Reklama

10 zespołów które przez lata sprawiły, iż Liga Mistrzów nam się nie znudziła

redakcja

Autor:redakcja

12 kwietnia 2018, 15:03 • 7 min czytania 12 komentarzy

Futbol regularnie robi z nas idiotów, ale paradoksalnie czy nie to właśnie w nim tak uwielbiamy? Że choć czasem męczy, to jednak ostatecznie znudzić nie potrafi, bo co jakiś czas dzieją się w nim rzeczy szalenie niespodziewane, żeby nie powiedzieć nawet nadprzyrodzone. Obecna edycja Ligi Mistrzów zakpiła z większości kibiców dość mocno, no bo czy ktokolwiek sądził naprawdę, iż Liverpool oraz Romę stać na tak wiele? No nie, to jasne jak słońce. I dlatego bardzo podobają nam się te rozgrywki w tym sezonie. Dostarczyły nam kilka nieoczywistych odpowiedzi, zupełnie tak jak przed laty wiele innych ekip. Pamiętacie jeszcze kilku innych spektakularnych, aczkolwiek nieoczekiwanych półfinalistów?

10 zespołów które przez lata sprawiły, iż Liga Mistrzów nam się nie znudziła

Liverpool – 2017/18
The Reds przez lata marzyli o powrocie do dawnej świetności, nawiązania do wielkich sukcesów z poprzedniego wieku, albo chociaż czasów kadencji Rafy Beniteza. Finał Ligi Europy sprzed dwóch lat był słodko-gorzki, ale też nie za bardzo zaspokajał ów głód wielkich sukcesów. Dlatego wynik z bieżącego sezonu robił wrażenie już po awansie tej ekipy do ćwierćfinału – Liverpool ostatnio raz znalazł się w nim 9 lat temu. Pokonanie Manchesteru City… TAKIEGO Manchesteru City to z jednej strony ogromna niespodzianka, bo The Citizens – wydawałoby się – rozgrywają fantastyczny sezon. A jednak Mo Salah i spółka potrafili się im postawić i to trzykrotnie, bo oprócz dwóch zwycięstw sprzed tygodnia i dwóch, pokonali ich jeszcze w lidze (4:3). Z drugiej strony wcześniej zebrali baty od zespołu Guardioli 0:5, dlatego nawet po pierwszym meczu w Champions League nic w tym wypadku nie było rozstrzygnięte. The Reds przetrwali jednak nawałnicę błękitnych koszulek na ich pole karne, meldując się w ½ finału.

AS Roma – 2017/18
Dobra, a teraz okazja na „coming out”. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto spodziewał się, iż w bieżącym sezonie Rzymianie dotrą aż do półfinału. Śmiało! Nikt? No co za szok! Trzeba jednak przyznać otwarcie – i my typowaliśmy raczej, iż Roma nie poradzi sobie już w fazie grupowej, wszak mierzyła się w niej z wtedy jeszcze Chelsea oraz Atletico Madryt. No i nie dość, że z tego tria spisała się najlepiej, to potem pokonała Szachtar, a przedwczoraj… Sami wiecie. Ta remontada przejdzie do historii, nie tylko ekipy znad Tybru, ale futbolu w ogóle. Barcelona również wydawała się być poza zasięgiem. Zwłaszcza, że w pierwszym meczu gościnność pokazali De Rossi oraz Manolas, strzelając samobóje. I to właśnie oni sprawili, iż w rewanżu spektakularny comeback okazał się faktem – Włoch zdobył bramkę na 2:0, Manolas trafił na 3:0. Co za piękna historia! Dodatkowo jest to bowiem pierwszy półfinał Ligi Mistrzów Gialorossich od 1984 roku…

AS Monaco – 2016/17
Poprzedni sezon w wykonaniu Monaco to było jakieś szaleństwo. Po pierwsze, ekipa prowadzona przez Leonardo Jardima przełamała czteroletnią hegemonię PSG i już za sam ten fakt należą jej się ukłony. No ale to co wyprawiała w Lidze Mistrzów… Najpierw dwumecz z Manchesterem City zakończony wynikiem 6:6, w którym tempo utrzymywało się mniej więcej na poziomie pędzącego TGV. Potem efektowne rozbicie Borussii Dortmund (6:3) no i w końcu pojedynek z Juventusem. Happy-futbol vs taktyczne wyrachowanie, z którego ostatecznie to ta druga opcja przyniosła lepszy efekt. A szkoda – zobaczyć Kamila Glika w finale Ligi Mistrzów to by było coś! On sam pewnie odczuwa niedosyt na myśl o tamtym półfinale, ale na pewno nie ma czego żałować. Monaco i tak wykręciło rewelacyjny wynik.

