Gdzieś w grudniu jasnym było, że zostaną jednymi z najszybciej koronowanych mistrzów Anglii. Wtedy też zaczęto zadawać pytania, czy Manchester City jest zdolny do sięgnięcia po poczwórną koronę. Do zawojowania absolutnie bezdyskusyjnie krajowego podwórka, dokładając do tego upragnioną wygraną w Lidze Mistrzów. Wtedy wielu odpowiedziałoby twierdząco. Dziś może się okazać, że bardzo długo zapowiadający się na wymarzony, bajkowy sezon, będzie „tylko” sezonem bardzo dobrym.
The Citizens mieli wszelkie dane ku temu, by pobić wszystkie możliwe rekordy. Wiele ich padło, do pokonania pozostało jeszcze parę realnych. City wciąż mogą być zespołem z największą liczbą wygranych w sezonie (Chelsea zaliczyła 30 w minionym sezonie, City mają obecnie 27 i 6 meczów do końca). Mogą też być najlepsi w historii pod względem liczby punktów w sezonie (brakuje 11 by wyrównać wynik Chelsea 2004/05), a także różnicy między mistrzem a wicemistrzem (obecnie 13 punktów, United wygrali ligę w 2000 roku 18 punktami). To wszystko przyjemne osiągnięcia, ale niedające dodatkowych pucharów. Niewypełniające klubowej gabloty.
A wiele wskazuje na to, że dwa The Citizens się wymkną. Puchar Mistrzów, a więc to, na punkcie którego szejkowie mają prawdziwą obsesję. I do którego we wtorek może o wielki krok zbliżyć się Liverpool. Ale także FA Cup, z którego Obywatele wylecieli w marnym stylu z grającym w League One Wigan. Mało tego – wczoraj utracona została niepowtarzalna okazja, okazja, jakiej nie miał Manchester United. By krajowy tytuł zapewnić sobie w bezpośrednim starciu o dominację w mieście. By powiedzieć derbowemu rywalowi w twarz: my jesteśmy najlepsi na angielskiej ziemi, pogódźcie się z tym.
Zamiast tego piekielnie istotne zwycięstwo odniósł Manchester United. Niesamowicie symboliczne. Mało tego, że od stanu 0:2, gdy nie grał nic, wrócił na 2:2 dzięki bramkom Paula Pogby i wyciągnął po golu Chrisa Smallinga na 3:2. Wielki szacunek należy się za to Jose Mourinho, który w szatni podniósł zespół, jakiemu za pierwszą połowę nie dalibyśmy ułamka procenta szans na zwycięstwo.
Ta wygrana daje zaś nadzieję na to, by doszlusować w przyszłym sezonie do City. By nie dać odjechać na taki dystans, jaki wieszczyli zgodnym głosem eksperci. Dzisiejsze City, będące po dwóch bolesnych porażkach, nie przekonuje już tak mocno, że zdominuje angielski futbol na najbliższych kilka lat, prawda?
Bo czy absolutni dominatorzy mogą sobie pozwolić na sześć bramek straconych w dwóch meczach o najwyższą stawkę?
Bo czy absolutni dominatorzy mogą nie oddać jednego celnego strzału w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, gdy rywalem jest 3. drużyna ligi?
Bo czy absolutni dominatorzy mają prawo dostać największej zadyszki, gdy ważą się losy najważniejszych trofeów?
Może ta wczorajsza porażka sprawi, że pozostali uwierzą, że Manchester City jest w kolejnym sezonie do ogrania? Tak może się stać. Może jednak równie dobrze być tak, że otrzeźwi zespół Pepa Guardioli, który mógł dać się upoić wszechogarniającymi pochwałami. A to nie będzie już w żadnej mierze dobra wiadomość dla reszty stawki.
Jedno jest pewne – typowanie mistrza Anglii w sezonie 2018/19 staje się znacznie trudniejsze i dużo mniej oczywiste, niż jeszcze kilka dni temu.
fot. NewsPix.pl