Uff, to było szalone widowisko! Naprawdę, nie pamiętamy, by w ostatnich latach w którymkolwiek finale Ligi Mistrzów znalazło się tyle zwrotów akcji. Czas ocenić jego uczestników, choć niektórzy pewne woleliby tego uniknąć.
LIVERPOOL FC
Loris Karius – 1
Nie ma usprawiedliwienia dla tego, co zrobił na początku i końcu drugiej połowy. Tragikomedia. Kolejny sezon Liverpool gra bez dobrej „jedynki” w bramce (bo chyba nikt nie sądzi, że Mignolet takową jest, prawda?). Karius fatalnymi błędami przy golach Benzemy i Bale’a na zawsze przeszedł do historii piłki, choć pewnie teraz chciałby skorzystać z nowelizacji ustawy o ochronie danych osobowych, by zatrzeć wszelkie ślady swojej obecności w tym meczu.
Trent Alexander-Arnold – 5
Solidnie, nic poza tym. Prawie wpisał się na listę strzelców w pierwszej połowie, ale jego uderzenie znakomicie wybronił Keylor Navas. Zdarzyło mu się kilka obcinek w defensywie, ale też kilka razy dobrze pokrył przeciwnika.
Dejan Lovren – 6
Ku naszemu zdziwieniu, Lovren nie był dzisiaj słabym ogniwem Liverpoolu. Nawet nie chodzi nam o tę asystę do Mane, ale głównie o postawę Chorwata w defensywie. Przy Van Dijku wyglądał naprawdę dobrze. Potrafił czyścić swój teren, większych błędów nie popełniał.
Virgil van Dijk – 6
To samo możemy powiedzieć o Holendrze, który z Lovrenem dobrze się rozumiał. Jedynym minusem tej pary jest brak dynamiki i dzisiaj czasami dawał on o sobie znać.
Andrew Robertson – 7
Oj, ile my byśmy dali, żeby mieć w kadrze takiego Andrew Robertsona. Motorek w dupie, niezwykła wydolność, a do tego zadziora i zakapior. Piękne połączenie. Chłopak, który całkiem niedawno spędzał niedziele na graniu w „Sunday League” wyrósł nam na czołowego lewego obrońcę Europy. Sił nie zabrakło mu nawet w końcówce, gdy kapitalnie wrócił za Cristiano Ronaldo.
Jordan Henderson – 5
Kolejny zawodnik Liverpoolu, który zagrał na miarę możliwości, więc… poza poprawnością niewiele miał do zaoferowana. Real dzisiaj wygrał środek głównie przez nijakość pomocników Liverpoolu. I Henderson się do tego przyczynił.
Georginio Wijnaldum – 5
Nigdy nie uważaliśmy go za piłkarza stricte ofensywnego, Wijnaldum jest świetnym przykładem typowej „ósemki”. Jak ma odebrać – odbiera. Ma podciągnąć grę do przodu – podciąga. Ma strzelić – strzela. Solidny występ Holendra, choć za często przeceniał możliwości szybkościowe swoich kolegów z ofensywy, a przecież do wolnych oni nie należą.
James Milner – 5
Od początku sezonu spełnia rolę bullterriera. Znowu biegał, ale gdy zbliżał się w okolice pola karnego rywala, brakowało mu trochę pomysłu na rozegranie.
Mohamed Salah – 5
Nie było to kolejne wybitne spotkanie w wykonaniu Egipcjanina. Wszyscy krzyczeli, że 26 maja miał należeć do niego ale dopóki mógł grać, na kolana nie rzucał. Cóż, gdyby nie czyste skurwysyństwo (innych słów znaleźć nie możemy) Sergio Ramosa, być może jeszcze miałby okazję zachwycić.
Roberto Firmino – 3
Początek meczu w wykonaniu Brazylijczyka zwiastował, że i on trafił z formą na finał. Cóż, nic bardziej mylnego. Jego podanie do Mane było niemal perfekcyjne. Potem Firmino miał jeszcze sytuację, przy której zablokował go Sergio Ramos i zgasł. Niewidoczny, bezproduktywny, mało aktywny. Szkoda.
Sadio Mane – 7
Najlepszy zawodnik z ekipy „The Reds”, obok Andrew Robertsona. Senegalczyk wcielił się w rolę kontuzjowanego Salaha i to było po części jego (i Kariusa) show. Zdobył bramkę, kilka razy próbował rajdów, trafił w słupek. Ganiał po boisku jak opętany i niestety wydaje się, że w meczu z Polską zamierza robić to samo.
Adam Lallana – 4
Jakość gry Liverpoolu po jego wejściu spadła. Na początku drugiej połowy niefortunnie stworzył świetną sytuację Isco, który trafił w poprzeczkę. Krótko: Lallana pokazał, dlaczego siedział wcześniej na ławce.
Emre Can – bez oceny
REAL MADRYT
Keylor Navas – 6
Pokazał klasę przy strzale Alexandra-Arnolda. Ciężko przyczepić się do czegokolwiek w przypadku Kostarykanina. Nie można go winić za utratę bramki, za nią odpowiedzialna jest dwójka Marcelo-Ramos.
