Klubowe zmagania stopniowo odchodzą w cień i ustępują miejsca wielkiemu turniejowi reprezentacyjnemu, czyli zbliżającemu się mundialowi. Zanim ten proces się jednak dopełni, przed nami ostatni akcent, na który czekają wszyscy. Ostatnie z rozstrzygnięć, a przy tym najważniejsze i najbardziej prestiżowe. Wielkie piłkarskie święto, czyli finał Ligi Mistrzów w Kijowie. Po jednej stronie ubrana na biało plejada gwiazd, która już zapisała przepiękną kartę w historii futbolu. Po drugiej – na czerwono – nieobliczalna, szalona wręcz banda Jurgena Kloppa.
I kto wie, być może to właśnie Liverpool jest dziś tym jedynym zespołem, który jest w stanie pokonać Real w Lidze Mistrzów. Z pewnością nie jest to personalnie najsilniejsza ekipa, jaka mogła się mierzyć z Królewskimi w wielkim finale, ale też ma ta drużyna czynnik trudny do objęcia słowem pisanym. DNA zaprojektowane, by pisać najwspanialsze historie i kreować legendy. Dziś bowiem na Anfield zebrała się paka potrafiąca na przestrzeni jednego meczu rozszarpać każdego przeciwnika.
Przede wszystkim, Liverpool ma nieprawdopodobnie ofensywnie usposobionych piłkarzy, z Salahem, Mane i Firmino na czele, którzy niesieni śpiewem tysięcy gardeł potrafią rozbić każdą defensywę świata. Siedem goli wbite w 90 minut Spartakowi oraz Mariborowi, pięć sztuk zaaplikowane kolejno Porto i Romie, dalej trójka Manchesterowi City… Czerwona maszynka Jurgena Kloppa w ledwie 12 meczach tej edycji Ligi Mistrzów strzeliła swoim przeciwnikom już 40 goli! I z całą pewnością nie zamierza na tym poprzestać.
Tym bardziej, że mowa tu o Liverpoolu, czyli klubie, w którym tradycja niejako zobowiązuje. Przed dzisiejszym finałem trudno będzie uciec od porównań z 2005 rokiem, kiedy The Reds także byli skazywani na pożarcie. No bo przecież trudno być faworytem grając z Milanem w składzie: Dida – Maldini, Nesta, Stam, Cafu – Gattuso, Pirlo, Seedorf, Kaka – Szewczenko, Crespo. A jeśli do przerwy przegrywa się 0:3, trudno w ogóle mówić o szansach na cokolwiek. Wtedy jednak Liverpool dokonał niemożliwego, a dziś będzie próbował nawiązać do wyczynu Gerrarda i spółki. Znając zamiłowanie tej ekipy do tworzenia dramatycznych spektakli – wcale nie musi być to finał zagrany w bardziej wyważony sposób. Tamto wspomnienie i tamten mecz, który z pewnością The Reds będą mieli dziś w głowach, być może pozwoli im uwierzyć w sukces w momencie, w którym nikt inny wierzyć już nie będzie. Być może też bohaterstwo starszych kolegów będzie tym właśnie czynnikiem, które nie pozwoli liverpoolczykom przegrać dziś mentalnie, niezależnie od boiskowych wydarzeń.
