że chłopaki z drużyny wiedzą, co znaczy nosić koszulkę Chelsea

Liga Mistrzów

Liga Europy

Ile razy w ostatniej dekadzie w finale europejskich pucharów grały kluby spoza lig TOP 5?

Bartosz Lodko
10
Ile razy w ostatniej dekadzie w finale europejskich pucharów grały kluby spoza lig TOP 5?

Komentarze

42 komentarzy

Loading...