Reklama

Schalke 04 – 2010/11
Schalke 2010/11 to była naprawdę kozacka ekipa, dowodzona przez gości takich jak Ivan Rakitić, Cristoph Metzelder, Manuel Neuer czy Raul Gonzalez. Nic dziwnego, iż dobrze poradzili sobie z ekipami takimi jak OL, Benfica, czy też Valencia. W końcu Inter miał powiedzieć im „no, to koniec tego dobrego”, ale nawet spektakularny gol Stankovicia z połowy boiska nie pomógł Nerazzurrim pokonać Niemców. Schalke rozbiło ekipę Leonardo 7:3, ale kolejnej przeszkody w postaci Manchesteru United już nie dało im się pokonać.

Olympique Lyon – 2009/10
Okres wielkiego „prosperity” tej drużyny skończył się już dwa sezony wcześniej, a insygnia władców Ligue 1 trafiły do Bordeaux oraz Marsylii, ale w Europie Les Gones nadal radzili sobie nieźle. W Lidze Mistrzów to był ich absolutny szczyt formy. W grupie pokonywali chociażby Fiorentinę oraz Liverpool, zaś zaraz po wyjściu z niej uprzykrzyli życie Realowi Madryt, przedłużając jego „klątwę 1/8 finału”. W ćwierćfinale z rąk (nóg?) Lyonu poległo Bordeaux, a dopiero w półfinale podopieczni Claude’a Puela wpadli na rywala nie do przejścia – Bayern Monachium, z którym w dwumeczu przegrali 0:4. Tamtej Lyon był jednak pełen świetnych graczy lub przyszłych gwiazd – Lloris, Cris, Pjanić, Bastos, Toulalan, Lovren oraz wchodzący do seniorskiego futbolu Lacazette, któremu rok wcześniej miesjce zrobił Benzema, odchodząc do Realu. Do dziś jednak Les Gones nie potrafią nawiązać do wyników sprzed niemal dekady.

Villarreal – 2005/06
To nieco zabawne, ale wówczas Zółta Łódź Podwodna była dopiero na początku budowy projektu, który miał dać jej długowieczność na wysokim poziomie oraz sukcesy. Te przyszły bardzo szybko za sprawą Manuela Pellegriniego oraz wielu świetnych graczy, którzy wówczas występowali w Villarrealu. W składzie Diego Forlan, Juan Pablo Sorin, Marcos Senna, Santi Cazorla, Rodolfo Arruabarrena oraz obecny trener Los Amarillos – Javi Calleja. Co za paka! Nic dziwnego, że po drodze uległy im zespoły takiego jak Glasgow Rangers, Inter Mediolan, Manchester United czy Benfica. Mało brakowało, a do listy dopisany został by Arsenal. No ale wtedy Riquelme zrobił to…

PSV Eindhoven – 2004/05
Może nie były to ostatnie podrygi holenderskiego futbolu na arenie międzynarodowej, ale bez wątpienia przedstawiciele tego narodu mogą dziś tylko śnić o tym, by jakiś ich zespół doszedł tak daleko w Lidze Mistrzów. Rolnicy nie mieli łatwej drogi do półfinału, wszak na ich drodze stanęło mocne wówczas Monaco, potem zaś jeden z najsilniejszych Lyonów w historii. Ba, nawet AC Milan już w ½ miał z nimi ogromne problemy, wszak do słynnego finału, w którym zmierzył się z Liverpoolem, awansował tylko dzięki regule dotyczącej bramek zdobywanych na wyjeździe. Ale czy można się temu dziwić, skoro w ekipie prowadzonej wówczas przez Guusa Hiddinka grali Mark Van Bommel, Heurelho Gomes, Phillip Cocu, Alex, Park Ji-Sung, Jefferson Farfan czy też będący w najlepszej formie w PSV Vennegoor of Hesselink?