Wreszcie nadzieje fanów z Anfield są ściśle powiązane z osobą Jurgena Kloppa. Człowieka, który wygląda tak, jakby swoją charyzmą mógł zażegnać wszelkie konflikty i zaprowadzić pokój na świecie. Szkoleniowiec The Reds uwielbia sytuacje, w których jego zespołowi nie daje się wielkich szans, i w których światła reflektorów skierowane są na rywali. Potrafi kapitalnie dopracować taktykę, totalnie zaskoczyć przeciwnika i nie tyle pokonać go, co zwyczajnie rozgnieść walcem. Świetnie pamiętają to przecież w Madrycie, bo przed pięcioma laty Real poległ z prowadzoną przez Kloppa Borussią 1:4 po historycznym występie Roberta Lewandowskiego. I to Real nie znowu taki zmieniony, bo przecież z Ramosem, Varanem, Modriciem, Benzemą czy Ronaldo. Oni z pewnością będą dziś pamiętać, jak niegdyś Kloppo z nimi zatańczył…
Ale przede wszystkim Królewscy będą dziś mieli w głowach co innego. Trzy zwycięskie finały Ligi Mistrzów z czterech ostatnich lat. Wyjdą na murawę czując zapach historii, która już stała się ich udziałem, i którą jeszcze mogą wzbogacić. Co prawda w drugiej połowie lat 50. Los Blancos wygrali pięć Pucharów Europy z rzędu, ale to były zupełnie inne czasy i zupełnie inne rozgrywki. Wtedy nie było tak szalonej konkurencji, a po trofeum sięgało się po siedmiu meczach, eliminując zaledwie czterech przeciwników. Zresztą, kto dorosłymi oczami patrzył na wszystkie tamte sukcesy, dziś jest już po 80-tce… – Myślę że jeszcze nie uzmysłowiliśmy sobie, czego właśnie dokonujemy. Gdy to wszystko się skończy, dopiero wtedy tak naprawdę to docenimy – mówił przed meczem Rafael Varane.
Dziś na naszych oczach tworzy się zupełnie nowa historia, która może zakończyć się wpisem na Wikipedii: Real zwycięzcą Ligi Mistrzów: 2014, 2016, 2017, 2018. Kiedy dla innych niedoścignionym marzeniem była obrona tytułu, oni idą po trzeci wygrany finał z rzędu! Kiedy inni, jak choćby Liverpool, cieszą się pięcioma triumfami w najbardziej elitarnych rozgrywkach, oni właśnie idą po swój trzynasty triumf! To zupełnie inny poziom. Nawet nie tyle inna liga, co bardziej inna planeta.
Tegoroczny finał Ligi Mistrzów, mimo że już czwarty w ostatnim czasie, musi jednak smakować Los Blancos wyjątkowo. Dziś nikt nie odważy się im czegokolwiek umniejszać czy chociażby wypominać szczęścia w losowaniach. Tegoroczna ścieżka Królewskich do trofeum przypominała bowiem zimową wyprawę na K2. Wiodła ona poprzez dwumecze z Borussią Dortmund, Tottenhamem, PSG, Juventusem, Bayernem, by zakończyć się ostatnim, cholernie stromym podejściem – finałem z Liverpoolem w Kijowie. Przy takich przeciwnikach uniesione w górę trofeum powinno definitywnie rozwiać wątpliwości, komu należy się tytuł najlepszej drużyny Europy. Po tak wygranej Lidze Mistrzów należeć im się będzie wyłącznie szacunek.
A jeśli Real po raz kolejny okaże się najlepszą drużyną, autostradę do kolejnej Złotej Piłki – z jednym tylko, mundialowym zakrętem – otworzy sobie Cristiano Ronaldo. Wyjście na prowadzenie w tym historycznym pojedynku z Messim na ostatniej prostej – bo chyba tak należy to ująć – to byłaby wielka sprawa. Jeżeli to Portugalczyk ma po raz szósty cieszyć się mianem najlepszego piłkarza świata i odskoczyć o jedną statuetkę Argentyńczykowi, to dziś może uczynić wielki krok w tę stronę. A jest to o tyle prawdopodobne, że do półfinału z Bayernem Ronaldo strzelał gole w każdym z 10 spotkań tej edycji (ma już na koncie 15 trafień!). Liga Mistrzów to bezsprzecznie rozgrywki Cristiano, jego naturalne środowisko. To właśnie od niego na ukraińskiej ziemi może zależeć najwięcej. I wie to także on sam, bo przed meczem z rozbrajającą szczerością podzielił się dosyć przygnębiającą myślą, że może być to dla niego już ostatnia Liga Mistrzów…
Liverpool zagra bez kontuzjowanych od dłuższego czasu Gomeza, Matipa i Oxlada-Chamberlaina. Real wystąpi w najsilniejszym zestawieniu. Dziś o 20:45 oczy całego świata będą skierowane na Kijów, gdzie do ostatnich sił walczyć będą ze sobą najlepsi piłkarze Europy, podzieleni pomiędzy czerwonych i białych. Stawką miejsce w historii. Przed nami kapitalny spektakl!