W życiu piękne są tylko chwile, śpiewał swego czasu Ryszard Riedel i kto jak kto, ale kibice i ludzie związani z Napoli w pełni mogliby się pod tym stwierdzeniem podpisać. Ich najpiękniejszy moment ostatnich lat trwał zaledwie tydzień – rozpoczął go pokonując głową Juventus Kalidou Koulibaly i zakończył go także Koulibaly, tym razem osierocając Napoli w starciu z Fiorentiną i walnie przyczyniając się do porażki. Ta sprawiła, że Scudetto przestało być dla Neapolitańczyków realnym marzeniem, a stało się złudną mrzonką.
Neapolitańczyków napisałem świadomie wielką literą, bo trudno ich traktować jako mieszkańców miasta, mentalnie Neapol wraz ze swoimi mieszkańcami jest państwem-miastem. Północ ma biznes, północ ma wielkie korporacje, północ ma przemysł. Północ jest bogata, pod każdym względem.
Neapol ma słońce i futbol.
Dla nich mistrzostwo ma inny wymiar niż w Turynie, czy Mediolanie. Północ jest do zwyciężania przyzwyczajona, Juventus obecnie w oczach kibiców nie tyle mistrzostwo może zdobyć, co może je z kimś przegrać – Scudetto stało się planem minimum, codziennością, marzeniem jest Liga Mistrzów. Gdy podstawowy cel na ten sezon stanął pod znakiem zapytania po porażce z Napoli, kibice Starej Damy pojawili się na treningu Juve, jednak ich celem wydawało się nie tyle wsparcie zespołu, co ‘rozmowa wychowawcza’ z poszczególnymi piłkarzami i jasny przekaz – macie pluć krwią, macie pokazać serce i to mistrzostwo wygrać.
Carlo Ancelotti w swojej biografii wspominał, że trenując Bianconerich czuł się jakby pracował w fabryce. Dzień po dniu odbijał kartę i wyrabiał godziny, atmosfera w żaden sposób nie przypominała rodzinnej. Na luz nie było miejsca, miejsce było tylko na ciężką pracę i wygrywanie, bo tylko to się tam liczyło. Dzisiejszy Juventus poszedł krok dalej, stał się typową korporacją. Ma ‘deadlajny’, ‘kejsy’ i ‘targety’.
W Neapolu futbol to nie przemysł ani biznes, siedziba klubu to nie fabryka mistrzostw. Futbol to religia, a San Paolo to główny kościół. Nawet gdy Napoli grało w Serie C, na San Paolo potrafiło pojawić się ponad 50 tysięcy kibiców. Mieszkańcy emanują pasją do piłki, co najlepiej było widać w tym, jak tysiące kibiców Napoli żegnało swój zespół przed batalią w Turynie i jak dziesiątki tysięcy po kilkugodzinnym oczekiwaniu witały swoich zwycięskich gladiatorów, kompletnie paraliżując przejazdy wokół lotniska.
Gdy w 2012 roku Napoli w finale Coppa Italia pokonało Juventus po golach Cavaniego i Hamsika, Neapol oszalał. Zdobyli swoje pierwsze trofeum od 25 lat. Marek Hamsik wspomina, że dopiero wtedy poznał prawdziwe oblicze miasta. „To było… szaleństwo. Wydaje mi się, że to słowo najlepiej oddaje, co wtedy się działo.
Bardzo, bardzo dobre szaleństwo. Najlepszy rodzaj szaleństwa. Kiedy wróciliśmy z Rzymu, ludzie wylewali się na ulice z każdego mieszkania, flagi wisiały w każdym oknie w mieście – to było magiczne. Kiedy tutaj wygrywasz, to jest to lepsze niż wygrywanie gdziekolwiek indziej w świecie. Nie wygraliśmy trofeum jako piłkarze, wygraliśmy jako miasto, jako jego ludzie. Właśnie to sprawia, że jest to tak wyjątkowe”.
***
W życiu piękne są tylko chwile, ale też pojedyncze chwile warunkują szczęście, lub jego brak. Często zwykły fart lub pech mają niebagatelny wpływ na przyszłość danej osoby. Omar Milanetto, dość przeciętny, niewyróżniający się niczym specjalnym włoski pomocnik niejako zdeterminował przyszłość Marka Hamsika, sprawił że Słowak trafił na trasę, której już nie opuścił.