Reklama

Deportivo La Coruna – 2003/04
To już był schyłek drużyny znanej jako „SuperDepor”. Nikt oczywiście nie spodziewał się, że będzie z nią aż tak źle jak obecnie, ale to już inna historia. W Champions League 14 lat temu Los Blanquiazules dali swoim kibicom ostatnie chwile wielkiej radości. A w swoim marszu do półfinału eliminowali nie byle kogo, bo na przykład Juventus w składzie z Buffonem, Tudorem, Conte, Del Piero, Nedvedem, Camoranesim, Trezeguetem, Zambrottą czy Thuramem. Następni do golenia? Milan z równie wielką plejadą gwiazd i kolejna historyczna remontada. Najpierw bowiem Rossonerri wygrali 4:1 na San Siro, by w rewanżu przerżnąć 0:4 i wylecieć za burtę. Depor zatrzymało się więc dopiero na innej rewelacji z tamtego sezonu – FC Porto (0:1 w dwumeczu), które niedługo potem podnosiło puchar. Galisyjczycy, a wśród nich Valeron, Tristan, Djalminha czy Mauro Silva patrzyli więc z najbliższej odległości jak rodzi się legenda Jose Mourinho.

FC Porto – 2003/04
To było jeszcze zanim Mou nazwał się „The Special One”, ale już wtedy widać było, iż drzemie w nim ogromny potencjał jeśli chodzi o umiejętności szkoleniowe. Do Porto trafił w sezonie 2002/03 i na przystawkę zwyciężył w Pucharze UEFA. Ale to była tylko przygrywka przed zgarnięciem trofeum Ligi Mistrzów rok później. Wtedy cały świat poznał jego geniusz, ale także wielu zawodników, którzy wypromowali się znacznie dzięki temu sukcesowi. Niedługo potem Barcelona ściągnęła Deco, a na wielkie gwiazdy wyrośli Ricardo Carvalho oraz Paulo Ferreira, których Mou zabrał do Chelsea. Ktoś może powiedzieć, że Smoki prześlizgnęły się wówczas przez kolejne fazy aż do finału, ale trzeba umieć sobie radzić z przeciwnikami takimi jak Manchester United, Olympique Lyon, spektakularne w tamtym sezonie Depor oraz Monaco. Droga Porto do finału wcale nie była spacerkiem po deptaku w Ciechocinku.

AS Monaco – 2003/04
Bardzo mocne było Monaco w tamtym czasie, prawie tak bardzo jak rok temu, gdy w Ligue 1 górowało nad PSG, zaś w LM dochodząc jeszcze dalej niż ekipa Jardima. Tyły zabezpieczał między innymi Patrice Evra, po skrzydle szalał Ludovic Giuly, a za strzelanie goli odpowiadali Dado Prso czy Fernando Morientes. Hiszpan najpierw stał się zmorą swoich rodaków, bo już w 1/4 finału drużyna Didiera Deschampsa pokonała Real Madryt, z którego napastnik był wypożyczony. Wcześniej ofiarą Monaco padł Lokomotiw Moskwa, w półfinale zaś jeszcze nie tak mocna jak niedługo potem Chelsea Mourinho. Na koniec to właśnie Portugalczyk triumfował, choć de facto Francuzi również nie powinni byli narzekać na osiągnięty wynik. Nikt wszak nie spodziewał się, iż w Lidze Mistrzów zajdą aż do finału. Wiadomo jednak jak to jest – drugi to zawsze pierwszy przegrany.

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Liga Mistrzów

Ekstraklasa

Telewizja Polska wydała miliony euro na Ligę Mistrzów, a dostała resztki ze stołu

Paweł Paczul
130
Telewizja Polska wydała miliony euro na Ligę Mistrzów, a dostała resztki ze stołu

Komentarze

12 komentarzy

Loading...