Nie chcielibyśmy być dzisiaj w skórze piłkarzy i kibiców Juventusu. Rany, co tam się wydarzyło! Real po raz kolejny dał radę w sytuacji wręcz beznadziejnej. Rzutem na taśmę wyrwał awans. A wszystko w tle wielkiego pościgu Starej Damy i dramatu Gianluigiego Buffona. To, co wydarzyło się na Santiago Bernabeu, długo pozostanie w pamięci każdego fana futbolu.
Juventus od samego początku rzucił się na swojego rywala, udowadniając, że wiara czyni cuda. – Po pierwsze, naszym obowiązkiem jest odrobić wynik 0:3 z pierwszego meczu. To surowy rezultat, ale musimy się z nim pogodzić. Musimy zagrać świetne spotkanie przeciwko wspaniałemu rywalowi na wspaniałym stadionie. Nie wiemy, co się wydarzy. Nikt nie spodziewał się, że tydzień temu po trzech minutach stracimy bramkę. Rzeczy mogą potoczyć się tak samo tutaj. Najważniejsze, byśmy pokazali siłę i determinację i byśmy mogli schodzić z boiska z głowami wysoko podniesionymi – mówił na przedmeczowej konferencji prasowej Massimiliano Allegri. Widać, że tchnął w swoją drużynę wiarę i nieprawdopodobny optymizm, co o mały włos nie zakończyło się awansem, albo chociaż przedłużeniem swojej szansy w dogrywce.
Starej Damie udało się przede wszystkim bardzo szybko zdobyć bramkę. Nie minęły bowiem nawet dwie minuty, a Keylor Navas musiał wyciągać piłkę z siatki. Niech o skali tego wyczynu świadczy fakt, że Real w domowych meczach Ligi Mistrzów nigdy nie stracił gola tak szybko. W tym przypadku kluczową rolę odegrała dziurawa defensywa, która – patrząc przez pryzmat całego spotkania – prezentowała się bardzo niepewnie. Błąd popełnił Casemiro, piłka trafiła na prawą stronę do Khediry, który miał bardzo dużo wolnej przestrzeni. Podciął ją w taki sposób, że ta trafiła na głowę zupełnie niepilnowanego Mandzukicia, który skrzętnie wykorzystał pierwszą okazję w tym spotkaniu.
Piłkarze Realu w pierwszej połowie byli zagubieni jak dzieci we mgle, ale potrafili stworzyć sobie kilka dogodnych sytuacji. Przede wszystkim gola strzelił Isco, który dobił uderzenie Ronaldo, ale sędzia liniowy podniósł chorągiewkę. Tyle tylko, że piłkarz Realu prawdopodobnie nie znajdował się na pozycji spalonej.
Bardzo dobrą sytuacją, po rozegraniu Modricia i Ronaldo, miał też Bale. Jego strzał najpierw odbił Buffon, a dobitka – piętą – okazała się minimalnie niecelna. W jednej z sytuacji heroiczną interwencją popisał się Chiellini. Okazję w sytuacji sam na sam miał też Isco (tym razem sędzia nie dopatrzył się ewidentnego spalonego), ale pojedynek wygrał włoski bramkarz.
Generalnie były to jednak tylko i wyłącznie pojedyncze zrywy. Przewagę miał Juventus. Tuż po pierwszym trafieniu świetną okazję wykreował sobie Higuain, ale lepszy okazał się Navas. Znamienne, że po raz kolejny posypała się defensywa Realu. Varane popełnił błąd, Costa popędził prawym skrzydłem i spokojnie dośrodkował, nienaciskany przez żadnego rywala. Real nie potrafił wejść na wyższy poziom. Często gubił się w najprostszych sytuacjach i w końcu się doigrał. Drugi gol, zdobyty przez Juve na kilka minut przed przerwą, był punktem kulminacyjnym. Królewscy wiedzieli, że żarty się skończyły, Juventus złapał jeszcze większy wiatr w żagle. Jak padła bramka? Dośrodkowanie z prawej strony niepilnowanego Lichtsteinera, wyskok Mandzukicia, który nie dał szans w pojedynku powietrznym Carvajalowi i trafienie. Deja vu. Real, swoją postawą w obronie, sam się o to prosił.
Inna sprawa, że skuteczna interwencja była jak najbardziej w zasięgu Navasa. Wcześniej uratował zespół w, wydawałoby się, beznadziejnej sytuacji (okazja Higuaina), a teraz ewidentnie się nie popisał. Tak samo jak po zmianie stron, kiedy wypuścił z rąk piłkę po wrzutce Costy. Miał pecha, bo Matuidi poszedł za akcją do końca. Wykorzystał błąd Kostarykanina i z najbliższej odległości strzelił trzeciego gola.
Na Estadio Santiago Bernabeu zapadła cisza.
Zidane już w przerwie dokonał dwóch roszad, wpuszczając na boisko Asensio i Vazqueza za Bale’a i Casemiro. Real miał grać ofensywnie, tymczasem po zmianie stron wyglądał jeszcze gorzej niż w pierwszej połowie. Po trzecim trafieniu Juventus znalazł się na psychicznym Mount Everest. Niby nie stworzył już zbyt wielu sytuacji, a przewagę wydawał się zyskiwać Real, ale ataki gospodarzy były bardzo niemrawe. Brakowało w nich konkretów i realnego zagrożenia bramki Buffona.
Buffona, który mógł przeżyć z Juventusem kolejną fantastyczną przygodę, lecz wszystko zniweczył – w dramatycznych okolicznościach, w doliczonym czasie gry – faul Benatii na Vazquezie. Kontakt był, choć Hiszpan na pewno go szukał. Sędzia miał jednak bardzo solidne podstawy, by podyktować rzut karny. Po wskazaniu na jedenasty metr legenda Juventusu nie wytrzymała – Buffon za swoje protesty otrzymał czerwoną kartkę i wściekły opuścił boisko.
Wojciech Szczęsny nie dokonał cudu i nie wybronił karnego Ronaldo. Portugalczyk uderzył pewnie. Bardzo mocno w prawy górny róg bramki.
Tym sposobem Real, rzutem na taśmę, po emocjonalnym rollercoasterze, wyszarpał awans do półfinału. Włochów czeka teraz już tylko gorzka podróż do domu…
Real Juventus 1:3
0:1 Mandzukic 2′
0:2 Mandzukic 37′
0:3 Matuidi 61′
1:3 Ronaldo 90′
Fot. NewsPix.pl