Luty 2006, trwa spotkanie pomiędzy Brescią a Albinoleffe. Na trybunach siedzi dyrektor sportowy Pierpaolo Marino, który w ramach poszukiwań rozgrywającego przyjechał do Brescii by przyjrzeć się Omarowi Milanetto. Włoch siedzi wyraźnie znudzony, przekonany o tym, że pofatygował się na marne, ponieważ włoski pomocnik nie spełnia jego oczekiwań i z notesu zostaje wykreślony, a po niespełna godzinie gry schodzi z boiska. Marino podnosi się, by opuścić stadion, jednak jego wzrok przykuwa zmiennik Milanetto, młody chłopak z irokezem na głowie, takim samym jak jego syna, Gianmarco. Wysłannik Napoli postanawia jednak zostać na trybunach i rzucić okiem na tego ‘dziwnego chłopaka’ jak go później określił. Stracił już godzinę, kolejne pół go nie zbawi.
Dalszego biegu wydarzeń nietrudno się domyślić. Marino zauroczył się w początkującym, dziewiętnastoletnim rozgrywającym i po tym, jak obejrzał go w kolejnych spotkaniach nie miał wątpliwości co do tego, czy zabrać go ze sobą do Neapolu. „Pomyślałem: tak, on zostanie wielkim piłkarzem”, wspominał po latach Włoch. Gdy Brescia i Napoli nie mogły porozumieć się co do kwoty transferu (Brescia chciała 6 milionów euro, De Laurentiis oferował maksymalnie 5 milionów), Pierpaolo wyłożył 500 tysięcy ze swojej kieszeni, by domknąć transfer. W zamian dostał gwarancję otrzymania 10% od kolejnego transferu Hamsika – z perspektywy czasu nie była to najlepsza inwestycja.
* * *
„Każda 90-letnia kobieta zajmująca się swoim ogródkiem może z miejsca powiedzieć ci, dlaczego Napoli powinno zmienić ustawienie” – Marek Hamsik.
* * *
Dwanaście lat od tamtego przypadkowego spotkania Hamsik jest najlepszym strzelcem w historii Napoli, a do rekordu występów w koszulce Partenopei brakuje mu kilkunastu spotkań. Stał się klubową legendą, choć nie musiał. Słowak miał na stole lukratywne oferty między innymi od Manchesteru United, Arsenalu, Juventusu, czy Milanu, mówiło się o zainteresowaniu ze strony Realu Madryt. Mógł Neapol porzucić w poszukiwaniu większych pieniędzy i trofeów, zwłaszcza że w reprezentacji narodowej nie miał warunków do osiągania sukcesów. Zamiast tego osiadł na stałe pod Wezuwiuszem.
Mimo tego, że w Neapolu zarabia przeciętnie jak na swoje umiejętności i osiągnięcia, a największe trofea klubowe i nagrody indywidualne miał zazwyczaj poza zasięgiem, niezależnie od tego na jak wysoki wzbijał się poziom. Nie odrzuciło go to, że inni w Neapolu zarabiali więcej, nie zniechęciło go to, że większym uznanie nagradzani byli ludzie od bramek – Edinson Cavani czy Gonzalo Higuain. Nie zniechęciło go to, że kilkakrotnie grożono mu bronią i okradano go na ulicach Neapolu.
Bo Hamsik zakochał się w Neapolu i jego mieszkańcach, a oni zakochali się w nim, uważają go za jednego z nich, dla nich Marek tylko na papierze jest Słowakiem. Tak naprawdę jest Neapolitańczykiem, jak oni.
W wywiadzie dla La Repubblici Hamsik stwierdził, że koszulka Napoli stała się dla niego drugą skórą. Gra dla ekipy spod Wezuwiusza okazała się jednym z największych zaszczytów w życiu, a on sam czuje się częścią lokalnej społeczności, jego związek z Napoli przekracza ramy piłki nożnej i kariery. Od pierwszego dnia w mieście czuł się uwielbiany – w Brescii wciąż pozostawał anonimowym nastolatkiem, a gdy po podpisaniu umowy szukał mieszkania, okazywało się, że każdy Neapolitańczyk wiedział, kim jest i skąd się wziął. Neapol sprawił, że poczuł coś wyjątkowego w swojej duszy i jest mu za to nieustannie wdzięczny.
