Z jednej strony wyjazdowe zwycięstwo 1:0 na Cork daje dziś Legii spory komfort i każe nazywać awans do kolejnej rundy formalnością. Z drugiej – dziś wcale nie musi być lekko, gładko i przyjemnie. Jeżeli warszawianie powtórzyliby swój ostatni występ przy Łazienkowskiej, gdzie uprawiając radosny futbol dostali od Arki 2:3, to z marzeniami o Lidze Mistrzów pożegnaliby się już teraz. Co więcej, nawet w sezonie 2016/17, kiedy po latach dekadach udało się dostać do fazy grupowej LM, legioniści o mało co nie połamali sobie zębów właśnie na mistrzu Irlandii. A przecież wtedy mieli nawet lepszy wynik pierwszego meczu (2:0), a mimo to długo przegrywali, grali w dziesiątkę i byli o włos od historycznej kompromitacji. Potem jednak, podobnie jak przed tygodniem, na ratunek przybył im Kuchy.
Sobotni mecz z Arką obnażył niemal wszystkie wady systemu 3-5-2, który usilnie próbuje wdrożyć Dean Klafurić. To ustawienie w polskim wydaniu w ostatnim czasie przyprawia niemal wyłącznie o ból zębów, o czym dotkliwie przekonaliśmy się na mistrzostwach świata. Być może na dłuższą metę jest w tym jakiś sens i Legia po kilku meczach zacznie się prezentować sensowniej w defensywie. Ale też te najważniejsze spotkania o wielką kasę trzeba rozegrać teraz, a nie w październiku. I tak jak Cork Legia powinna przejść w każdym ustawieniu, tak w kolejnych rundach za takie nowinki taktyczne może słono zapłacić.
– Jesteśmy ludźmi i pewnych rzeczy nie da się nauczyć od razu. Nie od razu człowiek potrafi pisać, czytać. Potrzeba czasu. Tak samo jest z nauką nowego systemu. Dajcie nam trochę czasu, a pokażemy, że Legia Warszawa potrafi grać w takim systemie – mówił na przedmeczowej konferencji Michał Kucharczyk (cytat za legia.net). I tym samym potwierdził obawy warszawskich kibiców, że w eliminacjach Ligi Mistrzów to może jeszcze nie funkcjonować. Sam Kucharczyk wie o tym najlepiej, bo przecież to on zostawił kilometr wolnej przestrzeni Zarandii przy pierwszym golu dla Arki – Gruzin przed strzeleniem bramki mógł wykonać trzy przewroty w przód i pomachać rodzinie, a i tak nikt nie przeszkodziłby mu w oddaniu strzału. W meczu o Superpuchar, który na liście priorytetów Legii jest podobnie wysoko, co relacje z ligi węgierskiej na Weszło, taki błąd był jeszcze do przełknięcia. Ale w meczu z Cork może oznaczać dla Legii finansową katastrofę.
Wprowadzenie nowego systemu przez Klafuricia w takim momencie stoi też w pewnej sprzeczności ze słowami Dariusza Mioduskiego, który zapowiadał, że Legia zostanie beneficjentem faktu, iż rewolucję kadrową przeprowadziła zimą, więc zawodnicy zdążyli się zaaklimatyzować i zgrać. I nawet zgodzilibyśmy się z prezesem, gdyby nie fakt, że trener w przerwie letniej zafundował drużynie rewolucję taktyczną. A przez to dziś więcej mówi się o problemach ustawienia z trzema obrońcami niż chociażby o bardzo sensownych ruchach kadrowych, na jakie niewątpliwie wyglądają transfery Carlitosa i Kante oraz powroty Wieteski, Michalaka, a nawet Kulenovicia czy Nagy’a.
Jaką Legią obejrzymy dziś? Czy podobnie jak w pierwszym meczu w Irlandii i starciu o Superpuchar przeciwnik będzie miał sporo okazji, by sprawdzić formę Malarza? No i czy zobaczymy ofensywę raz za razem przedzierającą się pod bramkę rywala (Arka), czy jednak tę bijącą głową w mur, której pomóc może jedynie strzał-cudo Kucharczyka (Cork)? Przede wszystkim oczekiwalibyśmy bardziej wyważonej gry w tyłach. Być może więc na lewym wahadle zobaczymy bardziej defensywnego Hlouska, a w środku pola trzech piłkarzy mających pojęcie o defensywie, czyli Philippsa, Mączyńskiego i Cafu. Natomiast w przodzie liczymy na Carlitosa w większym wymiarze czasowym, bo to piłkarz, który ewidentnie zyskuje na boisku, a traci wikłając w głupkowate opowieści w wywiadach.
A przede wszystkim czekamy na wyraźne potwierdzenie wyższości przez mistrza Polski. Chcielibyśmy zobaczyć potężną różnicę finansową pomiędzy klubami także na boisku oraz to, jak najlepszy polski zespół wiezie irlandzkich ogórków kilkoma bramkami. Bo przecież tak to właśnie powinno wyglądać, o czym nasi pucharowicze tak często pozwalają nam zapomnieć.
Legia-Cork 21:00, transmisja TVP1
Fot. FotoPyK