Dani Carvajal – 5
Ciężki mecz do oceny. Tak jak w przypadku Salaha – jeszcze przed przerwą musiał opuścić plac gry z uwagi na kontuzję. Zdecydowany plus stawiamy przy jego nazwisku, kiedy to odebrał bezpańskie podanie zagrane przez Firmino, oddał futbolówkę Ronaldo, a ten przylutował nad poprzeczką. W 18. minucie nie ustrzegł się prostego błędu i jego pass wylądował za linią końcową… własnego zespołu.
Sergio Ramos – 6
Ramosa z tego meczu zapamiętamy z dwóch złych momentów: cichym wyeliminowaniu Salaha i przegranego pojedynku główkowego z Dejanem Lovrenem przy golu dla bandy Kloppa. Plusów było jednak więcej, kapitan Realu ogólnie trzymał fason w obronie i potrafił uspokoić grę.
Raphael Varane – 8
Szef. Król defensywy. Cichy bohater finału Ligi Mistrzów. Kilka kluczowych interwencji w wykonaniu Francuza, m.in. w pierwszych minutach, gdy powstrzymał Sadio Mane. Znakomity występ Varane’a, który świetnie wróży Trójkolorowym przed mundialem.
Marcelo – 6
Zgubił krycie przy bramce Mane, w pierwszej połowie dał się ograć Salahowi i sprokurował rzut wolny, ale również po raz kolejny pokazał, że ma ogromne pojęcie o grze ofensywnej. Dośrodkowanie do Bale’a zakończyło się asystą, do atakowania zawsze miał chęć.
Casemiro – 5
Paradoksem Casemiro jest to, że on na tyle przyzwyczaił nas do świetnych spotkań, że to sobotnie nie zrobiło większego wrażenia. Pierwsze kilkanaście minut w jego wykonaniu tragiczne – Brazylijczyk wyglądał na człowieka, który jest cholernie zmęczony, nie jadł przez trzy dni, a ostatni łyk wody wziął wczoraj. Dwie poważne straty, które mogły skończyć się golami dla Anglików. Na jego szczęście tak się nie stało, Real wygrał mecz, a on się ogarnął.
Toni Kroos – 6
Niemiec zaczął bardzo niemrawo, zdarzyło mu się zagrać niedokładnie, ale z każdą minutą, podobnie jak cały Real, grał lepiej. Przerzuty, wiadomo – cud, miód, orzeszki. W drugiej połowie mógł się wykazać przy prostopadłych podaniach.
Luka Modrić – 7
Więcej niż dobry występ, choć może mało spektakularny na pierwszy rzut oka. Biegał jak poparzony, zaliczył sporo odbiorów, potrafił znakomicie mijać rywali balansem ciała. Może nie był to jego koncert, ale pojedyncza symfonia – jak najbardziej. Najlepszy środkowy pomocnik finału.
Isco – 4
Odnieśliśmy dzisiaj wrażenie, iż ten mecz był dla Hiszpana za szybki. Często, poszczuty przez wściekłe buldogi z Anfield, gubił się i tracił piłkę. Na jego niekorzyść działała również zmarnowana na początku drugiej połowy stuprocentowa sytuacja. Nie tego oczekiwaliśmy po dyrygencie, w rolę którego wcielić miał się Isco.
Karim Benzema – 7
Często schodził na skrzydła i potrafił tam odpowiednio rozegrać piłkę. Na początku niewidoczny, ale w kluczowych momentach robił swoje. Wykazał się wielkim sprytem, wykorzystując błąd Kariusa przy wyrzucie.
Cristiano Ronaldo – 4
Cristiano poszedł w ślady Salaha i również nie zagrał w tym finale na miarę swoich możliwości. Partaczył sytuacje, był mało aktywny. W 74. minucie zbierał się do uderzenia jak pies do srania i efekt był następujący – Robertson wybił mu futbolówkę spod nóg. Portugalczyk był jednym z najsłabszych. Może gdyby na sam koniec pojedynku z Van Dijkiem nie przerwał mu kibic wbiegający na boisko, oceny jego występu byłyby teraz lepsze.
Nacho – 5
Nie bez powodu wychowanek Realu nazywany jest człowiekiem od zadań specjalnych. Wszedł w trudnym momencie dla drużyny, nic nie zawalił. Solidny występ na poziomie, do którego Nacho nas już przyzwyczaił.
Gareth Bale – 10
Może ta ocena trochę na wyrost, ale ciężko dać Walijczykowi coś innego. Wszedł w 61. minucie i niedługo potem zdobył jedną z najwspanialszych bramek w historii finałów LM. W końcówce trafił po raz drugi, choć tym razem z dużą pomocą Kariusa. Książę Walii, ale i dzisiaj dla odmiany Madrytu – Gareth Bale.
Marco Asensio – bez oceny
Fot. newspix.pl