I choć w tym sezonie był często w swojej drużynie ‘hamulcowym’, choć można było mieć co do jego gry obiekcje, to i tak wychodził w pierwszym składzie. Bo Napoli ma wobec niego dług. Bo Neapol jest mu wdzięczny za niezachwianą lojalność, za wszystkie bramki, za wszystkie chwile szczęścia, które mu dał.
* * *
Historia Hamsika w pewnym sensie oddaje duszę Napoli. Klubu, który opiera się na emocjach, który ceni lojalność, a swych ulubieńców darzy bezwarunkową miłością, niezależnie od tego czy wygrywają. Po meczu z Fiorentiną, na dobrą sprawę kończącym marzenia o mistrzostwie, nie słychać było gwizdów ani okrzyków z pretensjami. Słychać było gromkie oklaski, piłkarze dostali owację na stojąco. Bo próbowali i dali z siebie wszystko.
Napoli ten wyścig przegrało – w to że Juventus straci punkty z Bologną lub Hellase oraz z Romą nie wierzę – jednak nie wypada ich nazywać przegranymi. Drugie miejsca w piłce nożnej w ostatnim czasie przyjęło się traktować z brakiem uznania, szyderstwami, czasem pogardą, srebrni medaliści stali się wręcz największymi przegranymi. Jest to łatwe zwłaszcza z perspektywy kibica drużyny, która trofea zdobywa namiętnie i może je liczyć w tuzinach. Jednak Napoli zasłużyło na najwyższy szacunek i uznanie. Rozegrali sezon kapitalny, byli wielcy, więksi niż mogło się wydawać.
W lipcu 2016 roku na spotkaniu z kibicami De Laurentiis został zapytany wprost: „Aurelio, kiedy w końcu zdobędziemy to Scudetto?”. Włoch wpadł w furię i wykrzyczał, że Napoli swoje mistrzostwo już zdobyło. Bo dwanaście lat wcześniej było w gównie, całe Napoli pływało w gównie. I trudno mu odmówić racji – w 2004 roku klub ogłosił bankructwo, jego długi sięgnęły 70 milionów euro. De Laurentiis klub odtworzył, zaczynając w Serie C.
Lekko ponad dekadę temu rywalizował w Serie B z Juventusem, jednak tak wtedy, jak i teraz była to rywalizacja nierówna. Bogaty Juventus, osłabiony po Calciopoli, wciąż mocno trzymał się finansowo i miał w swoim składzie gwiazdy pokroju Del Piero, Buffona, Camoranesiego, Nedveda, Trezeguet. Napoli miało co prawda Cannavaro, jednak był to jedynie Paolo, słabszy z braci.
Za wicemistrzostwo nie dostaje się nagród, a za nakładanie presji na faworyta medali. Jednak samo to, że Napoli sprawiło, że na Turyn padł blady strach o koniec hegemonii, jest osiągnięciem, którego nie można bagatelizować. Juventus ma lepszą i szerszą kadrę, od lat jest we Włoszech finansową potęgą, posiada nowoczesny stadion przynoszący spore zyski i doskonałą infrastrukturę.
Napoli jeszcze niedawno, bo dwa lata temu miało przychody niższe od Galatasaray, Fenerbahce, Borussii Moenchengladbach, Lyonu, Sunderlandu i 20 innych klubów w Europie. Dopiero w obecnym sezonie wskoczyło pod względem przychodów do pierwszej dwudziestki, jednak nadal ogląda plecy takich ‘potęg’ jak Southampton, czy West Ham United. O Juventusie, którego przychody są dwukrotnie wyższe, nie wspominając. Do tego gra na stadionie, który sam De Laurentiis określa jako ‘kibel’, a wielkich gwiazd wysokimi kontraktami kusić nie jest w stanie.
A mimo to Napoli przebiło Milan, przebiło Inter i było dla Juventusu największym zagrożeniem w lidze od 2012 roku. A wszystko to bez porzucania swojego stylu, bez naginania filozofii, a co najważniejsze bez atakowania rywali w prasie, bez rozpoczynania medialnych wojen, z uśmiechem na ustach i dumą w sercach. I za to Sarriemu, jego piłkarzom i całemu Napoli należy się szacunek.
MICHAŁ BORKOWSKI