Reklama

Czy da się zastąpić Griezmanna?

redakcja

Autor:redakcja

17 maja 2018, 13:39 • 7 min czytania 6 komentarzy

Gdybyśmy mieli wymieniać jakieś charakterystyczne cechy drużyny Atletico, to oczywiście oprócz defensywnego stylu gry i żelaznej obrony skłonilibyśmy się ku napastnikom. Paradoksalnie, bo wiemy jak trudno jest wejść do tej drużyny i odpowiednio zaaklimatyzować się w niej, dopasować do taktyki. A z drugiej strony, gdy przejrzymy sobie ostatnią dekadę dostrzeżemy, że to właśnie zawodnicy z tej pozycji robili wielką furorę w samym Madrycie, ale i w całej Europie. Najpierw Fernando Torres, potem drugą młodość miał na Vicente Calderon Diego Forlan, wypromowali się Sergio Aguero oraz Falcao, później Diego Costa. Teraz do tej listy śmiało możemy dopisać Antoine’a Griezmanna.

Czy da się zastąpić Griezmanna?

Za każdym razem, gdy któryś z wyżej wymienionych opuszczał Rojiblancos, w oczach kibiców tej ekipy pojawiał się strach – jak my teraz sobie poradzimy bez niego? To naturalne i praktycznie za każdym okazywało się, że obawy były nieuzasadnione, bo na miejsce jednego kozaka zaraz przychodził drugi. Patrząc z tej perspektywy na kwestię prawdopodobnego odejścia Francuza do Barcelony w teorii można zachować spokój, aczkolwiek dodatkowe okoliczności już wcale nie są takie różowe.

W ogóle to jest dziwny przypadek, bo kibice Los Colchoneros wcale nie są maniakalnie przywiązani do byłego zawodnika Realu Sociedad. Gdybyśmy spojrzeli na suche fakty oraz liczby, doszlibyśmy do wniosku, że powinni non stop nosić go na rękach, lecz nic podobnego się nie dzieje. Jasne, część bardzo go docenia – potwierdzały to tak prozaiczne rzeczy jak choćby sondy uliczne przeprowadzane w stolicy Hiszpanii przed jakimiś ważniejszymi spotkaniami Atletico. Na przykład przy okazji starcia z Barceloną wszyscy zgodnie to właśnie w Antoinie upatrywali potencjalnego bohatera spotkania. Był ich polisą na sukces.

A jednak równolegle do tego często pojawiały się głosy, przedstawiające wobec piłkarza zupełnie przeciwną narrację – „a idź pan w cholerę” zdawali się myśleć niektórzy krewcy fani ekipy z Madrytu. Bo gdy pod lupę weźmiemy mniej więcej ostatni rok, dostrzeżemy również, iż relacje łączące kibiców oraz napastnika były co najmniej burzliwe. Weźmy chociażby ich konfrontację, jaka miała miejsce przy okazji starcia Atletico z Valencią na początku lutego: „Rojiblancos prowadzili, ale trafiła się jeszcze szansa na wyprowadzenie kontry. Zamiast tego Griezmann zwolnił akcję, przez co fani zaczęli na niego gwizdać, on zaś odwrócił się w kierunku trybun, uciszając je.” W jego obronie musiał stawać Diego Simeone, a napastnik przepraszać publicznie na konferencji prasowej, by jakkolwiek załagodzić sytuację.

W tej chwili właściwie powinniśmy zacząć używać słowa „konflikt” w kontekście jak najlepszego oddania relacji obu stron. To był moment kulminacyjny w tym niby pięknym, a jednak trudnym mariażu. Wcześniej bowiem spór eskalował stopniowo, mając w dużej mierze podłoże sportowe. Francuzowi zarzucano kiepską formę w rundzie jesiennej, z czym – z perspektywy czasu – dałoby się polemizować. Spoglądamy w jego statystyki i widzimy, że gdyby nie parę goli oraz asyst, Atletico praktycznie nie zdobywałoby bramek. Praktycznie każdą dałoby się przełożyć bezpośrednio na zdobycz punktową drużyny. Miewał jednak też takie okresy, kiedy przez jakiś czas pozostawał bezproduktywny, tak jak w październiku i listopadzie, podczas których Los Colchoneros wygrali tylko dwa mecze z ośmiu, w pozostałych (ledwo) remisowali.

Reklama

Fani zarzucali mu, że taki stan rzeczy spowodowany jest tym, iż Griezmann myślami znalazł się daleko poza Wanda Metropolitano. Czy mieli rację, czy też nie – niczego nie udowodnimy, możemy tylko spekulować. Faktem jest, że poprzedniego lata napastnik naprawdę przygotowywał się do wyruszenia w świat, a najwięcej mówiło się o zainteresowaniu ze strony Manchesteru United. – Szanse na moje przejście do tej drużyny oceniam jak 6/10 – mówił piłkarz, czym de facto rozjuszył czerwono-białe trybuny. Później jednak zmienił decyzję. – Po banie transferowym nałożonym na klub, postanowiłem zostać. To trudny moment, więc uważam, że nieuczciwie byłoby teraz odejść – mówił, choć niewielu przekonywał. Wielu kibiców twierdziło, iż ich pupil tylko robi im łaskę.

Dziś mogą przeżywać deja vu, bo sytuacja poniekąd się powtarza. Francuz znów trzyma wszystkich niepewności. O jego transferze media trąbią zaciekle niczym choleryk w warszawskim korku, a on sam milczy, czym irytuje wszystkich dookoła. To inni przemawiają w tej sprawie. Wczoraj, po meczu, głos zabrał Gil Marin, dyrektor Atletico: – Musi w końcu podjąć decyzję co do swojej przyszłości. Zobaczymy, czy przyjmie naszą ofertę. Na stole leży ponoć 20 baniek rocznie. Jeszcze nigdy w historii Rojiblancos tyle nikomu nie dali, co de facto też budzi spory sceptycyzm wśród fanów klubu, którzy argumentują, że ten stworzy niebezpieczny precedens, podzieli szatnię na równych i równiejszych.

– On chce zdobywać trofea. Dużo będzie zależało od dzisiejszego finału – twierdził z kolei Thomas Partey, jego kolega z boiska. Pytanie, czy Liga Europy zaspokoiła jego apetyt na sukcesy? Śmiemy wątpić. Raczej skłanialibyśmy się ku rozbudzeniu tej żądzy.

Z perspektywy osoby trzeciej wygląda to trochę jak przeciąganie liny, z delikatnym wskazaniem na Barcelonę. O słowach Luisa Suareza już słyszeliście, więc darujemy sobie jeszcze jedno cytowanie ich. Ciekawie wypowiedział się natomiast wczoraj Diego Simeone. – Wiele razy udowadniał, że przez cały czas był… jest z nami – mówił szkoleniowiec. Przejęzyczenie? A może kolejny niechcący wypuszczony spoiler względem tego, co czeka nas latem?

– Inni odchodzili, a my zawsze jakoś sobie radziliśmy z trudnych sytuacjach. Chociaż oczywiście nie będzie nam łatwo, jeśli odejdzie – podkreślał z kolei inny kumpel Antoine’a z boiska, Koke. Na pewno miał na myśli kwestie stricte boiskowe, ale my dostrzegamy jeszcze jeden kłopot w całej tej sytuacji. Kto mianowicie mógłby rzeczywiście przyjść na miejsce Francuza, by godnie go zastąpić? Wiecie, życie to nie Football Manager, gdzie można zapisać grę i w razie nieudanego transferu wczytać ją sobie, by spróbować z kimś innym. A że w ostatnim czasie praktycznie żaden ofensywny zawodnik, który dołączał do Atletico, nie sprawdził się w tej ekipie, to tym większe obawy można mieć względem potencjalnych sukcesorów naszego bohatera.

Patrzymy sobie na te wszystkie nazwiska i dochodzimy do wniosku, że moglibyśmy podzielić je na dwie grupy. Albo tych, których Atleti byłoby w stanie ściągnąć jedynie w grze komputerowej, albo gości faktycznie będących w zasięgu, do których jednak można mieć sporo zastrzeżeń. Sergio Aguero? Otwarcie przyznawał niedawno, że po Manchesterze City chciałby wrócić do Argentyny, do Independiente, gdzie rozpoczynał karierę. Dybala? Nie no, nie żartujmy nawet. Mauro Icardi? Przypominamy – szukamy następcy dla Antoine’a, a nie Diego Costy.

Reklama

Albo od drugiej strony… Iago Aspas to naprawdę fajny napastnik. Słusznie zauważa się, że jego współpraca z Maxim Gomezem w Celcie odbywa się na podobnych zasadach, co symbioza naszego bohatera i Costy właśnie. Hiszpan jest dynamiczny, lubi grę kombinacyjną, technikę ma bardzo dobrą, lecz wątpliwości budzi a) jego wiek, b) bycie „one club manem”, który poza Vigo nie sprawdził się nigdzie. Mówiło się też o Rodrigo Moreno z Valencii. Los Colchoneros mieli złożyć Nietoperzom „ofertę nie do odrzucenia”, ale była to raczej dziennikarska kaczka, ponieważ temat ostatnio znacznie przycichł. Tylko znów – czy to na pewno dobry kandydat? Ten sezon jest dopiero jego drugim w karierze, w którym przekroczył granicę 10 goli! Dla porównania, Griezmann ostatni taki zaliczył w rozgrywkach 2011/12, gdy jeszcze hasał po skrzydle w Realu Sociedad.

Nie chcemy czarno wróżyć, ale… No fajnie, że Rojiblancos zarobią sobie 100 baniek na francuskim napastniku, tylko że jednocześnie za te pieniądze raczej nie kupią napastnika, będącego w stanie zapewnić im podobny poziom. Na pewno nie od razu, czego Atleti teraz bardzo potrzebuje. Wydaje się, iż takich piłarzy na rynku dziś po prostu brakuje. Ci będący już na tym samym levelu co Antoine są zwyczajnie za drodzy, zarabiają zbyt wiele, grają w zbyt dobrych zespołach, by – z całym szacunkiem – przychodzić na Wanda Metropolitano. Z kolei kupno zawodników tańszych, ale o zdecydowanie mniejszym potencjale, stwarza ryzyko, że okażą się kolejnymi Viettami, a nie Aguerami.

Na dziś po prostu nie ma dobrego wyjścia z tej sytuacji. Andrea Berta, dyrektor sportowy ekipy z Madrytu prawdopodobnie będzie musiał wybierać mniejsze zło. A że w ostatnim czasie Atleti zaliczyło sporo wtop transferowych, biorąc pod uwagę zawodników ofensywnych – Vitolo, Vietto, Gaitan, Carrasco, Cerci, Jackson Martinez, Jimenez czy nawet Carrasco i Gameiro – to tym trudniejsze zadanie stoi przed Włochem i resztą klubowych sterników. Nie damy sobie uciąć ręki za powodzenie tej misji…

Fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Kolarstwo

„Murzyn z tarantulą na głowie i blondynka”, czyli jak się zbłaźnić i obrazić wybitnych sportowców [KOMENTARZ]

Sebastian Warzecha
0
„Murzyn z tarantulą na głowie i blondynka”, czyli jak się zbłaźnić i obrazić wybitnych sportowców [KOMENTARZ]

Hiszpania

Komentarze

6 komentarzy

Loading...